niedziela, 11 marca 2018

Rozdział 25


Promienie słońca wpadające do pomieszczenia budzą mnie ze snu. Otwieram powoli oczy i co widzę? Twarz Bartka i uśmiech na jego twarzy. Jednak coś mi tu nie gra. Nie podoba mi się on. Jest jakiś nieswój. Niby usta wykrzywione do góry, jak to u niego zwykle bywa. Opatulił mnie kocem a dodatkowo zamknął mnie w mocnym uścisku, ale ten jego wzrok. Taki dziwny. Z jednej strony ma te swoje iskierki radości, ale z drugiej taki jakby zdruzgotany? Rozczarowany może. Mam jednak wrażenie, że nie będzie najlepszym pomysłem zapytać go teraz o to. Bo tu chyba nie chodzi tylko o ból w nodze. A tak w ogóle dlaczego ja znów śpię u Bartka?!
- Cześć - wita mnie po chwili.
- Yyy... hej.
Podnoszę głowę i próbuję zebrać myśli, co zaraz po przebudzeniu wcale nie jest takie proste.
- No i z czego się śmiejesz?
- Z tego twojego nieogarnięcia.
Tak panie buloklepo, ciekawe jak ty byś się zachowywał na moim miejscu.
- Ej to nieśmieszne - oburzam się siadając już normalnie na łóżku.
- Ty tak zawsze jak się budzisz?
- Nie, chyba nie. Nie wiem nie zwracam uwagi na to. Ej no nie śmiej się! - Dźgam go w żebra, ale bestia już się chyba uodporniła na moje ciosy - Sam lepszy pewnie nie jesteś!
- Pewnie nie, ale fajnie się z kogoś pośmiać.
Słyszeliście go?! On się otwarcie ze mnie naśmiewa! Do sądu z tym pójdę!
- Nie!
- Oj nie fochaj się. Karolka. Karoluś, Karolinko. No proszę, uśmiechnij się tak ładnie dla swojego buloklepy. No proszę, zrób to dla niego.
Jak ja nie lubię kiedy on tak robi. To jest wbrew prawu grać w ten sposób na moich uczuciach, z tymi kocimi oczami i słodkimi minkami. Kolejne zarzuty jakie mu prokurator powinien postawić! Nie wykaraskasz się z tego kochaniutki. Nie ma takiej opcji.
- No i tak od razu lepiej. Nie ma to jak się obudzić i zobaczyć uśmiech na twarzy osoby z którą spędziłeś noc.
Bartek niestety dopiero stawiając kropkę na końcu wypowiadanego przez siebie zdania zrozumiał jak ono zabrzmiało. Ależ panie Kłusku, to wcale nie zabrzmiało dwuznacznie, niech się pan tak nie peszy, tylko Bogu dziękuje, że tu Titusa nie było.
- Ty już lepiej nic się nie odzywaj tylko powiedz która godzina.
- Yyyy... - jęczy Bartek w poszukiwaniu najprawdopodobniej telefonu. Czyżby nie znał się na zegarku ze wskazówkami?
- Na ręce masz zegarek - podpowiadam po chwili chcąc sprawdzić umiejętności odczytywania godzin przez buloklepe.
- A no. Za piętnaście ósma.
- Że co?! Cholera!
Nie zwracając już na niego uwagi, wypadam szybko z pokoju, i lecę na dół zakładać buty i bluzę, z która wczoraj tutaj przyszłam.
- Spokojnie, bo mi się zabijesz - mówi Bartek powoli schodząc ze schodów, delikatnie stając już na kontuzjowaną nogę.
- Trudno, ale inaczej nie zdążę do pracy.
- To cię zawiozę.
Czy tobie już mózg całkiem wyparował? Na nogę stanąć nie możesz, ale za kierownice się pchasz?!
- Jak?! Noga cię boli!
- Nie jest źle. Patrz chodzę już prawie normalnie.
- Prawie robi wielką różnicę! I nie zagaduj mnie bo się spóźnię na bank. Papa. - Żegnam się z Bartkiem otwierając drzwi, jednak zanim zdążę je zamknąć woła mnie jeszcze do środka.
- Czekaj! Telefon! - podaje mi urządzenie ze stolika w kuchni i dodaje na pożegnanie - Uważaj na siebie.
- Ty na siebie też, buloklepo. - Posyłam mu jeszcze całusa i wybiegam szybko z domu.

