poniedziałek, 26 marca 2018

Rozdział 26


Powroty po urlopach są ciężkie. Trzeba wrócić do normalności, do rannego wstawania, skończyć z lenistwem. Ja wszystko rozumiem. Sama przecież nie jeden raz wracałam z wakacji do szkoły, na studia, czy nawet do pracy i człowiek zbytnio szczęśliwy wtedy nie jest, no ale są chyba jakieś granice! Ale najwidoczniej nie dla szanownego pana Pawełka.
Wystarczy tylko przekroczyć próg hotelu, a już wiadomo, że wielmożny panicz wrócił. Chyba z kilometra słychać jak się co chwila awanturuje.
Spojrzysz się nie tak, to już cały hotel go słyszy, jak się na tobie wyżywa. Marta, nasza nowa kelnerka, poryczała się przez niego, a ten nawet tego nie zauważył, tylko dalej się wydziera na wszystkich wkoło. Ja nie wiem, jak jego żona z nim wytrzymuje, ale ja po pięciu minutach mam go dość.
Nie ma co, fajnie się zaczyna tydzień, od samego rana w poniedziałek. Jeszcze jak na złość siedzę cały dzień na recepcji i tylko modlę się, żeby ten furiat jak najrzadziej tędy przechodził.
- Co się tak patrzysz?!
A więc przyszła i na mnie kolej.
- Po to mam oczy, żeby patrzeć.
- Nie pogrywaj tak ze mną - odpowiada Paweł opierając się nad ladą recepcji.
- Bo co mi zrobisz?
- Dużo!
- Paweł zostaw ją w spokoju!
Już miałam coś temu kelnerzynie powiedzieć, ale wrócił Marcin i ... się zaczęło na całego.
- Bo co?!!
Paweł odsuwa się ode mnie i podchodzi do Marcina stojącego po drugiej stronie holu.
- Bo to! Ona nie jest tu do tego, żebyś miał na kim wyładowywać swoje złości! Masz zły dzień to wyżyj się, nie wiem, na drzewie na parkingu, czy coś, a nie na nas, a szczególnie na dziewczynach!
W kościach czuję, że jeszcze chwila, a tu się krew poleje. A doświadczenie w łamaniu nosa to ja przecież mam. I to na jego imienniku przećwiczone.
- Paweł! Przeginasz dzisiaj! Marta się zwolniła do domu, bo nie mogła już wytrzymać! Ledwo ją uspokoiliśmy po tym jak się wydarłeś na nią, że niby nie tak trzymała talerze.
- Bo jak robiła to źle, to trzeba dziecko nauczyć jak się to robi, a nie robić aferę o to i beczeć.
- Właśnie! Pokazać, a nie wydzierać się tak, że dziewczyna nie chce jutro do roboty przyjść!
- Jak się małolata nie nadaje do roboty to bardzo dobrze, że nie chce przyjść. Co ona sobie myśli?! Że jest kolejną lalunią co przyjechała na wakacje sobie?! Nie mój drogi. Wystarczy nam jeden darmozjad...
- Ej?! Co tu się dzieję?!
Magda zjawia się w holu w ostatniej chwili. Jeszcze sekunda a doszłoby do bójki. Dobrze, że miała ze sobą Piotrka, drugiego kelnera, i udało mu się rozdzielić rzucającego się na Pawła Marcina.
A ja? Do tej pory nie zwracałam większej uwagi na słowa Pawła. Starałam się to puszczać mimo uszu, ale dziś... Mam wrażenie jakbym była w jakimś letargu. Dopiero krzyki Magdy pozwalają wrócić mi na ziemię. Nikt mi chyba nigdy tak nie ubliżył jak on. Ale za co? Co ja mu takiego zrobiłam, że mnie tak nienawidzi wręcz.
Menadżerka hotelu popatrzyła na nas wszystkich i po chwili postanowiła, że wszelkich wyjaśnień chce słuchać u siebie w biurze.
- Nie płacz - prosi Marcin podając mi chusteczkę.
Dopiero teraz, gdy na ustach poczułam słony smak, zorientowałam się, że z moich oczu płyną łzy. A obiecałam sobie, że już nigdy nie będę płakać przez faceta.
- Dlaczego ja zawsze muszę wpakować się w jakieś kłopoty?! - wzdycham zaciskając mocno zęby by nie rozpaść się na drobne strzępki.
- Wszystko się ułoży. Zobaczysz - stwierdza Marcin próbując mnie pocieszyć, jednak te słowa za wiele nie dają.
A gdy mnie przytula w moje głowie jest tylko jedna myśl - ja chcę do mojego Bartka. Tylko on potrafi mnie tak przytulić, bym uwierzyła, że jutro naprawdę może być lepsze.
- Chodźmy już - postanawiam odsuwając się od Marcina i wycierając ostatnią już chyba łzę z policzka. - Tylko nam tego brakuje, by Magda samo go tam rozszarpała.


