-
Słonko, budzimy się. - Bartek delikatnie szturcha mnie po ramieniu.
-
Misiu jeszcze pięć minut - odpowiadam przeciągle nie otwierając przy tym oczu.
-
Wstawaj śpiochu.
Czy
jemu naprawdę życie jest aż tak niemiłe i chce je zakończyć w tragiczny sposób?
- Nie
wyciągniesz mnie z łóżka - mówię zrzucając kluskowatą dłoń ze swojego ramienia.
- Z
łóżka może i nie, ale z pociągu to i owszem.
Chwila
moment. Pociąg? Czyli ta sypialnia z cudownym widokiem na morze to tylko sen? I
Kłusek wcale nie jest moim mężem i mi śniadania do łóżka nie przyniósł.
Po
chwili otumanienia, już bardziej świadoma tego co się dzieje wokół mnie,
podnoszę głowę z kolan Bartka.
- Już
dojechaliśmy?!
- No
już, już. Jak się spało? - pyta pogodnie.
-
Dziękuję dobrze. Masz bardzo wygodne kolana. - A niech już stracę, raz w roku
to i ja mogę jakiegoś komplementa Klusce powiedzieć.
-
Serio? Kaśka zawsze twierdziła, że mam najgorsze kolana na świecie, i nigdy nie
chciała na nich leżeć.
-
Głupia baba i tyle - stwierdzam pewnie. - A ty spałeś coś?
- No
trochę, ale niezadługo bo mi się jakaś głupota śniła i się obudziłem.
-
ojjjj - wzdycham z pożałowaniem - Moje
biedactwo.
- Ale
za to ty przespałaś prawie całą drogę - odpowiada z uśmiechem. I teraz mam
problem. Czy ten uśmiech miał oznaczać, że dobrze że odespałam trochę tych
naszych baletów i nadrobiłam nieco energii, czy to miała być radość z tego, że
miał chwilę spokoju i mu głowy nie zawracałam przez jakiś czas. Naiwnie wciąż
wierzę w dobre serducho Kłuska i strzelam jednak w pierwszą opcje.
- Jak
mi było tak wygodnie, to po co miałam się budzić? - pytam trochę retorycznie, a
Bartuś, jak to Bartuś, szczerzy radośnie te swoje ząbki. I jak ja się kiedyś
zakocham w tym uśmiechu, to będzie to naprawdę tylko i wyłącznie jego
wina. - Chyba, że tobie było niewygodnie
to trzeba było mnie zrzucić – dopowiadam wychodząc z pociągu i rozglądając się
po dworcu w poszukiwaniu Agnieszki, która miała po nas przyjechać.
-
Jakby mi miało być niewygodnie, to bym ci nie mówił, żebyś się tak położyła.
-
Albo właśnie byś mi pozwolił, i jakbym
usnęła to byś mnie zrzucił.
- No
wiesz! Za kogo ty mnie masz?! - mówi oburzony i już kombinuje jak go tu
udobruchać, ale...
-
Bartek!!!
Nagle,
nie wiadomo skąd i jak, zjawia się jakaś
dziunia i rzuca się na Kłuska. Zaraz mu tą szyję urwie! Z psychiatryka uciekła,
czy co?!
Kilka
razy się zdążyło, że go jakieś fanki na ulicy przy mnie zaczepiały, no ale to
już była przesada. Poza tym jak tak można?! Obściskiwać obcego faceta, w
miejscu publicznym, kiedy stoi przy nim jego niedoszła przyszła żona.
-
Kaśka!
Ta
Kaśka?! Czyli miałam rację - chora psychicznie.
- A
co ty tu wyprawiasz do cholery?! - pyta Bartek, kiedy wreszcie udaje mu się
uwolnić z uścisku swojej ex.
-
Jadę do Krakowa, taką tam sprawę załatwić, a ty co? Nie cieszysz się na mój
widok?!
- Ja
mam się cieszyć?! Co to miało być?! Rzucasz się na mnie na środku dworca...
- Nie
krzycz na mnie! - oburza się dziewczyna, która nie wiem czy jest aż tak
wrażliwa, czy ten płacz to na zawołanie ma.
