I kolejny nudny dzień
w pracy. Papierki, papierki i jeszcze raz papierki. Czasem zastanawiam się po co
ja poszłam na tą całą ekonomię. Przecież ja się zanudzę w tej robocie zanim
jeszcze trzydziestki dożyje, a to wcale nie tak daleko do tego dnia. Tylko, że
mimo to iż jest to czasem tak nudne, jak flaki z olejem, to i tak lubię tą
robotę. Tak wiem, jestem dziwna, ale nic na to nie poradzę. Taki mój urok.
Zresztą, jak się przebywa w otoczeniu skoczków, to w żaden sposób nie
pozostaniesz normalną osobą. Zaraz wracam do domciu, to wszystko będzie takie
jakie było. Właśnie, zostało mi…
Wyciągam z torebki
kalendarzyk z zaznaczonym na czerwono – powinno być na czarno, na znak żałoby –
trzydziestym września. Jeszcze dziewiętnaście dni według moich obliczeń. Tylko
dziewiętnaście dni.
Łzy znów napływają mi
do oczu na myśl o opuszczaniu Zakopanego. Nie, ja nie chcę stąd wyjeżdżać!
Przeglądałam ostatnio
oferty pracy w Zakopanem, ale o zatrudnieniu studentki praktycznie nikt nie
chce słyszeć. Przepisałabym się do Krakowa lub Katowic na zaoczne, ale skąd
wziąć kasę na utrzymanie. Zresztą, wyjadę, to może przejdzie mi ta miłość do
Bartka. Taaa, wierz w to głupia. Będziesz z nim pisać, gadać dzień dnia i ci
przejdzie. Yhym. Z pewnością ci przejdzie.
- Puk, puk. – Z
rozmyślań wyrywa mnie Marcin, który wchodzi do gabinetu Magdy – Sorki, że
przeszkadzam, ale ma tu specjalną przesyłkę do ciebie. – Wręcza mi śliczny
bukiecik kolorowych kwiatów. – Właśnie je kurier przyniósł. – zmieszana
odbieram od recepcjonistki bukiet.
- Od kogo? – Pytam z
nadzieję, że dowiem się kim jest mój cichy wielbiciel, choć nie powiem, że nie
mam swoich faworytów.
- Nie wiem. Tym razem
to nie ode mnie, ale zobacz na bileciku.
Szukam karteczki wśród
kwiatów, ale nie ma nic. Ale ten zapach… chyba będę je wąchać do wieczora bo są
cudowne.
– Tajemniczy adorator?
– podpytuje Marcin, jednak mam wrażenie, że w jego głosie słyszę nutkę
zazdrości. Myślałam, że faceci nie lubią dostawać kwiatów, ale chyba jednak się
mylę.
- Chyba tak. Choć. –
Zastanawiam się przez chwilkę, wdychając po raz kolejny piękną woń. – Chyba
wiem, kto to mógł zrobić. – Nie mam dziś urodzin, ani imienin, Dzień kobiet za
pół roku. Żadna inna okazja nie przychodzi mi już do głowy, więc na
dziewięćdziesiąt dziewięć procent to kolejny „genialny” pomysł Klubu Swata pod
przewodnictwem pana Miętusa.
- No, no, no. Nasza
Karolka taka niby cicha woda, a wyjedzie i zostawi pół Podhala ze złamanym
serduchem.
- Spokojnie Marcinku,
nie jestem aż tak wredna i ograniczę się tylko do Zakopca, a poza tym to tylko
kolejny głupi żart znajomych.
- Głup żart? – pyta z
zaciekawieniem.
- Długo by opowiadać.
- Przyjdź jutro na
recepcję to pogadamy. – Mówi zamykając za sobą drzwi, a ja wyrzucam z wazonu
stare i zeschłe już kwiaty, które zostały po ostatnim weselu.
Naprawdę śliczne te
kwiatuszki. Choć te, które dostałam od Bartka za przeprosiny po tej akcji z
Gregorem były ładniejsze. No tak, ale tamte wybierał Bartek, a nie Miętus czy
inny mądry jego koleżka. Echh to już dwa miesiące od konkursów. Jak to ten czas
szybko leci. Szkoda, ze nie można się cofnąć do początku wakacji i przeżyć tego
wszystkiego od nowa. Znowu go poznać, na imieniny chłopaków z nim iść,
przetańczyć wesela do białego rana, zobaczyć konkursy na krokiewce … Aż mi łza
po policzku spływa. Starzeje się chyba, bo się strasznie sentymentalna zrobiłam.
