czwartek, 25 stycznia 2018

Rozdział 23



- Słonko, budzimy się. - Bartek delikatnie szturcha mnie po ramieniu.
- Misiu jeszcze pięć minut - odpowiadam przeciągle nie otwierając przy tym oczu.
- Wstawaj śpiochu.
Czy jemu naprawdę życie jest aż tak niemiłe i chce je zakończyć w tragiczny sposób?
- Nie wyciągniesz mnie z łóżka - mówię zrzucając kluskowatą dłoń ze swojego ramienia.
- Z łóżka może i nie, ale z pociągu to i owszem.
Chwila moment. Pociąg? Czyli ta sypialnia z cudownym widokiem na morze to tylko sen? I Kłusek wcale nie jest moim mężem i mi śniadania do łóżka nie przyniósł.
Po chwili otumanienia, już bardziej świadoma tego co się dzieje wokół mnie, podnoszę głowę z kolan Bartka.
- Już dojechaliśmy?!
- No już, już. Jak się spało? - pyta pogodnie.
- Dziękuję dobrze. Masz bardzo wygodne kolana. - A niech już stracę, raz w roku to i ja mogę jakiegoś komplementa Klusce powiedzieć.
- Serio? Kaśka zawsze twierdziła, że mam najgorsze kolana na świecie, i nigdy nie chciała na nich leżeć.
- Głupia baba i tyle - stwierdzam pewnie. - A ty spałeś coś?
- No trochę, ale niezadługo bo mi się jakaś głupota śniła i się obudziłem.
- ojjjj - wzdycham z pożałowaniem -  Moje biedactwo.
- Ale za to ty przespałaś prawie całą drogę - odpowiada z uśmiechem. I teraz mam problem. Czy ten uśmiech miał oznaczać, że dobrze że odespałam trochę tych naszych baletów i nadrobiłam nieco energii, czy to miała być radość z tego, że miał chwilę spokoju i mu głowy nie zawracałam przez jakiś czas. Naiwnie wciąż wierzę w dobre serducho Kłuska i strzelam jednak w pierwszą opcje.
- Jak mi było tak wygodnie, to po co miałam się budzić? - pytam trochę retorycznie, a Bartuś, jak to Bartuś, szczerzy radośnie te swoje ząbki. I jak ja się kiedyś zakocham w tym uśmiechu, to będzie to naprawdę tylko i wyłącznie jego wina.  - Chyba, że tobie było niewygodnie to trzeba było mnie zrzucić – dopowiadam wychodząc z pociągu i rozglądając się po dworcu w poszukiwaniu Agnieszki, która miała po nas przyjechać.
- Jakby mi miało być niewygodnie, to bym ci nie mówił, żebyś się tak położyła.
- Albo właśnie  byś mi pozwolił, i jakbym usnęła to byś mnie zrzucił.
- No wiesz! Za kogo ty mnie masz?! - mówi oburzony i już kombinuje jak go tu udobruchać, ale...
- Bartek!!!
Nagle, nie wiadomo skąd i jak,  zjawia się jakaś dziunia i rzuca się na Kłuska. Zaraz mu tą szyję urwie! Z psychiatryka uciekła, czy co?!
Kilka razy się zdążyło, że go jakieś fanki na ulicy przy mnie zaczepiały, no ale to już była przesada. Poza tym jak tak można?! Obściskiwać obcego faceta, w miejscu publicznym, kiedy stoi przy nim jego niedoszła przyszła żona.
- Kaśka!
Ta Kaśka?! Czyli miałam rację - chora psychicznie.
- A co ty tu wyprawiasz do cholery?! - pyta Bartek, kiedy wreszcie udaje mu się uwolnić z uścisku swojej ex.
- Jadę do Krakowa, taką tam sprawę załatwić, a ty co? Nie cieszysz się na mój widok?!
- Ja mam się cieszyć?! Co to miało być?! Rzucasz się na mnie na środku dworca...
