Godzina dwunasta
wybija na zegarze, gdy siedząc na tarasie uświadamiam sobie, że od rana w
ustach nie miałam nic więcej niż kilka łyków wody. Nic nie jem. Na pracy nie mogę
się skupić bo ciągle myślę o Bartku i tym SMS-ie od niego. Wczoraj byłam pewna,
że musi chodzić o jakąś inną dziewczynę. Może nawet i o Kaśce pisał. Stara
miłość podobno nie rdzewieje.
Ale z drugiej strony
dlaczego to jednak nie miałoby o mnie chodzić? Ile razy ma jakiś problem zawsze
do mnie dzwoni. Jak kostkę skręcił to mnie prosił o przyjście, a nie ją.
Wczoraj jak pogadaliśmy w szatni też mu się humor trochę poprawił. Poza tym
kilka razy wydawało mi się jakby w ostatniej chwili gryzł się w język, tak jak
i ja, żeby tylko nie powiedzieć o te dwa słowa zbyt dużo.
Więc może faktycznie
Bartek o mnie myślał pisząc ta wiadomość do Johanna? Tylko czy warto zaczynać
cokolwiek skoro ja już powinnam pakować walizki? Przecież to będzie tak ciężko
razem utrzymać. Ja tam, on w ciągłych rozjazdach. Już raz stracił swoją miłość
życia przez ciągłe podróże, a tutaj wcale lepiej by to nie wyglądało.
- Uważaj bo cię żmija
ugryzie?! – krzyczy nagle Marcin wyrywając mnie z transu zamyśleń.
- Cooo?!!
- No właśnie co?! Co
się z tobą dzieje. Od kilku dni chodzisz taka jakaś nieswoja, ale dziś to już w
ogóle przechodzisz samą siebie. W jednej chwili śmiejesz się sama do siebie,
żeby zaraz być o krok od uruchomienia fontanny łez. Możesz mi wreszcie
powiedzieć o co chodzi? Bo o coś przecież chodzi.
- Oto, że przez swoją
głupotę mogę schrzanić sobie całe życie – odpowiadam po chwili i czuję jak po
policzku spływa mi łza.
STOP! Nie ma rozklejanie
się. A na pewno nie tutaj. Nie w pracy, gdzie wszyscy wszystko widzą. I na
pewno nie przy Marcinie.
- To jej nie popełniaj
tej głupoty i nie marnuj sobie życia.
- Dobrze wiesz, że nie
wszystko jest takie proste jak się wydaje. Szczególnie, że powodzenie misji nie
zależy tylko od ciebie.
- Zakochałaś się? –
podpytuje tonem takim jakby mnie o coś oskarżał. I ta jego mina jakby mnie co
najmniej na zdradzie przyłapał.
Nie odpowiadam na jego
pytanie. Chyba domyśla się odpowiedzi, gdy chowam twarz w dłoniach ze
wszystkich sił próbując się nie rozkleić.
- Powiedz mi tylko czy
to Bartek?
- A co to za różnica
Bartek czy nie Bartek?!
- Taka, że znów
przegrywam z nim walkę o serce dziewczyny.
Podnoszę wzrok na
niego jednak zanim cokolwiek z siebie wyduszę on już ucieka do swoich
obowiązków zostawiając mnie samą na tarasie.
Jestem okropna. Typowa
egoistka. Cały czas myślałam tylko o sobie i o tym co zrobić, by przyjaźń z
Bartkiem nie rozwinęła się o krok za daleko, i nawet nie zauważyłam, że obok
jest ktoś inny. Ktoś kto też starał się być moją podporą w każdym kroku.
Brawo! Zjebałaś to
koncertowo. Bo jakby ci było problemów za mało.
***
Mam dość! Mam
serdecznie dość dzisiejszego dnia. I to chyba widać, gdy z impetem otwieram
drzwi od hotelu, żeby wreszcie stąd wyjść. W sumie nawet nie próbuję już tego
ukrywać. Uwaga! Podróżujący na trasie Morskie Oko – Krupówki, powinni zachować
szczególną ostrożność, ponieważ na trasie mogą napotkać na huraganową burzę
Karoline. Jest dziś wyjątkowo gwałtowna i może zniszczyć wszystko cokolwiek
nawinie się jej pod rękę.
