Na zegarze właśnie wybiło południe, a ja nawet tych papierów nie
zrobiłam. Jak ja kocham ręczne wypisywanie tych deklaracji ZUS-owskich. No ,kocham
to po prostu.
Biorę kolejne dane do zapełnienia następnego druczku i patrzę, a tam
Marcin. Drugie imię: Paweł. I teraz
wszystko mi się już zgadza. Ja to chyba mam wszczepiony jakiś magnes i
przyciągam samych Pawłów do siebie. Ciekawe, jak ten buloklep ma na drugie.
Niestety, jest podejrzenie, że i na niego tak działam.
Ja: Jak masz na drugie? - Piszę
do pana Kłuska smsa i po chwili otrzymuję odpowiedź. Czyli zamiast harować, to
się opierdziela. Znowu. Niech mi tylko jutro płacze, że się do konkursu nie
dostał.
Bartek: Co na drugie?
Ja: No,
jakie masz drugie imię?
Bartek: A po co ci to? – Bo nie można od razu
powiedzieć? Potrzebne i już.
Ja:
Książkę piszę.
Bartek: Piotrek. A Ty? – uff, można
odetchnąć z ulgą
Ja: A
po co ci to?
Bartek: Leksykon imion damskich piszę.
Ja:
Żebyś mógł Dominice nowe imię nadać?
Bartek: A no, to też :D To jak?
Ja: Monika.
Bartek: Monika, Monika dziewczyna
ratownika…
Ja: Głupek
:P
Bartek: :***
- Magda. – Wchodzi do nas
Kasia, jedna z naszych recepcjonistek i pyta, na którą w końcu mają przyjechać
Austriacy. Magda już cały tydzień jak na szpilkach chodzi z powodu tego ich
przyjazdu. Coś czuję, że wesoło będziemy z nimi mieć, tylko raczej nas ta
zabawa nie będzie tak cieszyć. Mamy jeszcze trzy godziny do nadejścia huraganu
o imieniu Gang Kuttina. Będzie ciekawie, to pewne.
- Spokojnie. Nie stresuj
się, będzie dobrze. – Próbuję ją jakoś wesprzeć, ale raczej na nic się to
zdaje, patrząc na jej przerażoną minę.
- Będzie dobrze jak mi
hotelu nie zdemolują. Znowu.
- Aż tak źle może być?
- Ostatnio, jak byli i stali
na podium, to tak świętowali, że dziewczyny tydzień pokoje sprzątały.
Nienawidzę, kiedy przyjeżdżają Austriacy, czy Niemcy. Zawsze zostawią taki syf,
że się niedobrze robi, kiedy tam wchodzisz. Najlepiej to, gry Japończycy przyjeżdzają.
Oni, wyprowadzając się zostawiają pokoje tak, jakby były nie używane. Ale
mówiłam szefowej, żeby załatwiała kogoś innego, byle nie ich, to ta jak zwykle
musiała na swoim postawić.
- Może jednak nie będzie tak
źle? Wystarczy, że godziny przyjazdu przekładają co chwila. Wystarczyłoby im
już tej zabawy.
- Ta zabawa dopiero ma się
zacząć.
***
No i siedemnasta. Jeszcze tylko do łazienki skoczę i uciekam stąd,
zanim te austriackie dziewczynki znowu coś wymyślą. A szczególnie ten ich celebryta Schlierenzauera,
co mu pokój nie pasuje, bo za blisko okna, bo on chce z balkonem, bo to, bo
tamto. Yhhhh! Gwiazdeczka mi wielka przyjechała. Niech zje snickersa to
przestanie się zachowywać, jakby z Hollywood przyjechała.
No dobra, grzywka idealna można
iść na podryw.
- Auaaaaa! Cholera jasna! –
Ktoś z impetem otwiera drzwi do damskiej łazienki. - Łeb mi rozwalisz! –
Wydzieram się tak, że na pewno na drugim końcu miasta mnie słychać.
- Sorry.
- Sorry? Wsadź sobie gdzieś
to „sorry”.
- Nie krzycz. – Moim
ślicznym, błękitnym oczkom ukazuje się ta okropna twarz.
- Głowę byś mi rozbił! –
Dosyć głowa cię boli, to jeszcze gadaj po angielsku, żeby ten dureń cię
zrozumiał.
- Nie chciałem przecież.
Skąd mogłem wiedzieć, że tu jesteś? – Następnym razem napisze kartkę: „Jestem w
łazience. Otwieraj powoli.” I to najlepiej w dziesięciu językach, żeby każdy
mógł zrozumieć.