- Nie krzycz na mnie! - oburza się dziewczyna, która nie wiem czy jest aż tak wrażliwa, czy ten płacz to na zawołanie ma.
- Ja nie krzyczę. Miałaś mnie już zostawić w spokoju, ale tobie znowu odwala.
- Nie rozumiesz, że chce o nas zawalczyć. Dać nam drugą szanse.
Czyżby ona była kobiecym sobowtórem Pawełka? Szkoda tylko, że w ciąży bo i jej mogłabym zrobić ziazi w nosek, ale tak trochę nie wypada.
- Nie rozumiesz, że nas od pół roku nie ma!
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Ja już o tobie zapomniałem, o tym co tam kiedyś było też. I błagam, oszczędź sobie i nam... - Bartek spoglądając na mnie, przyciąga do siebie i otula mocno ramionami - nerwów. My mamy już dość tych twoich wariactw.
- Jacy my?! Chyba nie powiesz mi, że jesteś z tym, czymś.
Okej, wiem że Miss Polonia to ja nigdy nie będę, no ale dziewczyno, nie ocenia się książki po okładce. Poza tym wcale gorzej od ciebie nie wyglądam, żebyś mówiła do mnie tak jakbym była jakąś rzeczą.
- Karolina, miło mi. Wie pani, to coś, nie jest taką pustą idiotką co z kilkoma facetami na raz się spotyka, a potem chce wrabiać jednego z nich w ojcostwo.
- Wypraszam to sobie. Nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa żeby tak mówić!
- Wiem wystarczająco dużo, a teraz jeśli pani będzie tak łaskawa i nam wybaczy, z wielkim smutkiem na sercu opuścimy panią, ponieważ mamy dużo ciekawsze zajęcia niż rozmowa z osobą tak skąpo obdarzoną inteligencją. Choć skarbie - lewą dłoń podaję Bartkowi, a w prawą biorę swoją torbę i wychodzimy z dworca, nie zwracając już uwagi na Kaśkę.
- No no, ale z ciebie dyplomatka - mówi z podziwem w głosie Bartek, gdy już znajdujemy się w bezpiecznej odległości od tej wariatki.
- Troszkę ją przytkało chyba.
- Troszkę?! Ją z nóg ścięło! To ona zawsze miała ten najważniejszy i decydujący głos, a tu jej ktoś nieźle utarł nosa.
Nonono. Panie Kłusek. Czy pan mnie ostatnio zbyt bardzo nie podziwia? Tylko niech się pan nie zagalopowuje i się we mnie nie rozkochuje, bo nie biorę odpowiedzialności za złamane serducho.
- Widzisz jaka ja cudowna jestem? Ale tak swoją drogą, to ja się zastanawiam, jak ty z nią tyle wytrzymywałeś.
- Też się czasem nad tym zastanawiam. Ale z tobą miałbym jeszcze gorzej.
To tak się odwdzięczasz przyjacielu? Ja tu udaję twoją dziewczynę, z opresji ratuje, a ty tak okazujesz swoją wdzięczność?! To był mój ostatni raz kiedy ci pomogłam. W czymkolwiek!
Nawet nie będę tego na głos komentować. Udaję obrażoną i odwracam głowę w drugą stronę, tak żeby na niego nie patrzyć. Niech sobie nie myśli tylko że mi tak łatwo przejdzie.
- Żartuje tylko, a ty już focha strzelasz. Ej no, Karolka, słonko, przepraszam. - Przyciąga mnie do siebie i daje całusa w policzek. - Przeszło?
- Nie.
- A teraz? - Dostaję drugiego całusa w drugiego policzka. Chyba już nieco wychowałam sobie tego buloklepe, co prawda jeszcze musi poćwiczyć błaganie na kolanach, ale to może inny razem.
- No powiedzmy, że tak.
- Powiedzmy?!!!
