niedziela, 10 marca 2019

Rozdział 31


I kolejny nudny dzień w pracy. Papierki, papierki i jeszcze raz papierki. Czasem zastanawiam się po co ja poszłam na tą całą ekonomię. Przecież ja się zanudzę w tej robocie zanim jeszcze trzydziestki dożyje, a to wcale nie tak daleko do tego dnia. Tylko, że mimo to iż jest to czasem tak nudne, jak flaki z olejem, to i tak lubię tą robotę. Tak wiem, jestem dziwna, ale nic na to nie poradzę. Taki mój urok. Zresztą, jak się przebywa w otoczeniu skoczków, to w żaden sposób nie pozostaniesz normalną osobą. Zaraz wracam do domciu, to wszystko będzie takie jakie było. Właśnie, zostało mi…
Wyciągam z torebki kalendarzyk z zaznaczonym na czerwono – powinno być na czarno, na znak żałoby – trzydziestym września. Jeszcze dziewiętnaście dni według moich obliczeń. Tylko dziewiętnaście dni.
Łzy znów napływają mi do oczu na myśl o opuszczaniu Zakopanego. Nie, ja nie chcę stąd wyjeżdżać!
Przeglądałam ostatnio oferty pracy w Zakopanem, ale o zatrudnieniu studentki praktycznie nikt nie chce słyszeć. Przepisałabym się do Krakowa lub Katowic na zaoczne, ale skąd wziąć kasę na utrzymanie. Zresztą, wyjadę, to może przejdzie mi ta miłość do Bartka. Taaa, wierz w to głupia. Będziesz z nim pisać, gadać dzień dnia i ci przejdzie. Yhym. Z pewnością ci przejdzie.
- Puk, puk. – Z rozmyślań wyrywa mnie Marcin, który wchodzi do gabinetu Magdy – Sorki, że przeszkadzam, ale ma tu specjalną przesyłkę do ciebie. – Wręcza mi śliczny bukiecik kolorowych kwiatów. – Właśnie je kurier przyniósł. – zmieszana odbieram od recepcjonistki bukiet.
- Od kogo? – Pytam z nadzieję, że dowiem się kim jest mój cichy wielbiciel, choć nie powiem, że nie mam swoich faworytów.
- Nie wiem. Tym razem to nie ode mnie, ale zobacz na bileciku.
Szukam karteczki wśród kwiatów, ale nie ma nic. Ale ten zapach… chyba będę je wąchać do wieczora bo są cudowne.
– Tajemniczy adorator? – podpytuje Marcin, jednak mam wrażenie, że w jego głosie słyszę nutkę zazdrości. Myślałam, że faceci nie lubią dostawać kwiatów, ale chyba jednak się mylę.
- Chyba tak. Choć. – Zastanawiam się przez chwilkę, wdychając po raz kolejny piękną woń. – Chyba wiem, kto to mógł zrobić. – Nie mam dziś urodzin, ani imienin, Dzień kobiet za pół roku. Żadna inna okazja nie przychodzi mi już do głowy, więc na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to kolejny „genialny” pomysł Klubu Swata pod przewodnictwem pana Miętusa.
- No, no, no. Nasza Karolka taka niby cicha woda, a wyjedzie i zostawi pół Podhala ze złamanym serduchem.
- Spokojnie Marcinku, nie jestem aż tak wredna i ograniczę się tylko do Zakopca, a poza tym to tylko kolejny głupi żart znajomych.
- Głup żart? – pyta z zaciekawieniem.
- Długo by opowiadać.
- Przyjdź jutro na recepcję to pogadamy. – Mówi zamykając za sobą drzwi, a ja wyrzucam z wazonu stare i zeschłe już kwiaty, które zostały po ostatnim weselu.
Naprawdę śliczne te kwiatuszki. Choć te, które dostałam od Bartka za przeprosiny po tej akcji z Gregorem były ładniejsze. No tak, ale tamte wybierał Bartek, a nie Miętus czy inny mądry jego koleżka. Echh to już dwa miesiące od konkursów. Jak to ten czas szybko leci. Szkoda, ze nie można się cofnąć do początku wakacji i przeżyć tego wszystkiego od nowa. Znowu go poznać, na imieniny chłopaków z nim iść, przetańczyć wesela do białego rana, zobaczyć konkursy na krokiewce … Aż mi łza po policzku spływa. Starzeje się chyba, bo się strasznie sentymentalna zrobiłam.
Patrzę na telefon, a tam nie odczyta wiadomość od Bartka: Przyjdź po pracy na skocznię :*
No okej, wpadnę. Przy okazji Titusowi – który i tak zapewne będzie się wszystkiego wypierał – podziękuję za ten miły prezencik