- Ja
nie krzyczę. Miałaś mnie już zostawić w spokoju, ale tobie znowu odwala.
- Nie
rozumiesz, że chce o nas zawalczyć. Dać nam drugą szanse.
Czyżby
ona była kobiecym sobowtórem Pawełka? Szkoda tylko, że w ciąży bo i jej
mogłabym zrobić ziazi w nosek, ale tak trochę nie wypada.
- Nie
rozumiesz, że nas od pół roku nie ma!
-
Ale...
- Nie
ma żadnego ale! Ja już o tobie zapomniałem, o tym co tam kiedyś było też. I
błagam, oszczędź sobie i nam... - Bartek spoglądając na mnie, przyciąga do
siebie i otula mocno ramionami - nerwów. My mamy już dość tych twoich wariactw.
-
Jacy my?! Chyba nie powiesz mi, że jesteś z tym, czymś.
Okej,
wiem że Miss Polonia to ja nigdy nie będę, no ale dziewczyno, nie ocenia się
książki po okładce. Poza tym wcale gorzej od ciebie nie wyglądam, żebyś mówiła
do mnie tak jakbym była jakąś rzeczą.
-
Karolina, miło mi. Wie pani, to coś, nie jest taką pustą idiotką co z kilkoma
facetami na raz się spotyka, a potem chce wrabiać jednego z nich w ojcostwo.
-
Wypraszam to sobie. Nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa żeby tak mówić!
-
Wiem wystarczająco dużo, a teraz jeśli pani będzie tak łaskawa i nam wybaczy, z
wielkim smutkiem na sercu opuścimy panią, ponieważ mamy dużo ciekawsze zajęcia
niż rozmowa z osobą tak skąpo obdarzoną inteligencją. Choć skarbie - lewą dłoń
podaję Bartkowi, a w prawą biorę swoją torbę i wychodzimy z dworca, nie
zwracając już uwagi na Kaśkę.
- No
no, ale z ciebie dyplomatka - mówi z podziwem w głosie Bartek, gdy już
znajdujemy się w bezpiecznej odległości od tej wariatki.
-
Troszkę ją przytkało chyba.
-
Troszkę?! Ją z nóg ścięło! To ona zawsze miała ten najważniejszy i decydujący
głos, a tu jej ktoś nieźle utarł nosa.
Nonono.
Panie Kłusek. Czy pan mnie ostatnio zbyt bardzo nie podziwia? Tylko niech się
pan nie zagalopowuje i się we mnie nie rozkochuje, bo nie biorę
odpowiedzialności za złamane serducho.
-
Widzisz jaka ja cudowna jestem? Ale tak swoją drogą, to ja się zastanawiam, jak
ty z nią tyle wytrzymywałeś.
- Też
się czasem nad tym zastanawiam. Ale z tobą miałbym jeszcze gorzej.
To
tak się odwdzięczasz przyjacielu? Ja tu udaję twoją dziewczynę, z opresji
ratuje, a ty tak okazujesz swoją wdzięczność?! To był mój ostatni raz kiedy ci
pomogłam. W czymkolwiek!
Nawet
nie będę tego na głos komentować. Udaję obrażoną i odwracam głowę w drugą
stronę, tak żeby na niego nie patrzyć. Niech sobie nie myśli tylko że mi tak
łatwo przejdzie.
-
Żartuje tylko, a ty już focha strzelasz. Ej no, Karolka, słonko, przepraszam. -
Przyciąga mnie do siebie i daje całusa w policzek. - Przeszło?
-
Nie.
- A
teraz? - Dostaję drugiego całusa w drugiego policzka. Chyba już nieco
wychowałam sobie tego buloklepe, co prawda jeszcze musi poćwiczyć błaganie na
kolanach, ale to może inny razem.
- No
powiedzmy, że tak.
-
Powiedzmy?!!!
Niestety,
dalsze przekomarzanie się z Kłuskiem nie było mi dane, bo na horyzoncie
pojawili Agnieszka z Kubą.
- Oj
jak słodko.
A
dzień dobry, to nie łaska już powiedzieć?! Tylko od razu trzeba głupio
komentować?