Myślałam, że spacer
przez Zakopane dobrze mi zrobi. Że ochłonę. Przemyślę coś. Jak zwykle, myślę
jedno a wychodzi drugie. Nawet ta dziura w drodze mnie do szału doprowadza.
- Ręce do góry! –
Podskakuję go góry gdy zza krzaków przy skoczni wyskakuje dwóch debili – czytaj
Biegun i Zniszczoł.
Jak ich zaraz zdzielę
moja biedną torebką to nie będzie im tak do śmiechu.
- Porąbało was do
reszty! Co to ja mam serce ze stali, czy co?! Do grobu chcecie mnie wpędzić?!
- Boże! Nie krzycz.
Panie Biegun. Po
pierwsze to nie wzywaj imienia Pana Boga nadaremno, a po drugie, to od kiedy ty
masz taki wyczulony słuch? Jak były zawody i stado wściekniętych hotek się na
was rzucało z piskiem to ci jakoś nie przeszkadzało.
- My tak dla żartów
tylko.
- Olek! Dla żartów?!
Dla żartów chcieliście żebym na waszych oczach na zawal zeszła? Dzięki wielkie.
- Przepraszamy.
- My naprawdę nie
chcieliśmy nic złego.
Taaak. Wy nigdy nie
chcecie nic złego. Normalnie złote serduszka wszyscy macie. Tylko ja jak zwykle
ta zła i niedobra. A na dodatek łamaczka serc.
- Cicho już. Bo nie
ręczę za siebie.
- Coś się stało?
- Nic.
Krzysiu lubię cię, ale
uwierz, że w tym momencie to jesteście ostatnimi osobami, którym chciałabym się
zwierzyć. Razem z całym wszechświatem.
Koniec tych pogaduch.
Trzeba się zbierać, bo jak znam mojego pecha, to zaraz tu Bartek przyjdzie i
będzie wiercił dziurę w brzuchu o co ja taka zła.
- Od ukochanego jej
się humorek pewnie udzielił.
- Biegun! Prosił cię
ktoś o zdanie?
Ledwo powstrzymuje się
przed tym, żeby go nie walnąć w ten głupi łeb.
Ja już mam naprawdę
dość tych i gadek. O wiele prościej byłoby to wszystko załatwić, gdyby cała
skoczna familia nie wtrącała swoich trzech groszy między moją relację z
Kłuskiem.
- Już. Przepraszam.
- W ogóle, to co wy tu
robicie. Mieliście jechać do Wisły. –
Próbuję jakoś zmienić temat, co jest o wiele lepszym pomysłem niż mój nastrój.
- No mieliśmy, ale tam
coś przy torach jeszcze robią, i skocznia dziś nie do użytku, więc siedzimy tu.
- To czemu paradujecie
pod skocznią, a nie siedzicie na belce?
- Bo bardzo z boku
wieje i nie ma jak skakać.
- Ojej, biedactwa.
Dzień bez skoku dniem straconym.
- Jedyny Kusy
zadowolony bo nie musiał buli znowu klepać. O! Idzie nasz as przestworzy.
Pożeram Bieguna piorunującym
spojrzeniem, także dosyć Krzysiek niższy o osiem centymetrów ode mnie to teraz
nawet nie ma co zbliżać się do mnie, żeby nie poczuć się jak kurczątko.
- O! Karolka! Hej! –
Wita się ze mną uchachany od ucha do ucha.
Czyżby pogadał z tą swoją
ukochaną, czy jednak chłopaki mieli rację i brak możliwości oddania skoku jest
zbawieniem dla niego.
– Chłopaki, trener was
woła. A ty c tu robisz? – pyta kiedy tamci dwaj znikają nam już z oczu.
- Nic. Idę już. Hej.
- Czekaj. – Łapie mnie
za rękę, gdy próbuję odejść spod skoczni. – Co się dzieje?!
- Nic.
Czy ja czasem nie
mówiłam, że mam pecha i zaraz wpadnę na Bartka, który nie będzie chciał mi dać,
za żadne skarby spokoju? No to jak widać miałam racje.
- Przecież widzę.
Błagam, nie wlepiaj we
mnie tych swoich piekielnie pięknych oczu. Nie mam siły by się dziś opierać
twojemu urokowi.
A może to nie jest
żadna miłość tylko po prostu zauroczenie jego ciałem? Pociąg fizyczny. No bo
chyba, żadna dziewczyna o zdrowym rozsądku nie zaprzeczy, że przystojny to on
jest. I to nawet bardzo!
