niedziela, 7 kwietnia 2019

Rozdział 32


Godzina dwunasta wybija na zegarze, gdy siedząc na tarasie uświadamiam sobie, że od rana w ustach nie miałam nic więcej niż kilka łyków wody. Nic nie jem. Na pracy nie mogę się skupić bo ciągle myślę o Bartku i tym SMS-ie od niego. Wczoraj byłam pewna, że musi chodzić o jakąś inną dziewczynę. Może nawet i o Kaśce pisał. Stara miłość podobno nie rdzewieje.
Ale z drugiej strony dlaczego to jednak nie miałoby o mnie chodzić? Ile razy ma jakiś problem zawsze do mnie dzwoni. Jak kostkę skręcił to mnie prosił o przyjście, a nie ją. Wczoraj jak pogadaliśmy w szatni też mu się humor trochę poprawił. Poza tym kilka razy wydawało mi się jakby w ostatniej chwili gryzł się w język, tak jak i ja, żeby tylko nie powiedzieć o te dwa słowa zbyt dużo.
Więc może faktycznie Bartek o mnie myślał pisząc ta wiadomość do Johanna? Tylko czy warto zaczynać cokolwiek skoro ja już powinnam pakować walizki? Przecież to będzie tak ciężko razem utrzymać. Ja tam, on w ciągłych rozjazdach. Już raz stracił swoją miłość życia przez ciągłe podróże, a tutaj wcale lepiej by to nie wyglądało.
- Uważaj bo cię żmija ugryzie?! – krzyczy nagle Marcin wyrywając mnie z transu zamyśleń.
- Cooo?!!
- No właśnie co?! Co się z tobą dzieje. Od kilku dni chodzisz taka jakaś nieswoja, ale dziś to już w ogóle przechodzisz samą siebie. W jednej chwili śmiejesz się sama do siebie, żeby zaraz być o krok od uruchomienia fontanny łez. Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi? Bo o coś przecież chodzi.
- Oto, że przez swoją głupotę mogę schrzanić sobie całe życie – odpowiadam po chwili i czuję jak po policzku spływa mi łza.
STOP! Nie ma rozklejanie się. A na pewno nie tutaj. Nie w pracy, gdzie wszyscy wszystko widzą. I na pewno nie przy Marcinie.
- To jej nie popełniaj tej głupoty i nie marnuj sobie życia.
- Dobrze wiesz, że nie wszystko jest takie proste jak się wydaje. Szczególnie, że powodzenie misji nie zależy tylko od ciebie.
- Zakochałaś się? – podpytuje tonem takim jakby mnie o coś oskarżał. I ta jego mina jakby mnie co najmniej na zdradzie przyłapał.
Nie odpowiadam na jego pytanie. Chyba domyśla się odpowiedzi, gdy chowam twarz w dłoniach ze wszystkich sił próbując się nie rozkleić.
- Powiedz mi tylko czy to Bartek?
- A co to za różnica Bartek czy nie Bartek?!
- Taka, że znów przegrywam z nim walkę o serce dziewczyny.
Podnoszę wzrok na niego jednak zanim cokolwiek z siebie wyduszę on już ucieka do swoich obowiązków zostawiając mnie samą na tarasie.
Jestem okropna. Typowa egoistka. Cały czas myślałam tylko o sobie i o tym co zrobić, by przyjaźń z Bartkiem nie rozwinęła się o krok za daleko, i nawet nie zauważyłam, że obok jest ktoś inny. Ktoś kto też starał się być moją podporą w każdym kroku.
Brawo! Zjebałaś to koncertowo. Bo jakby ci było problemów za mało.

