środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 4

Wybieram się do sklepu. Chcę kupić sobie coś  na ząb, a przy okazji zrobić Pani Zosi zakupy na obiad i kolację. Właśnie stoję przy półce z jogurtami, gdy nagle:
- Ja bym wziął morelowy.
- O matko kochana! – Podskakuję ze strachu. Czuję, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć, gdy szept jakiegoś chłopaka wpada do mojego ucha.
- Spokojnie. – Śmieje się ze mnie, a ja rozpoznaję, że to ten sam osobnik, który ze mną wczoraj siedział na łące.
- Oszalałeś?! To już nie można się normalnie przywitać, tylko trzeba się zakradać od tyłu i mnie straszyć?! Chcesz, żebym na zawał padła?!
- Nie, no, skądże znowu. – Wciąż się śmieje.
- To nie jest śmieszne! – Udaję obrażoną, na złość mu biorę jogurt brzoskwiniowy i idę do kasy.
- Ej, no, przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć. Przepraszam.  
On poważnie mnie przeprasza, ale ja nie zwracam na niego uwagi, płacę za zakupy i wychodzę. Jestem ciekawa, czy za mną podąży. Idę odważnie, przed siebie, ukradkiem tylko śledząc jego ruchy. On jednak goni za mną, nie odpuszcza. 
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? – Zatrzymujemy się.
- Błagaj na kolanach o przebaczenie. – Ledwo udaje mi się powstrzymać przed wybuchem śmiechu gdy widzę, jak on zrywa stokrotkę i klęka.
- O piękna pani, której imienia niestety nie dostąpiłem zaszczytu poznać. Korzę się u twych stóp i błagam o wybaczenie. Przyjmij tę oto białą stokrotkę jako oznakę mego dobrowolnego oddania się pokucie, na jaką, ty o niezwykła, mnie skarzesz za ten haniebny występek.
Nie wytrzymuję. Śmiech mimowolnie wyrywa mi się z ust.
- Wstawaj, idioto! Ludzie patrzą, jakiego ty z siebie błazna robisz. – Mam z tego ubaw, a on z poważną miną wstaje.
- Ale wybaczasz? - Unosi brwi w nadziei.
- W sumie to nawet obrażona nie byłam. – Wystawiam mu język.
- Czyli zrobiłaś mnie w konia?
- Powiedzmy, że tak. Ale  masz za swoje, bo wystraszyć to się na serio wystraszyłam.
- Sorry jeszcze raz. Nie chciałem.
- Dobra, zapomnijmy o tym.
- Daj tę siatkę. A tak w ogóle to Bartek jestem. – Podaje mi dłoń i przyjaźnie się uśmiecha.
Przyglądam mu się. Ma wrażenie, ze już go gdzieś widziałam. Ten uśmiech, te oczy. I nie chodzi tu tylko o wczorajsze spotkanie, po którym to rozpoznałam go dzisiaj tylko po głosie.
  - Karolina. – Uśmiecham się i ściskam jego wyciągniętą rękę. – Czekaj, czekaj.
- Co? - Marszczy nieznacznie brwi w zaniepokojeniu.
- Bartek Kłusek? - pytam dla pewności.
- Taaak. - Wygląda na trochę zaskoczonego z faktu, że go rozpoznałam.
- O matko! Jaka ja jestem tępa. Dopiero teraz na to wpadłam.
Nie mogę uwierzyć! Niby okularów nie potrzebuję, ale wygląda na to, że nowego mózgu. Przespałam ostatni rok czy jak?
- Na co? – pyta zdziwiony.
- Na to, skąd kojarzę Buczkowice. No, kurde, najciemniej zawsze pod latarnią. Przecież to było takie proste.
- To znaczy? - Jego brwi z każdym zdziwieniem marszczą się coraz bardziej.
