piątek, 20 stycznia 2017

Rozdział 15

- Mmm. Jak tu pachnie. – Wchodzę do kuchni, po której roznosi się zapach świeżo upieczonego ciasta. I gdy tylko próbuje wziąć kawałek z blachy dostaje od babci ścierą po łapach.
- Babciu! Spać nie mogłaś i szarlotkę z samego rana piekłaś? – W drzwiach do kuchni zjawia się Agnieszka.
- Skąd wiesz?
- Po całym domu czuć zapach – sięga po ciasto – Ałaaa! Gorące!
- Oj łasuchy, łasuchy. – Babcia kręci głową i się z nas śmieje- Poczekajcie niech ostygnie, a nie tak prosto z piekarnika. Nie widziałyście tego flakonu co stał w przedpokoju? - Zmienia temat rozglądając się czy poszukiwany od rana przedmiot nie stoi może wysoko na szafkach.
- Kwiatki w salonie w nim stoją. - odpowiadam robiąc sobie kanapki na śniadanie.
- Jakie kwiatki?
- Te od Marcina.
- Ale one stały przecież w tym większym.
- No stały, ale potrzebny był mi ten większy.
- A bo ty babciu nic nie wiesz. - I w tym momencie do akcji musiała wkroczyć ukochana Wolnego. A już było tak pięknie gdy milczał przez te kilka minut.
- Czego nie wiem?
- Bo Karola dostała wczoraj kwiatki od Bartka – Agnieszka aż podskakuje z radości gdy o tym  mówi – Te co dostali na dekoracji.
- Naprawdę?! To dlatego cała w skowronkach jesteś. - Seniorka zwraca się do mnie, a ja mam ochotę udusić tego buloklepe gołymi rękoma. Przykleił się do mnie i teraz to ja mam z tego więcej kłopotu w domu niż pożytku. Nawet babcia zaczyna mi tu jakieś scenariusze brazylijskiej telenoweli pod Tatrami układać. Koniec świata jest już bliski.
- Ja?!
- Nie! Hipopotam! Buzia, oczka tak ci się cieszą …
- To z tej wygranej. Zawsze tak mam. - I zaczynamy przesłuchanie.
- Zawsze tak masz jak ukochany odniesie sukces?
- Nie! Jak Polacy wygrają.
- No! Jedno z drugim się połączyło. A poza tym to kwiatki od Marcina w salonie postawiłaś, a te od Bartka to zabrałaś do siebie, więc to chyba coś oznacza. - Ciekawa jestem czy jakbym teraz udusiła tu Agnieszkę, to zaliczyłoby się to do zabójstwa w afekcie? Potrzebuje porady prawnika. Najlepiej przystojnego co by niektórzy mieli mętlik w swoich koncepcjach miłosnych osób trzecich.
- Nic nie oznacza.
- Nie, wcale.
- Nie mam już siły się z wami kłócić, bo wy i tak wciąż swoje gadacie.
- Tylko jak ci co druga osoba mówi, że powinniście być razem to chyba coś znaczy.
- Że co druga osoba się myli? – pytam pewna swojej racji.
- No ci co jeszcze ci tego nie powiedzieli.
- Chyba nie.
- Chyba tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Yyyh! Ja i tak wiem swoje.
- A ja swoje.
- Już dziewczyny spokój. Zaraz tu do rękoczynów dojdzie a wystarczy, że jedna ma już guza na czole. Ciii. Telefon którejś chyba dzwoni na górze. – Słyszę piosenkę, która mam ustawioną w telefonie gdy dzwoni do mnie mama. W pośpiechu wbiegam do pokoju by odebrać telefon, ale mam jakieś złe przeczucia. Po co by dzwoniła z samego rana?
 – Halo – odbieram telefon.
- No wreszcie! Dodzwonić się do ciebie graniczy z cudem. - Od razu słychać jak tęskni za córeczką.
- Tak mamo, też się cieszę, że cię słyszę.
- Gdzieś ty wczoraj miała ten telefon ?! Nawet sygnału nie było.
- W domu, a potem na skoczni. Ale tam zasięg tez jest. I to ty musiałaś mieć coś ze swoim, bo ja wczoraj normalnie dzwoniłam, nawet popołudniu. -Dosyć zero radości w głosie gdy słyszy pierworodną w słuchawce, to jeszcze ma jakieś wąty, że się wczoraj nie mogła dodzwonić. To się nazywa kochana mamusia.
- No właśnie jak tam o konkursie? Opowiadaj.
- No jak?! Fantastycznie! Popłakałam się chyba ze dwa albo trzy razy. Muszę sobie dzisiaj wziąć zapas chusteczek. A poza tym, dobrze wiesz co się ze mną dzieje w domu, to tu jest ze mną sto razy gorzej.
- To może tak jeszcze być?
- Tutaj dopiero serce bije jak szalone, łez nie da się powstrzymać, a ten hymn i sto lat dla chłopaków śpiewane przez dwadzieścia tysięcy ludzi – do tej pory mam gęsia skórkę na rękach. Nie no, tego się nie da opisać. To trzeba przeżyć samemu.