***

Godzina siedemnasta wybiła więc, jak to mówią fajrant i do domu.
Piękne, złociste słoneczko na zewnątrz i jesienny wiatr doprowadzają moje do stanu, którego sam Chopin nie powstydziłby się po nieudanym koncercie. Tyle tylko, ze on raczej w swoich nie znalazłby liści z klonów, które rosną wzdłuż drogi a ja mam ich całkiem sporo. Ale nie ma co marudzić, tylko trzeba cieszyć się ostatnimi promieniami słońca, tak jak chłopaki stojący niemal całą banda przed szatnią i wystawiających swoje śliczne buźki do słońca.
- Cześć chłopaki – witam się radośnie ze wszystkimi.
- Hej Karolka.
Rozglądam się wokół w poszukiwaniu jednego osobnika, ale go nigdzie nie widzę. Zamiast łapać naturalna witaminę D, to pewnie gdzieś w szatni siedzi.
- Gdzie Bartek?
- Wcześniej to dziewczyny pytały gdzie Piotrek, a teraz już żadna się o mnie nie zapyta – wzdycha smutno Żyła, który dołączył do naszej grupki razem z Maćkiem.
- Ja myślałam, że ty zajęty jesteś Piotruś.
- Daj chłopakowi pomarzyć, zanim Justyna po niego przyjedzie i mu się skończą te mrzonki o wzdychających do niego kobitkach i będzie się trzeba dzieciakami zająć.
- Karolka, a gdzie masz kwiatki? – Nagle rzuca Stękała, a w Titusie i Biegunie aż się gotuje. Czyli jednak miałam nosa z tym Klubem Swata
- Andrzejku, ale o jakie kwiatki ci chodzi? – pytam udając, że nie mam pojęcia o czym on do mnie mówi.
- No te od Bartka.
- Od Bartka?! – Widząc, to że chłopaki ledwo powstrzymują się przed zrobieniem mu czegoś, czego potem będą żałowali idę dalej w zaparte i udaję, że nie mam zielonego pojęcia o czym on do mnie gada. A niech się trochę pomęczą z trzymaniem nerwów na wodzy.
- No tak. Miałaś dostać kwiatki od niego. Do hotelu mieli ci przywieźć. Sam pomagałem wybierać.
- Zamknij się Stękała – cedzi mu przez zęby Titus.
- Przecież nic takiego nie mówię.
- Zaraz się jej wygadasz!
- Co ma się wygadać? – pytam z zainteresowaniem – Że to od was dostałam te kwiatki? Dobrze o tym wiedziałam od samego początku.
- Ale jak?! Skąd?
- Bo jakby były od niego, to by sam przyniósł i dał. A poza tym, nie podobają mu się gerbery.
- Co mu się nie podoba?
- Te różowe kwiatki co są w tym bukiecie.
- Ale nie mógłby ci takiej niespodzianki zrobić? – Biegun próbuje ratować siebie i kolegów, ale chyba sam wątpi w powodzenie swojej misji.
- Ale wy mi zrobiliście. I dziękuje wam bardzo. Pięknie sobie stoją na biureczku.  A jak pachną! Kochani jesteście, ale naprawdę nie trzeba było.
- Mówiłem, że to to się nie uda. Za sprytna jest żeby się nabrać na te kwiaty i smsy. – Zrezygnowany Olek siada na ławce.
- Jakie smsy? – pytam z nieudawanym zdziwienie, bo chyba się są na tyle ubodzy w rozum, żeby zabierać Bartkowi telefon i pisać do mnie jako on.
- Kurwa Zniszczoł!
Jednak chyba są
- Następny co nie umie języka za zębami trzymać.
- Błagam! Tylko nie mówcie, że mieliście kolejny świetny plan swatania.
- Świetny?! On był genialny! Tylko te … - Titus próbuje wyszukać w swym słowniku odpowiedniego słowa – Tylko te cymbały nie umieją zachować pewnych rzeczy w tajemnicy. Nigdy więcej współpracy z wami! Wszystko potraficie spieprzyć!
No, no, Krzysio nam się nieźle zdenerwował, ale z burakiem na twarzy i tak wciąż wygląda jak naiwne dziecię lata. Trochę  mi go nawet żal. Stara się biedaczysko jak może najlepiej, a tu porażka goni porażkę.
Nagle za plecami słyszę trzask. Odwracam się i widzę opadające na trawę narty Bartka, które to przed chwilą rzucił z furią.
- Ej! Kusy!
Kuba próbuje go złapać, ale ten przepchnął się obok i wpada do szatni zamykając za sobą drzwi tak, że o mało z futryny nie wypadają.