Patrzę na telefon, a
tam nie odczyta wiadomość od Bartka: Przyjdź po pracy na skocznię :*
No okej, wpadnę. Przy
okazji Titusowi – który i tak zapewne będzie się wszystkiego wypierał –
podziękuję za ten miły prezencik
***
Godzina siedemnasta
wybiła więc, jak to mówią fajrant i do domu.
Piękne, złociste
słoneczko na zewnątrz i jesienny wiatr doprowadzają moje do stanu, którego sam Chopin
nie powstydziłby się po nieudanym koncercie. Tyle tylko, ze on raczej w swoich
nie znalazłby liści z klonów, które rosną wzdłuż drogi a ja mam ich całkiem
sporo. Ale nie ma co marudzić, tylko trzeba cieszyć się ostatnimi promieniami
słońca, tak jak chłopaki stojący niemal całą banda przed szatnią i
wystawiających swoje śliczne buźki do słońca.
- Cześć chłopaki –
witam się radośnie ze wszystkimi.
- Hej Karolka.
Rozglądam się wokół w
poszukiwaniu jednego osobnika, ale go nigdzie nie widzę. Zamiast łapać
naturalna witaminę D, to pewnie gdzieś w szatni siedzi.
- Gdzie Bartek?
- Wcześniej to
dziewczyny pytały gdzie Piotrek, a teraz już żadna się o mnie nie zapyta – wzdycha
smutno Żyła, który dołączył do naszej grupki razem z Maćkiem.
- Ja myślałam, że ty
zajęty jesteś Piotruś.
- Daj chłopakowi pomarzyć,
zanim Justyna po niego przyjedzie i mu się skończą te mrzonki o wzdychających
do niego kobitkach i będzie się trzeba dzieciakami zająć.
- Karolka, a gdzie masz
kwiatki? – Nagle rzuca Stękała, a w Titusie i Biegunie aż się gotuje. Czyli
jednak miałam nosa z tym Klubem Swata
- Andrzejku, ale o
jakie kwiatki ci chodzi? – pytam udając, że nie mam pojęcia o czym on do mnie
mówi.
- No te od Bartka.
- Od Bartka?! –
Widząc, to że chłopaki ledwo powstrzymują się przed zrobieniem mu czegoś, czego
potem będą żałowali idę dalej w zaparte i udaję, że nie mam zielonego pojęcia o
czym on do mnie gada. A niech się trochę pomęczą z trzymaniem nerwów na wodzy.
- No tak. Miałaś
dostać kwiatki od niego. Do hotelu mieli ci przywieźć. Sam pomagałem wybierać.
- Zamknij się Stękała
– cedzi mu przez zęby Titus.
- Przecież nic takiego
nie mówię.
- Zaraz się jej
wygadasz!
- Co ma się wygadać? –
pytam z zainteresowaniem – Że to od was dostałam te kwiatki? Dobrze o tym
wiedziałam od samego początku.
- Ale jak?! Skąd?
- Bo jakby były od
niego, to by sam przyniósł i dał. A poza tym, nie podobają mu się gerbery.
- Co mu się nie
podoba?
- Te różowe kwiatki co
są w tym bukiecie.
- Ale nie mógłby ci
takiej niespodzianki zrobić? – Biegun próbuje ratować siebie i kolegów, ale
chyba sam wątpi w powodzenie swojej misji.
- Ale wy mi
zrobiliście. I dziękuje wam bardzo. Pięknie sobie stoją na biureczku. A jak pachną! Kochani jesteście, ale naprawdę nie
trzeba było.
- Mówiłem, że to to
się nie uda. Za sprytna jest żeby się nabrać na te kwiaty i smsy. –
Zrezygnowany Olek siada na ławce.
- Jakie smsy? – pytam
z nieudawanym zdziwienie, bo chyba się są na tyle ubodzy w rozum, żeby zabierać
Bartkowi telefon i pisać do mnie jako on.
- Kurwa Zniszczoł!
Jednak chyba są
- Następny co nie umie
języka za zębami trzymać.
- Błagam! Tylko nie
mówcie, że mieliście kolejny świetny plan swatania.
- Świetny?! On był
genialny! Tylko te … - Titus próbuje wyszukać w swym słowniku odpowiedniego
słowa – Tylko te cymbały nie umieją zachować pewnych rzeczy w tajemnicy. Nigdy
więcej współpracy z wami! Wszystko potraficie spieprzyć!
No, no, Krzysio nam
się nieźle zdenerwował, ale z burakiem na twarzy i tak wciąż wygląda jak naiwne
dziecię lata. Trochę mi go nawet żal.
