Kolejna
nieprzespana noc. Jak nie koszmary z Gregorem, to kłótnie z Bartkiem. Dzwonił
wczoraj wieczorem jeszcze, ale zamiast dojść do porozumienia to tylko jedno na
drugiego bardziej wkurzone. Przecież nic złego mu tym nie zrobiłam. Okej, mądre
to nie było z mojej strony, że poszłam sama do Gregora. To że cała sprawa
ujdzie mu płazem też do rozważnych rzeczy nie należy, ale ja chciałam tylko
chronić przyjaciela. On jest naprawdę jedną z najważniejszych osób w moim
życiu, mimo że znamy się od kilku tygodni. Nie zniosłabym gdyby przeze mnie
poszedł siedzieć. Nie darowałabym sobie tego nigdy.
-
A czemu ty już nie spisz, tylko krzątasz mi się po kuchni? - Nawet nie
zauważyłam kiedy to babcia z troskliwym uśmiechem pojawia się obok mnie.
-
Jakbym to jeszcze spała – odpowiadam ponuro.
-
Przez tą kłótnie w nocy z Bartkiem? - dopytuje, ale chyba odpowiedź jest
jasna.- Słyszałaś?
-
Trudno było nie słyszeć.
-
Przepraszam. Nie chciałam was obudzić.
-
Oj tam. Nie przejmuj się – pociesza staruszka - Nie raz się człowiek budził
przez wrzaski. Zazwyczaj małych dzieci, no a teraz przez duże też się zdarza –
dopowiada posyłając krzepiący uśmiech.
-
Przepraszam. Nawet nie pomyślałam, że mogę kogoś obudzić. - Krzyków swoich w
nocy opanować nie potrafiłam, ale jakoś nie wpadło mi do głowy, że mogę komuś
przez to przerwać sen. - I za to, że
wczoraj rano nawrzeszczałam na ciebie też przepraszam. Poniosło mnie.
-
Rano?! O czym ty dziecko mówisz?! - babcia pyta ze zdziwieniem co mam na myśli,
wspominając poranną rozmowę z poprzedniego dnia.
-
O tym jak na ciebie nakrzyczałam, że mnie z tym idiotą nic nie łączy, a wszyscy
miłości się tylko doszukują.
-
Aaaa o to. - Nie mam pojęcia czy ona naprawdę bagatelizuje tą sytuację, czy tylko takie pozory stwarza
jakby się niczym nie przejmowała. - Dziecko ja o tym już dawno zapomniałam.
-
To dobrze. Bo głupio mi potem było, ale nie miałam jak z tobą pogadać i
przeprosić.
W
sumie to jak wyszła wczoraj rano z kuchni tak ją teraz dopiero widzę. Ulotniła
się wtedy najpierw do ogrodu, potem do sąsiadki, tak że kiedy z Agą
wychodziłyśmy jej w domu nie było, a gdy wróciłyśmy ja od razu uciekłam do
łazienki i poszłam spać nawet się z nią nie widząc.
-
Właśnie późno wróciłyście, ale Agnieszka mówiła, że już wszystko gotowe. -
Kochana babcia szybko zmienia temat na dużo przyjemniejszy.
-
Udało się i dzisiaj już nic nie trzeba kombinować tylko wystawić z lodówki. No
i Gosia tort ma przywieźć.
-
Tylko wcześniej policzcie dobrze świeczki na torcie. - ostrzega, a mi
przypominają mi się urodziny koleżanki. Pojechaliśmy do niej z tortem
niespodzianką, którym była pizza. Nawet świeczki mieliśmy, ale one nam się
niestety roztopiły od gorącego sera. Ale niespodzianka była udana.
-
Mam nadzieje, że nas za to nie zabije, że jej lata wyliczymy.
-
Może nie rzuci się na was z nożem.
-
Oj nie byłabym tego taka pewna.
***
Od
rana siedzę w stercie papierów i się pozbierać nie mogę, gdy nagle rozbrzmiewa
dźwięk mojego telefonu. Najgorsze, że on jest gdzieś między tymi segregatorami.
Jednak nawet dość szybko go odnajduję i w słuchawce słyszę jakżeż miłe
powitanie od Dominiki.
-
Wreszcie ktoś raczył odebrać telefon.
-
Coś się stało? - pytam nieco przestraszona.
-
Nie no w sumie to nic. Tylko do nikogo się nie można dodzwonić. Jak nie brak
zasięgu, to w ogóle nie odbierają.
