- Mmm. Jak tu pachnie. – Wchodzę do kuchni, po której roznosi
się zapach świeżo upieczonego ciasta. I gdy tylko próbuje wziąć kawałek z
blachy dostaje od babci ścierą po łapach.
-
Babciu! Spać nie mogłaś i szarlotkę z samego rana piekłaś? – W drzwiach do
kuchni zjawia się Agnieszka.
- Skąd
wiesz?
- Po
całym domu czuć zapach – sięga po ciasto – Ałaaa! Gorące!
- Oj
łasuchy, łasuchy. – Babcia kręci głową i się z nas śmieje- Poczekajcie niech
ostygnie, a nie tak prosto z piekarnika. Nie widziałyście tego flakonu co stał
w przedpokoju? - Zmienia temat rozglądając się czy poszukiwany od rana
przedmiot nie stoi może wysoko na szafkach.
-
Kwiatki w salonie w nim stoją. - odpowiadam robiąc sobie kanapki na śniadanie.
- Jakie
kwiatki?
- Te od
Marcina.
- Ale
one stały przecież w tym większym.
- No
stały, ale potrzebny był mi ten większy.
- A bo
ty babciu nic nie wiesz. - I w tym momencie do akcji musiała wkroczyć ukochana
Wolnego. A już było tak pięknie gdy milczał przez te kilka minut.
- Czego
nie wiem?
- Bo
Karola dostała wczoraj kwiatki od Bartka – Agnieszka aż podskakuje z radości
gdy o tym mówi – Te co dostali na dekoracji.
-
Naprawdę?! To dlatego cała w skowronkach jesteś. - Seniorka zwraca się do mnie,
a ja mam ochotę udusić tego buloklepe gołymi rękoma. Przykleił się do mnie i
teraz to ja mam z tego więcej kłopotu w domu niż pożytku. Nawet babcia
zaczyna mi tu jakieś scenariusze brazylijskiej telenoweli pod Tatrami układać.
Koniec świata jest już bliski.
- Ja?!
- Nie!
Hipopotam! Buzia, oczka tak ci się cieszą …
- To z
tej wygranej. Zawsze tak mam. - I zaczynamy przesłuchanie.
- Zawsze
tak masz jak ukochany odniesie sukces?
- Nie!
Jak Polacy wygrają.
- No!
Jedno z drugim się połączyło. A poza tym to kwiatki od Marcina w salonie
postawiłaś, a te od Bartka to zabrałaś do siebie, więc to chyba coś oznacza. -
Ciekawa jestem czy jakbym teraz udusiła tu Agnieszkę, to zaliczyłoby się to do
zabójstwa w afekcie? Potrzebuje porady prawnika. Najlepiej przystojnego co by
niektórzy mieli mętlik w swoich koncepcjach miłosnych osób trzecich.
- Nic
nie oznacza.
- Nie,
wcale.
- Nie
mam już siły się z wami kłócić, bo wy i tak wciąż swoje gadacie.
- Tylko
jak ci co druga osoba mówi, że powinniście być razem to chyba coś znaczy.
- Że co
druga osoba się myli? – pytam pewna swojej racji.
- No ci
co jeszcze ci tego nie powiedzieli.
- Chyba
nie.
- Chyba
tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Yyyh!
Ja i tak wiem swoje.
- A ja
swoje.
- Już
dziewczyny spokój. Zaraz tu do rękoczynów dojdzie a wystarczy, że jedna ma już
guza na czole. Ciii. Telefon którejś chyba dzwoni na górze. – Słyszę piosenkę,
która mam ustawioną w telefonie gdy dzwoni do mnie mama. W pośpiechu wbiegam do
pokoju by odebrać telefon, ale mam jakieś złe przeczucia. Po co by dzwoniła z
samego rana?
–
Halo – odbieram telefon.
- No
wreszcie! Dodzwonić się do ciebie graniczy z cudem. - Od razu słychać jak
tęskni za córeczką.
- Tak
mamo, też się cieszę, że cię słyszę.
- Gdzieś
ty wczoraj miała ten telefon ?! Nawet sygnału nie było.
- W
domu, a potem na skoczni. Ale tam zasięg tez jest. I to ty musiałaś mieć coś ze
swoim, bo ja wczoraj normalnie dzwoniłam, nawet popołudniu. -Dosyć zero radości
w głosie gdy słyszy pierworodną w słuchawce, to jeszcze ma jakieś wąty, że się
wczoraj nie mogła dodzwonić. To się nazywa kochana mamusia.
- No
właśnie jak tam o konkursie? Opowiadaj.
- No
jak?! Fantastycznie! Popłakałam się chyba ze dwa albo trzy razy. Muszę sobie
dzisiaj wziąć zapas chusteczek. A poza tym, dobrze wiesz co się ze mną dzieje w
domu, to tu jest ze mną sto razy gorzej.
- To
może tak jeszcze być?