Szczerze mówiąc to aż się przeraziłam. Co tu jest grane, do cholery? Przecież to jest oaza spokoju! Jego jak się wkurzy to nawet nie potrafi ręką o ścianę walnąć, atu takie coś?!
- Co się dzieje? – pytam chłopaków, ale im nagle jakby języków w buzi zabrakło – Ej no! O co chodzi?!!
- Chyba ciebie powinniśmy zapytać.
- Mnie?!
Oczy mi prawie z oczodołów wypadły jak ich usłyszałam No bo co ja mam niby wiedzieć na temat furii Kłuska?! Nic mi nie mówił o żadnych problemach. Wczoraj siedzieliśmy na ognisku z Agą i Kubą i się wygłupiał jak zawsze. Dziś rano gadaliśmy i wszystko było okej, a teraz? Nawet nie zauważył, że jestem.
- Gdzie Bartek? – Podchodzą do nas Kruczek z Maciusiakiem, może oni uraczą mnie informacją o co chodzi. – O Karolina! Jak dobrze, że jesteś. Możemy na słówko cię poprosić.
- Tak, jasne.
Odchodzimy we trójkę za domek, a mi serce chce wyskoczyć z piersi. Co tu się dzieje?!!! – Powiecie mi o co chodzi? Czemu on był taki wściekły?!
- Jak się oddaje skoki przed setny metr na dużej skoczni to się nie dziw.
- Co?!! O jeden skok taka furia?
- Jeden to mu może wyszedł przez te dwa dni. – Aż sobie usiadłam. No bo kurcze, tydzień temu wrócił z kontynetala, bił się o podium cały weekend, a dzisiaj … - Od wczoraj tak jest. Wrócił po weekendzie i jakby zapomniał jak się skacze.
- Karola. Ty się znasz. – Nono, takie słowa z ust trenera Kruczka – Ty wiesz ze nie można w przeciągu tygodnia aż tak się zmarnować. On fizycznie i technicznie jest dobry. Nie idealny, ale dobry. I tu chodzi o jego psychikę. On jakby zapomniał wybijać się z progu.
- Znasz go dobrze. Przyjaźnicie się. Może wiesz coś, o czym my nie mamy zielonego pojęcia. Może przez weekend wydarzyło się coś co mu za bardzo głowę zawraca. A wtedy to już po skokach.
- Oto chodzi, że ja nie wiem nic. Wczoraj był normalny. Dzisiaj rano też. Śmiał się, wygłupiał,  droczył ze mną jak zawsze. Nic nie mówił, żeby go coś dręczyło. Ja w sumie też nic niepokojącego nie zauważyłam.
Tak, była w sobotę ta moja akcja ze szpitalem, ta niby ciąża, ale przecież potem już było okej. Gadaliśmy, śmialiśmy jak gdyby nigdy nic, a tu takie coś? I nic nie powiedział? Pytałam wczoraj o trening to, co po prawda zaraz zmienił temat, ale powiedział, że spoko i mam się o zimę nie martwić. Kuba też nic nie pisnął, że są jakieś problemy.     
- Pogadasz z nim? – Patrzą obaj na mnie z taką nadzieją w oczach jakbym była cudotwórcą i zastanawiała się czy dokonać kolejnego cudu.
- Łukasz, ale ja nie jestem psychologiem. Ja nie potrafię.
- Szczera rozmowa z przyjacielem czasem lepsza, niż wykwalifikowany psycholog.
- Spróbuje. Ale nie wiem czy to coś da.
- I tak trafisz do niego lepiej, niż my tu wszyscy razem wzięci.
- Spróbuje, ale nie liczcie na jakieś cuda.
- Już jeden cud zrobiłaś, więc czemu nie miała byś go dokonać drugi raz.
- Słucham?!
Boziu moja kochana, co tu się dzieje. Jak nie za łamaczkę serc mnie uważają to teraz za jakąś cudotwórczynie! Halo! Ja tu jestem tylko biedną, prostą studentką co sobie z nudów na staż w góry przyjechała. Nic poza tym.
- Dobrze wiesz, że to co ona przez całe lato pokazywał to twoja zasługa. Już ci to chyba raz tłumaczyłem – odpowiada Kruczek, a ja w pamięci przywołuje naszą rozmowę po konkursach i akcji z Gregorem. Bratnia dusza, która postawi go do pionu.
- Okej. Pogadam z nim.
Łatwo nie będzie. Przecież jeśli się cos dzieje i on nie chce mi o tym powiedzieć, to on jest tak uparty, że co bym nie robiła nie wydusi z siebie słóweczka. Ale, że ja niczego nie zauważyłam. Dopiero latał pod HS, a teraz setki nie przekracza?!