Niestety, dalsze przekomarzanie się z Kłuskiem nie było mi dane, bo na horyzoncie pojawili Agnieszka z Kubą.
- Oj jak słodko.
A dzień dobry, to nie łaska już powiedzieć?! Tylko od razu trzeba głupio komentować?
- Można było ich wcześniej razem na weekend wysłać to by już dawno przestali się bawić w podchody.
No tak. Nie było nas przez weekend to Kuba musi nadrabiać w snuciu wizji naszej drogi do ołtarza.
- Szkoda, że Titusa z nami nie ma.
- On to by się jeszcze bardziej ucieszył z tego widoczku.
Tylko spokojnie Karolka, po prostu wróciłaś do rzeczywistości.
- Już by im gorzko śpiewał.
- A wam jak zwykle jedno w głowie - wzdycha Bartek biorąc do ręki torbę, którą wcześniej postawił na ziemi.
- Moglibyście wreszcie przyznać, że jesteście razem a nie udawać.
- Jakbyśmy byli razem...
- Stoimy tu od 15 minut i się wam przyglądamy jak idziecie sobie za rączkę, jak cały czas się obejmujecie...
Dopiero teraz orientuje się, że rzeczywiście nadal trzymamy się nawzajem w pasie. Ale Aguś, to przecież jeszcze niczego nie dowodzi.
- Jak się całujecie...
- Nie całowaliśmy się!!! - oburzamy się oboje z Bartkiem, ale zdecydowanie zbyt głośno to robimy, bo kilkoro przechodniów tak się dziwnie na nas popatrzyło.
- A co to było w te policzki?!
- W ogóle dlaczego my mamy się wam spowiadać?? Co?? Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy razem.
I Bartkowi nerwy już zaczynają puszczać, bo mu warga zaczyna drżeć. Zły znak.
- Nigdy nie mów nigdy. Jeszcze nie wiesz co cię czeka Kusy.
- Za to ty Szybki wiesz doskonale.
- Doskonale może i nie, ale ...
Opatrzność boska czuwa nad Kubą.
Dobrze, że stałam między Wolnym  a Kłuskiem i ten drugi nie miał jak zamachu zrobić, i jednak zrezygnował z uderzenia. Wystarczy tych połamanych nosów na ten miesiąc.
Tylko dlaczego Bartek aż tak nerwowo na to zareagował. Zawsze od razu obraca takie gadanie w żart, a tym razem prawie pobił Kubę?! Może poprostu ma już tego dość i nie umie sobie z tym poradzić. A może chciałby, by te przepowiednię się sprawdziły?! Nie. Na pewno nie. Przecież by mi powiedział... chyba.


***

Siedzę u siebie w pokoju, układam w szafkach, bo już wszytko z nich samo wypada. Echh zamiast odsypiać wesele to ja za porządki się wzięłam. No dobra odbiło mi, ale to już dawno.
- Nie przeszkadzam? - słyszę pukanie do drzwi i po chwili do pomieszczenia  wchodzi Agnieszka.
- Chodź, chodź - zapraszam współlokatorkę do środka.
- Myślałam, że będziesz odsypiać, a ty za porządki się wzięłaś. Chyba cię Bartek zbytnio nie wymęczył, albo wesele nieudane.
Nie wiem co ona mi tu zamierza insynuować, ale mam nadzieję , że nie przyszła tu rozmawiać o Kłusku.
- Wesele bardzo udane, nie wiem kto kogo bardziej wymęczył, a spać to całą drogę przespałam.
- Nonono. W pociągu się spało bo noce się zarywało.
Aguś? Na weselach nie byłaś? Nie wiesz ze z nich się o świcie wraca, wiec noc chcąc, czy nie chcąc zarwana?
- Wesele do szóstej, z poprawin po północy wróciliśmy,  a o dziesiątej pociąg to nie było jak się wyspać, bo o ósmej pobudka.