- Świetnie, że ci się wreszcie udało tam pojechać i dobrze się bawiłaś. - Dobrze? To mało powiedziane! - Tata kazał się spytać o co chodzi z tą dyskwalifikacją Austriaków.
- Gwiazdeczka Schlierenzauer miał o pół centymetra za długie rękawy i poleciała cała drużyna.
- Ten twój ulubieniec i dyskwalifikacja – Oj mamuś, żebyś wiedziała, że ulubieniec. Od tego weekendu to naprawdę ubóstwiam go jak nikogo.
- No serio, serio. Nie przyznaje się gwiazdeczka i oficjalnej informacji kto zawinił nie ma. Ukrywa się idiota.
- Nie przejmuj się nim. Dobrze, że u nas wszystko w porządku.
- A weź! Bartka to chcą udupić, ale nie mają na czym. Jak zazwyczaj kontrola trwa tak koło trzech, no góra pięciu minut, to Bartka wczoraj po drugiej serii z piętnaście minut trzymali. Już Kamil miał skakać jak go wypuścili.
- Zdarza się. - Ja tu z siebie wychodzę na samą myśl o wczorajszej akcji Gratzera a ona tak spokojnie to do wiadomości przyjmuje. Chyba za mało ze mną konkursów jednak obejrzała i tak jej emocje jeszcze nie ponoszą. Albo jakiś Valused wzięła z rana.
- Mamo, ale dwa razy w ciągu dwóch dni?! I tak długo?! Dzisiaj też go pewnie sprawdzą.
- Ale swoją drogą to ten Klusek.
- Kłusek. „Ł” a nie „L”!
- A bo piszą Klusek. - Czasem to się zastanawiam, czy ona specjalnie mi to robi, czy serio nie potrafi tego zapamiętać. Ale raczej to pierwsze. Ona wiecznie lubi przekręcać nazwiska. Andre Tandre to chyba jej ulubieniec w tym.
- Ale to jest Kłusek.
- No dobra. No to ten Kłusek całkiem niczego sobie.
- Mamo!
- No co? Mówię jak jest. Przystojny, wysoki, wygląda na bardzo fajnego chłopaczka i w dodatku wolny. - Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. Jeszcze mi tego brakowało by ona mnie z nim swatała.
- I co w związku z tym?
- Nie no nic. Tak tylko mówię. Fajnie będzie go poznać jak przyjedzie z tobą na wesele.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo.
- Ja sobie niczego nie wyobrażam.
- Ta jasne. Lepiej mów co u was. Jak ta Elizka młodego? - No bo gdy doczekałam tego pięknego dnia, kiedy to mój kochany braciszek przedstawiał swoją dziewczynę rodzicom, to mnie akurat w domu musiało nie być. Taka akcja mnie w domu ominęła. Jakby to nie mógł przy mnie zrobić. Wstrzymać się ten tydzień aż wrócę na weekend do domu. Mam nadzieję, że jest świadom jaki błąd popełnił.
- Bardzo fajna, sympatyczna, nie jakaś tam pusta blondynka tylko swój rozum ma.
- To super. Przyjadę za tydzień to jeszcze ja ją przebadam.
- Za tydzień?! - Ta radość w jej głosie - bezcenna.
- Mówiłam ci, że muszę przyjechać po sukienkę.
- A no tak zapomniałam.
- No wiesz. Jak mogłaś.
- I prawie zapomniałam ci najważniejszego powiedzieć. – Nagle jej głos jest taki jakiś dziwny.
- O czym?
- Paweł był u nas w zeszłym tygodniu. - Nic dobrego ta wizyta na pewno nie przyniosła.
- Po co? Wydzwaniał do mnie w sobotę i niedzielę, ale nie odbierałam.
- Wiem, mówił. Chciał z tobą pogadać. I zostawił zaproszenie dla ciebie.
- Co zostawił?!
- Zaproszenie na ślub z Sylwią. – Że co?! Aż sobie usiadłam jak to usłyszałam – Jesteś tam? – słyszę po chwili.
- Tak jestem. - Próbuje mówić jak najbardziej naturalnym głosem. - Kiedy?
- Pierwsza niedziela października.
- Czyli jak już wrócę. - Mama nie odpowiada. Nastaje chwila ciszy a moje oczy znów są pełne łez. - I co oni myślą, że przyjdę? I w środku nocy wydzwaniał do mnie żeby mi to powiedzieć?!
- Nie wiem córuś.
- Dobra mamo, muszę kończyć. Zadzwonię w czwartek jak będę wiedziała jak będę jechać.
- Trzymaj się. Papa.
- Pozdrów tatę i młodego. Papa. – Szybko odkładam telefon a po policzku płyną mi łzy. Znowu ryczę w poduszkę przez niego. Mam dość tego, ale nie mam na tyle siły by nie reagować na to wszystko w ten sposób. Złamane serce nie tak łatwo skleić, gdy ten ktoś ciągle zrywa z niego plastry. Czasem zastanawiam się czy jemu przyjemność wielką sprawia świadomość jak bardzo mnie to wciąż boli.