- No, skąd pochodzą Kruczek i Kłusek? Z Buczkowic. Jak ja głupia mogłam o tym zapomnieć? – Aż łapę się za głowę nie mogąc zrozumieć, jak mój mozg może płatać mi takie figle.
- Nie głupia, tylko po prostu wypadło ci z głowy – usprawiedliwia mnie z uśmiechem. – Interesujesz się skokami? – pyta gdy wreszcie udajemy się oboje w stronę mojego nowego domu.
- Trochę. 
- Chyba bardziej niż trochę. Zwykły kibic raczej tego nie wie.
- Przyznaję, może troszkę więcej niż trochę. – Czuję, że już robię się czerwona, jak zawsze, gdy mam mówić komuś o  swojej miłości do skoków. Z jakichś powodów wymaga to ode mnie niemałej odwagi, a szczególnie gdy mam o tym opowiadać komuś, kogo dopiero poznałam. A tu mów skoczkowi o takich rzeczach.
- Czemu się nie przyznasz, że bardzo, bardzo?
- Bo ostatnio je zaniedbałam. I to bardzo, bardzo.
Jeszcze bardziej mi głupio. 
- Przez byłego?
- Przez niego też, ale i studia mnie ostatnio tak pochłonęły, że do domu to tylko spać przyjeżdżałam.
- Rozumiem. U mnie podobnie. Studia, skocznia, studia, skocznia i tak w kółko. Jedno się jeszcze nie skończy, a już drugie zaczyna.
- Troszeczkę przerąbane macie.
Ten dzień zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Znalazłam kolejnego, tym razem całkiem niegłupiego typa od noszenia moich toreb, który w relaksujący sposób dotrzymuje mi towarzystwa. Dotleniam więc organizm, łącząc przyjemne z pożytecznym.
- No, troszeczkę – przyznaje. - Ale jak się robi, co się lubi, to nie jest tak źle.
- Właśnie, najważniejsze to robić to, co się lubi.
Zatrzymujemy się pod domem. Nasza krótka, acz intensywna podróż dobiega nieuchronnego końca.
– Dzięki za dźwiganie tej siatki. – Uśmiecham się i wyciągam rękę po zakupy.
- Nie ma za co. – Z zaskoczeniem zauważam, że wciąż je trzyma. – Musiałem przecież ponieść karę. Jeszcze raz przepraszam.
Wywracam oczami. Gada, jakby mi samochodem w płot wjechał. Też mi tragedia. Czasem podskakuję ze strachu, kiedy panele podłogowe głośno strzelą, więc niech się nie czuje jakiś wyróżniony, że udało mu się prawie doprowadzić mnie do zawału.
- Oj, tam. Mówiłam, żebyśmy o tym zapomnieli.
- No mówiłaś. – Ten uśmiech wszyscy skoczkowie mają chyba firmowy, bo nie odlepia im się od twarzy jak naszywki od sponsorów od kombinezonów.
- Oddasz mi te zakupy? - Chyba chciałby za darmo całą furę jedzenia dostać! Nie ma tak dobrze. Jako wielka – te prawie metr osiemdziesiąt bez butów robi swoje –kibicka skoków narciarskich, a wiec przy okazji i Bartka, nie mogę pozwolić na to, by jego dieta poszła na marne przeze mnie.  
- Aaa. Sorry. Zapomniałem, że to nie moje. Masz może coś do pisania?
- Coś powinnam mieć. – Szukam w torebce, choć jego pytanie mnie intryguje. – Trzymaj.
- O, kartkę też masz. Proszę, oto pani zakupy. – Oddaje reklamówkę i pisze coś na kartce. – I to. – Uśmiecha się i wciska mi do ręki poskładana wiele razy karteczkę. – Do zobaczenia.
- Dzięki za to przyniesienie zakupów. Pa, pa. – Odwzajemniam jego wesoły gest i macham, wchodząc na podwórko.
- Nie ma za co. Pa, pa. – Odmachuje i odchodzi.