             ***

Mam dość! Mam serdecznie dość dzisiejszego dnia. I to chyba widać, gdy z impetem otwieram drzwi od hotelu, żeby wreszcie stąd wyjść. W sumie nawet nie próbuję już tego ukrywać. Uwaga! Podróżujący na trasie Morskie Oko – Krupówki, powinni zachować szczególną ostrożność, ponieważ na trasie mogą napotkać na huraganową burzę Karoline. Jest dziś wyjątkowo gwałtowna i może zniszczyć wszystko cokolwiek nawinie się jej pod rękę.
Myślałam, że spacer przez Zakopane dobrze mi zrobi. Że ochłonę. Przemyślę coś. Jak zwykle, myślę jedno a wychodzi drugie. Nawet ta dziura w drodze mnie do szału doprowadza.
- Ręce do góry! – Podskakuję go góry gdy zza krzaków przy skoczni wyskakuje dwóch debili – czytaj Biegun i Zniszczoł.
Jak ich zaraz zdzielę moja biedną torebką to nie będzie im tak do śmiechu.
- Porąbało was do reszty! Co to ja mam serce ze stali, czy co?! Do grobu chcecie mnie wpędzić?!
- Boże! Nie krzycz.
Panie Biegun. Po pierwsze to nie wzywaj imienia Pana Boga nadaremno, a po drugie, to od kiedy ty masz taki wyczulony słuch? Jak były zawody i stado wściekniętych hotek się na was rzucało z piskiem to ci jakoś nie przeszkadzało.
- My tak dla żartów tylko.
- Olek! Dla żartów?! Dla żartów chcieliście żebym na waszych oczach na zawal zeszła? Dzięki wielkie.
- Przepraszamy.
- My naprawdę nie chcieliśmy nic złego.
Taaak. Wy nigdy nie chcecie nic złego. Normalnie złote serduszka wszyscy macie. Tylko ja jak zwykle ta zła i niedobra. A na dodatek łamaczka serc.
- Cicho już. Bo nie ręczę za siebie.
- Coś się stało?
- Nic.
Krzysiu lubię cię, ale uwierz, że w tym momencie to jesteście ostatnimi osobami, którym chciałabym się zwierzyć. Razem z całym wszechświatem.
Koniec tych pogaduch. Trzeba się zbierać, bo jak znam mojego pecha, to zaraz tu Bartek przyjdzie i będzie wiercił dziurę w brzuchu o co ja taka zła.
- Od ukochanego jej się humorek pewnie udzielił.
- Biegun! Prosił cię ktoś o zdanie?
Ledwo powstrzymuje się przed tym, żeby go nie walnąć w ten głupi łeb.
Ja już mam naprawdę dość tych i gadek. O wiele prościej byłoby to wszystko załatwić, gdyby cała skoczna familia nie wtrącała swoich trzech groszy między moją relację z Kłuskiem.
- Już. Przepraszam.
- W ogóle, to co wy tu robicie. Mieliście jechać do Wisły.  – Próbuję jakoś zmienić temat, co jest o wiele lepszym pomysłem niż mój nastrój.
- No mieliśmy, ale tam coś przy torach jeszcze robią, i skocznia dziś nie do użytku, więc siedzimy tu.
- To czemu paradujecie pod skocznią, a nie siedzicie na belce?
- Bo bardzo z boku wieje i nie ma jak skakać.
- Ojej, biedactwa. Dzień bez skoku dniem straconym.
- Jedyny Kusy zadowolony bo nie musiał buli znowu klepać. O! Idzie nasz as przestworzy.
Pożeram Bieguna piorunującym spojrzeniem, także dosyć Krzysiek niższy o osiem centymetrów ode mnie to teraz nawet nie ma co zbliżać się do mnie, żeby nie poczuć się jak kurczątko.
- O! Karolka! Hej! – Wita się ze mną uchachany od ucha do ucha.
Czyżby pogadał z tą swoją ukochaną, czy jednak chłopaki mieli rację i brak możliwości oddania skoku jest zbawieniem dla niego.
