czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 2

- Przepraszam. Poproszę bilet do kontroli. – Czuję, że ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię. Otwieram oczy i widzę mega przystojnego młodego faceta o ślicznym uśmiechu.
- Tak, yyy… już chwileczkę, yyy… Przepraszam zaraz znajdę. – Zaspana grzebię w torebce.
- Spokojne, proszę się nie spieszyć. Poczekam. – mówi łagodnie i z uśmiechem.
- O! Jest. Proszę. – podaję mu i także się uśmiecham. Patrzę na plakietkę „Paweł Nyk – kontroler” Nie no błagam, czy to imię będzie mnie prześladować do końca mych dni ??
- Dziękuję. Życzę udanej podróży. – Znowu się uśmiecha.
- Dziękuję – odpowiadam grzecznie, ale już bez suszenia ząbków.
Niestety mam uprzedzenie do Pawłów. Ten facet z Zakopanego też jest Paweł. Yyyyh!!!! Cały czas pod górkę. 

***

Znów usnęłam. Nie wiem nawet kiedy. Otwieram oczy. Wyglądam przez okno i widzę najcudowniejszy widok pod słońcem – polskie góry. Ach, dojeżdżam do Zakopanego. Marzenia się spełniają. Od tego marzenia zaczynam nowe życie. Z dala od rodziny, znajomych, fałszywych przyjaciół. Jestem całkiem sama w obcym mieście, ale od czegoś trzeba zacząć. A poza tym nie mogę być taka tępa skoro dostałam się na ten staż.

***

Wysiadam na dworcu. Wchodzę do głównej hali i widzę faceta po czterdziestce z tabliczką „UJK Kielce” – ach to zapewne pan Paweł.
 -Dzień dobry. Jestem Karolina z Kielc. Ja z tego stażu.
- Dzień dobry. Jestem Paweł. Zabiorę panią teraz do naszego biura by podpisała pani kilka dokumentów, a potem zawiozę panią do Buczkowic.
- Do Buczkowic ??!! – pytam mocno zdziwiona.
- Tak. Będzie tam pani mieszkać u pani Zofii. Jest to bardzo miła i sympatyczna emerytka, która mieszka z wnuczką.
- Aha. Myślałam, że będę mieszkać w Zakopanem.
- Tak miało być, ale w ostatniej chwili ta osoba zrezygnowała z przyjęcia stażysty. Mam nadzieję, że to nie żaden problem. To tylko jakieś 15, góra 20 minut autobusem do Zakopanego
- Nie, nie. To żaden problem.
- To dobrze. Zapraszam do samochodu. Niech pani odda mi te torby. Pewnie nieźle je pani wypchała. – śmieje się
- Może troszeczkę – również się śmieję.
Idąc za panem Pawłem pisze smsa do mamy:
„Cała i zdrowa melduję swe przybycie do Zakopca. Całuski :*
P.S. Znalazłam głupiego do noszenia toreb”

***

- I to już wszystko. W poniedziałek podpisze pani jeszcze tylko umowę z  hotelem i przejdzie szkolenie BHP, a od wtorku zacznie pani już normalnie pracować.
- W poniedziałek na dziesiątą i mam się zgłosić do pani Magdaleny Skowron, tak ?
- Tak, tak – odpowiada i uśmiecha się przyjacielsko. – Życzę powodzenia. W razie problemów proszę dzwonić. A teraz niech pani odpocznie po podróży i nacieszy się tą słoneczną pogodą, bo od środy zapowiadają deszcz.
- Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że prognozy się nie sprawdzą i parasolka mi tu w ogóle nie będzie potrzebna. Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia. – odpowiada z uśmiechem.

Wychodzę, a przed drzwiami czeka na mnie mój szofer.
- Możemy jechać? – pyta z uśmiechem. Czy wszystkie Pawły muszą się tak bosko
   uśmiechać ??
- Tak, możemy. – uśmiecham się i wychodzę z budynku.

***
- Jesteśmy na miejscu  – mówi  mój szofer. Wole tak myśleć niż wypowiadać to przeklęte imię. Zatrzymaliśmy się pod piękną niewielką góralską chatką. Przed domem duży ogród z mnóstwem kwiatów. Mamie by się tu spodobało. Wysiadam i głęboko oddycham górskim powietrzem. Ach, co to za zapach.
- Zapraszam. – Otwiera przede mną furtkę, a przed dom wychodzi niska kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobry wieczór pani Zosiu.
- Dobry wieczór Pawełku. Dobry wieczór yyy… - wyciąga do mnie rękę.
- Karolina. Dobry wieczór pani – odpowiadam z uśmiechem. Ten uśmiech to tu chyba w genach przechodzi z dziadka na ojca, z ojca na syna. Jeszcze nie widziałam tu człowieka, który w czasie rozmowy by się nie uśmiechnął.
- Wchodźcie do środa. Akurat skończyłam przygotowywać kolację.
- Ja niestety muszę uciekać. Tylko podpisze mi pani odbiór tej młodej i  uciekam do żony.
- Nie ma mowy. Bez herbaty cię nie wypuszczę. – Haha, skąd ja to znam.

***

Pan Paweł szybko wypił herbatę, zrobił te papierki z panią Zosią, przyniósł moje torby i zmył się do domu. W czasie kolacji (mmm palce lizać) ona opowiedziała mi trochę o sobie, o mężu który zginął w wypadku, o czwórce dzieci i wnukach. Ja także opowiedziałam  o sobie, rodzicach, bracie i takie tam pierdoły. Naprawdę fajnie się z nią rozmawia. Jest serdeczna, ciepła. Prawdziwa kochająca babcia.
- No kochanie miło się gawędzi, ale czas na spanie. Jesteś zmęczona po podróży, więc zaraz uśniesz.
- O tak, jednak dało mi dzisiaj w kość. Dziękuje za pyszną kolację i życzę dobranoc.
- Dobranoc, moje dziecko.
Uśmiecham się i wychodzę z kuchni. Ach, miło jest mieć taką babcię obok siebie, choćby nawet i nie własną.

***


Szybki prysznic, mycie zębów i do łóżeczka. Zanim jednak się położyłam, wyjrzałam przez okno. Matko, jak tu cudnie. Te góry, te lasy i chyba nawet widzę Giewont. Zakochałam się!!! Te widoki na zdjęciach to nic w porównaniu z tym co widzi się na własne oczy. Jutro obowiązkowo spacerek po Buczkowicach. Hmm, coś mi mówi ta nazwa, ale nie wiem co. A tam, nie ważne. Od jutra zaczynam nowe życie. Niby w piątki złe początki, ale co tam. Zrywam tą zamazaną kartkę i zapisuję nową czystą, śnieżnobiałą stronę. Teraz tylko i wyłącznie w różowych kolorach. Patrzę na zegarek  - północ. A więc witaj, nowe życie.

2 komentarze:

  1. "P.S. Znalazłam głupiego do noszenia toreb" - genialne! :D

    Trochę mieszasz czasy (ostatnia cząstka pisana w przeszłym, a dotychczasowe w teraźniejszym), a to poważny błąd, ale o szczegółach wyżej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem, mylę czasy. Wybaczcie, ale początki pisania były trudne.

      Usuń