- Tutaj
dopiero serce bije jak szalone, łez nie da się powstrzymać, a ten hymn i sto
lat dla chłopaków śpiewane przez dwadzieścia tysięcy ludzi – do tej pory mam
gęsia skórkę na rękach. Nie no, tego się nie da opisać. To trzeba przeżyć
samemu.
-
Świetnie, że ci się wreszcie udało tam pojechać i dobrze się bawiłaś. - Dobrze?
To mało powiedziane! - Tata kazał się spytać o co chodzi z tą dyskwalifikacją
Austriaków.
-
Gwiazdeczka Schlierenzauer miał o pół centymetra za długie rękawy i poleciała
cała drużyna.
- Ten
twój ulubieniec i dyskwalifikacja – Oj mamuś, żebyś wiedziała, że ulubieniec.
Od tego weekendu to naprawdę ubóstwiam go jak nikogo.
- No
serio, serio. Nie przyznaje się gwiazdeczka i oficjalnej informacji kto zawinił
nie ma. Ukrywa się idiota.
- Nie
przejmuj się nim. Dobrze, że u nas wszystko w porządku.
- A weź!
Bartka to chcą udupić, ale nie mają na czym. Jak zazwyczaj kontrola trwa tak
koło trzech, no góra pięciu minut, to Bartka wczoraj po drugiej serii z
piętnaście minut trzymali. Już Kamil miał skakać jak go wypuścili.
- Zdarza
się. - Ja tu z siebie wychodzę na samą myśl o wczorajszej akcji Gratzera a ona
tak spokojnie to do wiadomości przyjmuje. Chyba za mało ze mną konkursów jednak
obejrzała i tak jej emocje jeszcze nie ponoszą. Albo jakiś Valused wzięła z
rana.
- Mamo,
ale dwa razy w ciągu dwóch dni?! I tak długo?! Dzisiaj też go pewnie sprawdzą.
- Ale
swoją drogą to ten Klusek.
-
Kłusek. „Ł” a nie „L”!
- A bo
piszą Klusek. - Czasem to się zastanawiam, czy ona specjalnie mi to robi, czy
serio nie potrafi tego zapamiętać. Ale raczej to pierwsze. Ona wiecznie lubi
przekręcać nazwiska. Andre Tandre to chyba jej ulubieniec w tym.
- Ale to
jest Kłusek.
- No
dobra. No to ten Kłusek całkiem niczego sobie.
- Mamo!
- No co?
Mówię jak jest. Przystojny, wysoki, wygląda na bardzo fajnego chłopaczka i w
dodatku wolny. - Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. Jeszcze mi tego brakowało by
ona mnie z nim swatała.
- I co w
związku z tym?
- Nie no
nic. Tak tylko mówię. Fajnie będzie go poznać jak przyjedzie z tobą na wesele.
- Nie
wyobrażaj sobie za dużo.
- Ja
sobie niczego nie wyobrażam.
- Ta
jasne. Lepiej mów co u was. Jak ta Elizka młodego? - No bo gdy doczekałam tego
pięknego dnia, kiedy to mój kochany braciszek przedstawiał swoją dziewczynę
rodzicom, to mnie akurat w domu musiało nie być. Taka akcja mnie w domu
ominęła. Jakby to nie mógł przy mnie zrobić. Wstrzymać się ten tydzień aż wrócę
na weekend do domu. Mam nadzieję, że jest świadom jaki błąd popełnił.
- Bardzo
fajna, sympatyczna, nie jakaś tam pusta blondynka tylko swój rozum ma.
- To
super. Przyjadę za tydzień to jeszcze ja ją przebadam.
- Za
tydzień?! - Ta radość w jej głosie - bezcenna.
-
Mówiłam ci, że muszę przyjechać po sukienkę.
- A no
tak zapomniałam.
- No
wiesz. Jak mogłaś.
- I
prawie zapomniałam ci najważniejszego powiedzieć. – Nagle jej głos jest taki
jakiś dziwny.
- O czym?
- Paweł
był u nas w zeszłym tygodniu. - Nic dobrego ta wizyta na pewno nie przyniosła.
- Po co?
Wydzwaniał do mnie w sobotę i niedzielę, ale nie odbierałam.
- Wiem,
mówił. Chciał z tobą pogadać. I zostawił zaproszenie dla ciebie.
- Co
zostawił?!
-
Zaproszenie na ślub z Sylwią. – Że co?! Aż sobie usiadłam jak to usłyszałam –
Jesteś tam? – słyszę po chwili.
- Tak
jestem. - Próbuje mówić jak najbardziej naturalnym głosem. - Kiedy?
-
Pierwsza niedziela października.
- Czyli
jak już wrócę. - Mama nie odpowiada. Nastaje chwila ciszy a moje oczy znów są
pełne łez. - I co oni myślą, że przyjdę? I w środku nocy wydzwaniał do mnie
żeby mi to powiedzieć?!
- Nie
wiem córuś.