Wchodzę do domu. Wewnątrz panuje cisza. Zastanawiam się, dokąd poniosło panią Zosię. Kładę zakupy na stole w kuchni i delikatnie rozkładam kartkę i czytam:
728 643 147
Jak będziesz miała
kiedyś chwilkę.
Bartek :)

Od razu do niego piszę:
 Albo jak Ty będziesz miał chwilkę :) Karolina ;)

Więc tak to się teraz robi u Orłów Kruczka.

***

Od spotkania z panem Kłuskiem minęło już kilka godzin, a jednak wciąż myślę o tym spotkaniu, i o tym co on wczoraj robił na tej polanie. Wyglądał wtedy na strapionego jakimiś problemami, ale dziś już tego nie było po nim widać. Lada chwila powinna przyjechać Agnieszka – wnuczka pani Zosi, którą to, jak się wczoraj dowiedziałam, pani Zosia wychowywała po tym jak rodzice dziewczyny zginęli w wypadku samochodowym.
- Dzień dobry, babciu! – Słyszę kobiecy głos dobiegający od drzwi wejściowych.
Wychodząc z kuchni, wpadam na kogoś. Boleśnie.
- O, matko!  - wyrywa mi się z ust przy zderzeniu.
- Oj, sorry. Cała jesteś?
Przed oczami staje mi wysoka blondynka w okularach. Nie wygląda na rozgniewaną zajściem.
- Cała, cała. – Uśmiecham się – A ty?
- Też – śmieje się. – Aaa, nie przedstawiałam się. Agnieszka.
- Karolina.
- A to mój chłopak…
- Cześć, Kuba jestem. – tu sobie już nie robię przypału tak jak przy Bartku i od razu rozpoznaje Kubę Wolnego. Gdzie się nie obejrzę, tam skoczka spotykam na swej drodze. W sumie nie powinnam marudzić z takiego przebiegu sprawy.
- Hej, Karolina.
- A gdzie babcia? - pyta Agnieszka rozglądając się wkoło w poszukiwaniu gospodyni.
- Jestem, jestem. Witajcie, kochani. – Do przedpokoju wchodzi pani Zosia z bukietem świeżych kwiatów.
Zastanawiam się, skąd bierze siły, żeby wstawać tak skoro świt i od razu biec do ogrodu. Praca w nim sprawia, że wygląda na młodszą o kilka lat, i zdecydowanie szczęśliwszą. Kwiaty muszą być jej pasją, bo ma do nich doskonałą rękę. Bukiet, którzy trzyma, wygląda jak z obrazka.
- Dzień dobry, babciu. Pozwól, że ci przedstawię. Mój chłopak, Jakub Wolny.
- Dzień dobry pani. – Całuje panią Zosię w rękę jak prawdziwy dżentelmen.
- A to więc to jest ten twój przystojniak? - Gospodyni domu nie przestaje się uśmiechać..
- Czy przystojniak, to bym polemizowała. – Aga puszcza oczko do Kuby, który nie wygląda na urażonego.
- Czego tak stoicie? Wchodźcie dalej. — Pani Zosia wykonuje zapraszający do salonu gest.
- To ja zrobię coś do picia. Kawa, herbata? – oferuję.
- Ale nie trzeba, przecież…
- Sama pani mówiła, że mam czuć się jak u siebie w domu. Tak? Więc ja wszystko przygotuję, a pani niech zajmie się gośćmi.
- I po co ja to mówiłam...

***

Oczywiście i pani Zosia i Agnieszka muszą mi pomagać. Tylko Kuba się nie wtrąca. Nie wiem, nie ufają mi czy co? Robię wszystkim herbaty, a potem ich zostawiam na dole, sama zaś uciekam do siebie. Chcą, co prawda, abym została z nimi, ale wiem, że nie powinnam. W końcu Aga przedstawia chłopaka osobie, która ją od przedszkola wychowywała. A przedstawianie chłopaka rodzicom to nie jest taka prosta sprawa, jakby się mogło wydawać.
Herbatkę mam, to można zabrać się za czytanie książki. Wreszcie jakiś romans, a nie tylko ekonomia i ekonomia. Ble, przejadły mi się te tabelki i wykresy. Rozsiadam się wygodnie na łóżku i gdy chcę oddać się lekturze, słyszę dźwięk mojego telefonu. Patrzę na wyświetlacz, a tam: Nowa wiadomość od Bartek. Otwieram ją.
Bartek: Nie nudzi Ci się przypadkiem?
Hmm, w sumie to   nie. Ale książka może poczekać.
Ja: A masz jakieś ciekawe propozycje dla mnie?
Po chwili słyszę, że nadeszła od niego odpowiedź.
Bartek: Spacer?
Dlaczego by nie?
Ja: Kiedy?
Bartek:  A kiedy będziesz mogła?
Ja:  A za ile możesz po mnie przyjść?
Bartek: Wystarczy ci pięć minut?
Ja: Tak długo mam czekać?
Odpisuję i sięgam po dżinsy i bluzę, bo to raczej krótki spacer nie będzie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie wiem dlaczego, ale na myśl spotkania się z nim uśmiech sam wkrada się na twarz.
Bartek:  Czy wy kiedykolwiek jesteście zadowolone?
Śmieję się pod nosem. Zawsze.
Ja:  Czy wy kiedykolwiek nie marudzicie?
Bartek: Czy na was zawsze trzeba czekać?
Już przyszedł? Unoszę brwi w zaskoczeniu. Niby skoczek, a tempo ma jak maratończyk.
Ja: A czy wy zawsze jesteście punktualni?
Schodzę na dół do salonu i mówię pani Zosi, że wychodzę. Odpowiada z wyrazem aprobaty i prosi, żebym nie wróciła zbyt późno.
Bartek: Długo chcesz się jeszcze kłócić?
Ja: Czy ja się kłócę?
Bartek: A nie?
Ja: A tak?
Odpisuję i wychodzę z domu, a on już na mnie czeka, przed furtką. Jak zwykle uśmiechnięty i w znakomitym nastroju. Jakby był chodzącym wulkanem optymizmu. Wolę nie wiedzieć, co się z nim dzieje, kiedy tego optymizmu zaczyna brakować.
- Co ty taka uradowana? – Mnie się czepia, a sam ma banan na twarzy.
- A ty czemu?
- A bo tak.
- I ja też bo tak. To gdzie idziemy?
- Daleko, przed siebie. – Ten uśmiech wzbudza we mnie podejrzliwość.
Ale chyba nic mi nie zrobi, bo jak go sąd skarze, to nawet z wyrokiem w zawieszeniu wyrzucą go z kadry. Tyle tylko, że to mała strata dla Polski, ale tego to już mu nie powiem. Taką świnią to ja nie jestem.