-
Telefony pewnie gdzieś rzucili, wyciszyli i nie słyszę, że dzwonisz. -
Niektórzy zapewne robią wszystko byle z nią dziś nie rozmawiać. Przyjemniej na
razie.
-
I po co im te komórki? Żadnego pożytku z tego nie ma. Ech co za ludzie - mówi
zrezygnowana.
-
A czegoś potrzebujesz, że tak wydzwaniasz?
-
Szukam chętnej osoby, żeby poszła ze mną kupić buty na wesele. Nie chce mi się
samej łazić po sklepach, ale ze mną też chyba nikt nie chce iść. Ech co za los.
Nawet
zapomniałam o tym weselu Olka i Agaty na które z Kluskiem miałam iść, ale jak
tak dalej pójdzie to raczej nici z tego.
-
A ty w Zakopanem jesteś? - Może niezbyt mądre to pytanie, ale zawsze lepsza to
reakcja, niż rozmyślanie czy się pójdzie na wesele.
-
No już do wesela tego mojego głupiego braciszka zostałam.
-
Bez przesady wcale nie taki głupi. On z nich wszystkich chyba ma najwyższe IQ.
- przynajmniej z tych co się lepiej znamy. Pewnie tam Kamil lub Maciek mogą
mieć wyższe, ale z nimi kilka słów tylko zamieniłam więc nie ma co ich brać pod
uwagę.
-
Nie powiedziałabym.
-
Uwierz. Z nim nie jest najgorzej.
-
Oni wszyscy są dobrzy. - Oj Domiś żebyś wiedziała. Jeden lepszy od drugiego. -
To co Karola, pójdziesz ze mną dziś po pracy na zakupy? - pyta by wrócić do
meritum sprawy z którą dzwoni.
-
Dziś??
-
Co, nie pasuje ci?
-
Yyy no nie za bardzo. No bo... - I weź tu sobie znajdź nagle jakąś w miarę
sensowną wymówkę - No bo ja muszę odrobić to, co mnie wczoraj
nie było i mam zostać po godzinach.
-
Ech szkoda - odpowiada ze smutkiem ukochana Forfanga.
-
Ale jak chcesz to może jutro? - oferuje. Sama też chciałam sobie jakieś buty
kupić, więc czemu by nie jutro?
-
Jutro to mam do babci na cały dzień jechać. Marudzi, że jej nie odwiedzam. Jak
ja jej nie odwiedzam?! Jak mam tylko chwilę to do niej jadę - Dominika szybko
protestuje na zarzuty swojej babuleńki
-
Tęskni za kochaną wnuczką.
-
Szuka taniej siły roboczej - I już wiemy po co one nas tak karmią. Byśmy miały
potem siły do roboty. - Mama coś wspominała, że chciała na strychu posprzątać.
Pewnie dlatego tak marudzi, żebym przyjechała.
-
Kto wie. - podśmiewuje się lekko do telefonu, ale mam nadzieję że niezbyt
głośno i może kuzynka Zniszczoła nie usłyszy.
-
Stanie sobie na środku i będzie tylko dyrygować, a ty człowieku biedny poddawaj
się jej rozkazom.
-
Może nie będzie tak źle - próbuję ją jakoś pocieszyć, przypominając sobie jak
to było gdy sama jeździłam do babci na wakacje. Co roku był jeden taki dzień
kiedy wszystko było pucowane w całym mieszkaniu. Perfekcyjna pani domu byłaby
wówczas z nas na pewno dumna.
-
Może. Dobra, nie przeszkadzam ci już. Wracaj do pracy. Papa.
-
Powodzenia na zakupach i w sprzątaniu.
-
Nie dziękuję. Do zobaczenia.
Rozłączamy
się a ja z przerażeniem spoglądam na zegarek. Kilka minut po dwunastej a ja
nawet w połowie zaplanowanej na dziś pracy nie jestem. Chyba nic mi nie wyjdzie
z ucieczki przed regulaminowym zakończeniem pracy.
***
Jak
dobrze, że przystanek jest pod tą remizą. Nie trzeba daleko latać, a nogi
zaczynają mi już odmawiać posłuszeństwa. Chyba dość szybko postaram się stąd
wyjść i może wreszcie jakoś wypocząć.
Z
pracy udało się wcześniej uciec. Jeszcze się nawet zdążyłam przebrać i prawie
wpaść pod koła Pawłowi. Jutro będzie marudził, ale mam go w nosie. Niech se
ględzi. Jak to mówi moja mama "Pogada se, pogada i przestanie, a ty się
nie przejmuj i rób swoje".