Dlaczego ja jej się w ogóle tłumacze? Zbrodnie jakąś popełniłam? Bo nawet nie nagrzeszyłam, żeby iść do spowiedzi.
- To wy tam pewnie nawet nie próbowaliście usnąć w nocy- mówi z takim dwuznacznym uśmiechem na twarzy.
- Czemu niby?
- Ty już dobrze wiesz czemu!
- Czy ty mi chcesz znów wmówić jakąś noc poślubną?
- No wiesz, trochę to jednak podejrzane było, że zostałaś po weselu Zniszczołów u Bartka. – Widzieliście ją? Będzie mi teraz wytykać gdzie i kiedy spałam. -Tym bardziej, że na zabawie też gdzieś znikliście na trochę, więc można było pomyśleć…
- Ależ kochana Agniesiu, nikt ci nie kazał wtedy myśleć. Szczególnie o mnie i o Bartku i bo cię coś fantazja za bardzo ponosi.
- Ale miałam do tego pełne prawo – stwierdza stanowczo. – Ale dobra, koniec tych żartów i mów serio jak jest. – czyli jednak rozmowa o Bartku nam się zaczyna na całego - Jesteście razem czy nie?
- Nie.
- A to trzymanie za rączkę na dworcu?
Widzieliście ją? Jakie to wścibskie babsko, normalnie jak te plotkary na wsi, wszystko i o wszystkich musza wiedzieć.
- Udawaliśmy przed Kaśką, że jesteśmy razem.
Oczywiście jedno zdanie tutaj nie wystarcza i trzeba opowiedzieć całą historię jaka miała miejsce przed południem.
- To czemu szliście za rączkę potem cały czas? Kaski już przecież w pobliżu nie było.
- Szczerze to nie wiem, jakoś tak.
Bo taka jest prawda. Wydawało mi się to tak naturalne, że nie zwracałam uwagi na to jak i że w ogóle trzymam Bartka. Chyba już przyzwyczaiłam się, do tego że czasem tak chodzimy i nie myślę już o tym tylko po prostu idę przed siebie razem z nim.
- Jakby nic miedzy wami nie było to byście się zaraz puścili.
- Na podstawie trzymania się za rękę stwierdzasz, że się w sobie kochamy?
- Na podstawie trzymania się za rękę, waszych dość częstych spotkań, na podstawie tego jak patrzycie na siebie no i tych buziaków, których byliśmy z Kubą świadkami.
- Boże! Błagam ogarnijcie się wreszcie. My z Bartkiem jesteśmy super kumplami, i czasami mamy różne odchyły, ale zapewniam Cię, że żadne z nas nie kocha się w drugim.
- Kobieto kogo ty oszukujesz? Przecież to widać!
Oszukuje? Chyba wiem co do kogo czuje. To ja, a nie oni, wiem co jest między mną, a Bartkiem. Coś bym już czuła. Zawsze miałam jakieś symptomy, że się w kimś zakochuje. Przecież to nie jest możliwe żebym była aż tak ślepa! Choć może jednak? Nie! To nie jest możliwe!
- Co niby?
- Że ty kochasz jego, a on ciebie!
- Jak niby widać?!
Nie wiem po co ja brnę dalej w ta rozmowę z nią, ale jeśli ma mnie oświecić, to może teraz?
- Normalnie. W tym jak się na siebie patrzycie, jak zachowujecie się gdy jesteście razem.
- Czyli jak? Jakieś konkrety poproszę.
- Jak zakochana w sobie na zabój dwójka ludzi.
O ile w zakochaną parę bym jeszcze była skłonna uwierzyć, to w to na zabój na pewno nie. My się nawet dwóch miesięcy nie znamy. Dajcie nam czas się poznać, a nie od razu swatacie.
- Idź lepiej do okulisty, to skończysz gadać te brednie o tym co niby widzisz, a czego nie.
- Chyba ciebie z Bartkiem trzeba tam wysłać, a nie nas. Dwadzieścia ludzi raczej nie ma na raz takich samych problemów z oczami.