- Mam słabszy dzień,
jestem zmęczona i jedyne na co mam ochotę, to jak najszybciej wrócić do domu i
położyć się spać. Tyle.
- Co się stało? Mnie zmęczeniem
nie wykiwasz, za dobrze cię znam.
Sprawdź telefon to się
dowiesz. Przez tego durnego SMS`a prawie nie spałam w nocy. A jak już spałam to
jakieś koszmary mi się śniły. Więc chyba mam prawo być zmęczona z niewyspania,
co?!
- Nie można mieć tak
po prostu dnia do dupy?
- Tak bez powodu?
- Oka w nocy nie
mogłam zmrużyć. Marcin się na mnie focha cały dzień i nie mam pojęcia czy
kiedykolwiek mu to przejdzie. Na dodatek Paweł od rana strzępi sobie na mnie
język i głowa mi już pęka na jego jedno słowo. Przez ten wypadek rano na trasie
utknęłam w korku i do pracy weszłam mocno spóźniona, a więc musiałam zostać
dłużej, to teraz tamci dwaj debile mnie wystraszyli i znów jestem w plecy z
czasem, dzięki czemu autobus do domu mam dopiero za półtorej godziny.
- Nie denerwuj się.
Złość piękności szkodzi, a do gorszego dnia każdy ma prawo.
Ale ci dzisiaj humor
dopisuje, szkoda, że nie pamiętasz jak było wczoraj. Albo i pamiętasz, bo moimi
tekstami rzucasz.
- Gorszego?! On jest
fantastyczny przecież – odpowiadam sarkastycznie prawie uruchamiając fontannę
łez.
- Już, spokojnie.
Przytula mnie i choć
wiem, że nie powinnam tego robić, nie uciekam. Potrzebuję tego. Zapewnienie
bezpieczeństwa. Tylko to wcale nie jest zapewnienie bezpieczeństwa, a uśpienie
tykającej bomby, która niedługo wybuchnie.
– Poczekaj piętnaście
minut – Bartek przerywa chwilę ciszy, delikatnie popuszczając uścisk, w którym
mnie trzyma. - Odwiozę cię do domu. Co prawda liczyłem, że dasz się zabrać do
kina i może na jakiegoś drineczka, ale skoro tak ci się spieszy do domu to
trudno. Przebiorę się tylko i cię zabiorę.
- Nie trzeba. Przejdę
się, to może się trochę uspokoję.
- I będziesz tyle
czasu na dworcu siedziała, jak ja i tak jadę już do domu, bo skończyliśmy na
dziś?! Przecież to się kłóci z tą twoją ekonomią i logistyką.
Panie Kłusek! To był
cios poniżej pasa! Proszę mi tu nie wyjeżdżać z argumentami związanymi z moją
dziedziną naukową! To nie fair!
I co ja mam teraz niby
zrobić?! Kiwam twierdząco głową, a on tylko uśmiecha się zadowolony z
realizacji swoich zamierzeń i przeszczęśliwy do szatni, by się przebrać.
***
Droga do Buczkowic z
Zakopanego mija nam bardzo szybko i w kompletnej ciszy. Chciałam zacząć jakiś
temat, nawet banalny o pogodzie, ale nie miałam siły. Na domiar złego jeszcze
mnie głowa rozbolała. Mam nadzieję, że mam w domu jeszcze jakąś tabletkę, bo
inaczej to chyba będzie kolejna nieprzespana noc.
- Może jednak wpadnę
do ciebie z jakimś winem? Włączymy jakiś film, czy coś? – proponuje Bartek gdy wysiada
razem ze mną z samochodu i staje obok mnie.
- Dzięki Bartuś, ale
nie dziś. Muszę odpocząć, wyspać się.
- Rozumiem – odpowiada
z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Dziękuję – szepczę,
a skoczek, stojący naprzeciw mnie, spogląda na mnie bez zrozumienia moich słów.
– Za to, że jesteś – dopowiadam i wbrew zdrowemu rozsądkowi składam mu na
ustach pocałunek.
Odrywam się od jego
ust jak poparzona gdy tylko poczułam suchość jego wargi. Jednak jest już za
późno. Zdążył mnie już objąć w talii i przeciągnąć do siebie.
Mam wrażenie, że cała
drżę. Nie jestem jednak w stanie ruszyć nawet małym palcem u stopy. Jestem jak
zahipnotyzowana. Wpatrzona w jego przerażone, jak i zarazem pełne determinacji
oczy.