- Po pierwsze, to
delikatniej drzwi nie umiesz otwierać?! A po drugie, dlaczego włazisz do
damskiej łazienki??
- Pomyliłem się.
Przepraszam. – Myśli, że mnie nabierze na tę udawaną skruchę? I jeszcze ten
uśmieszek, na którego widok aż mnie w środku skręca.
- Mam gdzieś twoje
przeprosiny. Przesuń się!
- A jak nie, to co mi
zrobisz?
- To cię staranuję. Pasuje?
- Mmm, być staranowanym przez
taką ślicznotkę. – Podchodzi do mnie i zaczyna bawić się kosmykiem moich włosów.
– Mmm, bosko, kotku.
- Łapy przy sobie! –
Odrzucam jego dłoń.
- Lubię takie jak ty.
- Ciesz się, że jesteś w
hotelu, bo inaczej to na twojej ślicznej buźce pojawiłby się piękny czerwony
ślad mojej dłoni. Więc uważaj, gwiazdeczko, bo mogę nie wytrzymać i nawet tu
obdarować cię taką pamiątką – mówię z
przesadną słodkością i, wychodząc, staję mu obcasem na palcu. Chyba go zabolało,
bo syczy z bólu. Jakoś mi go nie szkoda.
- I tak będziesz moja! –
krzyczy, ale ja już tego nie słyszę, bo idę na kuchnię po jakieś mięso mrożone,
żeby obłożyć czoło. Ślicznie będę jutro wyglądała z tym wulkanem na czole . Bosko po prostu. I jak ja mam niby teraz iść w
miasto szukać swego księcia na białym koniu?.
***
Idę sobie spokojnie po pracy
przez zatłoczone od turystów Krupówki, gdy nagle szarpie mnie ktoś za torebkę.
No chyba nie, kolego! I już chcę odwrócić się, i wymierzyć piękny cios w jakąś
cudowną twarzyczkę złodziejaszka, kiedy staje przede mną Dominika. Na żarty jej
się zebrało.
- Wariatko! Zawału prawie
dostałam przez ciebie!
- Szkoda, że nie widziałaś
swojej miny. Przez chwilę to się bałam, że serio mi przywalisz.
- I zaraz dostaniesz za te
głupie żarty.
- Oj, już się nie denerwuj
tak i pozwól, że ci przedstawię. – Wypycha przed mój nos stojącego za nią
wysokiego blondyna. Nawet bardzo wysokiego bo ja już patrzę na niego w górę. –
Oto mój najcenniejszy skarb na ziemi, Johann. Johannie, a oto Karolina. Znajoma
połowy nielotów Polski na czele z moim kochanym kuzynkiem, a także bliska sercu
przyjaciółka Kłuska.
- Hej. Miło mi. – Poddajemy
sobie dłoń z Forfangiem na przywitanie. A więc dosyć znam większość polskich
lotników, AUT-ów przez weekend poznam aż za dobrze, to i norweskie gwiazdy ma
zaszczyt poznać. No, no, no. Głupi to ma zawsze szczęście. Tylko żebym zaraz
czegoś znowu nie odwaliła, jak to ja mam w zwyczaju.
- Hej. Ona zawsze tyle gada?
- No, niestety. – Wzdycha
Forfang ze zrezygnowaną miną. Najszczersze kondolencje, mój drogi.
- Współczuję.
- Nie jest tak źle.
Szczególnie zimą, jak mnie w domu praktycznie nie ma.
- No, a teraz lato, więc
znowu cię nie będzie. A te kilka godzin w tygodniu jakoś wytrzymasz.
- O ile wieczorem nie zadzwoni. – Robi taką rozczulającą minę, że aż mi
się go naprawdę szkoda zrobiło. Już cię lubię, panie Norweg.
- Ej! – Dominika go szturcha.
- Żartuję tylko, ty moja gadułko. – Całuje ją w czoło.
- Karola, spieszy ci się gdzieś, czy możemy usiąść i chwilkę pogadać?
Bo nogi mi już odpadają od tego łażenia po Zakopcu.
- Dzieci w domu nie płaczą,
więc spoko, możemy poplotkować troszkę. – Siadamy na ławeczce po przeciwnej stronie ulicy. I od
razu zostaję zasypana pytaniami od Dominiki. Normalnie jakbyśmy z rok nie
gadały, a ona się z ukochanym kuzynkiem nie kontaktowała.