- No chyba jednak ma. Albo to ta wasza góralska krew. Przez cały weekend nie słyszałam słowa o tym, że powinnam być z Bartkiem.
- Bo pewnie wszyscy twierdzili, że jesteś z nim i dlatego.
- Nie. Większość wiedziała, że przyszłam z kolegą, a nie z chłopakiem i żadnych głupich tekstów nie sadzili tak jak wy.
Nie wliczając w piątek kuzynów, którzy byli gotowi na poznanie daty ślubu, ale oni byli źle poinformowani o naszych relacjach z Bartkiem, więc w sumie nie ma co ich brać pod uwagę, a tak to przez cały weekend nic! Zero! Null! Błogi odpoczynek dla uszu i nerwów, które powoli kończą swój żywot.
- Bo ci uwierzę – parska wciąż przekonana o swojej racji.
- A rób co chcesz. Jedno jest pewne, że choćbyście robili nie wiadomo co to my z Bartkiem będziemy tylko i wyłącznie przyjaciółmi.
- Jeszcze będę się na waszym weselu bawić.
- Kotek chciałaś powiedzieć będziemy – stwierdza Kuba, który wchodzi do nas pokoju. Oczywiście brak kultury i bez pukania, ale to już norma u facetów.
- Najpierw to ja na waszym chcę się bawić.
Próbuję zmienić tok rozmowy, bo dwoje na jedną to raczej nie jest pojedynek fair play.
- Widzisz tu jakiś pierścionek -  Aga pokazuje mi obie dłonie pozbawione jakiejkolwiek biżuterii.
- Nie… -
- No więc dopóki nie będzie pierścionka to nie ma wesela.
- Ale chłopaka i przyszłego męża obok to masz, a u mnie nawet kandydata nie ma.
- Pewnie zaraz będzie dzwonił albo pisał.
I jakby na zawołanie Kuby przychodzi SMS od Bartka czy nie mam jego krawatu. Jasnowidz z tego Wolnego jakiś czy co?
- Co? Kusy ? Wiedziałem.
Ja bym się na twoim miejscu tak nie cieszyła Kubuniu. To, że na dworcu udało ci się uniknąć ciosu od Bartka nie znaczy, że ja teraz nie posłużę się torebką, którą mam pod ręką i nią cię zaraz nie potraktuje po przyjacielsku.
- Ale to o niczym nie świadczy!
Karolka! Milcz dziecko kochane, bo na każde twoje słowo oni mają dziesięć żeby jeszcze bardziej cię pogrążać.
- Nieeeee, wcale – panno Agnieszko! Od kiedy pani tak wzdycha? - Mi też dziewczyny mówiły, że Kuba się chyba we mnie kocha i zaraz SMS'y dostawałam od niego.
- No to u ciebie, u was tak było, a ze mną jest inaczej.
- Zobaczymy za kilka dni.
Kilka dni? Czy ja mam się czegoś spodziewać? Błagam! Niech ktoś powie, że oni niczego nie kombinują. Błagam!!!
- Nic nie zobaczymy. Będzie tak jak jest i wy tego nie zmienicie.
- Sami to zmienicie.
Ten uśmieszek Kuby wcale mnie nie uspokaja. Zaczynam się zastanawiać czy ja nie jestem w jakieś ukrytej kamerze i zaraz ktoś wyskoczy zza drzwi z głośnym krzykiem „mamy cię!” .
- Yyyyh nie mam już do was siły – mówię wstając z podłogi by wziąć stertę ubrań rozłożonych na łóżku.
- Dobra kotek dajmy jej już spokój, zbyt dużo wrażeń na dziś. Tyle całusów z ukochanym...
Niestety poduszka, która leżała pod moją ręką zamiast trafić w jego pustą i głupią głowę walnęła w drzwi.
- Takimi niezdarami są tylko zakochańce.