***

No tak. Raz uda ci się wyjść przed czasem, drugi raz musisz zostać po godzinach. I to jeszcze marnując czas na gadkę z Magdą, Pawłem i Marcinem, na temat wielmożnego pana kelnera.
Zegar na ścianie za chwilę wybije godzinę dziewiętnasta, pora na wieczorynkę , a ja przez tego furiata jeszcze jestem w hotelu. A do domu wcale nie jest tak blisko.
- No dobra. Koniec na dziś – zarządza w końcu Magda - Chyba wyjaśnialiśmy sobie wszytko, a z tobą Paweł jeszcze jutro w cztery oczy chcę pomówić.
Żegnamy się z menadżerką i wychodzimy z gabinetu w którym zostawiliśmy ją samą, z którego niczym torpeda wybiegł wielce urażony Paweł, nawet na nas nie spoglądając, nie wspominając o powiedzeniu głupiego do widzenia na odchodne. A może to i dobrze. Im ten człowiek mniej się odzywa, tym lepiej dla wszystkich wkoło.
- Jeszcze chwila i bym tam wstał, zebrał te segregatory z biurka i zdzielił go nimi.
- Spokojnie Marcin, spokojnie. W ten sposób tego nie rozwiążemy. Trzeba coś innego wykombinować. Swoją drogą, ciekawe dlaczego nie mogą go zwolnić. Przecież pod dyscyplinarkę można byłoby wpisać te jego zachowania.
- Podobno ma jakieś układy z szefostwem, a oni zawsze stoją za nim murem.
Nie podoba mi się to. Dziwne zachowanie pracownika, a pracodawca nic z tym nie robi? Coś podejrzanie mi to wygląda, ale może ja jeszcze jednak za młoda, za mało doświadczenia w pracy. Zresztą, za trochę ponad miesiąc mnie już tu nie będzie. Nie ma sensu się tym przejmować zanadto.
- Nie widziałeś mojego telefonu – pytam Marcina, kiedy kolejny raz utwierdzam się, że kieszenie marynarki są puste, a w torebce też go nie mam. Chyba, że jednak oślepłam z tych nerwów.
Marcin rozgląda się chwilę po blacie biurka i po chwili odnajduje moją zgubę ukryta pod księgą meldunkową.
- Cholera jasna!
Soczyste przekleństwo wydobywa się z moich ust, zdecydowanie zbyt głośno niż myślałam i przyprawia recepcjonistę o niemałe zdumienie. No tak, dosyć tak głośno to jeszcze Karolina i przekleństwo?! Tak mój drogi kolego, ja też nam tą część słownika języka polskiego wzbogaconego przez Bogusława Lindę.
- Co jest?! - pyta jednocześnie zaciekawiony jak i przerażony.
Wcale mu się nie dziwię. Moja mina musi być naprawdę straszna, ale jaka ma niby być kiedy widzisz dwucyfrową liczbę nieodebranych połączeń od Bartka i Agnieszki. Nie wspominając o liczbie sms, przez które nawet nie próbuje przebrnąć, tylko jak najszybciej wybieram numer do Kłuska, który jednak nie odbiera połączenia.
- Boże! Zabije mnie!
- Kto?!
- Bartek.
- Jaki Bartek?! - dopytuje Marcina ja w głowię przeliczam jak szybko jestem, w stanie dotrzeć do Buczkowic. Jednak jest to zdecydowanie zbyt długo, a obiecałam, że się zjawię jeszcze przed wszystkimi innymi gośćmi. Zabije mnie jak nic.
- Kolega, miał dzisiaj taka małą imieninową imprezkę zrobić, w gronie przyjaciół i przez tego debila na śmierć zapomniałam
Wyjaśniam w skrócie kolejny raz wybierając numer do Bartka, który nadal jest nieosiągalny.
- Dużo się spóźniłaś?
- Zanim tam dojadę autobusem to będzie praktycznie już po wszystkim.
I to jest kolejny powód by w końcu zrobić to prawko. Kupiłabym jakieś małe autko i jeździła jak chciała, a nie ciągle zależna od komunikacji zbiorowej.
- Jeśli chcesz to mogę cię podrzucić?
- Serio, mógłbyś?
- No jasne, nie ma problemu.