Lewa półkula mózgu
mówi by uciekać. Prawa wraz z sercem krzyczy by zostać.
On też nie jest pewny
tego co powinien zrobić. Widzę jak bije się z myślami, bo co by się zaraz nie
wydarzyło nic już nie będzie takie same między nami jak było do tej chwili.
Będę tego żałować, ale
zakładam swoje ramiona na jego szyję i przyciągam jego twarz do siebie, czemu
sam się nie opiera.
Minęło kilka sekund,
po których odrywamy nasze twarze od siebie. Stało się. Przecież tego tak
naprawdę chciałam, choć broniłam się przed tym jak tylko mogłam.
Patrzę na niego przez
załzawione oczy, wyswabadzając się z jego objąć i … uciekam. Bez słowa. Jak ten
tchórz.
Biegnę jak najszybciej
przez podwórko do domu. Nie wiem czy on tam stoi, czy próbował biec za mną. Nie
wiem i chyba nawet nie chce wiedzieć.
Wpadam do domu
trzaskając za sobą drzwi i osuwam się po nich na podłogę. To nie powinno się
wydarzyć! Wszystko mogłoby się wydarzyć, ale nie to. Choć tak naprawdę przez
chwilę poczułam się kochana jak nigdy przez nikogo.
- Karolinka. Córciu.
Co się stało?
Nawet nie zauważyłam kiedy
babcia uklękła przy mnie w korytarzu.
- Babciu bo ja… bo ja…
bo ja go pocałowałam.
Wybucham po raz
kolejny płaczem rzucając się w objęcia staruszki.
To nie tak miało przecież
wyglądać. Znowu zawaliłam. I to nie tylko swoje życie, ale i czyjeś. W dodatku
drugi raz tego samego dnia. Brawo ja.
***
Spoglądam na
wyświetlacz telefonu, na którym zegar pokazuje, że za kilka minut wybije
godzina dwudziesta pierwsza. Po rozmowie z babcią nieco się uspokoiłam. Może
faktycznie teraz będzie łatwiej. Powiem sobie wszystko i przynajmniej zakończy
się to całe moje udawanie, że nic do niego nie czuje. Poza tym on też się wcale
nie opierał przed tym pocałunkiem. Nikt go do tego nie zmusił, więc wina leży
po obu stronach.
Nie zostawię tego tak
bez słowa, będziemy musieli o tym spokojnie pogadać. Tylko co ja mu wtedy
powiem. Kocham cię, ale nie mogę cię kochać? Tekst, który kiedyś usłyszałam z
opowieści koleżanki wydawał mi się absurdalny, a dziś miałby się okazać
rzeczywistością?! Nie chce go zranić ciągłą rozłąką, nawet jeśli on by się
upierał przy tym by spróbować tak żyć.
Jest też jedno bardzo
ważne pytanie – czy ja żałuję tego pocałunku. Właściwie to nie. I jestem wręcz
pewna, że zrobiłabym to samo jeszcze raz, gdybym miała się cofnąć do
dzisiejszego popołudnia. Ja naprawdę przez te kilka sekund poczułam się naprawdę
kochana. Może nie był to najpiękniejszy pocałunek świata, bo oboje byliśmy
spięci i wystraszeni tym co się dzieje, ale jednak miałam takie poczucie
miłości, jakiego nigdy nie doświadczyłam. A może to tylko wymysł mojej chorej
wyobraźni?
Myśli mi się kotłują.
Poza tym jest jeszcze sprawa z Marcinem. Tak się cieszyłam na ten wyjazd do
Zakopanego, myślałam fajne lato spędzę u podnóża Tatr, no to sobie naprawdę zarąbiste
przygody stworzyłam. Tylko wcale nie zamierzone.
Wyglądam przez okno i
widzę, że po wieczornym deszczu pozostała tylko mokra ziemia. Ubieram więc buty
i kurtkę, i wychodzę z domu. Zawsze świeże powietrze po deszczu pomagało mi
sobie wszystko poukładać w głowie.
Nie zwracając uwagi na
otoczenie idę tam gdzie nogi same mnie niosą. Jak się po kilku minutach
okazało, nogi mocno współpracują z sercem i zaprowadziły mnie na polanę. Naszą
polanę. To tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy. Tez wtedy ryczałam jak bóbr
myśląc, że moje życie straciło sens. Niespełna trzy miesiące później znowu tu
jestem wcale nie lepszym stanie emocjonalnym.