Przed szatnią chłopak żarliwie dyskutują. Widać, że się martwią o kumpla. Rywalizacja rywalizacją, wiadomo, każdy chce być najlepszy, ale gdy są już na dole, a narty rzucone w kąt zachowują się jak rodzeni bracia. Jeden za drugiego w ogień skoczy, jeśli tylko trzeba.
- Idziesz do niego? – pyta Kuba, gdy łapię za klamkę.
- Idę.
- Powodzenia.
Uśmiecham się, żeby nie dać po sobie znać, że boje się tam wchodzić. Boję się rozmowy z nim. Nie chcę usłyszeć tam czegoś, co na długo zrujnuje i mnie, ale jeszcze bardziej obawiam się, że to ja powiem o jedno słowo za dużo, a wtedy to tylko do trumny się położyć.
Naciskam klamkę i gdy wchodzę do środka ledwo odskakuję przed lecącym w stronę drzwi kaskiem. Nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do środka.
Siedzi tyłem do mnie z rękami schowanymi w swoich dłoniach. Nie wygląda to dobrze.
Jedyne co słychać wewnątrz szatni to nasze ciężkie oddechy.
Stoję oparta o te drzwi i zastanawiam się co ja mam mu niby powiedzieć. Mam mu sadzić jakieś banały typu: „nie martw się, będzie dobrze”? Przecież sama w to do końca nie wierzę.
Po dłuższej chwili wreszcie odchodzę do niego i zaczynam mu robić masaż karku. Nie wie czemu, ale nie miałam lepszego pomysłu. I chyba nawet mu trochę pomaga, bo w odbijającej się jego twarzy w szybie okna, widzę jakby ulgę. Chociaż tyle.
- Ej! Nie tak mocno – krzywi się używam zbyt dużo siły.
- Przepraszam.
- Skacze jak ostatni popapraniec, ale to nie znaczy, że masz się nade mną znęcać. Wystarczy, że sam to robię.
- Oj Bartus, Bartuś. Przesadzasz chyba. – Siadam obok niego, a on opiera swa głowę o moje ramię.
Wygląda teraz na takie biedne zagubione dziecko. Takie bezbronne dzieciątko.
- Widziałaś co ja robiłem na tej skoczni? Dziewczyny nawet lepiej skakały.
- Każdemu zdarza się słabszy dzień.
- Ale nie dwa pod rząd. I to tak tragiczne.
- Nie myśl już o tym, bo tylko się zadręczasz niepotrzebnie.
- Było już tyle czasu dobrze, i znowu klepie bule.
- Nie myśl o tym. To ci nie pomoże, a tylko bardziej zdołuje. Pogadajmy o czymś innym lepiej. O czymś przyjemniejszym. Niech ci głowa odpocznie od tego zamartwiania się.
- Może i masz racje.
- Ja mam zawsze rację.
- Tak, tak słoneczko. Zawsze i wszędzie. - Czyżbym wyczuwała nutkę ironii w jego glosie? – Ale ja jestem genialny! – Boziu, co mu znowu do głowy strzeliło, że aż podskakuje na krześle. – Zatrudnię cię jako prywatnego masażystę i będziesz ze mną jeździć na wszystkie zawody.
- Myślałam, że od takich rzeczy macie fizjoterapeutów, a nie chciałabym wchodzić w drogę chłopakom.
- Ale moim, własnym, prywatnym mogłabyś zostać. Nawet bym ci mogli z własnej kieszeni za to płacić.
- Nie wiem czy cię stać – odpowiadam próbując go trochę przedrzeźniać.
- Żeby mi na maszynki i piankę do golenia starczyło to już będzie dobrze.
- Już ci chyba brakuje na to kasy. – Głaszczę go kciukiem po brodzie.
- Nie chciał mi się już wczoraj.
- No widzę właśnie.
Uśmiechamy się wzajemnie do siebie, a ja nie odrywam swej dłoni od jego twarzy. Patrzymy sobie prosto w oczy, a w duchu proszę by Bartek w końcu oderwał ten swój wzrok ode mnie, bo zaraz zrobię coś czego nie powinnam.  
A może jednak powninnam. Skoro on już jest tak blisko. Kilka centymetrów. Może to właśnie to będzie kluczem do sukcesów Bartka na skoczni.
I gdy już prawie zebrałam w sobie wystarczająco dużo odwagi i powoli zbliżam swą twarz do twarzy Bartka do domku wchodzi Kruczek. Trenerze, wyczucia czasu to ty jednak nie masz.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale zbieramy się już. Jak chcecie jeszcze posiedzieć to dam wam klucze i pozamykacie potem domek i oddacie klucze ochroniarzom.
- Nieee. My też się zbieramy do domu, co nie pani masażystko?
- Oczywiście panie szoferze – odpowiadam, jednak bez większego przekonania.