***

- Wyczekują cię? - stwierdza Marcin gdy zatrzymuje samochód przed domem Bartka, a ten już po chwili wychodzi na schody.
- Wielkie dzięki. Jak jutro przyjdę do pracy to będzie to wyłącznie twoja zasługa .
- Nie wygląda na takiego, jakby miał ci coś zrobić. Jak go znam, to nawet muchy by nie skrzywdził.
- To wy się znacie?!
Wiem, trochę nie na miejscu to pytanie. W sumie nie jeden raz widzieli się w hotelu, gdy Bartek po mnie przyjeżdżał z treningów, witali się jak znajomi, więc chyba oczywiste, że się znają. Ale tu chyba jest jakaś grubsza sprawa z tą znajomością. Już nie raz miałam wrażenie, że bardzo chłodno do siebie podchodzą i przebywanie tej dwójki pod jednym dachem nie jest szczególnie dobrym pomysłem.
- Za dzieciaka się kumplowaliśmy, ale to historia na inny dzień.
- Ale, że żaden z was mi o tym nie wspomniał do tej pory, to aż dziw. Będziesz musiał się wyspowiadać przy najbliższej okazji, a dziś jeszcze raz dziękuję za wszytko.
- Nie ma za co. Do jutra. Nie szalej za bardzo.
- Dobrze szefie – żegnam się puszczając mu oczko, a on znów się tak dziwnie uśmiecha. Może on ma tak zawsze, a ja dopiero teraz to zauważyłam. Nie wiem.
- Taka to z ciebie przyjaciółka?! Tyle się spóźnić?! - wyrzuca na powitanie Kłusek.
Wiem, że żartuje, ale gdy go zobaczyłam wszystko nagle wróciło. Łzy znów napłynęły do oczu.
- Słonko – mówi przytulając mocno do siebie – przecież żartowałem.
- Wiem – odpowiadam cicho – Po prostu… potrzebowałam cię – szepczę jeszcze ciszej, jednak na tyle głośno by Bartek to usłyszał.
- Już, spokojnie – mówi jeszcze mocniej oplatając mnie swoimi ramionami i całując delikatnie w czubek głowy.
Nie wiem co się ze mną dzieje. Wtulam się w niego tak jakbym chciała wedrzeć się do jego wnętrza. Tam byłoby najlepiej.
A więc to prawda? Możliwe jest by istniał ktoś, kto potrafi przytulić cię tak mocno, że wszystkie twoje rozbite kawałki zbiorą się w całość? Czy naprawdę pewnego dnia w życiu pojawia się ktoś, dzięki komu zrozumiesz dlaczego z nikim innym ci nie wychodziło?
Karola! Uspokój się! To jest Bartek. Twój przyjaciel. Nie zagalopowuj się ze swoimi przemyśleniami. Pamiętaj co sobie obiecałaś jadąc tutaj. Żadnych miłości! Nie będziesz łamać nikomu serca. A zwłaszcza dobrej poczciwej Klusce.
- Dobra, koniec tego mazgajenia się – stwierdzam po dłuższej chwili, kończąc w głowie swoje durne przemyślenia. – W innym celu tu przyszłam.
Wyswobadzam się z niedźwiedziego uścisku i wyciągając przed siebie kolorową torebkę z prezentem zaczynam składać mu życzenia imieninowe.
- A więc do rzeczy. Kochany Bartusiu, przyjacielu mój najdroższy.
- O jak ładnie się zaczyna.
- Cicho bądź i mi nie przerywaj, bo chyba mam wenę.
- Okej, już milczę.
- No więc buloklepo ty mój drogi…
- Ale ja … - Bartek próbuje protestować na wypominanie mu tego niewdzięcznego przezwiska, jednak mina zabójcy na mojej twarzy zbija go z tego tropu.
- Milcz! Buloklepo ty mój drogi, w dniu świętowania twych imienin ja, jako twa najlepsza, najukochańsza przyjaciółka chciałabym ci życzyć duuużo skarpetek, bo zgredki ich potrzebują. Pięknych bul na które mógłbyś spadać, po każdym nieudolnym wybiciu się z progu.
- Ej no! - oburza się nieco Kłusek, jednak kąciki ust ma wykrzywione do góry i udawanie naburmuszonego średnio mu wychodzi.
- Żartuję. A teraz tak serio. Bartuś duuuuuużo zdrowia, żeby kontuzje omijały cię jak najszerszym łukiem. Wszystkie choroby, katary i przeziębienia jeszcze szerszym – bo byś mnie zarażał.
- Ha widzieliście to jaka kochana. Wszędzie znajdzie coś dla siebie.