***

- Karola! Nie widziałaś Bartka i Olka? – Zaczepia mnie Skrobot, który na chwilę wyszczubił nos ze swej twierdzy.
- Mieli gdzieś się przebiec razem, ale nie mam pojęcia gdzie.
- A poszukałabyś ich? Albo nie! - Nagle taka panika mu się na twarz wkradła, że aż się sama wystraszyłam. - Sama nigdzie nie chodź, jeszcze wpadniesz na tego psychopatę Schlierenzauera.
- Czyli już wszyscy wiecie? - Niby to tajemnica wielka nie była. Każdy już chyba pocztą pantoflową się dowiedział, że mam z Gregorem napiętku. Poza tym wczoraj też widzieli jak się zachowywał gdy mnie napotykał.
- Chyba tak.
- Skoczkowie. Pierwsze Paply Rzeczypospolitej.
- Oj tam. Dziewczyny nie lepsze.
- Ale dziewczyny, to dziewczyny, ale chłopaki?! Nie wypada wam.
- No co równouprawnienie jest. O Łukasz! - Nagle pojawia się obok nas Kruczek. - Widziałeś Kusego i Olka?
- Koło Norwegów stali z Forfangiem i Sjoeenem. Mieli zaraz wracać.
- To ja po nich pójdę.
- Ale… - Obaj nagle oczy na mnie jakbym była tu jakąś królową, której włos z głowy spaść nie może. Bez przesady. Ludzi wkoło od groma, to ktoś może się zlituje jak będę drzeć się ratunku.
- Spokojnie! Dam sobie radę.

***

I stoi sobie trzech muszkieterów i dwie księżniczki. Tylko czemu się ukryli miedzy domkami?! Może zamach na Hofera szykują? Ale mnie nie zawołali do pomocy?! Fajni przyjaciele z nich. Taka zabawa a oni nie chcą mnie do niej zaprosić. Oj nie ładnie tak, nie ładnie.
- Bum!!! – Zakradam się do nich od tyłu, z chęcią przyprawienia ich o zawał za tą konspiracje.
- Karola! –Agata łapie się za serce - Zawału prawie dostałam.
- Oj tam. Przesadzasz. Hej Fifi! - Witam się ze Sjoeenem którego jeszcze dziś nie miałam okazji spotkać.
- A co wy tu tak się chowacie i szepczecie? Zamach na sędziów robicie? Chętnie wam pomogę.
- Nie mówiłeś jej? – Agnieszka zwraca się do Bartka.
- Myślałem, że ty jej powiesz.
- Byłam pewna, że z nią o tym rozmawiałeś. - O! Znowu mnie coś ciekawego ominęło widzę. Hmm ciekawe w czym to teraz jestem niedoinformowana. Jak nie to, że wszyscy wiedzą o moim przybyciu na imieniny Krzyśków zanim sama podejmę decyzje, to każdy widzi jakąś miłość między mną a Bartkiem. Boję się co tym razem wykombinowali.
- Ale o czym wy mówicie? - Patrzę z lekkim wyrzutem na całą grupę, ale zanim dostaję wiadomość zwracam się do Bartka i Olka przekazując im wezwanie od Kacpra by ci jak najszybciej się u niego wstawili.
- Znowu się pewnie będzie darł.
- Że go nigdy gardło nie boli. – Chłopaki odchodzą od nas w pośpiechu a ja czekam na wyjaśnienia całej tej maskarady.
- Karola ja ci to potem wszystko wyjaśnię, skoro ci Bartek nic nie powiedział, a teraz idź i zagadaj Dominikę tak, żeby tu nie przyszła.
- Dominikę?!
- Tak. Potem ci wszystko wyjaśnię. - Teraz to już kompletnie nic nie rozumiem. Ale cóż, mówi się trudno i idzie się pilnować naszej emigrantki.