Odruchowo
naciskam na klamkę mimo, że jestem przekonana iż nikogo jeszcze nie ma. A tu
jednak niespodzianka i drzwi się otwierają. Pewnie dziewczyny już przyjechały,
albo Johann z Philipem.
-
Hej! – krzyczę na powitanie kiedy wchodzę do środka, ale nikogo nie widzę –
Halo! Jest tu ktoś?!
-
Ja jestem.
Z
kuchni wychodzi Bartek. Jednak chyba nie jest do końca zadowolony, że to ja się
tu pojawiłam. W sumie ja z zaistniałej sytuacji też szczęśliwa nie jestem, że
jesteśmy tu tylko we dwoje i nie wiadomo kiedy reszta się zjawi. Mam nadzieję
tylko, że Bartek nie zacznie na nowo rozmowy o Gregorze i tych odwołanych
zeznaniach.
-
Sam? Chłopaków jeszcze nie ma?
-
Za jakieś dziesięć minut będą. - odpowiada na co ja jedynie przytakuje głową,
że dotarła do mnie informacja. Miejmy nadzieję, że na tym skończy się nasza
dzisiejsza wymiana zdań.
-
Możemy dokończyć rozmowę? Póki jeszcze jesteśmy sami. - Bartek odzywa się po
kilku minutach denerwującej chyba zarówno mnie jak i jego ciszy. Tylko z bagna
tego okropnego milczenia zaraz wpadniemy w jeszcze większe bagno rozmowy, która
zapewne zaraz przerodzi się w kolejną kłótnie.
-
Jaką rozmowę?
-
Tą wieczorną, którą przerwałaś rzucając telefonem...
-
Jeśli ty to nazywasz rozmową…
-
No to tą kłótnie. Ale teraz na spokojnie. - Bartek stara się mówić opanowanym
głosem, ale długo taki nie przetrwa. A ja nie zamierzam na nowo wdawać się w
dyskusje z nim jaka ja to głupia byłam i nie tylko.
-
Nie! Mówiłam ci że ja temat zamknęłam.
-
Naprawdę nie możemy chwilę pogadać? - Patrzy na mnie takim wzrokiem jakbym mu
co najmniej matkę zabiła. Taki zły,
rozczarowany.
-
Po co?
-
Żeby wyjaśnić.
-
Co ty chcesz jeszcze wyjaśniać. - Coraz trudniej opanować mi nerwy i nie zacząć
się na niego znów wydzierać - Przecież ci wszystko powiedziałam i nie mam
zamiaru się powtarzać. Po co to znowu chcesz zaczynać?!
-
Bo nie mogę pojąć jak mogłaś wpaść na tak durny pomysł?!
-
A wy wciąż się kłócicie? – Nawet nie zauważyłam kiedy w środku pojawiła się
Gosia z Krzyśkiem.
-
Nie. Już nie. - odpowiadam cicho.
-
Mam nadzieję. - Gosia posyła mi krzepiący uśmiech.
Mam
wrażenie, że z nich wszystkich to tylko ona choć po części mnie rozumie.
Rozmawiałyśmy wczoraj długo o tym wszystkim i stwierdziła, że na moim miejscu
pewnie też zrobiłaby wszystko by go ratować. Oczywiście wtrąciła kilka uwag, że
jesteśmy dla siebie z Bartkiem stworzeni i ta cała akcja tylko to potwierdza.
Bo gdyby jemu tak na mnie nie zależało to by nie pobił Schlierenzauera, a gdyby
mi był on obojętny to bym nie ryzykowała zdrowia by spotkać się z Gregorem i
przekonać go do tego szatańskiego pomysłu. Tylko teraz ta nasza miłość to
polega tylko na kolejnych kłótniach gdy tylko nadarzy się okazja.
-
Spokojnie. Nie zepsujemy nikomu wieczoru - mówię pełna nadziei, że będzie tak
jak zamierzam - Prawda Bartek?
-
Tak, tak. Jasne. - odpowiada takim głosem, jakby ktoś wyrwał go z zamyśleń i
zbytnio nie wie o co go zapytano.