- No a jak? Ale miałeś nie przerywać! - stwierdzam zawiedziona. -Na skoczni tylko wiatrów pod narty, lądowań z pięknym telemarkiem, samych dwudziestek od sędziów no i wiadomo, jak najmniej spotkań z panem Gratzerem. Pierwszych punktów to nie będę ci życzyć, bo jak mi przy najbliższej okazji ich nie zdobędziesz, to marny twój los i ze strachu wskoczysz wreszcie do tej drugiej serii, więc jak najwięcej zwycięstw nie tylko w pucharze, ale i na mistrzostwach i igrzyskach. No wiadomo kulki i orzełka za turniej też.
- Tak kobieto, wierz w to wszystko, wierz – odpowiada nieco smutno, tak jakby nie wierzył w to, że kiedykolwiek miałoby się to spełnić, a przecież to nie jest takie niemożliwe.
- Spróbuj połowy nie wypełnić, to zabiję.
- O kurde, trzeba się jednak spiąć.
- Oj trzeba, trzeba – odpowiadam i po chwili znów wracam do mojego monlogu z życzeniami - Szczęścia w życiu codziennym, żeby cię samochód nie ochlapał jak będziesz szedł na trening. Żeby ci paliwa nie zabrakło jak będziesz spieszył się na samolot, którym będziesz leciał do Planicy po kuleczkę. Abyś się nie spóźniał na randki. Obrony magisterki na piąteczkę, no i ogólnie, żeby cię szczęście nie opuszczało nigdy. Abyś spełnił wszystkie swe marzenia. Te najskrytsze malusieńkie też. Jeszcze więcej wspólnych imienin, wesel i innych imprez. Żebyś był zawsze tak uśmiechnięty jak po drużynówce w Wiśle.
- Przecież ja jestem prawie cały czas uśmiechnięty. A jak cię widzę to już nawet na sekundę mi ten uśmiech z buzi nie schodzi.
- No i oto chodzi. Aby ktoś cię nauczył kultury i powiedział, że się nie przerywa drugiej osobie gdy wygłasza swój monolog, nawet gdy jest on tylko do ciebie. Abyś znalazł wreszcie tą jedyną, wyśnioną, wymarzoną kobietkę, przy której będziesz zasypiał i budził się każdego wieczoru i ranka, która da ci gromadkę wspaniałych dzieciaczków, i z którą to założysz naprawdę szczęśliwą, kochającą się rodzinkę. A przy okazji fajnych teściów, szwagrów i szwagierek.
- Hahaha, ciężko z takim fajnym pakietem będzie.
- Kto szuka ten znajdzie. Wszystkiego najlepszego buloklepo.
Kończąc swą wypowiedź rzucam mu się znów na szyje i przy okazji daję mu mocnego, imieninowego całusa w policzek.
- To były chyba najlepsze życzenia jakie kiedykolwiek dostałem.
- Widzisz jaka jestem zdolna!
- Najzdolniejsza – potwierdza puszczając w powietrze całusa dla mnie.
- Już się tak nie podlizuj, tylko zobacz czy dobry rozmiar – odpowiadam wskazując zdezorientowanemu Kłuskowi na trzymaną przez niego torebkę.
- O nie! Teraz to już naprawdę nie żyjesz.
- Ale co?! Za małe? - podpytuje, jednak dla bezpieczeństwa delikatnie odsuwam się od Bartka. Nigdy nie wiadomo co mu do łba strzeli.
- Różowe skarpety?! Oszalałaś?!
- Yyy... już dawno – odpowiadam niepewnie, na co solenizant wywraca tylko oczami.
- I ja się jeszcze z taką zadaję.
- Tylko spróbuj w nich nie chodzić!
- Chyba nie myślisz o tym, że je kiedykolwiek założę – mówi niezwykle, jak na niego, poważnie, a ja z jeszcze większa powagą wyrzucam mu swoje żale.
- No wiesz! Jak możesz! Przekopałam całe Zakopane w poszukiwaniu tych skarpetek, a teraz mi mówisz, że ich nie założysz?! O nie mój drogi! Założysz je! Prędzej czy później, ale to zrobisz.
- A jak nie to co?!
- Nie odezwę się do ciebie aż do śmierci!
- Uuu groźnie.
- Taka zniewaga z twojej strony to i groźnie.
- No już nie fochaj. Założę je kiedyś. Ale tylko dla ciebie – zastrzega, a ja przed oczami już mam ten piękny widok Bartka w klapeczkach i różowych skarpetkach. To będzie cudny obrazek.
- Kochany! Wiedziałam, że się zgodzisz.
Po raz kolejny rzucamy się sobie na szyje, i trwamy w takim mocnym uścisku, aż Biegun nie zacznie stukać do nas przez okno w kuchni, i nie drzeć się "buzi, buzi".
- Im to się to chyba nigdy nie znudzi – wzdycham, a Bartek otwiera drzwi wejściowe domu i zaprasza do środka. 