***

Wchodzę z Magdą do jednej z sal, w której podajemy posiłki w hotelu, a tam już wszyscy się zgromadzili, na czele z samym zainteresowanym całym zajściem.
- Mówiłam ci, że się spóźnimy - szepcze mi do ucha przełożona, a po chwili do sali wjeżdża tort z dokładnie wyliczonymi, dwudziestoma pięcioma świeczkami.
Całą załogą hotelową odśpiewujemy Marcinkowi gromkie sto lat po czym grzecznie ustawiamy w dość pokaźna kolejeczkę z życzeniami.
- I czego mam ci życzyć na to ćwierćwiecze, co? - pytam go gdy wreszcie i na mnie przychodzi pora ma przyjacielski uścisk.
- Żebym się zaraził od ciebie tą tryskającą energią
- Oj nie wiem czy to byłby taki dobry pomysł…
Moja wypowiedź przerywa jednak Marcin marszcząc przy tym nos w taki zabawny sposób, że nie sposób się nie uśmiechnąć.
- Boisz się, że bym ci ją całą zabrał?
- Powiedzmy, że tak, więc dla swojego bezpieczeństwa lepiej jeśli złożę ci nieco bardziej tradycyjne życzenia. Tak więc duuużo zdrówka, szczęścia, spełnienia marzeń i abyś wreszcie znalazł taką cuuudną miłość swego życia.
- Chyba już znalazłem - odpowiada nieco ciszej.
- I się jeszcze nie pochwaliłeś? Oj nie ładnie, nie ładnie panie Marcinie.
- Pogadamy o tym, ale nie dziś bo dziś zapraszam panią na małe świętowanie na miasto.
- Rozumiem, że nie ma opcji odmowy?
- A co? Miałaś inne plany? - pyta nieco zawiedziony moją odpowiedzią.
- Romantyczny wieczór z herbatka i książką chyba jednak mogę przełożyć. W sumie, nieczęsto kolega obchodzi dwudzieste piąte urodziny, co nie?!
- Mam nadzieję, że im to jakoś wytłumaczysz i nie będę musiał się o ciebie z nimi bić.
- Chyba nie miałbyś szans w tej potyczce.
- Pozory mylą, kochaniutka, ale skoro obejdzie się bez rękoczynów, to będę czekać na ciebie po pracy.
- Albo ja na ciebie - odpowiadam puszczając oczko w jego stronę, a powolnym krokiem cihutko odchodzę w przeciwległą część sali. 

*** BARTEK ***

         
Norwegowie dostali kilka dni urlopu, więc Johann spakował manatki, wsiadł w samolot i przyleciał do przyszłych teściów wraz z ich ukochaną córunia. Na moje szczęście udało mu się wyrwać na chwile z tych rodzinnych spotkań i możemy teraz siedzieć w jednym z barów w Zakopanem i sączyć piwo, bo tego piciem nie można nazwać. W sumie to nie wiem po co ja je kupiłem, w ogóle mi nie smakuje, tak jak i wszystko co próbuję wziąć od rada do buzi i przeżuć. Po prostu nic mi nie przejdzie przez gardło.
         - O! Patrz kogo tu przywiało - żywo reaguje Forfang zauważając wchodzącą do lokalu Karolinę, energicznie do niej machając z nadzieją, że nas zauważy. 
Widzę wybrali się większą ekipą na podbój miasta. Tylko dlaczego Marcin tak się do niej klei. Nie podoba mi się to i te jego słodkie minki kierowane w jej stronę. Opanuj się Kłusek, to jej kolega z pracy. Ma prawo się z nim spotykać poza hotelem tak samo jak i z tobą.
        - Hej chłopaki - wita się wesoło Karola, która właśnie do nas podeszła.
        - Cześć starsza. Siadaj - odpowiada jej Johann zapraszającym gestem wskazując na wolne krzesło obok.
        - Niestety panie młody, ja dzisiaj z inna ekipą - odpowiada wskazując głową na swoich znajomych z pracy stojących przy barze.
- Już nas nie lubisz? - podpytuje smutno próbując wtrącić się do rozmowy.
- Oj Bartuś, czy ja was kiedykolwiek lubiłam?
- No a nie?
- Nie – odpowiada z powagą, jednak dostrzegam w jej oku ten wesoły błysk, który zawsze ma gdy zaczyna się ze mną droczyć.
- No wiesz! - Próbuję udawać urażonego, ale na niej nie robi to żadnego wrażenia.
- Nie rób takich dziwnych min, bo ci się następną zmarszczka zrobi.