Nastaje
chwila ciszy, w czasie której każdy przygląda się pozostałej trójce, jakby
żadne z nas nie wiedziało co teraz powiedzieć, czy też zrobić. No fajnie. Dosyć
my z Bartkiem nie potrafimy się dogadać to jeszcze potrzeba tu tego by i
zresztą nie można było swobodnie porozmawiać. Na szczęście Krzysiek ratuje nas
wszystkich z opresji postanawiając oddać Małgosi tort, który to miała upiec na
dziś i stwierdza, że pojedzie już po resztę ekipy której obiecał, że będzie
robił dziś za taksówkę. Wraz z ukochaną znika za drzwiami kuchni a na sali
zostajemy tylko ja i Bartek.
-
Nie drąż już dzisiaj tego tematu. - mówię gdy tylko otwiera buzię by coś
powiedzieć - Ani słowem nie wspominaj o tym. Nie mam zamiaru nikomu psuć
humoru, a szczególnie Dominice i Johannowi. Wręcz przeciwnie. Więc buzia na
kłódkę. Jasne?
-
Jak słońce - odpowiada niemrawo, ale zbytnio się nad tym nie zastanawiam, bo do
środka wchodzą już Agnieszka z Kubą
-
Myślałem, że tu wszystko będzie już gotowe, a tu nawet palcem nie ruszone - z
lekkim oburzeniem w głosie Kuba ogłasza swe rozczarowanie kiedy widzi, że stoły
jeszcze nie są nakryte.
-
Szybki na ciebie czekaliśmy - odpowiada mu nieco weselej już Bartek ruchem
głowy wołając go by wraz z nim szybko poszedł do kuchni zanim zjawimy się tam z
dziewczynami.
-
Oj dziękuję, ale nie trzeba było - mówi jeszcze Kuba spoglądając też na mnie i
szybkim krokiem wraz z Kłuskiem udaje się do drugiego pomieszczenia. Chcę iść
za nimi, by przypilnować ich szperania po półkach, ale Aga łapie mnie za ramię
i zatrzymuje.
-
Pogodziliście się? - pyta, ale chyba nie wierzy w to by taki cud mógł nastąpić.
-
Że ja z Bartkiem?
-
A z kim jeszcze jesteś na ścieżce wojennej?!
-
Jeden i drugi Paweł. Taka koleżanka na uczelni. Sylwia. Szukać dalej? – Wbrew
pozorom nie jestem aż tak urocza osobą żeby wszystkich wkoło kochać. Zresztą
chyba każdy ma swojego mniejszego lub większego wroga.
-
Dobra! Nie musisz dalej wymieniać, bo doskonale wiesz, że Bartka mam na myśli.
-
Raczej prawie znowu się pokłóciliśmy – wzdycham.
-
Znowu?! O co?!
-
O to samo.
-
Jak dzieci. Normalnie jak dzieci. - Agnieszka kręci przecząco głową z i otwiera
przede mną drzwi do kuchni, gdzie reszta brygady zabrała się już do ostatnich
prac by przygotować przyjęcie niespodziankę.
***
-
Spokojnie Johann. - Gabi za wszelką cenę
próbuje uspokoić norweskiego przyjaciela, który ze stresu trzęsie się jak galareta.
-
A jak jej się nie spodoba? Albo powie nie? - Forfang jakby na złość sobie
wymyśla kolejne problemy.
-
Jak się jej nie spodoba to ja się nie nazywam Gabriel Karlen i nie jestem
skoczkiem narciarskim - oświadcza wszystkim wkoło Szwajcar, co jest dobrym
sposobem by choć na chwilę poprawić nastrój kolegi ze Skandynawii.
-
Oj Gabi. Ty zawsze wesz jak człowieka pocieszyć.
-
Do usług panie Forfang - odpowiada uszczęśliwiony Karlen.
Niestety
poprawa nastroju Johanna nie trwa długo, bo po kilku sekundach Norweg znów
zaczyna się stresować tym co go czeka dzisiejszego wieczoru i znów szuka
kolejnych pułapek.
-
A drzwi zamknęliście?
-
Tak - odpowiada Stękała, nieco już zirytowany zachowaniem przyjaciela.
-
Na pewno?
-
Tak, ale skoro ma cię to uspokoić to sprawdzę.
Wiecie
co? Ja tych skoczków nie ogarniam. Na mamutach skaczą, gdzie ja bym chyba nawet
na belkę bała się usiąść, a jak przychodzi im się oświadczyć ukochanej to mają
takiego pietra, jak dzieci przed pierwszym dniem w szkole. Rzecz jasna strach
tych dzieci, które nie chcą iść do szkoły, bo ja byłam taką małą agentką, że
się tego pierwszego dnia doczekać nie mogłam. Echhh człowiek był młody i głupi.