Stara się biedaczysko jak może najlepiej, a tu porażka goni porażkę.
Nagle za plecami
słyszę trzask. Odwracam się i widzę opadające na trawę narty Bartka, które to
przed chwilą rzucił z furią.
- Ej! Kusy!
Kuba próbuje go złapać,
ale ten przepchnął się obok i wpada do szatni zamykając za sobą drzwi tak, że o
mało z futryny nie wypadają.
Szczerze mówiąc to aż
się przeraziłam. Co tu jest grane, do cholery? Przecież to jest oaza spokoju!
Jego jak się wkurzy to nawet nie potrafi ręką o ścianę walnąć, atu takie coś?!
- Co się dzieje? – pytam
chłopaków, ale im nagle jakby języków w buzi zabrakło – Ej no! O co chodzi?!!
- Chyba ciebie
powinniśmy zapytać.
- Mnie?!
Oczy mi prawie z
oczodołów wypadły jak ich usłyszałam No bo co ja mam niby wiedzieć na temat
furii Kłuska?! Nic mi nie mówił o żadnych problemach. Wczoraj siedzieliśmy na
ognisku z Agą i Kubą i się wygłupiał jak zawsze. Dziś rano gadaliśmy i wszystko
było okej, a teraz? Nawet nie zauważył, że jestem.
- Gdzie Bartek? – Podchodzą
do nas Kruczek z Maciusiakiem, może oni uraczą mnie informacją o co chodzi. – O
Karolina! Jak dobrze, że jesteś. Możemy na słówko cię poprosić.
- Tak, jasne.
Odchodzimy we trójkę
za domek, a mi serce chce wyskoczyć z piersi. Co tu się dzieje?!!! – Powiecie
mi o co chodzi? Czemu on był taki wściekły?!
- Jak się oddaje skoki
przed setny metr na dużej skoczni to się nie dziw.
- Co?!! O jeden skok
taka furia?
- Jeden to mu może
wyszedł przez te dwa dni. – Aż sobie usiadłam. No bo kurcze, tydzień temu
wrócił z kontynetala, bił się o podium cały weekend, a dzisiaj … - Od wczoraj tak
jest. Wrócił po weekendzie i jakby zapomniał jak się skacze.
- Karola. Ty się
znasz. – Nono, takie słowa z ust trenera Kruczka – Ty wiesz ze nie można w
przeciągu tygodnia aż tak się zmarnować. On fizycznie i technicznie jest dobry.
Nie idealny, ale dobry. I tu chodzi o jego psychikę. On jakby zapomniał wybijać
się z progu.
- Znasz go dobrze.
Przyjaźnicie się. Może wiesz coś, o czym my nie mamy zielonego pojęcia. Może przez
weekend wydarzyło się coś co mu za bardzo głowę zawraca. A wtedy to już po
skokach.
- Oto chodzi, że ja
nie wiem nic. Wczoraj był normalny. Dzisiaj rano też. Śmiał się,
wygłupiał, droczył ze mną jak zawsze.
Nic nie mówił, żeby go coś dręczyło. Ja w sumie też nic niepokojącego nie
zauważyłam.
Tak, była w sobotę ta
moja akcja ze szpitalem, ta niby ciąża, ale przecież potem już było okej.
Gadaliśmy, śmialiśmy jak gdyby nigdy nic, a tu takie coś? I nic nie powiedział?
Pytałam wczoraj o trening to, co po prawda zaraz zmienił temat, ale powiedział,
że spoko i mam się o zimę nie martwić. Kuba też nic nie pisnął, że są jakieś
problemy.
- Pogadasz z nim? –
Patrzą obaj na mnie z taką nadzieją w oczach jakbym była cudotwórcą i
zastanawiała się czy dokonać kolejnego cudu.
- Łukasz, ale ja nie
jestem psychologiem. Ja nie potrafię.
- Szczera rozmowa z
przyjacielem czasem lepsza, niż wykwalifikowany psycholog.
- Spróbuje. Ale nie
wiem czy to coś da.
- I tak trafisz do
niego lepiej, niż my tu wszyscy razem wzięci.
- Spróbuje, ale nie
liczcie na jakieś cuda.
- Już jeden cud zrobiłaś,
więc czemu nie miała byś go dokonać drugi raz.
- Słucham?!
Boziu moja kochana, co
tu się dzieje. Jak nie za łamaczkę serc mnie uważają to teraz za jakąś
cudotwórczynie! Halo! Ja tu jestem tylko biedną, prostą studentką co sobie z
nudów na staż w góry przyjechała. Nic poza tym.