___________________________________________________________________

Miało być na weekendzie, ale problemy natury technicznej nie pozwoliły, ale dzięki temu ten rozdział jest kilka razy lepszy.

Na początek WIELKIE PODZIĘKOWANIA dla Charlie, która sprawdziła, dopisała kilka zdań, a przede wszystkim wskazała błędy i naprowadziła mnie na to jak je poprawić.


Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Wiele radości sprawiło mi ich czytanie  odpisywanie. Dzięki wielkie!

Oczywiście mam nadzieję, że i pod tym coś się znajdzie ;) (Obiecuję na weekendzie odpisać na wasze, o ile znowu nie będzie awarii prądu :/ )

Miłego wieczorku. Całuski :***





6 komentarzy:

  1. Czytam, czytam, czytam
    ... I, kurczaki, to jest genialne! O ile w poprzednim rozdziale było nieco "chaotycznie" i przeciętnie (zupełnie jak u mnie :P), tak teraz to już chyba pierwsza liga! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czasami taka przerwa daje nam solidnego kopniaka, żeby ewentualnie coś poprawić. To cieszy jeszcze bardziej niż terminowe oddanie rozdziału do oceny :) Przez cały czas miałam ogromnego banana na twarzy, wbiło mnie w łóżko. Jeszcze raz wyrazy uznania za taki progress ;) Skoczyć tak wysoko w tak krótkim czasie... No słów mi brak :D I będę tak słodzić aż do epilogu :P
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju jeju. Ile dobrych słów. Dziękuję bardzo, choć to zasługa Charlie, że wyszło tak świetnie :D Zobaczymy, czy nauka nie poszła w las już niedługo :)
      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  2. Ojej, dziękuję za wyróżnienie! :)

    Moje zdanie znasz, więc co Ci będę komentarze zaśmiecała swoją gadaniną. :P Współpraca miła, czekam na dalsze rozdziały, efekty i rozwój! :D

    Pozdrawiam!
    Charlie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam napisać współautorka ;)

      Tak, tak, my sobie inaczej pogadamy :D

      Całuski :*

      Usuń
  3. Brtek --------- mdleje------------------nadal mdleje-------------- i padłam z wrażenia.
    Jejku uwielbiam go, Karolke i autorkę ( jaki rym). Coś tam iedzy nimi sie urodzi hahahahaha;p i jeszcze Kuba Wolny ;*
    WIęcej weny i szybkiego rozdziału ;* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mdlej, nie mdlej bo to jeszcze nieczas ;)
      Na razie większość się cieszy z bohaterów, hehe zobaczymy jak długo :p
      Dziękuję i zapraszam ponownie :*

      Usuń