Baaaardzo głupi.
-
Olek pisze, że wyjechali z domu, więc lada moment tu będą - oświadcza Biegun,
który jest odpowiedzialny za kontakt ze Zniszczołem.
-
Fifi stoi z Karolą na czatach to pewnie zaraz będą ogłaszać alarm - stwierdza
Klimek.
-
O ile ich zauważą - odpowiada ponuro Bartek - Tak się chichrają, że albo oni
przegapią ich, albo tamci zauważą tą dwójkę śmieszków. Mogliby się trochę
uciszyć.
-
Najważniejsze, żeby Hermenegilda ich nie zauważyła - Agnieszka próbuje
załagodzić nieco wypowiedź Kłuska, który wydaje się być zły na wszystko i
wszystkich którzy go otaczają.
-
Dziewczyny - wreszcie odzywa się i Kuba, który od dłuższej chwili przygląda się
bacznie Johannowi - dajcie temu
biedakowi coś na uspokojenie, bo z tych nerwów to nam tu zejdzie z tego świata.
-
Lepiej może coś mocniejszego - odpowiada rezolutnie Titus, który już nie może
doczekać się toastu.
Dziewczyny
z wielką chęcią chciałyby go za to zganić, ale nie mają szans, bo z Philipem
widzimy jak przyszli państwo Zniszczołowie wraz z Dominiką podjeżdżają już pod
remizę. Jak najszybciej staramy się zająć wcześniej ustalone miejsca, by nasza
niespodzianka wyszła od samego początku jak najlepiej.
-
A śpiewamy w końcu to „Sto lat” czy nie śpiewamy? - nagle wyrywa się ze swym
pytaniem Titus na co odpowiadam mu z wielką radością, iż nie ma innej opcji i
musowo śpiewamy na powitanie.
Po
chwili szmerów i szeptów wszyscy już milkniemy. Spoglądam jeszcze na Bartka,
który z minuty na minutę jest chyba coraz bardziej na mnie wściekły. Nawet nie
chyba, a na pewno. Na dodatek mam
wrażenie, że ciągle mnie obserwuje. Nie! Chyba nie jest zazdrosny, że zamiast
rozmawiać i wybuchać głupkowatym śmiechem przy nim robię to ze Sjoeenem czy
Titusem. Chyba aż tak głupi to on nie jest by się o to na mnie obrażać.
Olek
szarpie się z drzwiami od zewnątrz, próbując je od tamtej strony otworzyć
dodając nam kilka sekund więcej na opanowanie atmosfery i ludzi wewnątrz
budynku. Po dłuższej chwili gdy wreszcie się udaje i otwiera drzwi, wpuszcza
Dominikę pierwszą do środka.
-
Sto lat! Sto lat! Niech … - zaczęliśmy śpiewać na widok jubilatki a ją
zamurowało.
Stanęła
w drzwiach z otwartą buzią i nie zrobiła ani jednego najmniejszego kroczku
dopóki nie skończyliśmy śpiewać. A Gabiemu i Fifiemu tak się spodobało to
śpiewanie, że nie mieli najmniejszych chęci kończyć, ale jednak w końcu
przestali.
-
Pamiętaliście - zaczęła mówić gdy pierwszy szok już minął - Boziu jak ja was
wszystkich kocham. Sama zapomniałam, a wy mi taką niespodziankę zrobiliście. I
Gabiego tu ściągnęliście - spogląda w stronę Szwajcara a ten uśmiecha się w
taki sposób, że aż serce się rozpływa na ten widok. - A wam Stöckl pozwolił
zostać? - zwraca się do Norwegów, którzy wyczuwając chyba opieprz od Dominiki
schowali się za plecami polskich kolegów - Czy narozrabialiście i was za karę
zostawił? O Boziu, aż się popłakałam przez was.
-
Nie płacz nam tu siostrzyczko, bo nie ma nad czym, a my tu wszyscy chcemy ci
życzenia złożyć… - i tak oto Olek zapoczątkował kolejkę z życzeniami.
Reszta
chłopaków okazała się być większymi dżentelmenami i przepuścili nas. Niestety
jestem ostatnią z dziewczyn, a za mną już stanął Bartek. Serio mam wrażenie
jakby był zazdrosny, że ktoś może się do mnie zbliżyć na zbyt małą odległość.
Cały czas czuje na sobie jego wzrok. Tak jakby nie mógł nawet na sekundę
spuścić ze mnie oka.