-
Można było ich wcześniej razem na weekend wysłać to by już dawno przestali się
bawić w podchody.
No
tak. Nie było nas przez weekend to Kuba musi nadrabiać w snuciu wizji naszej
drogi do ołtarza.
-
Szkoda, że Titusa z nami nie ma.
- On
to by się jeszcze bardziej ucieszył z tego widoczku.
Tylko
spokojnie Karolka, po prostu wróciłaś do rzeczywistości.
- Już
by im gorzko śpiewał.
- A
wam jak zwykle jedno w głowie - wzdycha Bartek biorąc do ręki torbę, którą
wcześniej postawił na ziemi.
-
Moglibyście wreszcie przyznać, że jesteście razem a nie udawać.
-
Jakbyśmy byli razem...
-
Stoimy tu od 15 minut i się wam przyglądamy jak idziecie sobie za rączkę, jak
cały czas się obejmujecie...
Dopiero
teraz orientuje się, że rzeczywiście nadal trzymamy się nawzajem w pasie. Ale
Aguś, to przecież jeszcze niczego nie dowodzi.
- Jak
się całujecie...
- Nie
całowaliśmy się!!! - oburzamy się oboje z Bartkiem, ale zdecydowanie zbyt
głośno to robimy, bo kilkoro przechodniów tak się dziwnie na nas popatrzyło.
- A
co to było w te policzki?!
- W
ogóle dlaczego my mamy się wam spowiadać?? Co?? Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie
będziemy razem.
I
Bartkowi nerwy już zaczynają puszczać, bo mu warga zaczyna drżeć. Zły znak.
-
Nigdy nie mów nigdy. Jeszcze nie wiesz co cię czeka Kusy.
- Za
to ty Szybki wiesz doskonale.
-
Doskonale może i nie, ale ...
Opatrzność
boska czuwa nad Kubą.
Dobrze,
że stałam między Wolnym a Kłuskiem i ten
drugi nie miał jak zamachu zrobić, i jednak zrezygnował z uderzenia. Wystarczy
tych połamanych nosów na ten miesiąc.
Tylko
dlaczego Bartek aż tak nerwowo na to zareagował. Zawsze od razu obraca takie
gadanie w żart, a tym razem prawie pobił Kubę?! Może poprostu ma już tego dość
i nie umie sobie z tym poradzić. A może chciałby, by te przepowiednię się
sprawdziły?! Nie. Na pewno nie. Przecież by mi powiedział... chyba.
***
Siedzę
u siebie w pokoju, układam w szafkach, bo już wszytko z nich samo wypada. Echh
zamiast odsypiać wesele to ja za porządki się wzięłam. No dobra odbiło mi, ale
to już dawno.
- Nie
przeszkadzam? - słyszę pukanie do drzwi i po chwili do pomieszczenia wchodzi Agnieszka.
-
Chodź, chodź - zapraszam współlokatorkę do środka.
-
Myślałam, że będziesz odsypiać, a ty za porządki się wzięłaś. Chyba cię Bartek
zbytnio nie wymęczył, albo wesele nieudane.
Nie
wiem co ona mi tu zamierza insynuować, ale mam nadzieję , że nie przyszła tu
rozmawiać o Kłusku.
-
Wesele bardzo udane, nie wiem kto kogo bardziej wymęczył, a spać to całą drogę
przespałam.
-
Nonono. W pociągu się spało bo noce się zarywało.
Aguś?
Na weselach nie byłaś? Nie wiesz ze z nich się o świcie wraca, wiec noc chcąc,
czy nie chcąc zarwana?
-
Wesele do szóstej, z poprawin po północy wróciliśmy, a o dziesiątej pociąg to nie było jak się
wyspać, bo o ósmej pobudka.
Dlaczego
ja jej się w ogóle tłumacze? Zbrodnie jakąś popełniłam? Bo nawet nie
nagrzeszyłam, żeby iść do spowiedzi.
- To
wy tam pewnie nawet nie próbowaliście usnąć w nocy- mówi z takim dwuznacznym
uśmiechem na twarzy.
-
Czemu niby?
- Ty
już dobrze wiesz czemu!