- To nie usiądziesz z nami choć na chwilę?
- Nie Johannku. Może innym razem. Kolega z hotelu ma dziś urodziny i wyszliśmy poświętować. A wy co tak tylko we dwóch?
- A tak jakoś wyszło – odpowiadam przyglądając się Marcinowi, który poszukuje wzrokiem Karoli - A ciebie już wołają.
Na moje słowa odwraca się w poszukiwaniu miejsca w którym rozlokowała się ekipa, z którą tutaj przyszła.
- Echhh, muszę was niestety opuścić. Nie spijcie się za bardzo – mówi puszczając przy tym do nas oczko i zostawia nas samych.
- No to mów o co chodzi.
Ciszę, w której zdążyłem odprowadzić dziewczynę do jej stolika, wreszcie przerywa Johann przyglądając się nerwowym ruchom moich dłoni bawiących się serwetką.
- O nic – odpowiadam udając, że nie mam pojęcia o co mu chodzi, choć doskonale wiem, że Forfang za chwilę i tak wydusi ze mnie wszystko. W sumie po to go tu ściągnąłem, mimo że to chyba nie był najlepszy pomysł.
- Jak o nic, jak widzę, że coś cię gryzie.
- Wydaje ci się – mamrocze pociągając łyk napoju chmielowego. 
- Bartek! Za dobrze cię znam. No nie patrz tak na mnie tylko wyduś to z siebie.
- Nie ma o czym gadać.
Bo taka jest prawda. Nie ma o czym gadać. Sam sobie z tym muszę poradzić i to na pewno nie w sposób który doradzi mi Norweg. Ale z drugiej strony nie ma tez sensu tego dusić w sobie, a on jest jedyną osobą której mogę zaufać, że choćby go torturowali to mnie nie wygada. 
- Chyba jednak jest. Dzwonisz bym przyjechał, siedzimy tu we dwóch, widzę, że coś cię gryzie, a teraz mi mówisz, że nie ma o czym gadać?! Naprawdę chcesz to w sobie dusić? 
- No bo ona… - zaczynam mówić przyłapując się na tym, że nie spuszczam z niej wzroku. A co gorsza nie mam zamiaru tego przerywać. 
- Jaka ona?
- Karola, a kto inny? - odpowiadam nieco ironicznie, bo jakby się nie domyślał o kogo się rozchodzi.
- I co ta Karola?
- Spała dzisiaj u mnie.
- Ale to chyba nie pierwszy raz z tego co wiem.
Fakt, nie był to pierwszy raz, ale za to pierwszy raz gdy usnęliśmy razem, w jednym łóżku. To nie było tak jak wtedy gdy ratowała mnie z naleśnikami i usnęła z dzieciakami w salonie. To nie było tak jak wtedy, gdy po weselu usnęła mi na rękach a ja, nie mając już sił nieść jej do Agi, położyłem ją u siebie w pokoju, a sam ululałem się na fotelu. Wczoraj było to coś, co chyba nigdy nie powinno się wydarzyć. 
- No nie pierwszy, ale… - przerywam bo sam nie wiem co mam mu powiedzieć przez ten mętlik w głowie. 
- Ale??? - Johann próbuje mnie ciągnąć za język.
- Wczoraj, po tym jak dostałem burę, że nie dzwoniłem od razu, że do szpitala pojechałem z tą kostką, powiedziałem żeby wpadła do mnie wieczorem – powoli zaczynam opowiadać wydarzenia poprzedniego dnia - Sam w domu miałem być, a z tą nogą to nie było jak wyjść. Przyszła później. Zrobiliśmy herbatę i poszliśmy do mnie do pokoju, żeby jakiś film obejrzeć. Siedliśmy u mnie na łóżku. I włączyliśmy „Krainę lodu” czy jakoś tak, bo dzieciaki jak były ostatnio, i płytę zostawiły, a ona się uparła, żeby to obejrzeć. W sumie fajna ta bajka. Ten bałwanek był zarąbisty.
- Ej! - wtrąca się nagle Johann - Nie gadaj mi tu o bajce tylko co było potem z wami było.
- W sumie to nic. Ona najpierw oparła sobie głowę o moje ramię, ale było jej chyba nie za wygodnie, to powiedziałem jej, żeby sobie wzięła głowę i położyła mi na klatce, i się tak położyła. Leżymy tak, i oglądamy tą bajkę, i o coś się jej zapytałem, a ona cisza. Spoglądam na nią, a ona już spała.
- Iiii???
