Cholera
jasna!!! Idioto, patrz, jak jedziesz!!!
Dureń jeden!
Przecież to nie piątek trzynastego, a ja albo się dzisiaj zabiję, albo jakąś
kaleką zostanę. Od samego rana pod górkę. Najpierw zaspałam, potem oblałam się
kawą i szybko musiałam zmieniać bluzkę. Ale to nie było takie proste. Bo jak na
złość wyciągnęłam jedną – brudna, drugą – urwany guzik, a trzecią prawie
spaliłam prasując. Na autobus zdążyłam tylko dlatego, że mam prawie pod domem
przystanek, a i tak biegłam. Cud, że portfela nie zapomniałam. A teraz jakiś
idiota musiał wjechać w największą kałużę, i co?! No i ja oczywiście musiałam
stać nad tą kałużą. A jeszcze na dodatek tego wszystkiego, jakby było mało,
dzisiaj jest ten dureń Paweł. Dniu, kończ się już, póki się jeszcze dobrze nie
zacząłeś.
***
- Cholera
jasna! - Wkurzona rzucam torebkę na
podłogę.
- Co się stało?
– Magda aż podskakuje za biurkiem na me „piękne” słowa.
- Telefonu nie
mam.
- Jak to nie
masz? Ukradli ci?
- Nie. W domu
zostawiłam. Tak się spieszyłam, że nie wrzuciłam go do torebki i leży sobie na
stoliku. – No wiedziałam, że coś zostawię w domu
- Na pewno masz
go w domu?
- Na pewno. –
Dobrze pamiętam, jak go rzucałam w kuchni na stół, a potem biegłam na gorę
zmieniać bluzkę.
- To dobrze –
mówi trochę uspokojona Magda. - Mogłabyś porozcinać te kartki? – Podaje mi plik
karteczek.
- Jasne.
5 minut
później
- Kurwa mać!
- Co znowu?
- Rozcięłam
palca. Kurwa, ale boli. Aaa! – Ja się zabiję. Mówię wam. Zabije się dzisiaj, jak nic!
- Lecę po
apteczkę na recepcję.
- Lepiej dzwoń
po trumnę.
- Od rozcięcia
palca raczej się nie umiera.
- Ze mną
dzisiaj wszystko możliwe.
- Nie
przesadzaj. Dobra, lecę, bo mi się zaraz wykrwawisz. – To fakt. Krwawię, jakby
mi rękę urwało, a nie tylko rozcięto palec.
***
- Karola, może
byś poszła na recepcję. Tam Marcin siedzi, to pokazałby ci te ich wszystkie
programy.
- Boisz się, że
tu znowu sobie coś zrobię? – Cud, że drugiej herbaty nie wylałam na siebie.
- Nieee.
Wszędzie możesz się zabić, ale tu roboty dla ciebie nie ma, a szefowa się
kręci, to nie mam jak cię zwolnić.
- Już się na
nią natknęłam, jak szłam do łazienki i prawie mnie drzwiami zabiła. – Nie ma
co. Wiesia ma siłę, ale ja refleks, i w ostatniej chwili odskoczyłam.
- Może ja cię
zaprowadzę? – Po jej minie, widzę, że ze mną jest naprawdę źle i lepiej, żebym
dzisiaj już nic nie dotykała.
- Nie, dzięki.
Może dojdę tam żywa. - Bo bez przygód to wątpię – za daleko.
- Uważaj na
siebie.
- Dzięki – mowię
ze skrzywioną miną i wstaje od biurka.
- A czemu ty
tak dziwnie idziesz? – Pyta, gdy łapię już za klamkę. Na szczęście jej nie
urwałam. Kolejny cud, można powiedzieć.
- Buty mnie obtarły.
– Jeszcze jakby były nowe, to bym zrozumiała, ale nie stare, które powinnam już
wyrzucić do kosza. Ale cóż, dzisiaj wszystkie plagi egipskie na mnie spadają.