Chyba się wystraszył, że tym mogę nie chybić  i szybko uciekł z pokoju.
- A my jeszcze kiedyś o tym pogadamy – oznajmia Agnieszka zamykając za sobą drzwi.
Mamo! Zabierz mnie stąd


***

Było mi odsypiać to wesele, a nie zostawiać to na wieczór. „Później się położę to dośpię normalnie do rana” Taaak, plany Karolinka to ma zawsze piękne, szkoda, że ich nie realizujesz tylko umawiasz się z przyszłym państwem Forfang na pogaduchy w Zakopanem. Zjechała ta wariatka z narzeczonym i koniecznie chce się dziś spotkać na mieście. No cóż, zamiast odsypiać będę musiała posiłkować się tą ohydną kawą, żeby nie zasnąć w czasie rozmowy.
Docierając na miejsce umówionego spotkania okazuje się, że nie będzie spotkanie tylko we trójkę, ale dołączy do nas, nie kto inny jak Bartek. My to już naprawdę nie potrafimy żyć bez siebie i wszędzie musimy na siebie wpadać.
Ale zaraz, zaraz. Spotkanie tylko we czwórkę? Ja, Dominika, Johann i Bartek?! Co tu się święci?! Zbyt kameralne to spotkanie.
- A ty co, śledzisz mnie? – dopytuje Kłusek po przywitaniu się z przyjaciółmi.
Zamiast się cieszyć, że mnie znów widzi to tu jakieś fochy?
- Ja?! Chyba ty!
- Chyba nie!
- Przecież ja pierwsza tu byłam! – mówię stanowczo na zarzuty Kłuska.
- Patrz kochane – wtrąca się Johann - jeszcze oficjalnie nie są razem, ale już się kłócą jak stare dobre małżeństwo.
- Zobaczymy jak wy się będziecie kłócić za kilak lat – odpowiada Bartek.
- My się nie będziemy kłócić – zapewnia pewny siebie Norweg, ale ciężko mi sobie wyobrazić całkowitą zgodność w ich związku z temperamentem Dominiki.
- Taaa jasne. Dobrze wiesz, jaka ona jest nieznośna i zawsze chce postawić na swoim.
Oj, ktoś tu sobie chyba grabi.
- Kłusek!
- Słucham Klementynko.
- Laura! Mam na imię Laura!
- Dobrze Stasienko.
- Możecie już skończyć te kłótnie i wejść wreszcie do środka– odzywa się nieco zniecierpliwiony Norweg-  Nie po to tu przyszliśmy.
- Więc możecie nam wyjaśnić to pilne spotkanie w tak okrojonym składzie? – zabiera głos Bartek gdy tylko kelnerka przynosi nam nasze zamówione kawy do stolika.
- Mamy do was taką maluteńką prośbę.
- Dominika, do rzeczy proszę, bo bawicie się w podchody, a chyba nie o to wam chodzi.
Próbuję ponaglić kuzynkę Zniszczoła by wreszcie wydusiła co jej samej i jej narzeczonemu leży na sercu, ale średnio mi to wychodzi.
- Chcielibyśmy was prosić byście zostali świadkami na naszym weselu.
Dobrze, że jednak powstrzymałam się chwilę z piciem tej kawy, bo pewnie z tego zaskoczenia oplułabym nią siedzącą naprzeciw mnie Dominikę. Nie spodziewałam się. No bo ja? Świadkiem na ich ślubie? Ma tu tyle dziewczyn do wyboru a padło na mnie? Z Kłuskiem to się nie dziwię, że tak postąpili. Nie raz Bartek opowiadał mi o przyjaźni jego i Johanna, że są dla siebie niemal jak bracia, no ale ja? Kurcze, nie spodziewałam się tego.
- Zgadzacie się? – podpytuje niepewnie Dominika spoglądając raz na mnie, raz na Bartka.