- Dobra
mamo, muszę kończyć. Zadzwonię w czwartek jak będę wiedziała jak będę
jechać.
-
Trzymaj się. Papa.
-
Pozdrów tatę i młodego. Papa. – Szybko odkładam telefon a po policzku płyną mi
łzy. Znowu ryczę w poduszkę przez niego. Mam dość tego, ale nie mam na tyle
siły by nie reagować na to wszystko w ten sposób. Złamane serce nie tak łatwo
skleić, gdy ten ktoś ciągle zrywa z niego plastry. Czasem zastanawiam się czy
jemu przyjemność wielką sprawia świadomość jak bardzo mnie to wciąż boli.
***
- Karola! Nie widziałaś Bartka i Olka? – Zaczepia mnie
Skrobot, który na chwilę wyszczubił nos ze swej twierdzy.
- Mieli
gdzieś się przebiec razem, ale nie mam pojęcia gdzie.
- A
poszukałabyś ich? Albo nie! - Nagle taka panika mu się na twarz wkradła, że aż się
sama wystraszyłam. - Sama nigdzie nie chodź, jeszcze wpadniesz na tego
psychopatę Schlierenzauera.
- Czyli
już wszyscy wiecie? - Niby to tajemnica wielka nie była. Każdy już chyba pocztą
pantoflową się dowiedział, że mam z Gregorem napiętku. Poza tym wczoraj też
widzieli jak się zachowywał gdy mnie napotykał.
- Chyba
tak.
-
Skoczkowie. Pierwsze Paply Rzeczypospolitej.
- Oj
tam. Dziewczyny nie lepsze.
- Ale
dziewczyny, to dziewczyny, ale chłopaki?! Nie wypada wam.
- No co
równouprawnienie jest. O Łukasz! - Nagle pojawia się obok nas Kruczek. -
Widziałeś Kusego i Olka?
- Koło
Norwegów stali z Forfangiem i Sjoeenem. Mieli zaraz wracać.
- To ja
po nich pójdę.
- Ale… -
Obaj nagle oczy na mnie jakbym była tu jakąś królową, której włos z głowy spaść
nie może. Bez przesady. Ludzi wkoło od groma, to ktoś może się zlituje jak będę
drzeć się ratunku.
-
Spokojnie! Dam sobie radę.
***
I stoi sobie trzech muszkieterów i dwie księżniczki. Tylko
czemu się ukryli miedzy domkami?! Może zamach na Hofera szykują? Ale mnie nie
zawołali do pomocy?! Fajni przyjaciele z nich. Taka zabawa a oni nie chcą mnie
do niej zaprosić. Oj nie ładnie tak, nie ładnie.
- Bum!!!
– Zakradam się do nich od tyłu, z chęcią przyprawienia ich o zawał za tą
konspiracje.
-
Karola! –Agata łapie się za serce - Zawału prawie dostałam.
- Oj
tam. Przesadzasz. Hej Fifi! - Witam się ze Sjoeenem którego jeszcze dziś nie
miałam okazji spotkać.
- A co
wy tu tak się chowacie i szepczecie? Zamach na sędziów robicie? Chętnie wam
pomogę.
- Nie
mówiłeś jej? – Agnieszka zwraca się do Bartka.
-
Myślałem, że ty jej powiesz.
- Byłam
pewna, że z nią o tym rozmawiałeś. - O! Znowu mnie coś ciekawego ominęło widzę.
Hmm ciekawe w czym to teraz jestem niedoinformowana. Jak nie to, że wszyscy
wiedzą o moim przybyciu na imieniny Krzyśków zanim sama podejmę decyzje, to
każdy widzi jakąś miłość między mną a Bartkiem. Boję się co tym razem
wykombinowali.
- Ale o
czym wy mówicie? - Patrzę z lekkim wyrzutem na całą grupę, ale zanim dostaję
wiadomość zwracam się do Bartka i Olka przekazując im wezwanie od Kacpra by ci
jak najszybciej się u niego wstawili.
- Znowu
się pewnie będzie darł.
- Że go
nigdy gardło nie boli. – Chłopaki odchodzą od nas w pośpiechu a ja czekam na
wyjaśnienia całej tej maskarady.
- Karola
ja ci to potem wszystko wyjaśnię, skoro ci Bartek nic nie powiedział, a teraz
idź i zagadaj Dominikę tak, żeby tu nie przyszła.
-
Dominikę?!
- Tak.
Potem ci wszystko wyjaśnię. - Teraz to już kompletnie nic nie rozumiem. Ale
cóż, mówi się trudno i idzie się pilnować naszej emigrantki.
***
Stoję sobie przy wejściu na zeskok i pstrykam zdjęcia. Czy
ten zachwyt kiedyś minie? Chyba nie. Przecież to nie może się znudzić.
Co?!