-
A ktoś tu miał dzisiaj zostać dłużej w pracy - śmieje się Dominika gdy wreszcie
nastaje moje kolej na krótką rozmowę z dzisiejszą jubilatką.
-
Tylko życzenia ci złoże i uciekam - odpowiadam również z szerokim uśmiechem na
twarzy.
-
Myślisz, że cię wypuszczę?
-
No a nie?! - pytam zdziwiona jakoby Dominika miała mi przeszkodzić w powrocie
do pracy.
-
Nie!
-
No to trudno, ale życzenia i tak ci złoże. A więc przede wszystkim zdrowia, bo
jak to mówią jak zdrowia nie ma, to nic nie ma. Dużo miłości, abyście z
Johannem byli najszczęśliwszą parą pod słońcem. Samych radosnych chwil w życiu,
uśmiechu na twarzy każdego dnia, a łez tylko tych ze szczęścia, ewentualnie ze
śmiechu. Spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń. I ogólnie wszystkiego
najlepszego.
-
Dziękuję, dziękuję, dziękuję - odpowiada szybko zamykając mnie w mocnym
przyjacielskim uścisku.
Pościskałyśmy
się jeszcze przez chwilkę, wycałowałyśmy, ale nie za długo, bo za mną jeszcze
spora kolejka stoi i to z tym najważniejszym na samym końcu. I gdy wreszcie i
on dostaje się do swej księżniczki to mi łzy same zaczynają płynąć po twarzy na
ich widok. Wpadają sobie w ramiona i mocno przytulają. Nic nie mówią, bo słowa
są zbędne. Tworzą taką nierozerwalną całość. Pasują do siebie niczym części
puzzli z tej samej układanki. Tacy idealni w swoich ramionach. Ach, ta miłość.
Ta cudowna odwzajemniona miłość.
-
Dobra, dobra zakochańce! - Andrzej przerywa im w końcu te czułości - Starczy
wam tych przytulasków. Dominika proszę to dla ciebie – wręcza jej nóż wskazując
na ciasto ze świeczkami które trzymają Kuba z Klimkiem – a oto wegański,
specjalnie dla ciebie, tort z dwudziestoma dwiema świeczkami.
-
Andrzej, a wiesz, że damom wieku się nie wypomina? - nie mogło się obyć bez
tego typu odpowiedzi w stronę Stękały. Oni lubią sobie dogryzać jak nikt inny.
-
No właśnie damom to po pierwsze, a po drugie to powiedziałem ile jest świeczek,
a nie ile masz lat.
-
Stękała! Bo zaraz w łeb dostaniesz.
-
Też cię kocham Brunchildko – odpowiada posyłając jej buziaka.
-
Uważaj, bo mam nóż przy sobie i nie zawaham się go użyć. Ojojoj! Bo tu zaraz
krew się poleje. Lepiej jednak niech ona uważa z tym nożem przy
przyjacielskich, choć może tego nie widać, sprzeczkach z Andzejkiem. Szkoda
żeby któremuś z nich "nie, żeby specjalnie, ale zwyczajnie przez nieuwagę”
coś się nie stało.
-
Grozisz mi?
-
Tylko ostrzegam.
-
Dominika dmuchaj te świeczki zanim same zgasną. - kłótnie przerywa im w końcu
Philip.
-
Tylko życzenie pomyśl - upomina Gabriel.
I
tak oto nasza jubilatka zdmuchnęła wszystkie świeczki na raz, więc życzenie
powinno się spełnić. A gdy rozpoczęła dzielenie tortu Gabi z Fifim znów zaczęli
śpiewać "Sto lat". Fajnie to brzmiało z takim obcym akcentem, ale po
chwil nasze orzełki się dołączyły i straciło to swój cudowny urok.
-
Zamiast tego powinniśmy śpiewać gorzko – Miętus, który właśnie otrzymał swój
kawałek tortu szepcze mi do ucha.
-
Titusku tobie na serio jedno w głowie - odpowiadam patrząc na niego z
dezaprobatą. Przecież taki skoczek narciarski to powinien świecić przykładem
zdrowego trybu życia, a nie namawiać do spożywania alkoholu.
-
Oj tam, oj tam. - Wydaje się, że w ogóle nie przejął się moim niezadowoleniem z
jego toku myślenia - Ale to by było z
większym pożytkiem. Oni by się wycałowali, my byśmy się napili.
-
Trzeba było myśleć wcześniej i chłopaków tego uczyć - mówię szukając kolejnych
argumentów przeciw pomysłowi Krzyśka.