- Czy
ty mi chcesz znów wmówić jakąś noc poślubną?
- No
wiesz, trochę to jednak podejrzane było, że zostałaś po weselu Zniszczołów u
Bartka. – Widzieliście ją? Będzie mi teraz wytykać gdzie i kiedy spałam. -Tym
bardziej, że na zabawie też gdzieś znikliście na trochę, więc można było
pomyśleć…
- Ależ
kochana Agniesiu, nikt ci nie kazał wtedy myśleć. Szczególnie o mnie i o Bartku
i bo cię coś fantazja za bardzo ponosi.
- Ale
miałam do tego pełne prawo – stwierdza stanowczo. – Ale dobra, koniec tych
żartów i mów serio jak jest. – czyli jednak rozmowa o Bartku nam się zaczyna na
całego - Jesteście razem czy nie?
-
Nie.
- A
to trzymanie za rączkę na dworcu?
Widzieliście
ją? Jakie to wścibskie babsko, normalnie jak te plotkary na wsi, wszystko i o
wszystkich musza wiedzieć.
-
Udawaliśmy przed Kaśką, że jesteśmy razem.
Oczywiście
jedno zdanie tutaj nie wystarcza i trzeba opowiedzieć całą historię jaka miała
miejsce przed południem.
- To
czemu szliście za rączkę potem cały czas? Kaski już przecież w pobliżu nie
było.
-
Szczerze to nie wiem, jakoś tak.
Bo
taka jest prawda. Wydawało mi się to tak naturalne, że nie zwracałam uwagi na
to jak i że w ogóle trzymam Bartka. Chyba już przyzwyczaiłam się, do tego że
czasem tak chodzimy i nie myślę już o tym tylko po prostu idę przed siebie
razem z nim.
-
Jakby nic miedzy wami nie było to byście się zaraz puścili.
- Na
podstawie trzymania się za rękę stwierdzasz, że się w sobie kochamy?
- Na
podstawie trzymania się za rękę, waszych dość częstych spotkań, na podstawie
tego jak patrzycie na siebie no i tych buziaków, których byliśmy z Kubą
świadkami.
-
Boże! Błagam ogarnijcie się wreszcie. My z Bartkiem jesteśmy super kumplami, i
czasami mamy różne odchyły, ale zapewniam Cię, że żadne z nas nie kocha się w
drugim.
-
Kobieto kogo ty oszukujesz? Przecież to widać!
Oszukuje?
Chyba wiem co do kogo czuje. To ja, a nie oni, wiem co jest między mną, a
Bartkiem. Coś bym już czuła. Zawsze miałam jakieś symptomy, że się w kimś
zakochuje. Przecież to nie jest możliwe żebym była aż tak ślepa! Choć może
jednak? Nie! To nie jest możliwe!
- Co
niby?
- Że
ty kochasz jego, a on ciebie!
- Jak
niby widać?!
Nie
wiem po co ja brnę dalej w ta rozmowę z nią, ale jeśli ma mnie oświecić, to
może teraz?
-
Normalnie. W tym jak się na siebie patrzycie, jak zachowujecie się gdy
jesteście razem.
-
Czyli jak? Jakieś konkrety poproszę.
- Jak
zakochana w sobie na zabój dwójka ludzi.
O ile
w zakochaną parę bym jeszcze była skłonna uwierzyć, to w to na zabój na pewno
nie. My się nawet dwóch miesięcy nie znamy. Dajcie nam czas się poznać, a nie
od razu swatacie.
- Idź
lepiej do okulisty, to skończysz gadać te brednie o tym co niby widzisz, a
czego nie.
-
Chyba ciebie z Bartkiem trzeba tam wysłać, a nie nas. Dwadzieścia ludzi raczej
nie ma na raz takich samych problemów z oczami.
- No
chyba jednak ma. Albo to ta wasza góralska krew. Przez cały weekend nie
słyszałam słowa o tym, że powinnam być z Bartkiem.
- Bo
pewnie wszyscy twierdzili, że jesteś z nim i dlatego.
-
Nie. Większość wiedziała, że przyszłam z kolegą, a nie z chłopakiem i żadnych
głupich tekstów nie sadzili tak jak wy.