Brak miejsca na karcie pamięci?! Ech trzeba coś usunąć. To nie… to też … nie …
Żal którekolwiek usunąć. Stare dobre czasy się przypomniały. I nie tylko. Byłam
pewna, że usunęłam wszystkie, ale jednak nie. Zostało jedno. Z wesela jego
siostry. Następne miało być nasze – według przepowiedni wszystkich
babć, ciotek, wujków i kogo by nie spytać. W sumie się trochę sprawdziło.
- A co
ty tu tak sama stoisz? – Ktoś podchodzi do mnie od tyłu i szepcze do ucha.
- Boże!
Bartek nie skradaj się tak.
- Znowu
Gregor? – Wyciera mi kciukiem łzy, których znów nie zdołałam powstrzymać – Co
tym razem zrobił?
- Nie to
nie on. Nie widziałam go od wczoraj.
- To
kto? Tylko nie kręć. - Kiedy Bartek wbija swój wzrok w moje oczy nie potrafię
kręcić. Muszę powiedzieć wszystko co mnie gryzie. W sumie to od kiedy go
poznałam nie było chyba takiej chwili kiedy chciałam coś przed nim ukryć, a to
coś strasznie mnie dręczyło. Przed nim nie potrafię mieć tajemnic. Zawsze
potrafi zrobić coś takiego, żeby wydusić z ciebie to co ciąży ci na sercu. Ale
nie to że jest wścibski i tylko swą ciekawość chce w ten sposób zaspokoić. On
chce pomóc, wesprzeć. Tak jak tylko w danej chwili potrafi najlepiej. I trzeba
przyznać, że wychodzi mu to bardzo dobrze. Mój kochany buloklepa.
-
Dostałam zaproszenie na ślub Pawła z Sylwią.
-
Jeszcze mieli czelność cię zaprosić?! – Nie odpowiadam. Spuszczam głowę, a on
mnie przytula widząc, że za chwilę znów się rozkleję. Otacza mnie szczelnie
ramionami i całuje w czoło. – Cii. Nie rycz. Będzie dobrze.
-
Obiecujesz? - Patrzę w jego niebieskie tęczówki błagając by przysiągł na
wszelkie świętości, że już będzie dobrze. Zawsze i wszędzie już tylko łzy
szczęścia, a nie bólu.
- Jasne,
że tak. Ja cię nie … My tu wszyscy nie pozwolimy cię skrzywdzić. Nikomu.
-
Kochani. Ciężko będzie stąd wyjechać.
- To nie
wyjeżdżaj. – Patrzy na mnie tak jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale
brakuje mu słów?
-
Bartek! - Przy zeskoku odnajduje nas Stękała. Mam wrażenie, że dziś to tu każdy
kogoś szuka. - Trener cię szuka.
- Już
idę. A ty - puszcza mnie z uścisku nie odrywając ode mnie wzroku -
jeszcze raz będziesz płakać to cię uduszę. – Uuu! Jest źle. Nawet bardzo źle.
Pan Kłusek zaczął palcem grozić.
-
Postaram się.
- Nie
postaram się tylko tak ma być i koniec. Zrozumiano?
- Tak
jest panie generale. – Salutuje mu stojąc na baczność i udając pełną powagę, o
którą przy nim czasem bardzo trudno utrzymać przez dwie sekundy.
-
Spocznij. Odmaszerować do reszty brygady żołnierzu.
***
Całkiem inny ten konkurs dzisiaj. Przynajmniej na razie. Tak
jakoś spokojniej u nas. Połowa naszych już wjechała na górę, druga połowa
jeszcze się rozciąga, skacze, biega i co tam jeszcze jest tylko możliwe. Tak
jakoś dziwnie. W piątek na kwalach było inaczej. Niby też część na górze
oczekiwała na swą próbę, cześć jeszcze była z nami na dole, ale nie było aż
takiego skupienia. Łatwo nie było, bo musiało odpaść aż siedemnastu z całej stawki
zgłoszonych, ale to dla niektórych była tylko formalność. Chociaż taki Freitag
się nie dostał, co by się wydawało nie realne, a tu jednak. A dziś skupienie
musi trwać dłużej. Nie wystarczy skoczyć raz. Trzeba to powtórzyć w drugiej
serii, no a nasi jak na razie na dobrej drodze do tego. Na piętnastu których
skoczyło pierwsza trójka biało-czerwona. Żeby tak do końca konkursu.
- Ja wam
mówię. Za chwilę lunie. - A Janek znowu teorie spiskową Matki Natury chce nam
przekazać. Odkąd tylko przyjechaliśmy na skocznie nie gada o niczym innym tylko
o tym jak to zaraz się rozpada. Jak na razie oprócz ciemnych chmur nie spadła
nawet kropelka deszczu.
- Jasiu
idź na górę i nam nie marudź za uszami.
- Nie
opłaca mi się.
- Idź
już!
- Idę,
idę. Spokojnie. Ale i tak nie skoczę.
- A ty
Karola gdzie?