- Matko
kochana! Dziewczyno, ty na serio dzisiaj żywa stąd nie wyjdziesz.
- Niestety na
to wychodzi. – Wychodzę z gabinetu i trzymając się ściany idę na recepcję.
Trzeba się asekurować, tym bardziej, że muszę po schodach zejść.
***
- Popierdoliło
cię do reszty?! Nie widzisz, że idę z zamówieniem! – Jak ja kocham ten jego drący się na mnie głos. Bosko
po prostu. Tego mi trzeba było dzisiaj. Czuję, że żyję normalnie.
- Kurwa, to ty
patrz jak leziesz, a nie drzesz ryja na mnie! – Co?! Myślałeś, że się nie
odezwę? No to się mylisz, skarbie.
- Patrz, co żeś
narobiła! Ślepoto! – Niemal zrywa z siebie koszulę ubrudzoną w cieście, które
miał gamoń podać klientowi. Moja wina, że nie patrzy pod nogi i wpada na ludzi?
- Szkoda, że to
nie była zupa jełopie. Wtedy, to nawet to, że miażdżysz mi stopy, nie
przeszkodziłoby mi z cieszenia się tym pięknym widokiem – mówię spokojnie, ale
stanowczo. Nie będę się przecież darła na bałwana. Żeby mnie potem gardo
bolało?! Niedoczekanie jego.
- Jaka bezczelna! Paniusia sobie przyjechała i myśli, że jej
tu będą usługiwać. Niedoczekanie twoje!
- Taki niby
mądry jesteś, bufonie?
- Coś ty
powiedziała?
- To co
słyszałeś! Bufonie zasrany! Myślisz, że co? Że jak przyjechałam na staż, to
jestem żółtodziobem, i nie wiem co się dzieje z ludźmi, którzy przychodzą na
praktyki do hoteli? No to się mylisz, koteczku. Uświadomię cię…
- Dziecinko!
Nie będziesz mnie uświadamiać.
- Debilu, nie
wiesz, że się nie przerywa? Z resztą, u ciebie poziom kultury mniejszy niż u
świni, więc czego się spodziewać. A więc uświadomię cię – z naciskiem na
uświadomię - że w technikum byłam na
dwumiesięcznym stażu w hotelu. I wiem, co wy z ludźmi robicie. Kelnery
pieprzone! Jak dziewczyna przyjdzie, to wy tylko żeby jej dokuczyć, dogryźć!
Robicie z nas sobie obiekt śmiechów, chichów i kpin. I patrzycie tylko na to,
jak nas wykorzystać. Najgorsze roboty wymyślacie. Co? Zdziwko? Nie każdy ma
poziom inteligencji równy zero. – Ha, ha zatkało go. Znowu punkt dla mnie.
Jupiii! – Romuś - zwracam się do
kucharza – mogę obiadek?
- Oczywiście.
- A ty się
lepiej przebierz, i większego wstydu nie rób. Aaa, i pamiętaj, że umowę masz do
końca sierpnia, a Magda mówiła, że jeszcze nie wie, czy ci ją przedłużać. Więc
uważaj, złociutki, na to co robisz. – Uuuu. Teraz to mam przechlapane u
szanownego pana Pawełka. Nawet słowem się nie odezwie. A ja tak uwielbiam z nim
rozmawiać.
- Proszę
bardzo. Smacznego, Karolinko. – Odbieram talerz, od kucharza. I co? Da się
normalnie, jak ludzie pracować? Da się. Tylko troszkę chęci potrzeba.
***
- A słyszałaś
to… - Marcin opowiada mi kolejny dowcip o Jasiu. Tak, tak, uczy mnie tych
programów.
- Dobre.
Uwielbiam Jasia. A wiesz za co podziwia się blondynki?
- Za co?
- Za wytrwałość
- tyle lat szukają rozumu, i dalej nie mogą go znaleźć.