- No i spała sobie. Przykryłem nas trochę kocem i myślałem, że też zaraz usnę.
- Ale nie usnąłeś?
- No nie – wzdycham a przed oczami znów mam widok poprzedniej nocy - Bo jak ci ktoś śpi na twoich piersiach to robisz wszystko żeby ta osoba się nie obudziła. Nawet jak tobie trochę nie za wygodne, ale jak ona ma głowę na twojej klatce to boisz się oddychać, żeby jej nie obudzić. I nawet nie wiem kiedy objąłem ją, to znaczy położyłem jej jakoś ręce na talii no wiesz jak.
- Nie opisuj mi tu sposobu obejmowania kobiety mów co się działo dalej.
- Jak ją objąłem tak to ona się ta wtuliła we mnie, złapała mocno za koszulkę jakby się bała, że coś by mogło nas rozdzielić. Może jej się coś śniło, choć miała taki piękny uśmiech wtedy. A moja ręką sama zaczęła ją głaskać po plecach. I jak popatrzyłem jak ona sobie tak słodko śpi. Jak pomyślałem, że ona jest taka krucha, delikatna, taka bezbronna, ale gdy jest w moich ramionach to przecież nic nie może się jej stać. Przecież nie pozwolę żeby ktoś ja skrzywdził i w ogóle jakby ktoś próbował jej coś zrobić to nie ręczę za siebie.
- Z Gregorem już pokazałeś – Johann przypomina wydarzenia z konkursów w Zakopanym, po których Austriak ma chyba jakiś areszt domowy bo na konkursy nie jeździ. - A niby wtedy nie byłeś w niej zakochany.
- Bo nie byłem, a Gregorowi to się od jakiegoś czasu zbierało, i tylko było czekać aż ktoś mu w końcu przyłoży.
- Co racja to racja, ale wracamy do was.
Uśmiecham się lekko pod nosem uświadamiając sobie jak to byłoby fajnie gdyby to „was” znalazło większe odzwierciedlenie w rzeczywistości niż jej to możliwe. 
- Spała sobie tak cudownie, tak... nawet się nie da tego określić. Po prostu patrzysz i nie możesz wzroku od niej oderwać. I tylko patrzysz, i patrzysz, i nie możesz się nadziwić. A potem jak się uśmiechnęła przez sen, po prostu coś tak cudownego, tak że… brak słów. Najpiękniejszy widok świata. Żadne medale ani puchary nie są warte takiego obrazu. A rano gdy się obudziłem, a ona jeszcze smacznie spała w moich ramionach, to czułem się jakbym cały swój świat miał w tych ramionach. Nic więcej, nic mniej tylko ona.
- No stary, nieźle cię wzięło.
Popatrzyłem na niego jak na jakiegoś głupca, ale ma racje wzięło mnie tak jak nigdy jeszcze. I to nie jest wcale takie dobre jakby się mogło wydawać.
- No nie patrz tak na mnie tylko się przyznaj sam przed sobą, że ją kochasz. Gadasz z takim bananem na twarzy, jakbyś co najmniej złoto na igrzyskach zdobył. Powiedz sobie wreszcie, że ją kochasz, a nie udajesz sam przed sobą, że tak nie jest.
- I co z tego, że jestem tego świadomy?
- Jak to co? To był pierwszy krok, a teraz drugi - musisz jej o tym powiedzieć.
- Nie mogę – wzdycham przypominając sobie mój spacer z nią podczas wesela Olka i naszą rozmowę tam, o który chyba nie bez powodu nieraz śnił mi się po nocach.
- Nie ma nie mogę! Mam ci powiedzieć jak masz to zrobić?
- Nie o to chodzi.
- To o co?
- Obiecałem jej, że ją ochronię przed miłością.
- Co jej obiecałeś?! - Dopytuje Johann z nadzieją w głosie, że przez rozmowę w języku angielskim, który nie jest dla żadnego z nas rodzimym językiem, coś źle zrozumiał. 
- Wtedy na weselu Olka, jak wyszliśmy się przejść, co potem z Filipem wróciliśmy. Zanim ich znaleźliśmy, to ona mi się rozpłakała na środku ulicy i prosiła żebym ją pilnował przede tym, żeby się tu nie zakochała. Bo ona nie chce nikomu łamać serca i sobie na nowo też, a zaraz wraca do domu więc wszystko by się tak skończyło.
- I co zgodziłeś się?!