– Chłopaki, trener was woła. A ty c tu robisz? – pyta kiedy tamci dwaj znikają nam już z oczu.
- Nic. Idę już. Hej.
- Czekaj. – Łapie mnie za rękę, gdy próbuję odejść spod skoczni. – Co się dzieje?!
- Nic.
Czy ja czasem nie mówiłam, że mam pecha i zaraz wpadnę na Bartka, który nie będzie chciał mi dać, za żadne skarby spokoju? No to jak widać miałam racje.
- Przecież widzę.
Błagam, nie wlepiaj we mnie tych swoich piekielnie pięknych oczu. Nie mam siły by się dziś opierać twojemu urokowi.
A może to nie jest żadna miłość tylko po prostu zauroczenie jego ciałem? Pociąg fizyczny. No bo chyba, żadna dziewczyna o zdrowym rozsądku nie zaprzeczy, że przystojny to on jest. I to nawet bardzo!
- Mam słabszy dzień, jestem zmęczona i jedyne na co mam ochotę, to jak najszybciej wrócić do domu i położyć się spać. Tyle.
- Co się stało? Mnie zmęczeniem nie wykiwasz, za dobrze cię znam.
Sprawdź telefon to się dowiesz. Przez tego durnego SMS`a prawie nie spałam w nocy. A jak już spałam to jakieś koszmary mi się śniły. Więc chyba mam prawo być zmęczona z niewyspania, co?!
- Nie można mieć tak po prostu dnia do dupy?
- Tak bez powodu?
- Oka w nocy nie mogłam zmrużyć. Marcin się na mnie focha cały dzień i nie mam pojęcia czy kiedykolwiek mu to przejdzie. Na dodatek Paweł od rana strzępi sobie na mnie język i głowa mi już pęka na jego jedno słowo. Przez ten wypadek rano na trasie utknęłam w korku i do pracy weszłam mocno spóźniona, a więc musiałam zostać dłużej, to teraz tamci dwaj debile mnie wystraszyli i znów jestem w plecy z czasem, dzięki czemu autobus do domu mam dopiero za półtorej godziny.
- Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, a do gorszego dnia każdy ma prawo.
Ale ci dzisiaj humor dopisuje, szkoda, że nie pamiętasz jak było wczoraj. Albo i pamiętasz, bo moimi tekstami rzucasz.
- Gorszego?! On jest fantastyczny przecież – odpowiadam sarkastycznie prawie uruchamiając fontannę łez.
- Już, spokojnie.
Przytula mnie i choć wiem, że nie powinnam tego robić, nie uciekam. Potrzebuję tego. Zapewnienie bezpieczeństwa. Tylko to wcale nie jest zapewnienie bezpieczeństwa, a uśpienie tykającej bomby, która niedługo wybuchnie.
– Poczekaj piętnaście minut – Bartek przerywa chwilę ciszy, delikatnie popuszczając uścisk, w którym mnie trzyma. - Odwiozę cię do domu. Co prawda liczyłem, że dasz się zabrać do kina i może na jakiegoś drineczka, ale skoro tak ci się spieszy do domu to trudno. Przebiorę się tylko i cię zabiorę.
- Nie trzeba. Przejdę się, to może się trochę uspokoję.
- I będziesz tyle czasu na dworcu siedziała, jak ja i tak jadę już do domu, bo skończyliśmy na dziś?! Przecież to się kłóci z tą twoją ekonomią i logistyką.
Panie Kłusek! To był cios poniżej pasa! Proszę mi tu nie wyjeżdżać z argumentami związanymi z moją dziedziną naukową! To nie fair!
I co ja mam teraz niby zrobić?! Kiwam twierdząco głową, a on tylko uśmiecha się zadowolony z realizacji swoich zamierzeń i przeszczęśliwy do szatni, by się przebrać.