- Oczywiście, że tak – odpowiadamy zgodnie z Kłuskiem, a na twarzach przyszłych nowożeńców widać ulgę.
- To na kiedy mamy szykować bal?
- Myśleliśmy o dwudziestym trzecim maju.
- Widzę Teodozja jak najszybciej chce cię pozbawić wolności.
I teraz pytanie, czy ten jęk bólu po wypowiedzeniu tego z dania przez Bartka to było moje dźgnięcie go w żebra, czy oznaka celnego strzału Dominiki w jego piszczel.
- A ślub gdzie, tu czy w Norwegii? – podpytuje, a wizja wyjazdu do Trondheim wcale źle by nie zabrzmiała.
- Tutaj.
- Szkoda – wzdycham paląc w głowie piękne plany o swych skandynawskich wojażach -  już myślałam, że mnie Bartek zabierze do Norwegii.
- A może to ty mnie zabierzesz, co?
- Najpierw trzeba sobie na to zasłużyć.
Chyba jednak powinnam ugryźć się w język, bo zaraz znowu zaczną powstawać równe dziwne teorie, a my tu mamy ważniejsze sprawy do obgadania. Mam nadzieję, że to wspólne świadkowanie nie ma na celu przedłużenie szansy na nasze „zejście” na kolejne miesiące.

***

Po skończonych obradach na temat międzynarodowego wesela wracam  z Bartkiem do domu.
- Co tam masz? – z zaciekawieniem pyta gdy idąc w stronę parkingu, na którym zostawił samochód,  zaczynam śmiać się do telefonu.
- Sms od Pawła. „Złamałaś mi nos! Zadowolona?! Jeszcze mi za to zapłacisz!” Co ty tak nagle odskoczyłeś ode mnie?
- Żeby nie ryzykować i nie dostać od ciebie. Wole cały do śmierci dożyć.
- Spokojnie, do wesela się zagoi, a poza tym to tylko nos.
- Tylko?! – podpytuje zaskoczony.
- No tylko, chyba, ze wolisz rękę, albo nogę to okej. Będę pamiętać.
- Ech wariatko, wariatko.
Panie Kłusek! Proszę mi tu nie wzdychać! I nie kręcić tak tą głową. Nie pozwalam!
- Ale wiesz co?
- Co buloklepo? – próbuję wyciągnąć z niego co tym razem chodzi mu po głowie.
- Jestem z ciebie dumny za ten cios – powtarza to już kolejny raz wciągu ostatnich dni przyciągając mnie do siebie i w nagrodę dostaję całusa w sam czubek głowy.
- Ojej. Co za komplement. Dziękuję – odpowiadam z promiennym uśmiechem-  Jakbym poćwiczyła jeszcze trochę, to by mnie może ręka tak nie bolała.
- Ćwicz, byle nie na mnie.
I cały misterny plan poszedł w … szafie się schować.
- Szkoda.
- Ech wariatko, wariatko – wzdycha po raz wtóry otwierając, jak na dżentelmena przystało, drzwi do swojego samochodu.


_____________________________________________________________
Wróciłam! 

Z lekkim poślizgiem, ale jestem.
Mam nadzieję, że na dłużej, ale nadzieja matką głupich, więc może być różnie. Jednak liczę, że mimo, że Bartek zawiesił narty na kołku i pożegnał się ze skakaniem wena nie opuści, a przy ostatnim rozdziale (daleko do niego) znajdzie się osoba, która będzie go znała ze skoczni.
To coś powyżej było edytowane przez 3 miesiące, co oznacza nic innego jak katastrofę "literacką" - choć to nawet koło literatury nie leżało. Jeśli ktoś miał dość motywu weselnego, to już jest chyba ostatni moment, w którym o nim przeczytacie.

Z pozdrowieniem dla tych, którzy bawią się Zakopanem, biednych studentów zakopanych w notatkach i tych, którzy męczą się z chorobą od Nowego Roku a ona nie chce odpuścić.