***

Stoję sobie przy wejściu na zeskok i pstrykam zdjęcia. Czy ten zachwyt kiedyś minie? Chyba nie. Przecież to nie może się znudzić.
Co?! Brak miejsca na karcie pamięci?! Ech trzeba coś usunąć. To nie… to też … nie … Żal którekolwiek usunąć. Stare dobre czasy się przypomniały. I nie tylko. Byłam pewna, że usunęłam wszystkie, ale jednak nie. Zostało jedno. Z wesela jego siostry. Następne miało być nasze – według przepowiedni wszystkich babć, ciotek, wujków i kogo by nie spytać. W sumie się trochę sprawdziło.
- A co ty tu tak sama stoisz? – Ktoś podchodzi do mnie od tyłu i szepcze do ucha.
- Boże! Bartek nie skradaj się tak.
- Znowu Gregor? – Wyciera mi kciukiem łzy, których znów nie zdołałam powstrzymać – Co tym razem zrobił?
- Nie to nie on. Nie widziałam go od wczoraj.
- To kto? Tylko nie kręć. - Kiedy Bartek wbija swój wzrok w moje oczy nie potrafię kręcić. Muszę powiedzieć wszystko co mnie gryzie. W sumie to od kiedy go poznałam nie było chyba takiej chwili kiedy chciałam coś przed nim ukryć, a to coś strasznie mnie dręczyło. Przed nim nie potrafię mieć tajemnic. Zawsze potrafi zrobić coś takiego, żeby wydusić z ciebie to co ciąży ci na sercu. Ale nie to że jest wścibski i tylko swą ciekawość chce w ten sposób zaspokoić. On chce pomóc, wesprzeć. Tak jak tylko w danej chwili potrafi najlepiej. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to bardzo dobrze. Mój kochany buloklepa.
- Dostałam zaproszenie na ślub Pawła z Sylwią.
-  Jeszcze mieli czelność cię zaprosić?! – Nie odpowiadam. Spuszczam głowę, a on mnie przytula widząc, że za chwilę znów się rozkleję. Otacza mnie szczelnie ramionami i całuje w czoło. – Cii. Nie rycz. Będzie dobrze.
- Obiecujesz? - Patrzę w jego niebieskie tęczówki błagając by przysiągł na wszelkie świętości, że już będzie dobrze. Zawsze i wszędzie już tylko łzy szczęścia, a nie bólu.
- Jasne, że tak. Ja cię nie … My tu wszyscy nie pozwolimy cię skrzywdzić. Nikomu.
- Kochani. Ciężko będzie stąd wyjechać.
- To nie wyjeżdżaj. – Patrzy na mnie tak jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale brakuje mu słów?
- Bartek! - Przy zeskoku odnajduje nas Stękała. Mam wrażenie, że dziś to tu każdy kogoś szuka. - Trener cię szuka.
- Już idę. A ty - puszcza mnie z uścisku nie odrywając ode mnie wzroku -  jeszcze raz będziesz płakać to cię uduszę. – Uuu! Jest źle. Nawet bardzo źle. Pan Kłusek zaczął palcem grozić.
- Postaram się.
- Nie postaram się tylko tak ma być i koniec. Zrozumiano?
- Tak jest panie generale. – Salutuje mu stojąc na baczność i udając pełną powagę, o którą przy nim czasem bardzo trudno utrzymać przez dwie sekundy.
- Spocznij. Odmaszerować do reszty brygady żołnierzu.

***

Całkiem inny ten konkurs dzisiaj. Przynajmniej na razie. Tak jakoś spokojniej u nas. Połowa naszych już wjechała na górę, druga połowa jeszcze się rozciąga, skacze, biega i co tam jeszcze jest tylko możliwe. Tak jakoś dziwnie. W piątek na kwalach było inaczej. Niby też część na górze oczekiwała na swą próbę, cześć jeszcze była z nami na dole, ale nie było aż takiego skupienia. Łatwo nie było, bo musiało odpaść aż siedemnastu z całej stawki zgłoszonych, ale to dla niektórych była tylko formalność. Chociaż taki Freitag się nie dostał, co by się wydawało nie realne, a tu jednak. A dziś skupienie musi trwać dłużej. Nie wystarczy skoczyć raz. Trzeba to powtórzyć w drugiej serii, no a nasi jak na razie na dobrej drodze do tego. Na piętnastu których skoczyło pierwsza trójka biało-czerwona. Żeby tak do końca konkursu.
- Ja wam mówię. Za chwilę lunie. - A Janek znowu teorie spiskową Matki Natury chce nam przekazać. Odkąd tylko przyjechaliśmy na skocznie nie gada o niczym innym tylko o tym jak to zaraz się rozpada. Jak na razie oprócz ciemnych chmur nie spadła nawet kropelka deszczu.
- Jasiu idź na górę i nam nie marudź za uszami.
- Nie opłaca mi się.
- Idź już!
- Idę, idę. Spokojnie. Ale i tak nie skoczę.
- A ty Karola gdzie?
- Zaraz wracam. Do szatni tylko po tabletki na gardło skocze. - Już od wczoraj szprycuje się tabletkami na ból gardła. Nie wiem czy mnie przewiało gdzieś czy to od tego dopingowania przez ostatnie dwa dni. W sumie jedno nie wyklucza drugiego. Tak się kończy siedzenie cały dzień przy wentylatorze w pracy, no ale inaczej się nie dało. Człowiek by tam się rozpłynął niczym kostki lodu.