***

- Kusy!
Siedzącego na skraju sofy Bartka zaczepia, zamyślony od dłuższej chwili, Titus.
- Co tam?
- Chodź no na słówko – woła go, a ruchem głowy Krzysiek proponuje wyjście z pokoju.
- Po co?
- No chodź nie marudź.
Z niezbyt zadowoloną miną Bartek wychodzi z salonu wraz z kolegą do sąsiedniego pokoju.
- No, czego chcesz?!
- Powiesz jej czy nie?! - pyta nieco ze złością Krysiek.
- Komu i o czym?
- Dobrze wiesz co i komu.
- Człowieku odpuść sobie – wzdycha Bartek próbując wrócić do reszty przyjaciół, jednak Miętus ciągnie go do środka zastawiając mu drogę ucieczki.
- Nie! Koniec tych wygłupów!
- Titus, jeśli chcesz znowu mnie z nią swatać to sobie odpuść tą gadaninę. Przynajmniej gardło oszczędź.
- Dlaczego ty nie chcesz jej powiedzieć, że ją kochasz?!
- Hmmm, zastanówmy się – odpowiadając na pytanie Kłusek przybiera teatralną postać myśliciela podpierając sobie lewą ręką brodę. - Bo jej nie kocham?! Proste chyba.
- Nie! Człowieku, jakbym nie widział cię dzisiaj, jak nie mogłeś sobie znaleźć miejsca przez te dwie godziny, bo jej nie było, a potem jak zadzwoniła do Agi i to jak wtedy odetchnąłeś z ulgą, bo już w głowie same czarne scenariusze miałeś. A ta mina jak ją ten Michał, Mietek czy jak mu tam …
- Marcin.
- Niech będzie i Marcin. I jak ją ten Marcin przywiózł, i jak najpierw wybiegłeś z domu, a potem jak czekałeś aż wysiądzie z samochodu to minę miałeś jakbyś ją na zdradzie nakrył czy co.
- Titusku troszku chyba za dużo procentów w tym twoim malutkim rozumku – śmieje się pod nosem Bartek.
- Nie czepiaj się mnie. Lepiej popatrz na siebie i na to, jaki jesteś w jej towarzystwie. Gapisz się na nią jakbyś jej nigdy miał już nie zobaczyć. Nie odstępujesz jej na krok. Przecież to widać, że ciągle tylko o niej myślisz.
- Coś jeszcze?
- Tak. Masz super dziewczynę na wyciągnięcie ręki. Miła, grzeczna, mądra, inteligentna, sympatyczna, ładna, dowcipna, przyjacielska …
- Skoro jest taka idealna to czemu sam się jej nie oświadczysz? - pyta Bartek, którego poziom nerwów, z każdym kolejnym słowem Krzyśka, drastycznie rośnie.
- Bo ona woli ciebie debilu!
- Masz rację. Inteligentna – odpowiada sarkastycznie Kłusek.
- Bartek! Ja już nie mogę z wami! Łazicie jak te ćmy. Ciągnie was do siebie, ale oboje boicie się podlecieć bliżej, żeby się nie sparzyć.
- Już? Skończyłeś?
- Yyyh! - mruczy z niezadowoleniem Miętus, jednocześnie naciskając na klamkę drzwi, które ja chcę otworzyć od drugiej strony