***

Droga do Buczkowic z Zakopanego mija nam bardzo szybko i w kompletnej ciszy. Chciałam zacząć jakiś temat, nawet banalny o pogodzie, ale nie miałam siły. Na domiar złego jeszcze mnie głowa rozbolała. Mam nadzieję, że mam w domu jeszcze jakąś tabletkę, bo inaczej to chyba będzie kolejna nieprzespana noc.
- Może jednak wpadnę do ciebie z jakimś winem? Włączymy jakiś film, czy coś? – proponuje Bartek gdy wysiada razem ze mną z samochodu i staje obok mnie.
- Dzięki Bartuś, ale nie dziś. Muszę odpocząć, wyspać się.
- Rozumiem – odpowiada z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Dziękuję – szepczę, a skoczek, stojący naprzeciw mnie, spogląda na mnie bez zrozumienia moich słów. – Za to, że jesteś – dopowiadam i wbrew zdrowemu rozsądkowi składam mu na ustach pocałunek.
Odrywam się od jego ust jak poparzona gdy tylko poczułam suchość jego wargi. Jednak jest już za późno. Zdążył mnie już objąć w talii i przeciągnąć do siebie.
Mam wrażenie, że cała drżę. Nie jestem jednak w stanie ruszyć nawet małym palcem u stopy. Jestem jak zahipnotyzowana. Wpatrzona w jego przerażone, jak i zarazem pełne determinacji oczy.
Lewa półkula mózgu mówi by uciekać. Prawa wraz z sercem krzyczy by zostać.
On też nie jest pewny tego co powinien zrobić. Widzę jak bije się z myślami, bo co by się zaraz nie wydarzyło nic już nie będzie takie same między nami jak było do tej chwili.
Będę tego żałować, ale zakładam swoje ramiona na jego szyję i przyciągam jego twarz do siebie, czemu sam się nie opiera.
Minęło kilka sekund, po których odrywamy nasze twarze od siebie. Stało się. Przecież tego tak naprawdę chciałam, choć broniłam się przed tym jak tylko mogłam.
Patrzę na niego przez załzawione oczy, wyswabadzając się z jego objąć i … uciekam. Bez słowa. Jak ten tchórz.
Biegnę jak najszybciej przez podwórko do domu. Nie wiem czy on tam stoi, czy próbował biec za mną. Nie wiem i chyba nawet nie chce wiedzieć.
Wpadam do domu trzaskając za sobą drzwi i osuwam się po nich na podłogę. To nie powinno się wydarzyć! Wszystko mogłoby się wydarzyć, ale nie to. Choć tak naprawdę przez chwilę poczułam się kochana jak nigdy przez nikogo.
- Karolinka. Córciu. Co się stało?
Nawet nie zauważyłam kiedy babcia uklękła przy mnie w korytarzu.
- Babciu bo ja… bo ja… bo ja go pocałowałam.
Wybucham po raz kolejny płaczem rzucając się w objęcia staruszki.
To nie tak miało przecież wyglądać. Znowu zawaliłam. I to nie tylko swoje życie, ale i czyjeś. W dodatku drugi raz tego samego dnia. Brawo ja.