- Też dobre. –
Nasze śmiechy chyba na całym hotelu słychać. Zaraz pani Wiesia przybędzie i
dostanie nam się po głowie.
- Do widzenia
szanownej pani. – Tak mnie Paweł tym zaskoczył, że oplułam się sokiem i cała
bluzka oczywiście brudna.
- Do widzenia.
- Na razie, Marcin.
- Cześć, cześć.
Ej – Marcin zwraca się do mnie – co on tak do ciebie oficjalnie?
- Na odcisk mu
chyba wcześniej nadepnęłam i teraz woli mi nie wchodzić pod nos.
- Aż taka
groźna jesteś? Mam się bać? – Patrzy na mnie niepewnie.
Spokojnie. Na razie mi nie wadzisz.
- Raczej nie.
Fajny z ciebie człowiek, takich z reguły nie gryzę.
- Czyli raczej
jestem bezpieczny. To dobrze. Co robisz jutro wieczorem?
- Nie wiem.
Pewnie herbatka i książka.
- A nie
miałabyś ochoty na jakiś wypad? Do baru czy coś?
- Czy coś? – A
czemu nie. Bawimy się. Samą pracą nie dociągnę tu do października. A książka
poczeka kolejny wieczór.
***
A jednak
przeżyłam. I nawet wielką kaleką nie zostałam. Cuda jednak się zdarzają. Mam
kolejny dowód na to. Co prawda, jak przechodziłam przez ulicę, prawie pod
domem, by mnie samochód potrącił, ale co tam.
Tak więc, oprócz obtartych stóp i rozciętego palucha, który wciąż
cholerni boli, jestem w pełni zdrowia. I nawet z super humorem. Wreszcie temu
psychopacie, skończonemu idiocie i jakby można byłoby go jeszcze nazwać,
wygarnęłam wszystko, co mi na sercu leżało. Jakieś pozytywy dziś. A i jeszcze
się umówiłam z Marcinem. Bardzo fajny z niego chłopak. Inteligentny, zabawny i
zabójczo przystojny. A i najważniejsze! Nie ma na imię Paweł. Tylko, kurde, w
co ja się ubiorę? Tak, tak. Największy problem kobiety. Pełna szafa – no dobra,
nie taka pełna, wszystkich maneli nie zwoziłam z domu – ale i tak nie ma w co
się ubrać. Być kobietą, być kobietą - marzę ciągle będąc dzieckiem, być
kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie... I jeszcze na śpiewanie
mnie naszło. Co te góry robią z człowiekiem, to ja nie mam zielonego pojęcia.
____________________________________________________________
Hej, cześć, czołem!
No to mamy "piękne" spotkanie Karolki i Pawełka. Żeby nudno im tam nie było. Koledzy z pracy jak się patrzy. Nic tylko pozazdrościć. Ale na pechowy (szczęśliwy to raczej on nie był) dzień miły akcent na koniec :) Żeby tylko nam się Bartuś nie obraził ;P
Nie gniewajcie się, że do Was znowu nie zaglądam, ale masa spraw na głowie. Jak nie studniówka, to egzaminy zawodowe, próbna matura i tak w kółko. Ferie niby mam no to choróbsko dopadło. Echhh nic tylko wyjechać w Bieszczady :D
A już jutro wielkie święto skoków. Szczerze mówiąc to nie wiem czy czekałam na coś bardziej w tym sezonie jak na Zakopane. Będzie dobrze. Ja Wam to mówię. Bartuś zdobędzie punkciki wreszcie, Kamil i spółka pokażą wreszcie swoją wielką moc i będziemy się znów razem cieszyć jak za dawnych lat :D Zobaczycie! Trzymamy od jutra mocno kciuki za całą dwunastkę naszych orzełków, dmuchamy pod narty na kanapie w domu lub na skoczni (za rok jestem tam z Wami) a potem świętujemy :D
Do zobaczyska. Mam nadzieje ze niedługo :*
Zobaczyłam ten gif i musiałam :D