-
Raz dwa ich tu wyszkolimy - odpowiada dumnie wypinając pierś do przodu. W sumie
polska pieśń urodzinowa nieźle chłopakom wyszła, a to jednak Titus ich szkolił.
-
Oj Titusku, Titusku.
-
No co?
-
No nic. Postrzelony z ciebie człowiek.
-
Ale na plus? - pyta szczerząc swe uzębienie.
-
Oczywiście, że na plus. I to duży.
-
Wiedziałem, że z ciebie porządna kobieta i znasz się na ludziach.
Chyba Titusku właśnie się nie znam na
ludziach. Szczególnie na osobnikach płci męskiej. Co jeden to większa zagadka
lub rozczarowanie.
Starszy
Miętus chyba zauważył moje zamyślenie się przez chwilę, bo przytula mnie do
siebie szepcząc do ucha bym się nie martwiła, bo wszystko się ułoży. Nie. Tu
już nic się nie ułoży tak jak bym chciała.
***
-
Nasza kochana jubilatko, smakowało?
Po
spożyciu tortu i kilku innych przysmaków odzywa się Biegun.
-
Tak, i to bardzo. Jesteście cudowni, że tu wszystko jest wege. I widzisz
kochanie …- urywa rozglądając się po sali w poszukiwaniu ukochanego, ale
nigdzie go nie widzi – A on gdzie się ulotnił? Nawet nie zauważyłam kiedy.
-
Do łazienki tylko poszedł – odpowiada szybko Agata.
-
Nie bój się, jeszcze cię nie zostawił – wtrąca Stękała, a Dominika pożera go
wzrokiem, ale ten chyba już się do tego przyzwyczaił i nie robi to na nim
żadnego wrażenia
-
A więc jeśli się posiliłaś, i ci smakowało to mamy dla ciebie arcytrudne
zadanie - Krzysiek kontynuuje swą
wypowiedź.
-
Tylko błagam, nie karzcie mi samej tego sprzątać – odpowiada leniwie
rozciągając się na krześle.
-
Nie no, nie dziś. Jutro to zrobisz – po raz kolejny Andrzej musi wtrącić swoje
trzy grosze do rozmowy.
-
A ty mi Stękała pomożesz.
-
Ja to mam jutro treningi i nie mogę.
-
Cicho Andrzej! – Ojojoj. Krzysio chyba się lekko wykurzył na kolegę -Otóż za
chwilę dostaniesz dwie torebeczki i bardzo byśmy chcieli abyś je otworzyła i
powiedziała czy ci się podobają prezenty.
-
Co?! Oszaleliście?! Jeszcze jakieś prezenty?! – odpowiada zaskoczona słowami
Bieguna Dominika - To przyjęcie to już jest za dużo. Wystarczyłyby same
życzenia, a nie to wszystko.
-
Nie marudź tylko proszę - Filip gani jubilatkę za ten grymas i podaje jej
niebieską torebkę - To od Gabryśka i ode
mnie.
-
Mamy nadzieję, że jej nie masz – dopowiada Szwajcar.
-
Płyta?! Lamesone Crow! To jest pierwsza płyta Scorpions! – Dominika z zachwytu rzuca się na chłopaków
tak, że prawie ich dusi – Ale jakim cudem to zrobiliście?! Przecież tej płyty
nie da się tak po prostu kupić.
-
No wiesz, ma się ten urok osobisty – mówi Karlen przeczesując włosy niczym
jakiś model.
-
Oj Gabi. Mówiłam ci, że cię kocham?
-
Tak, ale i tak wolisz Johanna – reaguje ze smutkiem w głosie.
-
Gabi nie smuć się.
-
Nie smucę się. Cieszę się że jesteście szczęśliwi, i że my jesteśmy
przyjaciółmi.
-
Wspaniałymi przyjaciółmi Gabi – dopowiada przytulając do siebie jeszcze raz
Szwajcara.
-
No to teraz prezencik od naszej polskiej skocznej rodzinki. – Andrzej podaje
jej drugą, sporo mniejszą torebeczkę.
-
A tu co? Druga płyta Klausa z zespołem? Chociaż nie. Za lekkie jak na płytę.
Dominika
zamyśla się kiedy przygląda się pakunkowi, na co Klemens reaguje z nieco
tajemniczym głosem.
-
Zobacz a się przekonasz.
-
Bilety na koncert Uliego w Oslo! I to dwa! Nawet o Johannie pamiętaliście –
krzyczy gdy tylko odkrywa co jest w środku.