- Bo Olek mi wszystkiego
przecież nie powie i muszę ciebie wziąć na przesłuchanie.
- Widocznie twierdzi, że
więcej nie musi.
- A to co mówi to trochę ubarwia, delikatnie
mówiąc. Wiesz, co on mi ostatnio powiedział? Że Kamila na treningach leje. –
Oluś taki chwalipięta? A mi się wydawało, że on taki spokojny, skryty w sobie
chłopaczek. Pozory mylą jednak.
- No, to troszeczkę tylko
ubarwił. Byłam w zeszłym tygodniu popatrzeć i równo skakali obaj.
- Karolina? – Po kilku
minutach przypatrywania się mojej głowie, do rozmowy wtrąca się Johann. - A co
ty masz na czole? To takie fioletowe? – Czyli jednak nie udało się tego tak
fajnie zatuszować, jak myślałam.
- To? – Odsłaniam całe
czoło, by pokazać ten wulkan, bo nie było sensu dalej go ukrywać.
- Boże! Karola, kto ci to
zrobił? – Domka, spokojnie. Bez histerii.
- A taki jeden niedorozwój.
- Ale chyba nie…
- Nie, spokojnie. To nie był
żaden z naszych nielotów.
- Nie to miałam na myśli.
Napadł cię ktoś? Co się stało, że masz taką piękną śliwkę na środku czoła?
- Powiedzmy, że to był
maleńki wypadek w pracy.
- Maleńki?! Głowę ci ktoś
prawie rozwalił, a ty tak spokojnie o tym mówisz. – Widzę, ze Johann chce coś
powiedzieć, ale ukochana nie daje mu dojść do słowa przez te swoje krzyki. Ja
mu naprawdę współczuję tego związku z nią. Pewnie na niezłych prochach jedzie.
- To tylko guz. Nic takiego.
- Powiedz jej lepiej
wszystko ze szczegółami, bo inaczej spokoju ci nie da. – Wreszcie i jemu udało
się dojść do słowa. I trzeba znowu to opowiadać, ciekawe, ile razy jeszcze.
- Ale nic poza tym guzem ci
nie jest?
- Chyba nie. Dopóki się
gościu nie poskarży, że się na niego wydarłam, bo wtedy może być różnie.
- Ale to od faceta dostałaś?
– Kiwam twierdząco głową. - I on do damskiej chciał wejść?
- Tak.
- Ślepy jakiś?
- Podobno oczy ma w
porządku.
- Yyy, przepraszam. –
Podchodzi do nas Marcin. A on tu czego?
- Czeeeść. – Trochę mnie
zszokował jego widok. Może trochę bardziej niż tylko trochę.
- Mógłbym chwilę z tobą
porozmawiać? W cztery oczy.
- Coś ważnego? Nie może
poczekać do jutra? – Też sobie porę znalazł. Jakbyśmy w pracy nie mogli
pogadać. Ale nie, tam to jest pan wielce urażony.
- Nie. Pięć minut tylko.
Proszę.
- Przepraszam was, na
moment. Za chwilę wracam.
- Spokojnie. Nie uciekniemy.
- Mam nadzieję. – Odchodząc
uśmiecham się do Dominiki i Johanna. – No to słucham.
- Bo ja chciałbym cię
przeprosić. Za to, co w sobotę powiedziałem. Nie chciałem cię urazić. Nie
wiedziałem, że tak bardzo lubisz skoki. Wybacz. A to – daje mi bukiecik
niezapominajek – na przeprosiny.
- Jakie śliczne. – No i mnie
złamał. Kwiaty od faceta to niestety mój słaby punkt. Tylko żeby za często tego
nie chciał wykorzystywać. - Dziękuję. A jeśli chodzi o skoki, to ja ich nie
lubię. Ja je kocham.
- Nie przesadzasz?
- Nie. One są jak pies,
najwierniejszy towarzysz i przyjaciel człowieka. Nigdy cię nie zostawi. Zawsze
z tobą będą.
- Może i tak, ale chłopaka
ci nie zastąpią.
- Dziś jest, jutro go nie
ma. Zdradzi, zostawi, złamie serce. A skoki jedynie powodują stan
przedzawałowy. Przy problemach z facetami to jak kropla w morzu.
- Nie chcę się już z tobą
kłócić.
- I nie próbuj.
- Ale to ciekawe, mieć taką
wielka pasję i całe życie jej podporządkowywać.
- Oj, uwierz, że całe.