***

Ech ta damska torebka. Nic w niej nie można znaleźć. Albo raczej wszystko, tylko nie to co potrzeba. Ten lakier do paznokci to mi tu najbardziej w tej chwili potrzebny.
-Uff. - Oddycham z ulgą gdy wreszcie odnajdują moje cenne pastylki.
Szkoda, że tak daleko od naszej miejscówy są te domki Polaków, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Trzeba przejść te paręnaście kroków więcej. Przez upadek Ito, niestety mam troszkę czasu więcej. Spoglądam w górę i widzę śmigłowiec pogotowia który ląduje tuż obok skoczni. Czyli nie za wesoło jest z sympatycznym Japończykiem. Niestety sport piękny, ale i bardzo niebezpieczny.
Idę sobie spokojnie, austriackie szatnie już dawno minęłam, zagrożenie wydawałoby się ominięte, aż tu nagle moim oczom ukazuje się znów ten „cudowny” widok.
- Cześć.
- Cześć. – Próbuję przejść obok nie patrząc na niego, ale zagradza mi drogę.
- Mam do ciebie sprawę.
- Do mnie?! – Czego on może ode mnie chcieć. Serce mi chyba zaraz wyskoczy z piersi. Zaczynam się go obawiać, a jak na złość wszyscy się gdzieś pochowali.
- Uwierz, że wolałbym o to kogoś innego poprosić, ale ty jesteś pierwszą osobą, która się natrafiła i zna polski.
- A po co ci ktoś posługujący się polskim? - Idiotka! Po co ja się z nim wdaje w tą pogawędkę?! Powinnam jak najszybciej uciekać stąd, a nie stać tu z nim.
- Bo coś się z automatami do napoi w naszej szatni stało i tylko chyba po polsku pisze. Bo na pewno nie po angielsku i nie po niemiecku.
- I co w związku z tym?
- Mogłabyś mi pomóc? Proszę. – Wygląda jakby nie miał złych zamiarów, a ja idiotka jestem zbyt dobra dla ludzi. Przez to złote serducho kiedyś życie stracę.
- Ale ja nie wiem czy będę potrafiła.
- Na pewno dasz sobie rade.
- Może zawołam lepiej kogoś z obsługi.
- Spróbuj najpierw sama. Albo przetłumaczysz mi to na angielski. No proszę, chodź . – Zdecydowanie za miękkie to moje serce.
Musze się pospieszyć. Zaraz zaczną się niepokoić, że mnie tak długo nie ma, a poza tym konkurs już wznowili i za chwilę skaczą nasi.
Wchodzimy z Gregorem do jednego z ich domków. W drzwiach mijamy się z Koflerem, który z nartami na ramieniu udaje się by oddać swoją próbę w konkursie.
- Tam stoi ta nieszczęsna maszyna. – Pokazuje mi w rogu automat- Ja spytam się tylko o coś Andiego i wracam do ciebie. - A idź sobie w pierony. Naprawię to szybko i uciekam do swoich. Tylko to wcale nie takie proste. Ja tu nic nie widzę.
- I jak? – mówi Gregor zamykając za sobą drzwi.
- Źle.  Ale dlaczego zamykasz okna? Otwórz je, bo tu strasznie duszno.
- Aleś ty głupiutka. Piękna i głupiutka – zbliża się do mnie z tym swoim wytrzeszczem zębów, którego u niego nienawidzę – Mówiłem ci, że będziesz moja.
Podchodzi coraz bliżej rozpinając kombinezon. Boże! Co on chce mi zrobić?! Cofam się do tyłu, przewracając jakiś stołek którego nie zauważyłam. Jaka ja głupia byłam, że się dałam tu zaciągnąć.
Próbuję uciekać, ale drzwi zamknął na klucz. Chcę krzyczeć, ale on mnie dopada i w ustach nagle mam jego okropny język. Nie mogę się wyrwać. Jestem zbyt słaba. Jego ciało przywiera do mojego, a moje do ściany. Jestem niemal całkowicie unieruchomiona. Jedną ręką trzyma moje ręce nad głową, a drugą rozpina mi bluzkę nie przerywając całowania. Łzy płyną ciurkiem. Nagle brakuje mu tchu i odrywa swoja twarz od mojej. Mając tą chwilę drę się z całej siły o pomoc, mając nadzieję że ktoś mnie usłyszy. Po sekundzie, znów wbija mi swój jęzor, aż do gardła. Lewą nogą, którą mam w miarę wolną, walę w ścianę. Może ktoś usłyszy ten hałas. Boże! Niech mnie ktoś uratuje!!!