Nie
wliczając w piątek kuzynów, którzy byli gotowi na poznanie daty ślubu, ale oni
byli źle poinformowani o naszych relacjach z Bartkiem, więc w sumie nie ma co
ich brać pod uwagę, a tak to przez cały weekend nic! Zero! Null! Błogi
odpoczynek dla uszu i nerwów, które powoli kończą swój żywot.
- Bo
ci uwierzę – parska wciąż przekonana o swojej racji.
- A
rób co chcesz. Jedno jest pewne, że choćbyście robili nie wiadomo co to my z
Bartkiem będziemy tylko i wyłącznie przyjaciółmi.
-
Jeszcze będę się na waszym weselu bawić.
-
Kotek chciałaś powiedzieć będziemy – stwierdza Kuba, który wchodzi do nas
pokoju. Oczywiście brak kultury i bez pukania, ale to już norma u facetów.
-
Najpierw to ja na waszym chcę się bawić.
Próbuję
zmienić tok rozmowy, bo dwoje na jedną to raczej nie jest pojedynek fair play.
-
Widzisz tu jakiś pierścionek - Aga
pokazuje mi obie dłonie pozbawione jakiejkolwiek biżuterii.
-
Nie… -
- No
więc dopóki nie będzie pierścionka to nie ma wesela.
- Ale
chłopaka i przyszłego męża obok to masz, a u mnie nawet kandydata nie ma.
-
Pewnie zaraz będzie dzwonił albo pisał.
I
jakby na zawołanie Kuby przychodzi SMS od Bartka czy nie mam jego krawatu.
Jasnowidz z tego Wolnego jakiś czy co?
- Co?
Kusy ? Wiedziałem.
Ja
bym się na twoim miejscu tak nie cieszyła Kubuniu. To, że na dworcu udało ci
się uniknąć ciosu od Bartka nie znaczy, że ja teraz nie posłużę się torebką,
którą mam pod ręką i nią cię zaraz nie potraktuje po przyjacielsku.
- Ale
to o niczym nie świadczy!
Karolka!
Milcz dziecko kochane, bo na każde twoje słowo oni mają dziesięć żeby jeszcze
bardziej cię pogrążać.
- Nieeeee,
wcale – panno Agnieszko! Od kiedy pani tak wzdycha? - Mi też dziewczyny mówiły,
że Kuba się chyba we mnie kocha i zaraz SMS'y dostawałam od niego.
- No
to u ciebie, u was tak było, a ze mną jest inaczej.
-
Zobaczymy za kilka dni.
Kilka
dni? Czy ja mam się czegoś spodziewać? Błagam! Niech ktoś powie, że oni niczego
nie kombinują. Błagam!!!
- Nic
nie zobaczymy. Będzie tak jak jest i wy tego nie zmienicie.
-
Sami to zmienicie.
Ten
uśmieszek Kuby wcale mnie nie uspokaja. Zaczynam się zastanawiać czy ja nie
jestem w jakieś ukrytej kamerze i zaraz ktoś wyskoczy zza drzwi z głośnym
krzykiem „mamy cię!” .
-
Yyyyh nie mam już do was siły – mówię wstając z podłogi by wziąć stertę ubrań
rozłożonych na łóżku.
-
Dobra kotek dajmy jej już spokój, zbyt dużo wrażeń na dziś. Tyle całusów z
ukochanym...
Niestety
poduszka, która leżała pod moją ręką zamiast trafić w jego pustą i głupią głowę
walnęła w drzwi.
-
Takimi niezdarami są tylko zakochańce.
Chyba
się wystraszył, że tym mogę nie chybić i
szybko uciekł z pokoju.
- A
my jeszcze kiedyś o tym pogadamy – oznajmia Agnieszka zamykając za sobą drzwi.
Mamo!
Zabierz mnie stąd
***
Było
mi odsypiać to wesele, a nie zostawiać to na wieczór. „Później się położę to dośpię
normalnie do rana” Taaak, plany Karolinka to ma zawsze piękne, szkoda, że ich
nie realizujesz tylko umawiasz się z przyszłym państwem Forfang na pogaduchy w
Zakopanem. Zjechała ta wariatka z narzeczonym i koniecznie chce się dziś
spotkać na mieście. No cóż, zamiast odsypiać będę musiała posiłkować się tą
ohydną kawą, żeby nie zasnąć w czasie rozmowy.