- To co, wybaczasz? –
Niepewnie się uśmiecha pod nosem, a ja nawet nie mam sumienia się na niego
teraz złościć.
- Jasne, że wybaczam. Ale
następnym razem, jak będzie temat skoków to masz trzymać moją stronę.
Zrozumiano?
- Tak jest, szefowo.
- No i super. Przepraszam,
ale muszę wracać do znajomych. Pogadamy jutro w pracy.
- Leć, leć. Pa, pa. –
Odchodzimy w różne strony, machając sobie jeszcze na pożegnanie, a ci już
jakieś szepty i głupie uśmieszki sobie urządzają. A ta wariatka to chyba ma
zbyt długi język. Tylko by nim paplała na lewo i prawo.
- No, no, no. Facet spotyka
cię na mieście, daje ci kwiatki.
- Mogłaś go do nas zaprosić
– dopowiada Norweg.
- Albo nas zostawić.
- Wystarczy, że się widzimy
w pracy. Nie potrzebuję jeszcze z nim kaw na mieście.
- A te kwiatki za co, jeśli
mogę wiedzieć? Za co cię musiał przepraszać… - Patrzymy z Dominiką na Johanna z
takim wytrzeszczem oczu, jakbyśmy ducha zobaczyły. Co on jasnowidz jakiś, czy
co?
- Skąd wiesz, że mnie
przepraszał?
- No, właśnie skąd wiesz?
Nie wiedziałam, że czytasz z ruchu warg?
- Bo niezapominajki są na
przeprosiny…
- Tylko nie mów - i
oczywiście, znowu ktoś musi przerwać czyjąś wypowiedz i wtrącić swoje trzy
grosze - że to on ci to zrobił.
- Ale co?
- No tego guza na czole!
- Kto? Marcin? Nieee. Coś
ty.
- No to całe szczęście.
- Bałby się mnie teraz
zaczepić.
- No to za co cię
przepraszał? – A to wścibskie dziewuszysko. Lepiej, żebyś za dużo nie
wiedziała.
- Za to, że mnie kiedyś
wkurzył swoim gadaniem.
- No to nieźle musiał cię
wkurzyć, ale zależy mu na tobie.
- W jak niby sensie?
- Podobasz mu się. I chce
czegoś więcej niż tylko przyjaźń. – Forfang, co za teorie ty snujesz! A już cię
zaczynałam lubić.
- Coo?!
- No właśnie, o czym ty
mówisz kochanie. Przecież ona się z Bartkiem spotyka.
- Że co?!! – No co jedno to
lepsze z tymi swoimi wymysłami. Zaraz może jeszcze się okaże, że w ciąży jestem
z księciem Harrym.
- To akurat Olek mi
powiedział.
- Co wam się ubzdurało w
tych waszych pustych główkach?! Kumplujemy się z Bartkiem, ale nic poza tym.
- Ja tylko powiedziałam, że
się z nim spotykasz.
- Tak jak i z resztą
chłopaków. Ale wy tylko szukacie pretekstu, żeby nas zeswatać.
- Nie, no co ty, Wydaje ci
się.
- Taaa. Wydaje. Idziesz koło
skoczni, staniesz chwilę z którymś i od razu gadka, że Bartek zaraz przyjdzie.
W domu babcia tylko: „Co u Bartka? Pozdrów go”. Ty mi wyskakujesz z
przyjacielem od serca. No, ogarnijcie się. My się lubimy. Tylko lubimy.
- Ale na wesele do Olka
idziesz z nim.
- Raczej tak, ale to jeszcze
nic pewnego.
- No to pogadamy o was za
dwa tygodnie.
- Zmieńcie temat, bo się
pobijecie zaraz. – Spokojna twoja rozczochrana, panie Forfang. Czy ja wyglądam
na osobę, która bije bezbronne kobiety?
- Spokojnie, słońce. Dobrze
wiesz, że ja nie biję bezbronnych istot.
- Nie myśl sobie, że ja taka
słaba jestem.
- To chcesz się bić?
- No, jasne. – Johann patrzy
na nas przerażony, a my po chwili wybuchamy śmiechem. Nie będziemy sobie wstydu
na środku Zakopanego robić.
- Przestraszyłyście mnie –
mówi nieco obrażony.
- Przepraszam, słoneczko.
Ech, kochanie chyba musimy się już zbierać, żeby Stöckl się nie wkurzał.
- No, niestety. Siła wyższa
nas wzywa. Miło było poznać. I pomyśl o tym chłopaku. – Forfang, grabisz sobie.
Oj, grabisz.