***

Spoglądam na wyświetlacz telefonu, na którym zegar pokazuje, że za kilka minut wybije godzina dwudziesta pierwsza. Po rozmowie z babcią nieco się uspokoiłam. Może faktycznie teraz będzie łatwiej. Powiem sobie wszystko i przynajmniej zakończy się to całe moje udawanie, że nic do niego nie czuje. Poza tym on też się wcale nie opierał przed tym pocałunkiem. Nikt go do tego nie zmusił, więc wina leży po obu stronach.
Nie zostawię tego tak bez słowa, będziemy musieli o tym spokojnie pogadać. Tylko co ja mu wtedy powiem. Kocham cię, ale nie mogę cię kochać? Tekst, który kiedyś usłyszałam z opowieści koleżanki wydawał mi się absurdalny, a dziś miałby się okazać rzeczywistością?! Nie chce go zranić ciągłą rozłąką, nawet jeśli on by się upierał przy tym by spróbować tak żyć.
Jest też jedno bardzo ważne pytanie – czy ja żałuję tego pocałunku. Właściwie to nie. I jestem wręcz pewna, że zrobiłabym to samo jeszcze raz, gdybym miała się cofnąć do dzisiejszego popołudnia. Ja naprawdę przez te kilka sekund poczułam się naprawdę kochana. Może nie był to najpiękniejszy pocałunek świata, bo oboje byliśmy spięci i wystraszeni tym co się dzieje, ale jednak miałam takie poczucie miłości, jakiego nigdy nie doświadczyłam. A może to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni?
Myśli mi się kotłują. Poza tym jest jeszcze sprawa z Marcinem. Tak się cieszyłam na ten wyjazd do Zakopanego, myślałam fajne lato spędzę u podnóża Tatr, no to sobie naprawdę zarąbiste przygody stworzyłam. Tylko wcale nie zamierzone.
Wyglądam przez okno i widzę, że po wieczornym deszczu pozostała tylko mokra ziemia. Ubieram więc buty i kurtkę, i wychodzę z domu. Zawsze świeże powietrze po deszczu pomagało mi sobie wszystko poukładać w głowie.
Nie zwracając uwagi na otoczenie idę tam gdzie nogi same mnie niosą. Jak się po kilku minutach okazało, nogi mocno współpracują z sercem i zaprowadziły mnie na polanę. Naszą polanę. To tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy. Tez wtedy ryczałam jak bóbr myśląc, że moje życie straciło sens. Niespełna trzy miesiące później znowu tu jestem wcale nie lepszym stanie emocjonalnym.
- Coś ty najlepszego idiotko narobiła, co? – pyta sama siebie wpatrując się nadal pochmurane niebo.
Siedzę na jednym z pni drzewa, które znaleźliśmy tu kiedyś z Bartkiem, ale myśli wcale nie chcą się ułożyć w spójną całość. Co bym nie zrobiła, i tak kogoś zranię, a przecież tego nie chce. Zależy mi i na przyjaźni z Bartkiem, ale i na relacjach z Marcinem. Nie, nie kocham go. Lubię go, jest świetnym kolegą, ale to też już chyba przeszłość. Naprawdę nie wiedziałam, że on może czuć do mnie coś więcej, coś co by wykraczało poza koleżeńskie stosunki.
Kojącą ciszę przerywa odgłos łamiącej się gałęzi. Nieco wystraszona odwracam się do tyłu i w ciemności widzę sylwetkę przypominającą Bartka.
- Karola?? – pyta niepewnie Kłusek.
- Tak.
- Co tu robisz? Miałaś odpoczywać i się wyspać – stwierdza dosiadając się do mnie.
- Przyszłam pomyśleć.
- I co wymyśliłaś?
- Że co bym nie zaplanowała to wychodzi wszystko na opak. Nic nie jest tak jak powinno. Tak jakbym chciała – odpowiadam nie spoglądając na Bartka.
I co ja mam teraz zrobić. Nie jestem gotowa na rozmowę z nim. Choć czy kiedykolwiek będę gotowa? Nawet nie wiem jestem pewna czy mu mówić o tym co do niego czuje, czy lepiej przemilczeć ten fakt. Nie chciałabym go zranić, ale na to już chyba za późno.
- A ty co tu robisz. Późno już, a jutro trening. Powinieneś już być w łóżku.
- Musiałem się jeszcze przejść. Wywietrzyć głowę – odpowiada, a ja czuję jego wzrok na sobie.
Błagam cię, nie gap się na mnie. Nie chce żebyś widział mnie w takim stanie. Nie wtedy, gdy nie mogę powstrzymać po raz kolejny łzy płynącej mi z oczu po policzku.
- Zaraz chyba znowu będzie burza – stwierdzam, widząc jak nad doliną zaczyna coraz częściej połyskiwać się na niebie. – Uciekam, ty też powinieneś.
- Karola! – woła mnie Bartek łapiąc za rękę, gdy próbuję wstać i odejść z tego miejsca.
- Taaak?
- Przepraszam. Za to… no wiesz… - próbuje mówić, jednak ciężko mu wydusić składne zdanie. - Ja nie chciałem cię wtedy pocałować. Tak jakoś wyszło. Nie wiem dlaczego. Przepraszam. Wybacz. Poniosło mnie.
- Ja też przepraszam. Też zawiniłam.
- Dalej będziemy przyjaciółmi?
Jakby ktoś myślał, że ten huk to było uderzenie pioruna w pobliski słup energetyczny to będzie w błędzie. To było moje serce. Które rozpadło się na milion kawałeczków.
Ale czy właśnie tego nie chciałam? Żeby zostało po staremu? Tak jakby nigdy nic?
- Nie chcę cię stracić przez ten jeden głupi wybryk.
- Ja też nie.
Nastaje chwila okropnej ciszy. Nieznośnej ciszy, która mam wrażenie, że trwa wiecznie i żadne z nas nie chce jej przerwać. Na szczęście z pomocą przychodzi natura. Choć raz.
Burza nadciągnęła w zaskakująco szybkim tempie. A może tylko mi się tak wydaje. Grzmi już całkiem blisko, a z chmury nad nami zaczyna padać coraz gęstszy deszcz.
- Lepiej wracajmy już – proponuję i nie oglądając się za siebie szybkim krokiem kieruję się w stronę domu.





__________________________________________________________________

Jestem!

Długo wyczekiwany rozdział, ale gdy zaczynałam go edytować, naszła mnie nowa, lepsza wizja dla tego rozdziału i trzeba było pisać od nowa ;/
A więc zapraszam, mam nadzieję, że Wam się spodoba ;))

Do zobaczenia niedługo,
Karolka :***