- Ooo! Tu się schowaliście. A my was szukamy po całym domu.
- To ja was zostawię samych. Błagam was!
Krzysiek patrzy na nas jeszcze przez chwile błagalnym wzrokiem składając przy tym ręce jak do modlitwy. Zaraz jednak wychodzi z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Czyżbym mogła strzelać w ciemno z tematem rozmowy jaka była tu przeprowadzona?
- A ten co? Znowu swoje mądrości?
- No a jak – wzdycha Bartek opadając bezradnie na fotel.
Ups, chyba niektórzy przeholowali ze swoimi teoriami, bo po minie Kłuska, widać, że ma już tego dość, że już powoli traci cierpliwość do tych i gadek o naszej wielkiej miłości. Jeszcze tylko miesiąc i się skończy. Musi wytrzymać.
- Bartek, co jest?
- Nic.
- Jak nic jak widzę, że coś się dzieję.
- Wydaje ci się. - Próbuje mnie zbyć, jednak mój powątpiewający wzrok nie pozwala mu trwać w pewności, że mnie przekona do takiego kitu, jaki próbuje mi wcisnąć. - Może trochę zmęczony jestem. Pół nocy prowadziłem i to dlatego.
- To nie mogłeś zrobić tej imprezki jutro? Odpocząłbyś sobie dzisiaj a nie tak.
- A potem w środę z rana jedź na skocznię? Nie dzięki. Wole dzisiaj trochę pocierpieć, a nie ryzykować pojutrze.
- To może zwinę ekipę, a ty sobie odpoczniesz? - proponuję, widząc jak na oczy opadają mu ciężkie powieki. Przecież on tu zaraz uśnie.
- Oj nie, nie, nie! - Ożywia się nagle i wstając z fotela wskazuje na mnie palcem.
Co on znowu knuje?
Kłusek! Przywołuje cię do porządku! Proszę tak na mnie nie patrzeć tylko mówić o co się rozchodzi, bo ten diabelski uśmiech niczego dobrego dla mnie nie wróży.
- Ty za karę zostajesz i pomagasz mi sprzątać.
- Serio? - pytam zawiedziona taką oto niespodzianką.
- Tak słonko. Trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów.
- Zabije jutro tego Pawła – syczę przez zaciśnięte zęby. - Jak pragnę zdrowia, zabije go jutro!
- Muchy nie skrzywdzisz, a człowieka zabijesz?
- To nie człowiek. To potwór!
- Swoją drogą to po Marcinie bym się nie spodziewał, że on taki honorowy.
- Przestań się go czepiać – proszę, bo jedyne czego mi dzisiaj do szczęścia brakuje to rozmów o Marcinie. Zaleźli sobie ewidentnie za skórę, ale mnie niech w to nie mieszają. Niech to będzie sprawa tylko między nimi. Dodatkowych atrakcji nie potrzebuje.
- To co, idziemy do reszty? - proponuję po chwili.
- Idziemy, bo zaraz zaczną snuć jakieś durne domysły, czemu nas tak długo nie ma – stwierdza Bartek łapiąc za klamkę w drzwiach.