Docierając
na miejsce umówionego spotkania okazuje się, że nie będzie spotkanie tylko we
trójkę, ale dołączy do nas, nie kto inny jak Bartek. My to już naprawdę nie
potrafimy żyć bez siebie i wszędzie musimy na siebie wpadać.
Ale
zaraz, zaraz. Spotkanie tylko we czwórkę? Ja, Dominika, Johann i Bartek?! Co tu
się święci?! Zbyt kameralne to spotkanie.
- A
ty co, śledzisz mnie? – dopytuje Kłusek po przywitaniu się z przyjaciółmi.
Zamiast
się cieszyć, że mnie znów widzi to tu jakieś fochy?
- Ja?!
Chyba ty!
-
Chyba nie!
-
Przecież ja pierwsza tu byłam! – mówię stanowczo na zarzuty Kłuska.
-
Patrz kochane – wtrąca się Johann - jeszcze oficjalnie nie są razem, ale już
się kłócą jak stare dobre małżeństwo.
-
Zobaczymy jak wy się będziecie kłócić za kilak lat – odpowiada Bartek.
- My
się nie będziemy kłócić – zapewnia pewny siebie Norweg, ale ciężko mi sobie
wyobrazić całkowitą zgodność w ich związku z temperamentem Dominiki.
-
Taaa jasne. Dobrze wiesz, jaka ona jest nieznośna i zawsze chce postawić na
swoim.
Oj, ktoś
tu sobie chyba grabi.
- Kłusek!
-
Słucham Klementynko.
-
Laura! Mam na imię Laura!
-
Dobrze Stasienko.
-
Możecie już skończyć te kłótnie i wejść wreszcie do środka– odzywa się nieco
zniecierpliwiony Norweg- Nie po to tu
przyszliśmy.
-
Więc możecie nam wyjaśnić to pilne spotkanie w tak okrojonym składzie? –
zabiera głos Bartek gdy tylko kelnerka przynosi nam nasze zamówione kawy do
stolika.
- Mamy
do was taką maluteńką prośbę.
- Dominika,
do rzeczy proszę, bo bawicie się w podchody, a chyba nie o to wam chodzi.
Próbuję
ponaglić kuzynkę Zniszczoła by wreszcie wydusiła co jej samej i jej
narzeczonemu leży na sercu, ale średnio mi to wychodzi.
-
Chcielibyśmy was prosić byście zostali świadkami na naszym weselu.
Dobrze,
że jednak powstrzymałam się chwilę z piciem tej kawy, bo pewnie z tego
zaskoczenia oplułabym nią siedzącą naprzeciw mnie Dominikę. Nie spodziewałam się.
No bo ja? Świadkiem na ich ślubie? Ma tu tyle dziewczyn do wyboru a padło na
mnie? Z Kłuskiem to się nie dziwię, że tak postąpili. Nie raz Bartek opowiadał
mi o przyjaźni jego i Johanna, że są dla siebie niemal jak bracia, no ale ja? Kurcze,
nie spodziewałam się tego.
-
Zgadzacie się? – podpytuje niepewnie Dominika spoglądając raz na mnie, raz na
Bartka.
- Oczywiście,
że tak – odpowiadamy zgodnie z Kłuskiem, a na twarzach przyszłych nowożeńców widać
ulgę.
- To
na kiedy mamy szykować bal?
- Myśleliśmy
o dwudziestym trzecim maju.
-
Widzę Teodozja jak najszybciej chce cię pozbawić wolności.
I teraz
pytanie, czy ten jęk bólu po wypowiedzeniu tego z dania przez Bartka to było
moje dźgnięcie go w żebra, czy oznaka celnego strzału Dominiki w jego piszczel.
- A
ślub gdzie, tu czy w Norwegii? – podpytuje, a wizja wyjazdu do Trondheim wcale
źle by nie zabrzmiała.
-
Tutaj.