- Dobrze wiesz, że to
co ona przez całe lato pokazywał to twoja zasługa. Już ci to chyba raz
tłumaczyłem – odpowiada Kruczek, a ja w pamięci przywołuje naszą rozmowę po konkursach
i akcji z Gregorem. Bratnia dusza, która postawi go do pionu.
- Okej. Pogadam z nim.
Łatwo nie będzie.
Przecież jeśli się cos dzieje i on nie chce mi o tym powiedzieć, to on jest tak
uparty, że co bym nie robiła nie wydusi z siebie słóweczka. Ale, że ja niczego
nie zauważyłam. Dopiero latał pod HS, a teraz setki nie przekracza?!
Przed szatnią chłopak
żarliwie dyskutują. Widać, że się martwią o kumpla. Rywalizacja rywalizacją,
wiadomo, każdy chce być najlepszy, ale gdy są już na dole, a narty rzucone w
kąt zachowują się jak rodzeni bracia. Jeden za drugiego w ogień skoczy, jeśli
tylko trzeba.
- Idziesz do niego? –
pyta Kuba, gdy łapię za klamkę.
- Idę.
- Powodzenia.
Uśmiecham się, żeby
nie dać po sobie znać, że boje się tam wchodzić. Boję się rozmowy z nim. Nie
chcę usłyszeć tam czegoś, co na długo zrujnuje i mnie, ale jeszcze bardziej
obawiam się, że to ja powiem o jedno słowo za dużo, a wtedy to tylko do trumny
się położyć.
Naciskam klamkę i gdy
wchodzę do środka ledwo odskakuję przed lecącym w stronę drzwi kaskiem. Nawet
nie zauważył, że ktoś wszedł do środka.
Siedzi tyłem do mnie z
rękami schowanymi w swoich dłoniach. Nie wygląda to dobrze.
Jedyne co słychać wewnątrz
szatni to nasze ciężkie oddechy.
Stoję oparta o te
drzwi i zastanawiam się co ja mam mu niby powiedzieć. Mam mu sadzić jakieś
banały typu: „nie martw się, będzie dobrze”? Przecież sama w to do końca nie
wierzę.
Po dłuższej chwili
wreszcie odchodzę do niego i zaczynam mu robić masaż karku. Nie wie czemu, ale
nie miałam lepszego pomysłu. I chyba nawet mu trochę pomaga, bo w odbijającej
się jego twarzy w szybie okna, widzę jakby ulgę. Chociaż tyle.
- Ej! Nie tak mocno –
krzywi się używam zbyt dużo siły.
- Przepraszam.
- Skacze jak ostatni
popapraniec, ale to nie znaczy, że masz się nade mną znęcać. Wystarczy, że sam
to robię.
- Oj Bartus, Bartuś.
Przesadzasz chyba. – Siadam obok niego, a on opiera swa głowę o moje ramię.
Wygląda teraz na takie
biedne zagubione dziecko. Takie bezbronne dzieciątko.
- Widziałaś co ja
robiłem na tej skoczni? Dziewczyny nawet lepiej skakały.
- Każdemu zdarza się
słabszy dzień.
- Ale nie dwa pod
rząd. I to tak tragiczne.
- Nie myśl już o tym,
bo tylko się zadręczasz niepotrzebnie.
- Było już tyle czasu
dobrze, i znowu klepie bule.
- Nie myśl o tym. To
ci nie pomoże, a tylko bardziej zdołuje. Pogadajmy o czymś innym lepiej. O
czymś przyjemniejszym. Niech ci głowa odpocznie od tego zamartwiania się.
- Może i masz racje.
- Ja mam zawsze rację.
- Tak, tak słoneczko.
Zawsze i wszędzie. - Czyżbym wyczuwała nutkę ironii w jego glosie? – Ale ja
jestem genialny! – Boziu, co mu znowu do głowy strzeliło, że aż podskakuje na
krześle. – Zatrudnię cię jako prywatnego masażystę i będziesz ze mną jeździć na
wszystkie zawody.
- Myślałam, że od
takich rzeczy macie fizjoterapeutów, a nie chciałabym wchodzić w drogę
chłopakom.
- Ale moim, własnym,
prywatnym mogłabyś zostać. Nawet bym ci mogli z własnej kieszeni za to płacić.
- Nie wiem czy cię
stać – odpowiadam próbując go trochę przedrzeźniać.
- Żeby mi na maszynki
i piankę do golenia starczyło to już będzie dobrze.
- Już ci chyba brakuje
na to kasy. – Głaszczę go kciukiem po brodzie.
- Nie chciał mi się
już wczoraj.
- No widzę właśnie.