- Zaraz
wracam. Do szatni tylko po tabletki na gardło skocze. - Już od wczoraj
szprycuje się tabletkami na ból gardła. Nie wiem czy mnie przewiało gdzieś czy
to od tego dopingowania przez ostatnie dwa dni. W sumie jedno nie wyklucza
drugiego. Tak się kończy siedzenie cały dzień przy wentylatorze w pracy, no ale
inaczej się nie dało. Człowiek by tam się rozpłynął niczym kostki
lodu.
***
Ech ta damska torebka. Nic w niej nie można znaleźć. Albo
raczej wszystko, tylko nie to co potrzeba. Ten lakier do paznokci to mi tu
najbardziej w tej chwili potrzebny.
-Uff. -
Oddycham z ulgą gdy wreszcie odnajdują moje cenne pastylki.
Szkoda,
że tak daleko od naszej miejscówy są te domki Polaków, ale co zrobisz? Nic nie
zrobisz. Trzeba przejść te paręnaście kroków więcej. Przez upadek Ito, niestety
mam troszkę czasu więcej. Spoglądam w górę i widzę śmigłowiec pogotowia który
ląduje tuż obok skoczni. Czyli nie za wesoło jest z sympatycznym Japończykiem.
Niestety sport piękny, ale i bardzo niebezpieczny.
Idę
sobie spokojnie, austriackie szatnie już dawno minęłam, zagrożenie wydawałoby
się ominięte, aż tu nagle moim oczom ukazuje się znów ten „cudowny” widok.
- Cześć.
- Cześć.
– Próbuję przejść obok nie patrząc na niego, ale zagradza mi drogę.
- Mam do
ciebie sprawę.
- Do
mnie?! – Czego on może ode mnie chcieć. Serce mi chyba zaraz wyskoczy z piersi.
Zaczynam się go obawiać, a jak na złość wszyscy się gdzieś pochowali.
-
Uwierz, że wolałbym o to kogoś innego poprosić, ale ty jesteś pierwszą osobą,
która się natrafiła i zna polski.
- A po
co ci ktoś posługujący się polskim? - Idiotka! Po co ja się z nim wdaje w tą
pogawędkę?! Powinnam jak najszybciej uciekać stąd, a nie stać tu z nim.
- Bo coś
się z automatami do napoi w naszej szatni stało i tylko chyba po polsku pisze.
Bo na pewno nie po angielsku i nie po niemiecku.
- I co w
związku z tym?
-
Mogłabyś mi pomóc? Proszę. – Wygląda jakby nie miał złych zamiarów, a ja
idiotka jestem zbyt dobra dla ludzi. Przez to złote serducho kiedyś życie
stracę.
- Ale ja
nie wiem czy będę potrafiła.
- Na
pewno dasz sobie rade.
- Może
zawołam lepiej kogoś z obsługi.
-
Spróbuj najpierw sama. Albo przetłumaczysz mi to na angielski. No proszę, chodź
. – Zdecydowanie za miękkie to moje serce.
Musze
się pospieszyć. Zaraz zaczną się niepokoić, że mnie tak długo nie ma, a poza
tym konkurs już wznowili i za chwilę skaczą nasi.
Wchodzimy
z Gregorem do jednego z ich domków. W drzwiach mijamy się z Koflerem, który z
nartami na ramieniu udaje się by oddać swoją próbę w konkursie.
- Tam
stoi ta nieszczęsna maszyna. – Pokazuje mi w rogu automat- Ja spytam się tylko
o coś Andiego i wracam do ciebie. - A idź sobie w pierony. Naprawię to szybko i
uciekam do swoich. Tylko to wcale nie takie proste. Ja tu nic nie widzę.
- I jak?
– mówi Gregor zamykając za sobą drzwi.
-
Źle. Ale dlaczego zamykasz okna? Otwórz je, bo tu strasznie duszno.
- Aleś
ty głupiutka. Piękna i głupiutka – zbliża się do mnie z tym swoim wytrzeszczem
zębów, którego u niego nienawidzę – Mówiłem ci, że będziesz moja.
Podchodzi
coraz bliżej rozpinając kombinezon. Boże! Co on chce mi zrobić?! Cofam się do
tyłu, przewracając jakiś stołek którego nie zauważyłam. Jaka ja głupia byłam,
że się dałam tu zaciągnąć.
Próbuję
uciekać, ale drzwi zamknął na klucz. Chcę krzyczeć, ale on mnie dopada i w
ustach nagle mam jego okropny język. Nie mogę się wyrwać. Jestem zbyt słaba.
Jego ciało przywiera do mojego, a moje do ściany. Jestem niemal całkowicie
unieruchomiona. Jedną ręką trzyma moje ręce nad głową, a drugą rozpina mi
bluzkę nie przerywając całowania. Łzy płyną ciurkiem. Nagle brakuje mu tchu i
odrywa swoja twarz od mojej. Mając tą chwilę drę się z całej siły o pomoc,
mając nadzieję że ktoś mnie usłyszy. Po sekundzie, znów wbija mi swój jęzor, aż
do gardła. Lewą nogą, którą mam w miarę wolną, walę w ścianę. Może ktoś usłyszy
ten hałas. Boże! Niech mnie ktoś uratuje!!!