- A miałem inne wyjście?! Rozpłakała mi się na środku drogi, a przecież wtedy nie pomyślałbym, żeby się w niej zakochiwać. Jeszcze zaraz tamci wyskoczyli i w sumie nie wróciliśmy już do tej rozmowy.
- Może zapomniała o tym?
- Pamięta. Doskonale pamięta.
- No to mamy problem –wzdycha Johann wydający się być niemniej przejęty moją sytuacją jak ja sam -Ale może jak jej jednak powiesz, to zmieni zdanie.
- Czy ona ci wygląda na osobę, która lubi zmieniać zdanie – Norweg odwraca się do tyłu i spogląda na Karolinę i kręci przecząco głową– No właśnie. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? -Johann pytającym wzrokiem spogląda na mnie. - Że ja ją kocham tak jak żadnej innej wcześniej. Do żadnej nie czułem tego co do niej. Ja bym dla niej wszystko zrobił. W ogień za nią skoczył, skoki rzucił do kata, na koniec świata bym za nią poszedł.
- Bo to ta jedyna – odpowiada smutno przyjaciel
- Jedna jedyna, wyśniona, wymarzona i wolna, a jednak niedostępną – wzdycham próbując na nią nie spoglądać - Nie wiem jak ja wytrzymam te półtora miesiąca, kiedy jeszcze tutaj będzie. Jak wyjedzie to będzie łatwiej, ale póki jest… Wiesz jak ja się w nocy broniłem przed tym, żeby jej nie pocałować gdy spała. Boję się, ze któregoś dnia jednak nie wytrzymam i wtedy będzie już po wszystkim.
- A jeśli ona i ciebie kocha, tak jak ty ją? Tylko też boi się do tego przyznać? Może gdybyś ty jej wyznał to, co leży ci na sercu to i ona by zrozumiała, że cię kocha, i wszystko by się ułożyło, i oboje bylibyście szczęśliwi.
- Tylko ona się nie przyzna. Ona jest tak zafiksowana tym, że musi wyjechać i raczej szybko nie wróci, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Dlatego nie chce się zakochać, bo uważa że taka miłość na odległość nie ma sensu i tylko łamie serca.
Może warto jednak zaryzykować? Może się uda. Jak to mówią ryzyk fizyk. Nie spróbujesz to się nie przekonasz.
- Nie! Lepiej niech zostanie tak jak jest.
To jest chyba najlepsza decyzja jaką mogę teraz podjąć. Przecież gdybym jej powiedział to by mnie zaczęła unikać, nasze rozmowy nie byłyby tak swobodne tylko napięte i dość służbowe. Ja się jakoś upilnuje, dam radę, a w nagrodę będę w pewien sposób ciągle miał obok siebie. Tylko tyle i aż tyle.
- Jesteś pewny?
- Nie, ale … Nie, nie mogę. Obiecałem jej. Ona mi zaufała, nie mogę jej zawieść.
- Zastanów się jeszcze – prosi Norweg ale decyzja już podjęta.
- Johann dla mnie najważniejsze jest to, żeby była szczęśliwa. A to, że nie przy moim boku to tylko szczegół.
Nawet gdyby miałby to być Marcin, który ma chyba równie nikłe szanse jak ja. Choć w sumie, on nie żyje ciągle na walizkach, w weekendy by się częściej widywali niż ja z nią. Może jednak odpuścić skoki i zająć się jakąś bardziej stabilną pracą na miejscu?
- Wykończy się to – stwierdza po chwili Johann
- Trudno. Życie.
- Nie ma trudno, tylko działaj, żeby było tak jakbyś tego chciał.
- Nie. Widocznie ma tak być. Albo względne powodzenie na skoczni, albo w miłości. Jak jedno to nie drugie.
Analizując ostatnie sezony tak właśnie było. Gdy zacząłem spotykać się z Kaśką moja forma falować, ale im bliżej było do naszego rozstania tym bardziej stabilna ona była a wyniki w kontynentalu jednak dość obiecujące, choć na puchar świata się to nie przełożyło. A teraz co? Niby lato rządzi się swoimi prawami, ale jednak spokojnie mogę rywalizować nie tylko o punkty ale i o pierwszą dziesiątkę konkursu, co wcześniej wydawało się cudem w moim wykonaniu. A serce? Znalazło osobę do pokochania, ale jednak nie jest to miłość do odpowiedniej kobiety.
- Bartek! Chłopie! Ogarnij się! Nie wiesz, że miłość uskrzydla? Chyba każdy skoczek ci to powie. Zresztą zapytaj Kamila, on ci wykład o tym piękny strzeli.