***

Godzina dwudziesta trzecia, trzeba by się wreszcie położyć spać. Mam jakieś dziwne przeczucie, że jutro się coś wydarzy. Może przewrażliwiona jestem, bo nie mogę przestać myśleć o Bartku. A szczególnie o tych jego skokach. Może dobrze, że wracaliśmy z Olkiem i Kubą to gadaliśmy o wszystkim tylko nie o tym.  Z jednej strony tak bardzo chciałabym wiedzieć czy coś się wydarzyło o czym ja nie wiem, że przez to klepie te bule, ale z drugiej - strony panicznie boję się tego usłyszeć.
Gaszę światło i wchodzę pod kołderkę. Biorę jeszcze telefon do ręki, żeby ustawić budzik, a tam na wyświetlaczu wiadomość od Bartka. Pewnie przysłał ją kiedy byłam w łazience.

Johann! Ja już dłużej nie wytrzymam. Muszę jej to powiedzieć! Ciągle mam w uszach jej głos. Przed oczami jej twarz. Czuję jej dotyk na swoim ciele. Dzisiaj jak z nią rozmawiałem wszystkie problemy jakby uciekły z jej głosem. Sama obecność obok jest zbawieniem. Już tyle razy próbowałem jej powiedzieć, ale tchórzyłem. Nie potrafię już dalej jej okłamywać, udawać że nic się nie dzieję między nami. Odrzuci mnie, trudno, ale nie będę mógł sobie zarzucić że nie zrobiłem nic. Ze mną jest już tak tragicznie, że gorzej już chyba być nie może. Johann ty wiesz jak się człowiek czuje gdy spotyka tą jedną jedyną. Muszę o nią zawalczyć! Nie wiem jak to zrobię, ale muszę. Ja dla niej zrobię wszytko! Kocham ją!!!

Odczytuje SMS’a w napisanego po angielsku do końca, po czym rzucam telefonem o ścianę. Pieprzona pomyłka.
Czułam, że ma się coś stać, ale nie to. Nie chciałam się dowiedzieć tego w ten sposób. Gdyby mi to powiedział w cztery oczy, a nie przez SMS'a wysłanego przypadkowo do mnie, a nie do Johanna byłoby inaczej. A teraz co? Doigrałam się! Nie chciałam wcześniej mu tego powiedzieć, to sobie znalazł inną. Ale gdzie? Kiedy?
Łzy płyną mi po policzku. Najgorszy koszmar właśnie się rozpoczął.  I przeczucie zaczęło się sprawdzać. Tylko dlaczego nie chce mi nic powiedzieć?! Jak mu lekarz w sobotę nagadał, że niby w ciąży jestem to się wściekał, a teraz co? Sam ukrywa przede mną, że ma kogoś. Mógł mi od razu to powiedzieć, a nie udawać.
Teraz już wiadomo o co chodzi z tymi słabymi skokami. Nieszczęśliwa - jak na razie - miłość zbiera żniwo. A ja chyba wstąpię do zakonu, bo co myślę że znalazłam już tego jednego jedynego, to zaraz okazuje się to kolejną porażką. Nic tylko rzucić się z mostu jak ma tak dalej być.

Zarzucam kołdrę na głowę i płacze...




________________________________________________________
Łapcie kolejną część przygód Karolki, które powooooooli dobiegają końca ;)

W kolejnej mam nadzieję, że będziecie krzyczeć na Kłuska ;)

Do zobaczenia niedługo ;)