***

- Kurcze. Wiatr się zrywa. - Ukochana Kamila z niepokojem patrzy na powiewające coraz mocniej wstążki ustawione wzdłuż całej skoczni.
- I słońce zaszło - dodaje Agnieszka zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne.
- Mama! Moja czapka! - Najmłodsza pociecha Żyły z przerażeniem patrzy jak jej nakrycie głowy oddala się w nieznane.
- Leć za nią, zanim ci dalej ucieknie.
- Zaraz nam tu przerwę pewnie zrobią. - I jakby na życzenie Titusa Pan i Władca zarządza jury meeting i 15 minut przerwy.
- Akurat jak zaraz Bartek i reszta chłopaków to matce naturze się żartować zachciało.
- A właśnie! Gdzie Karola? Powinna już dawno być.
Spoglądają z niepokojem jedno na drugiego, ale Stękała ze spokojem mówi o swych przypuszczeniach.
- Pewnie w domku siedzi. Zobaczyła Gregora i wolała schować się u Kacpra. Gwiazdeczka zasrana.
- Andrzej! Wyrażaj się przy dzieciach!
- A co wujek powiedział? - dopytuje córka Huli.
- Nie ważne.
- Wujek. Powiedz.
- Nie bo mama mnie skrzyczy.
- Wiecie co? Jak jest ta przerwa to chodźcie do szatni. Tam przynajmniej jest cieplej.
- A tu i tak pewnie zaraz lunie, jakby to Janek z pewnością zaraz powiedział.
- Jemu to się od rana marzył ten deszcz.
- I chyba wymarzył - stwierdza Agata wybierając pierwszą krople deszczu z czoła.
- Trzeba się serio stąd zbierać, bo wejdziemy do szatni i Karola ze Skrobotem będą się chichrać, że jak zmokłe kury wyglądamy.
- No dzieciaki. Kto pierwszy u cioci Karoliny i wujka Kacpra? - I aby zachęcić pociechy kolegów do wyścigu Tistus i Stękała także włączają się do rywalizacji o uśmiech przyszywanej cioci i wujka.

***

- Hayboeck!
- O! Peter. - Blondyn idący między domkami odwraca się na głos Słoweńca. - Cześć.
- Hej, hej. Wreszcie cię złapałem.
- Ale przecież nigdzie przed tobą nie uciekałem - odpowiada żartobliwie.
- Oj Hayboeck. Żartowniś jak zawsze.
- No a jak. Chciałeś coś konkretnego, czy tylko tak pogadać?
- Głównie to chciałem … - urywa na chwile swą wypowiedź.
- Chciałem?? - Austriak próbuje dopytać najstarszego z braci Prevców o powód chęci rozmowy.
- Cii. Słyszałeś?
- Co?
- Ktoś krzyczał pomocy.
- Zdawało ci się. Po co ktoś miałby wzywać pomoc?
- Nie wiem.
- Oj Peter, Peter. - Michael kręci głową z dezaprobaty. - Ty i ten twój psi węch.
- Wiesz, że za obrazę policjanta możesz iść do aresztu?
- To chyba jak jest na służbie, w mundurze! Chyba, że rozsunięty kombinezon to twój mundur. Jeśli tak, to przepraszam panie władzo.
- A teraz słyszysz? - Oboje zamilkli na chwilę by wsłuchać się w dziwne odgłosy, które nie były już tylko omamami Petera.
- Jakby ktoś kopal w ścianę.
- Noo. I to nieudolne. Cii. – milkną i nasłuchują, skąd dobiega hałas i podążają za nim. Im są bliżej austriackich domków tym te dziwne dźwięki są coraz bardziej wyraźne, a na twarzy obu skoczków widać przerażenie rosnące z każdym kolejnym krokiem.
- To chyba z tamtej szatni. - Prevc wskazuje na drewniany budynek na wprost.
- O kurwa! Nasza szatnia. – Podbiegają do drzwi, ale są zamknięte.
- Trzeba je jakoś wyważyć!
- Czym?
- Dawaj z bara. Drewniane to powinno się udać.
Jednak pierwsze uderzenie nie daje im nic. Ale za chwilę próbują po raz drugi i tym razem udaje im się wejść do środka.
W pierwszej chwili stają jak wryci widząc Gregora z jedną ręka próbującą rozpiąć mój stanik, a drugą unieruchamiającą moje dłonie. Dopiero po chwili rzucają się na Gregora. Nie było jednak łatwo. Ja - osuwająca się już z bezsilności, on – zawzięty, nieznoszący sprzeciwu, nie cierpiący goryczy porażki, tak na skoczni, jak i tu. Wreszcie po kilku minutach szarpaniny, uwalniają mnie od niego. Michi natychmiast bierze mnie na ręce i zanosi do Polaków.