***
- Kurcze. Wiatr się zrywa. - Ukochana Kamila z niepokojem
patrzy na powiewające coraz mocniej wstążki ustawione wzdłuż całej skoczni.
- I
słońce zaszło - dodaje Agnieszka zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne.
- Mama!
Moja czapka! - Najmłodsza pociecha Żyły z przerażeniem patrzy jak jej nakrycie
głowy oddala się w nieznane.
- Leć za
nią, zanim ci dalej ucieknie.
- Zaraz
nam tu przerwę pewnie zrobią. - I jakby na życzenie Titusa Pan i Władca
zarządza jury meeting i 15 minut przerwy.
- Akurat
jak zaraz Bartek i reszta chłopaków to matce naturze się żartować zachciało.
- A
właśnie! Gdzie Karola? Powinna już dawno być.
Spoglądają
z niepokojem jedno na drugiego, ale Stękała ze spokojem mówi o swych
przypuszczeniach.
- Pewnie
w domku siedzi. Zobaczyła Gregora i wolała schować się u Kacpra. Gwiazdeczka
zasrana.
-
Andrzej! Wyrażaj się przy dzieciach!
- A co
wujek powiedział? - dopytuje córka Huli.
- Nie
ważne.
- Wujek.
Powiedz.
- Nie bo
mama mnie skrzyczy.
- Wiecie
co? Jak jest ta przerwa to chodźcie do szatni. Tam przynajmniej jest cieplej.
- A tu i
tak pewnie zaraz lunie, jakby to Janek z pewnością zaraz powiedział.
- Jemu
to się od rana marzył ten deszcz.
- I
chyba wymarzył - stwierdza Agata wybierając pierwszą krople deszczu z czoła.
- Trzeba
się serio stąd zbierać, bo wejdziemy do szatni i Karola ze Skrobotem będą się
chichrać, że jak zmokłe kury wyglądamy.
- No
dzieciaki. Kto pierwszy u cioci Karoliny i wujka Kacpra? - I aby zachęcić
pociechy kolegów do wyścigu Tistus i Stękała także włączają się do rywalizacji
o uśmiech przyszywanej cioci i wujka.
***
- Hayboeck!
- O!
Peter. - Blondyn idący między domkami odwraca się na głos Słoweńca. - Cześć.
- Hej,
hej. Wreszcie cię złapałem.
- Ale
przecież nigdzie przed tobą nie uciekałem - odpowiada żartobliwie.
- Oj
Hayboeck. Żartowniś jak zawsze.
- No a
jak. Chciałeś coś konkretnego, czy tylko tak pogadać?
-
Głównie to chciałem … - urywa na chwile swą wypowiedź.
-
Chciałem?? - Austriak próbuje dopytać najstarszego z braci Prevców o powód
chęci rozmowy.
- Cii.
Słyszałeś?
- Co?
- Ktoś
krzyczał pomocy.
-
Zdawało ci się. Po co ktoś miałby wzywać pomoc?
- Nie
wiem.
- Oj
Peter, Peter. - Michael kręci głową z dezaprobaty. - Ty i ten twój psi węch.
- Wiesz,
że za obrazę policjanta możesz iść do aresztu?
- To chyba
jak jest na służbie, w mundurze! Chyba, że rozsunięty kombinezon to twój
mundur. Jeśli tak, to przepraszam panie władzo.
- A
teraz słyszysz? - Oboje zamilkli na chwilę by wsłuchać się w dziwne odgłosy,
które nie były już tylko omamami Petera.
- Jakby
ktoś kopal w ścianę.
- Noo. I
to nieudolne. Cii. – milkną i nasłuchują, skąd dobiega hałas i podążają za nim.
Im są bliżej austriackich domków tym te dziwne dźwięki są coraz bardziej
wyraźne, a na twarzy obu skoczków widać przerażenie rosnące z każdym kolejnym
krokiem.
- To
chyba z tamtej szatni. - Prevc wskazuje na drewniany budynek na wprost.
- O
kurwa! Nasza szatnia. – Podbiegają do drzwi, ale są zamknięte.
- Trzeba
je jakoś wyważyć!
- Czym?
- Dawaj
z bara. Drewniane to powinno się udać.
Jednak
pierwsze uderzenie nie daje im nic. Ale za chwilę próbują po raz drugi i tym
razem udaje im się wejść do środka.