- Coś ty najlepszego
idiotko narobiła, co? – pyta sama siebie wpatrując się nadal pochmurane niebo.
Siedzę na jednym z pni
drzewa, które znaleźliśmy tu kiedyś z Bartkiem, ale myśli wcale nie chcą się
ułożyć w spójną całość. Co bym nie zrobiła, i tak kogoś zranię, a przecież tego
nie chce. Zależy mi i na przyjaźni z Bartkiem, ale i na relacjach z Marcinem.
Nie, nie kocham go. Lubię go, jest świetnym kolegą, ale to też już chyba
przeszłość. Naprawdę nie wiedziałam, że on może czuć do mnie coś więcej, coś co
by wykraczało poza koleżeńskie stosunki.
Kojącą ciszę przerywa
odgłos łamiącej się gałęzi. Nieco wystraszona odwracam się do tyłu i w
ciemności widzę sylwetkę przypominającą Bartka.
- Karola?? – pyta niepewnie
Kłusek.
- Tak.
- Co tu robisz? Miałaś
odpoczywać i się wyspać – stwierdza dosiadając się do mnie.
- Przyszłam pomyśleć.
- I co wymyśliłaś?
- Że co bym nie zaplanowała
to wychodzi wszystko na opak. Nic nie jest tak jak powinno. Tak jakbym chciała –
odpowiadam nie spoglądając na Bartka.
I co ja mam teraz
zrobić. Nie jestem gotowa na rozmowę z nim. Choć czy kiedykolwiek będę gotowa? Nawet
nie wiem jestem pewna czy mu mówić o tym co do niego czuje, czy lepiej
przemilczeć ten fakt. Nie chciałabym go zranić, ale na to już chyba za późno.
- A ty co tu robisz.
Późno już, a jutro trening. Powinieneś już być w łóżku.
- Musiałem się jeszcze
przejść. Wywietrzyć głowę – odpowiada, a ja czuję jego wzrok na sobie.
Błagam cię, nie gap się
na mnie. Nie chce żebyś widział mnie w takim stanie. Nie wtedy, gdy nie mogę powstrzymać
po raz kolejny łzy płynącej mi z oczu po policzku.
- Zaraz chyba znowu
będzie burza – stwierdzam, widząc jak nad doliną zaczyna coraz częściej połyskiwać
się na niebie. – Uciekam, ty też powinieneś.
- Karola! – woła mnie Bartek
łapiąc za rękę, gdy próbuję wstać i odejść z tego miejsca.
- Taaak?
- Przepraszam. Za to…
no wiesz… - próbuje mówić, jednak ciężko mu wydusić składne zdanie. - Ja nie
chciałem cię wtedy pocałować. Tak jakoś wyszło. Nie wiem dlaczego. Przepraszam.
Wybacz. Poniosło mnie.
- Ja też przepraszam.
Też zawiniłam.
- Dalej będziemy
przyjaciółmi?
Jakby ktoś myślał, że
ten huk to było uderzenie pioruna w pobliski słup energetyczny to będzie w błędzie.
To było moje serce. Które rozpadło się na milion kawałeczków.
Ale czy właśnie tego
nie chciałam? Żeby zostało po staremu? Tak jakby nigdy nic?
- Nie chcę cię stracić
przez ten jeden głupi wybryk.
- Ja też nie.
Nastaje chwila
okropnej ciszy. Nieznośnej ciszy, która mam wrażenie, że trwa wiecznie i żadne
z nas nie chce jej przerwać. Na szczęście z pomocą przychodzi natura. Choć raz.
Burza nadciągnęła w
zaskakująco szybkim tempie. A może tylko mi się tak wydaje. Grzmi już całkiem
blisko, a z chmury nad nami zaczyna padać coraz gęstszy deszcz.
- Lepiej wracajmy już –
proponuję i nie oglądając się za siebie szybkim krokiem kieruję się w stronę domu.
__________________________________________________________________
Jestem!
Długo wyczekiwany rozdział, ale gdy zaczynałam go edytować, naszła mnie nowa, lepsza wizja dla tego rozdziału i trzeba było pisać od nowa ;/
A więc zapraszam, mam nadzieję, że Wam się spodoba ;))
Do zobaczenia niedługo,
Karolka :***