Uśmiechamy się
wzajemnie do siebie, a ja nie odrywam swej dłoni od jego twarzy. Patrzymy sobie
prosto w oczy, a w duchu proszę by Bartek w końcu oderwał ten swój wzrok ode
mnie, bo zaraz zrobię coś czego nie powinnam.
A może jednak
powninnam. Skoro on już jest tak blisko. Kilka centymetrów. Może to właśnie to
będzie kluczem do sukcesów Bartka na skoczni.
I gdy już prawie
zebrałam w sobie wystarczająco dużo odwagi i powoli zbliżam swą twarz do twarzy
Bartka do domku wchodzi Kruczek. Trenerze, wyczucia czasu to ty jednak nie
masz.
- Przepraszam, że
przeszkadzam, ale zbieramy się już. Jak chcecie jeszcze posiedzieć to dam wam
klucze i pozamykacie potem domek i oddacie klucze ochroniarzom.
- Nieee. My też się zbieramy
do domu, co nie pani masażystko?
- Oczywiście panie
szoferze – odpowiadam, jednak bez większego przekonania.
***
Godzina dwudziesta
trzecia, trzeba by się wreszcie położyć spać. Mam jakieś dziwne przeczucie, że
jutro się coś wydarzy. Może przewrażliwiona jestem, bo nie mogę przestać myśleć
o Bartku. A szczególnie o tych jego skokach. Może dobrze, że wracaliśmy z
Olkiem i Kubą to gadaliśmy o wszystkim tylko nie o tym. Z jednej strony tak bardzo chciałabym
wiedzieć czy coś się wydarzyło o czym ja nie wiem, że przez to klepie te bule,
ale z drugiej - strony panicznie boję się tego usłyszeć.
Gaszę światło i
wchodzę pod kołderkę. Biorę jeszcze telefon do ręki, żeby ustawić budzik, a tam
na wyświetlaczu wiadomość od Bartka. Pewnie przysłał ją kiedy byłam w łazience.
Johann! Ja już dłużej nie wytrzymam. Muszę jej to powiedzieć!
Ciągle mam w uszach jej głos. Przed oczami jej twarz. Czuję jej dotyk na swoim
ciele. Dzisiaj jak z nią rozmawiałem wszystkie problemy jakby uciekły z jej
głosem. Sama obecność obok jest zbawieniem. Już tyle razy próbowałem jej
powiedzieć, ale tchórzyłem. Nie potrafię już dalej jej okłamywać, udawać że nic
się nie dzieję między nami. Odrzuci mnie, trudno, ale nie będę mógł sobie
zarzucić że nie zrobiłem nic. Ze mną jest już tak tragicznie, że gorzej już
chyba być nie może. Johann ty wiesz jak się człowiek czuje gdy spotyka tą jedną
jedyną. Muszę o nią zawalczyć! Nie wiem jak to zrobię, ale muszę. Ja dla niej
zrobię wszytko! Kocham ją!!!
Odczytuje SMS’a w napisanego
po angielsku do końca, po czym rzucam telefonem o ścianę. Pieprzona pomyłka.
Czułam, że ma się coś
stać, ale nie to. Nie chciałam się dowiedzieć tego w ten sposób. Gdyby mi to
powiedział w cztery oczy, a nie przez SMS'a wysłanego przypadkowo do mnie, a nie
do Johanna byłoby inaczej. A teraz co? Doigrałam się! Nie chciałam wcześniej mu
tego powiedzieć, to sobie znalazł inną. Ale gdzie? Kiedy?
Łzy płyną mi po
policzku. Najgorszy koszmar właśnie się rozpoczął. I przeczucie zaczęło się sprawdzać. Tylko
dlaczego nie chce mi nic powiedzieć?! Jak mu lekarz w sobotę nagadał, że niby w
ciąży jestem to się wściekał, a teraz co? Sam ukrywa przede mną, że ma kogoś.
Mógł mi od razu to powiedzieć, a nie udawać.
Teraz już wiadomo o co
chodzi z tymi słabymi skokami. Nieszczęśliwa - jak na razie - miłość zbiera
żniwo. A ja chyba wstąpię do zakonu, bo co myślę że znalazłam już tego jednego
jedynego, to zaraz okazuje się to kolejną porażką. Nic tylko rzucić się z mostu
jak ma tak dalej być.
Zarzucam kołdrę na
głowę i płacze...
________________________________________________________
Łapcie kolejną część przygód Karolki, które powooooooli dobiegają końca ;)
W kolejnej mam nadzieję, że będziecie krzyczeć na Kłuska ;)
Do zobaczenia niedługo ;)