W
pierwszej chwili stają jak wryci widząc Gregora z jedną ręka próbującą rozpiąć
mój stanik, a drugą unieruchamiającą moje dłonie. Dopiero po chwili rzucają się
na Gregora. Nie było jednak łatwo. Ja - osuwająca się już z bezsilności, on –
zawzięty, nieznoszący sprzeciwu, nie cierpiący goryczy porażki, tak na skoczni,
jak i tu. Wreszcie po kilku minutach szarpaniny, uwalniają mnie od niego. Michi
natychmiast bierze mnie na ręce i zanosi do Polaków.
***
Siedzę w szatni z dziewczynami i częścią chłopaków. Coś
gadają o policji, sądzie, że nie można mu tego podarować, ale zbytnio to do
mnie nie dociera. Otulona kocem, trzymając w rękach kubek gorącej melisy wciąż
trzęsę się ze strachu. Nie tylko ze względu na to co działo się kilkanaście
minut wcześniej, ale boję się o Bartka. Żeby Kruczek, a co gorsze Tajner się go
nie chcieli czepiać. Nie! Oni na pewno będą się go czepiać, za to, że mnie tu
przyprowadził i narobiłam im kłopotów. A on chciał przecież dobrze. I ja też
nie miałam zamiaru pakować się w problemy z Gregorem.
- Co oni
ogłupieli? Prognoz nie mają? – wchodzą do nas przemoczeni Bartek i Kuba.
- A
Jasiek od rana mówił, że będzie burza – Burza?! Nawet nie zauważyłam. Odwracam
się w druga stronę, tak, żeby Bartek na mnie nie spojrzał. Żeby nie widział w
jakim jestem stanie. Jeszcze chwilę i się ogarnę. Dajcie mi jeszcze tylko kilka
minut.
- Ej, Karola.
Co jest? Ej! – Spoglądam na niego bo nie mam innego wyjścia. – Tylko mi nie
mówcie, że Gregor – rozgląda się o wszystkich - Zabije gnoja!!! – Wybiega
trzaskając drzwiami.
-
Bartek!!! – krzyczę zanim, ale już za późno.
***
- Gdzie jest ten skurwiel?! – Kłusek wpada do szatni
Austriaków.
- Bartek
o co ci chodzi?!
- Nie
udawaj głupiego Kraft! Gdzie jest ta popierdolona gwiazdeczka wasza.
- O mnie
ci chodzi? – Bartek odwraca się i z całej siły wali Gregora w brzuch.
- Zabije
cię gnoju! – Łapie go za bluzę i szarpie – Rozumiesz?! Zabije!
Kraft
chce ich oddzielić, ale mu się nie udaje i sam dostaje cios. Schlierenzauer
próbując się wyrwać kopie Bartka z kolanka w krocze, ten w zamian daje mu
piękny cios z główki w nos.
-
Bartek! Kurwa Bartek! – wpada nagle kilku Polaków i próbują rozdzielić tą
dwójkę.
- Zostaw
go już!
- Nie!
Zabije skurwiela! Jak on mógł jej to zrobić?!
- Już!
Uspokój się! – Wreszcie udaje się ich rozdzielić.
-
Jeszcze brakuje, żeby ciebie za pobicie wsadzili do pierdla.
Wyprowadzają
Bartka z pomieszczenia mocno trzymając go tak by nie miał możliwości wyrwania
im się i powrotu do Gregora.
-
Jeszcze cię dopadnę! – mówi do zamykających się za nimi drzwiami szatni.
***
- Gdzie oni są?! Czemu jeszcze nie wracają?! – Łażę w kółko
po domku skoczków. Odkąd tamten tylko wybiegł stąd a chłopaki za nimi ni mogę
się uspokoić. Telepie mną jeszcze bardziej niż wtedy kiedy przyniósł mnie tu
Hayboeck.
-
Spokojnie. Zaraz wrócą.
- Nie
denerwuj się. - Dziewczyny próbują opanować moje emocje, ale jak niby? No jak
ja mam niby to zrobić?
- Jak
mam się nie denerwować, skoro ten głupek wybiegł stąd i nie wiadomo, co mu do
głowy strzeli. Przecież on może w tej furii człowieka zabić!
- Bez
przesady. W furii, nie furii, on nie jest w stanie zabić. Obije mu tylko
troszkę twarzyczkę - Murańka ze spokojnym tonem mówi to wszystko jakby to była
oczywista oczywistość.
-
Tylko?! Przecież ten debil go pozwie o pobicie! I papa skoki. On będzie miał
najlepszych prawników. On z wszystkiego się wygrzebie!
- Niech
tylko spróbuje! Już mu się od dawna należało.
-
Możecie mnie wreszcie puścić?! – Wchodzą wreszcie chłopaki, trzymający mocno
Bartka.
- Żyje?
- pyta Agnieszka widząc ślady krwi na dłoniach Bartka.
- Żyje,
żyje! Mogliście poczekać z pięć minut i po karawan dzwonić dla niego.
- Albo
dla ciebie - mruczę pod nosem
- Możemy
pogadać w cztery oczy?
- To my
wyjdziemy, zostawimy was samych.