-
Szkoda – wzdycham paląc w głowie piękne plany o swych skandynawskich wojażach -
już myślałam, że mnie Bartek zabierze do
Norwegii.
- A
może to ty mnie zabierzesz, co?
-
Najpierw trzeba sobie na to zasłużyć.
Chyba
jednak powinnam ugryźć się w język, bo zaraz znowu zaczną powstawać równe
dziwne teorie, a my tu mamy ważniejsze sprawy do obgadania. Mam nadzieję, że to
wspólne świadkowanie nie ma na celu przedłużenie szansy na nasze „zejście” na
kolejne miesiące.
***
Po
skończonych obradach na temat międzynarodowego wesela wracam z Bartkiem do domu.
- Co
tam masz? – z zaciekawieniem pyta gdy idąc w stronę parkingu, na którym
zostawił samochód, zaczynam śmiać się do
telefonu.
- Sms
od Pawła. „Złamałaś mi nos! Zadowolona?! Jeszcze mi za to zapłacisz!” Co ty tak
nagle odskoczyłeś ode mnie?
- Żeby
nie ryzykować i nie dostać od ciebie. Wole cały do śmierci dożyć.
- Spokojnie,
do wesela się zagoi, a poza tym to tylko nos.
- Tylko?!
– podpytuje zaskoczony.
- No
tylko, chyba, ze wolisz rękę, albo nogę to okej. Będę pamiętać.
- Ech
wariatko, wariatko.
Panie
Kłusek! Proszę mi tu nie wzdychać! I nie kręcić tak tą głową. Nie pozwalam!
- Ale
wiesz co?
- Co
buloklepo? – próbuję wyciągnąć z niego co tym razem chodzi mu po głowie.
-
Jestem z ciebie dumny za ten cios – powtarza to już kolejny raz wciągu
ostatnich dni przyciągając mnie do siebie i w nagrodę dostaję całusa w sam
czubek głowy.
-
Ojej. Co za komplement. Dziękuję – odpowiadam z promiennym uśmiechem- Jakbym poćwiczyła jeszcze trochę, to by mnie
może ręka tak nie bolała.
-
Ćwicz, byle nie na mnie.
I
cały misterny plan poszedł w … szafie się schować.
-
Szkoda.
- Ech
wariatko, wariatko – wzdycha po raz wtóry otwierając, jak na dżentelmena przystało,
drzwi do swojego samochodu.
_____________________________________________________________
Wróciłam!
Z lekkim poślizgiem, ale jestem.
Mam nadzieję, że na dłużej, ale nadzieja matką głupich, więc może być różnie. Jednak liczę, że mimo, że Bartek zawiesił narty na kołku i pożegnał się ze skakaniem wena nie opuści, a przy ostatnim rozdziale (daleko do niego) znajdzie się osoba, która będzie go znała ze skoczni.
To coś powyżej było edytowane przez 3 miesiące, co oznacza nic innego jak katastrofę "literacką" - choć to nawet koło literatury nie leżało. Jeśli ktoś miał dość motywu weselnego, to już jest chyba ostatni moment, w którym o nim przeczytacie.
Z pozdrowieniem dla tych, którzy bawią się Zakopanem, biednych studentów zakopanych w notatkach i tych, którzy męczą się z chorobą od Nowego Roku a ona nie chce odpuścić.
Z lekkim poślizgiem, ale jestem.
Mam nadzieję, że na dłużej, ale nadzieja matką głupich, więc może być różnie. Jednak liczę, że mimo, że Bartek zawiesił narty na kołku i pożegnał się ze skakaniem wena nie opuści, a przy ostatnim rozdziale (daleko do niego) znajdzie się osoba, która będzie go znała ze skoczni.
To coś powyżej było edytowane przez 3 miesiące, co oznacza nic innego jak katastrofę "literacką" - choć to nawet koło literatury nie leżało. Jeśli ktoś miał dość motywu weselnego, to już jest chyba ostatni moment, w którym o nim przeczytacie.
Z pozdrowieniem dla tych, którzy bawią się Zakopanem, biednych studentów zakopanych w notatkach i tych, którzy męczą się z chorobą od Nowego Roku a ona nie chce odpuścić.