***

Siedzę w szatni z dziewczynami i częścią chłopaków. Coś gadają o policji, sądzie, że nie można mu tego podarować, ale zbytnio to do mnie nie dociera. Otulona kocem, trzymając w rękach kubek gorącej melisy wciąż trzęsę się ze strachu. Nie tylko ze względu na to co działo się kilkanaście minut wcześniej, ale boję się o Bartka. Żeby Kruczek, a co gorsze Tajner się go nie chcieli czepiać. Nie! Oni na pewno będą się go czepiać, za to, że mnie tu przyprowadził i narobiłam im kłopotów. A on chciał przecież dobrze. I ja też nie miałam zamiaru pakować się w problemy z Gregorem.
- Co oni ogłupieli? Prognoz nie mają? – wchodzą do nas przemoczeni Bartek i Kuba.
- A Jasiek od rana mówił, że będzie burza – Burza?! Nawet nie zauważyłam. Odwracam się w druga stronę, tak, żeby Bartek na mnie nie spojrzał. Żeby nie widział w jakim jestem stanie. Jeszcze chwilę i się ogarnę. Dajcie mi jeszcze tylko kilka minut.
- Ej, Karola. Co jest? Ej! – Spoglądam na niego bo nie mam innego wyjścia. – Tylko mi nie mówcie, że Gregor – rozgląda się o wszystkich - Zabije gnoja!!! – Wybiega trzaskając drzwiami.
- Bartek!!! – krzyczę zanim, ale już za późno.

***

- Gdzie jest ten skurwiel?! – Kłusek wpada do szatni Austriaków.
- Bartek o co ci chodzi?!
- Nie udawaj głupiego Kraft! Gdzie jest ta popierdolona gwiazdeczka wasza.
- O mnie ci chodzi? – Bartek odwraca się i z całej siły wali Gregora w brzuch.
- Zabije cię gnoju! – Łapie go za bluzę i szarpie – Rozumiesz?! Zabije!
Kraft chce ich oddzielić, ale mu się nie udaje i sam dostaje cios. Schlierenzauer próbując się wyrwać kopie Bartka z kolanka w krocze, ten w zamian daje mu piękny cios z główki w nos.
- Bartek! Kurwa Bartek! – wpada nagle kilku Polaków i próbują rozdzielić tą dwójkę.
- Zostaw go już!
- Nie! Zabije skurwiela! Jak on mógł jej to zrobić?!
- Już! Uspokój się! – Wreszcie udaje się ich rozdzielić.
- Jeszcze brakuje, żeby ciebie za pobicie wsadzili do pierdla.
Wyprowadzają Bartka z pomieszczenia mocno trzymając go tak by nie miał możliwości wyrwania im się i powrotu do Gregora.
- Jeszcze cię dopadnę! – mówi do zamykających się za nimi drzwiami szatni.