Wszyscy
opuścili szatnie a my patrzymy na siebie. Prosto w oczy. Z jednej strony mam
ochotę go udusić, z drugiej rzucić mu się na szyje. Ciekawe o czym myśli. Stoi
i milczy. Nawet nie mrugnie, tylko patrzy się na mnie tymi swoimi niebieskimi
oczami.
- Boli?
– pytam wreszcie, gdy wyciera kciukiem krew z ust.
- Nie. –
odpowiada zimno, a ja podchodzę do niego i wycieram to chusteczką – Aaa!
- Było
się bić?!
- Oj tam.
- Mam
ochotę cię za to udusić! Przecież mogą cię za to z kadr wyrzucić. On na bank
wniesie oskarżenie o pobicie.
-
Pobicie, a próba gwałtu to chyba różnica. Niech się pakuje walizki do kicia.
- On się
z tego wygrzebie. Na pewno! A ty durniu jak zacząłeś dobrze skakać, to
musiałeś to schrzanić w taki sposób? - pytam, a on przyciąga mnie do
siebie przytulając mocno.
- Musiałem. - szepcze.
Mam
ochotę go za to trzepnąć. Tak porządnie. Zaciskam zęby i pięści resztkami sił,
ale rezygnuje. Milczymy stojąc pośrodku szatni przytuleni do siebie. Ja z
głową opierającą się o jego klatkę piersiową, on z wtuloną twarzą w moje włosy.
Zastanawiam się nad tym co powiedział. „Musiałem” Ale dlaczego? Po co on to
zrobił? Nikt mu nie kazał. Nikt tego od niego nie oczekiwał.
-
Dlaczego? – pytam patrząc mu prosto w oczy. On opiera swoje czoło o moje
zamykając oczy i ciężko oddychając. Jakby zbierał myśli by się wysłowić, gdy
nagle wpada Kuba.
-
Policja wreszcie przyjechała.
__________________________________________________________
Dzień
doberek. A raczej dobry wieczór, bo za oknem ciemno jak ... wiemy gdzie ;)
Widzę, że niektórzy odnaleźli zasypane drogi i ścieżki do
Karoli i Bartka. Dziękuję Wam bardzo. Mam nadzieję, że już do końca będą do
przejścia i latem nie zarosną, a zimą śnieg ich nie zasypie i jeszcze się
zobaczymy ;)
Gdy zaczynałam edytować ten rozdział tak mi się przykro zrobiło na
sercu, że Gregora w takiej roli tu ukazałam. Nie to,
że zaczęłam pałać do niego wielką miłością, ale tak mi żal było tego.
No trudno, takie życie "pisarza".
Tak ogólnie to miło go znów zobaczyć na skoczni. I nawet się ucieszyłam. W
sobotę to nawet mi go żal było i tego 31 miejsca :(
Ale miło było
zobaczyć też Kaarela Nurmsalu. Kiedyś mu kibicowałam i cieszyłam się z jego lepszych prób
i liczyłam na powrót do PŚ. Fajna niespodzianka była gdy czytało się
listy startowe z jego nazwiskiem :D
Powroty były miłe, zwycięstwa Kamila jeszcze milsze :D Mistrzu czapki z głów
niziuteńko. I mam tu do Ciebie taką maluteńką prośbę. Oszczędź nam tych zawałów
serca przy lądowaniu bo my do Planicy w obawie o Twoje "kolano
nastolatka" nie wytrzymamy.
Oczywiście brawa
dla Piotrka i Maćka również wielkie. Przyzwyczaili nas do miejsc w TOP10 (tak
wiem, Piotrek w niedziele był 11) i człowiek to przyjmuje na luzie,
tak jakby to był normalny widok od lat. Mam nadzieję, że to widok
normalny na kolejne lata. Wierzę w to tak bardzo, jak rok temu po nieudanych
startach mówiłam, że jeszcze nie raz zaśpiewamy Mazurka na skoczni
(przy okazji dobrze, że Polacy dbają o oprawę muzyczną w Lahti to nie będzie
problemu z zagraniem dobrego hymnu ).
I tak jak rok temu wierzyłam, że Kamil i reszta się podniesie,
tak teraz wierzę, że kadra B za rok przynajmniej powróci do
dobrego skakania sprzed roku. Przecież oni potrafią skakać!
Mistrzowie Świata jako juniorzy, Uniwersjady, niejednokrotne miejsca na podium
w COC, niektórzy dobrze punktowali w PŚ a nawet zwycięzca jednego z
konkursów. Ja Wam mówię, za rok będzie z nich pociecha. A Kłusek zgarnie te ***
punkty.
Trzymajcie się
cieplutko. Niech wszelkie zarazy i choroby omijają jak najszerszym łukiem.
Wystarczy, że się biedni skoczkowie muszą cierpieć i opuszczać starty
:(
Pozdrawiam
gorąco Karolka ;*
P.S. Powodzenia na sesji, egzaminach zawodowych. :)