-
Ale czytaj dokładnie co tam pisze – prosi Olek.
-
Bilet na koncert tego i tego, tu i tu, organizator, patroni …
-
Dalej! – nakazuje ukochany kuzyn.
-
Po koncercie zapraszamy za kulisy na spotkanie z artystą! Aaaa!!! Boże jak ja
was kocham. Kochanie słyszysz?!! Jedziemy zobaczyć się z Ulim. – krzyczy
rozradowana dziewczyna o wielu imionach poszukując wzrokiem Johanna, który
gdzieś jej uciekł jakiś czas temu.
-
Słyszę, słyszę.
Dominika odwraca się na głos ukochanego, a
Johann, który stał za nią uklęknął. W jednej ręce trzyma ogromny bukiet
kolorowych kwiatów, w drugiej zaś pierścionek zaręczynowy. Wpatrując się w tą
parę szczęśliwie zakochanych ludzi wstajemy od stołu i otaczamy ich kręgiem, a
oni patrzą sobie w oczy. W załzawione, szczęśliwe oczy. Oboje jakby zastygli.
Ani słowa, ani ruchu, nawet mrugnięcia oka. Nic. Niczym posągi w muzeum .
Wreszcie jeden z nich przemawia:
-
Zapytasz się wreszcie?
-
Miałem wszystko wcześniej przygotowane, co powiedzieć…
-
Pst. Johann. Czy zostaniesz moją żoną? – kochany braciszek próbuje podpowiadać
przyszłemu szwagrowi.
-
Wiem o co mam się zapytać. Tego jeszcze nie zapomniałem. A więc. Dominiko.
Najwspanialsza ze wszystkich kobiet na Ziemi, czy zechciałabyś spędzić ze mną
resztę życia, jako moja żona?
-
Tak! Tak! Tak! – po tych słowach Johann wręcza ukochanej kwiaty, i zakłada
pierścionek na jej mokrą od wycierania z twarzy łez dłoń, po czym wstaje i
bierze wybrankę swego serca na ręce okręcając się z nią kilkakrotnie. Gdy
wreszcie stawia ją na podłodze bierze jej twarz w swoje dłonie, kciukami
wyciera jej kolejne łzy, których przyszła panna młoda nie jest w stanie
opanować. Ona zakłada swoje ręce na jego szyję i wreszcie toną w pocałunku.______________________________________________________________
Witam, witam :)
A więc mamy rozstrzygnięcie zagadki co te orzełki kombinowały. Wiem, bardzo ambitne to wyszło. Gwoli wyjaśnienia tego rozdziału (a raczej tylko tej imprezki). Dominiką w mojej głowie jest moja przyjaciółka. Niegdyś wielka fanka Forfanga i zespołu Scorpions (podobno ta płytę jest łatwo zdobyć, ale nie miałam pomysłu na inną, a pierwsza to tak fajnie brzmi). Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie bardzo mnie dopingowała i ten rozdział był takim jakby prezentem urodzinowym (tak wiem, gorszego zrobić nie mogłam). Dlatego też pojawił się Gabriel, któremu obie mocno kibicujemy co jest jej zasługą. I jest weganką, dlatego też tort musiał być wegański ;)
Co do reszty. Rozpamiętywania Gregora nie będzie. Może powinnam to zrobić, ale zbyt smutne by to wyszło a to w założeniu miała być radosna historyjka. Raczej sama wojna z Bartkiem tylko zostanie. A że Karola jest uparta kobitka, to potrwa to jeszcze trochę. Ale spokojnie. Przed wyjazdem z Zakopanego jeszcze się pogodzą by Karola miała inny powód do płaczu gdy będzie wyjeżdżać. Taki malutki spojler ;)
A teraz trzymajmy mocno kciuki za Justynkę i resztę biegaczek i biegaczy. Niech Was nartki niosą po jak najlepsze miejsca. Skoczkom dmuchajmy pod narty i cieszmy się, że mamy 4, 5 i 8 zawodnika świata. Rok temu mało kto by postawił ich na takich pozycjach.
Niech moc papryki będzie z Wami ;)
A teraz trzymajmy mocno kciuki za Justynkę i resztę biegaczek i biegaczy. Niech Was nartki niosą po jak najlepsze miejsca. Skoczkom dmuchajmy pod narty i cieszmy się, że mamy 4, 5 i 8 zawodnika świata. Rok temu mało kto by postawił ich na takich pozycjach.
Niech moc papryki będzie z Wami ;)