***

No i cóż, za głupotę Pawła muszę płacić ja, i sprzątać po imprezce Bartka.
Echhh czego się nie robi dla przyjaciół. Trzeba się troszkę poświecić. Szczególnie gdy on pada ze zmęczenia, ze ścierką w ręce na kanapę i zasypia nie wiadomo kiedy.
Nie chcąc go budzić, przynoszę z jego pokoju kołdrę i otulam go nią. Jeszcze by zmarzła ta moja kluska w nocy i po co? Trzeba o niego troszkę zadbać.
Piszę mu kartkę, gdzie ma szukać kluczy rano. Mam nadzieję, że się skapnie i wyjdzie przez taras by wyjąć je ze skrzynki na listy. A jak się nie domyśli, to jego problem, ale w otwartej chałupie go nie zostawię. A jak złodzieje się będą chcieli włamać i go ukraść?! Gdzie Kruczek znajdzie takiego drugiego buloklepe?!
Na do widzenia całuję go w czółko i wychodzę, zamykając za sobą drzwi.


_______________________________________________________


Witam Was Człowieki !
Miało być wczoraj, ale ostatni akord sezonu odebrał wieczorem wenę, co nie zmienia faktu, że końcówkę i tak zrąbałam :(
Sezon się skończył, Kamil odjechał na rowerze, a nam pozostało być cierpliwym jak nasz Stefanek i czekać na kolejny sezon. Nie zapominajcie jednak, że Waltah zawsze jest wśród nas ze swoim wiatrem ;)
Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia niedługo 
Karolka :* 



2 komentarze:

  1. #Sesjatajm nadciąga, więc nadrabiam zaległości XD
    Powroty są bardzo ciężkie, przeżywałam to ostatnio po 2 tygodniach wolnego. Straszne!
    O matko, co za nerwus! Biedna kelnerka :< Ja bym mu nie nadeptywała na odcisk, Karolciu!
    Mateńko! Jakaż tu się awantura zrobiła! :O
    Ojejku, a czego ona beczy? Pies mu twarzoczaszkę lizał! Niech się nie przejmuje!
    Ojejku, ona chce do Bartusia! #love

    Nerwowa atmosfera w pracy, ugh, nie lubię tego.
    Karolciu, co to za słownictwo?! [ten tekst z Lindą XDDDD]
    ...ups?
    O nie! Imprezka!
    Ale gentelman z tego MArcina!
    ...ciekawe na co liczy?

    Ooo, jakaś historia z przeszłosci! Chcę wiedzieć!
    Ojejku, jejku! Słodziaki!
    Możesz mu łamać serce! Tzn zdobyć serce, bez łamania!
    Autoratywna KArolka XD
    Ojej, jakie ąłdne życzenia <3
    FGroźna śmierci musi byc! XD
    Rózowe skarpetki *.*
    Tylko dla niej? Chyba wiem kiedy ^^ (hormony, wybacz XD)
    BIEGUN PO PROSTU WIE O CO... BIEGA.

    Czy Ty tu znowu zmieniasz narrację? BEz uprzedzenia? :(
    NIE WYPRZESZ SIĘ, BULOKLEPO!!!
    Titus prawdę Ci powie, ot co!
    NIE MA ZMIANY NARRACJI! ONA TO SŁUSZAŁA!!!
    Albo jednak nie. Jakaś dziwna konstrukcja narracyjna Ci tu wyszła :O
    Jakie skończy?!?!
    Se wymyslił powód, by zosatć z nią sam na sam.... APORBUJĘ!!!

    Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz...?
    No dobra, warunki są kipeskie do kręcenia romansu...
    Ojejej uroczo *.*

    Hejo, człowieczku!
    Doturlałam się i lecę dalej!
    Mam tyły, mateńko, kiedyż to był Rower? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nonono, kto tu się przez te śniegi przedarł :D

      W pierwszej chwili myślałam, że tu jakiś wiersz napisałaś, bo tak jakoś graficznie mi go przypomina ten komentarz :D

      Achh ta Karola. Dosyć, że się pobeczała przez głupiego furiata to jeszcze gardzi ramieniem. I to męskim ramieniem. A za pół roku będzie płakać, że nikt jej nie chce!
      No co! Wkurzyła się kobietka, to niech sobie poużywa mniej pięknej polszczyzny. Dorosła jest! Wolno jej.
      Oczywiście, Marcinek to jest bardzo w porządku facet, który zawsze chętnie wszystkim pomoże i to BEZINTERESOWNIE!
      Wedle życzenia historia z przeszłości zostanie opowiedziana, ale w swoim czasie ;P
      To ma łamać czy nie łamać tego serca? A może jakąś inną część ciała mu pokiereszować?
      Nie powiem, ale te życzenia to mi chyba nawet wyszły :D (ach ta samokrytyka :P )
      Tsaa, oni wszyscy wiedzą o co biega, tylko sami zainteresowanie średnio to ogarniają.
      Nie, tu nie miało być żadnej narracji. Tak bardziej trzecioosobowo? Ona nic nie słyszała. Niestety, albo i stety. Tak dziwnie mi ta scena wyszła, ale cóż, ja jestem tylko zwykłą asystentką księgowej, więc lepiej mi idzie wyliczanie VAtów niż pisanie czegokolwiek (ostatnio pół godziny meila do klienta pisałam, bo nie mogłam się wysłowić :O )
      Żaden skuteczny powód nie jest zły :P

      Przepraszam bardzo, ale ja nie odpowiadam za jakieś wyimaginowane wyobrażenie, więc proszę mi tu nie próbować wywierać na mnie żadnej presji bo i tak nic to nie da!

      Usuń