***

- Gdzie oni są?! Czemu jeszcze nie wracają?! – Łażę w kółko po domku skoczków. Odkąd tamten tylko wybiegł stąd a chłopaki za nimi ni mogę się uspokoić. Telepie mną jeszcze bardziej niż wtedy kiedy przyniósł mnie tu Hayboeck.
- Spokojnie. Zaraz wrócą.
- Nie denerwuj się. - Dziewczyny próbują opanować moje emocje, ale jak niby? No jak ja mam niby to zrobić?
- Jak mam się nie denerwować, skoro ten głupek wybiegł stąd i nie wiadomo, co mu do głowy strzeli. Przecież on może w tej furii człowieka zabić!
- Bez przesady. W furii, nie furii, on nie jest w stanie zabić. Obije mu tylko troszkę twarzyczkę - Murańka ze spokojnym tonem mówi to wszystko jakby to była oczywista oczywistość.
- Tylko?! Przecież ten debil go pozwie o pobicie! I papa skoki. On będzie miał najlepszych prawników. On z wszystkiego się wygrzebie!
- Niech tylko spróbuje! Już mu się od dawna należało.
- Możecie mnie wreszcie puścić?! – Wchodzą wreszcie chłopaki, trzymający mocno Bartka.
- Żyje? - pyta Agnieszka widząc ślady krwi na dłoniach Bartka.
- Żyje, żyje! Mogliście poczekać z pięć minut i po karawan dzwonić dla niego.
- Albo dla ciebie - mruczę pod nosem
- Możemy pogadać w cztery oczy?
- To my wyjdziemy, zostawimy was samych.
Wszyscy opuścili szatnie a my patrzymy na siebie. Prosto w oczy. Z jednej strony mam ochotę go udusić, z drugiej rzucić mu się na szyje. Ciekawe o czym myśli. Stoi i milczy. Nawet nie mrugnie, tylko patrzy się na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Boli? – pytam wreszcie, gdy wyciera kciukiem krew z ust.
- Nie. – odpowiada zimno, a ja podchodzę do niego i wycieram to chusteczką – Aaa!
- Było się bić?!
- Oj tam.
- Mam ochotę cię za to udusić! Przecież mogą cię za to z kadr wyrzucić. On na bank wniesie oskarżenie o pobicie.
- Pobicie, a próba gwałtu to chyba różnica. Niech się pakuje walizki do kicia.
- On się z tego wygrzebie. Na pewno! A ty durniu jak zacząłeś dobrze skakać, to musiałeś to schrzanić w taki sposób?  - pytam, a on przyciąga mnie do siebie przytulając mocno.
- Musiałem. - szepcze.
Mam ochotę go za to trzepnąć. Tak porządnie. Zaciskam zęby i pięści resztkami sił, ale rezygnuje.  Milczymy stojąc pośrodku szatni przytuleni do siebie. Ja z głową opierającą się o jego klatkę piersiową, on z wtuloną twarzą w moje włosy. Zastanawiam się nad tym co powiedział. „Musiałem” Ale dlaczego? Po co on to zrobił? Nikt mu nie kazał. Nikt tego od niego nie oczekiwał.
- Dlaczego? – pytam patrząc mu prosto w oczy. On opiera swoje czoło o moje zamykając oczy i ciężko oddychając. Jakby zbierał myśli by się wysłowić, gdy nagle wpada Kuba.
- Policja wreszcie przyjechała.




__________________________________________________________

Dzień doberek. A raczej dobry wieczór, bo za oknem ciemno jak ... wiemy gdzie ;)

Widzę, że niektórzy odnaleźli zasypane drogi i ścieżki do Karoli i Bartka. Dziękuję Wam bardzo. Mam nadzieję, że już do końca będą do przejścia i latem nie zarosną, a zimą śnieg ich nie zasypie i jeszcze się zobaczymy ;)

Gdy zaczynałam edytować ten rozdział tak mi się przykro zrobiło na sercu, że Gregora w takiej roli tu ukazałam. Nie to, że zaczęłam pałać do niego wielką miłością, ale tak mi żal było tego. No trudno, takie życi
e "pisarza".

Tak ogólnie to miło go znów zobaczyć na skoczni. I nawet się ucieszyłam. W sobotę to nawet mi go żal było i tego 31 miejsca :( 
Ale miło było zobaczyć też Kaarela NurmsaluKiedyś mu kibicowałam i cieszyłam się z jego lepszych prób i liczyłam na powrót do PŚ. Fajna niespodzianka była gdy czytało się listy startowe z jego nazwiskiem :D

Powroty były miłe, zwycięstwa Kamila jeszcze milsze :D Mistrzu czapki z głów niziuteńko. I mam tu do Ciebie taką maluteńką prośbę. Oszczędź nam tych zawałów serca przy lądowaniu bo my do Planicy w obawie o Twoje "kolano nastolatka" nie wytrzymamy.
Oczywiście brawa dla Piotrka i Maćka również wielkie. Przyzwyczaili nas do miejsc w TOP10 (tak wiem, Piotrek w niedziele był 11) i człowiek to przyjmuje na luzie, tak jakby to był normalny widok od lat. Mam nadzieję, że to widok normalny na kolejne lata. Wierzę w to tak bardzo, jak rok temu po nieudanych startach mówiłam, że jeszcze nie raz zaśpiewamy Mazurka na skoczni (przy okazji dobrze, że Polacy dbają o oprawę muzyczną w Lahti to nie będzie problemu z zagraniem dobrego hymnu ). 

I tak jak rok temu wierzyłam, że Kamil i reszta się podniesie, tak teraz wierzę, że kadra B za rok przynajmniej powróci do dobrego skakania sprzed roku. Przecież oni potrafią skakać! Mistrzowie Świata jako juniorzy, Uniwersjady, niejednokrotne miejsca na podium w COC, niektórzy dobrze punktowali w PŚ a nawet zwycięzca jednego z konkursów. Ja Wam mówię, za rok będzie z nich pociecha. A Kłusek zgarnie te *** punkty.


Trzymajcie się cieplutko. Niech wszelkie zarazy i choroby omijają jak najszerszym łukiem. Wystarczy, że się biedni skoczkowie muszą cierpieć i opuszczać starty :(
Pozdrawiam gorąco Karolka ;*

P.S. Powodzenia na sesji, egzaminach zawodowych. :)