- Mi najwidoczniej nie jest to pisane. 
- Nie gadaj głupstw. Odkąd znasz Karolę, to całkiem inaczej skaczesz. Teraz to będzie tylko lepiej. Musi być lepiej.
- Tsaaa zima przyjdzie znowu będzie klepanie buli. I jej też nie będzie.
- Przestań gadać te głupoty! Jeszcze na waszym weselichu będziemy się bawić.
Oj Johann, nawet nie wiesz jakbym chciał mieć tą pewność jaką ty posiadasz.
- No nie patrz tak na mnie jakbym po chińsku gadał. Wspomnisz jeszcze moje słowa.
- Marzenia – mamrocze pod nosem w głowie wyobrażając sobie Karolinę w białej sukni stojącej przed ołtarzem. Cudny widok.
- Ech tobie to też ciężko przemówić do rozumu – wzdycha bezradnie Forfang. 
- Stary zlituj się już. Błagam.
- Dzisiaj tak, ale masz z nią pogadać, albo ja to załatwię!
- Nie! Nie! Nie!!!
- Ciszej! Nie każdy musi cię słyszeć.
- Błagam. Johann nikomu ani sowa o tym co ci tu powiedziałem.
Tak, bo mi jeszcze tylko tego brakuje by Hermenegilda głowę truła. Mam wystarczająca liczbę ludzi od tego tutaj. 
- Spokojnie, przecież mnie znasz i wesz, że ja nikomu ani słówka.
- Wystarczy mi, że tamte debile tylko by nas swatali.
- A wy się tak bronicie. Ale patrz! Z twoja miłością trafili, to i z Karola musi coś być na rzeczy.
- I co z tego, ale trafili jak i tak nic z tego nie wyjdzie.
- Pożyjemy zobaczymy – Johann podsumowuje nasza rozmowę, ale z taką pewnością w głosie jakby naprawdę wszystko miało się udać tak jakbyśmy wszyscy tego chcieli.


***


W końcu nie wiem, czy ten buloklepa jedzie jutro na zawody, czy nie. Kuba nic nie wie, a rano przecież nie było wiadome. Zresztą, rano nawet nie myślałam o tym, żeby się go o to pytać. Ale skoro twierdził, że może chodzić, a nawet samochód prowadzić więc pewnie pojedzie. Tyle spokoju co go nie ma przez te trzy czy cztery dni. No dobra, zadzwonię do niego, jeszcze nie ma dziesiątej to pewnie nie śpi.
- Ooo Karolka. A czemu to dzieciątko jeszcze nie śpi?
- A ty czemu? - grzeczne to może i nie jest ale cóż, czasem pytaniem na pytanie tez trzeba odpowiedzieć
- Pakuje się.
- Czyli jednak jedziesz?

- Jadę, jadę – odpowiada zadowolony Bartek. W sumie mi tez kamień z serca spadł, że to była naprawdę niegroźna kontuzja, która mija po kilku dniach
- Tyle spokoju co pojedziesz.
- No wiesz co!
- Oj no żartowałam.
- No myślę!
Panie Klusek, proszę mi się tu nie bawić w jakieś fochy czy cos.
- A jak ta noga. Przeszło całkiem?
- Praktycznie tak, ale spoko, nie z takimi problemami się jeździło na zawody.
Mogłeś sobie zaoszczędzić tego ostatniego zdania, bo mnie ono wcale nie uspokoiło, wręcz przeciwnie. Teraz będę tylko myślała kto z jaka kontuzja skacze. 
- A ty jak tam? Nie szumi za bardzo w główce.
Czy ja tu wyczuwam śmiech w pana glosie? Nieładnie, oj nieładnie tak się naśmiewać ze mnie, ze swojej najukochańszej koleżanki.
- Nie, czemu. Po jednym małym piwku?
- Jednym??
- Dobra dwóch, ale z sokiem to one nie były takie mocne.
- Dobra nie tłumacz się. Doskonale widziałem.
No nie, to on mnie szpieguje? Monitoring założył? I to bezprawnie? Bez mojej zgody. Oj panie Klusek, niech pan ze mną lepiej nie zadziera, bo się to dla pana źle skończy.
- A co ty sprawdzasz mnie ile wypije?
- Muszę o ciebie dbać.
- Ojej, jaki dobry buloklepa się znalazłmówię z pełną ironią w głosie. 
- Wspaniały lepiej brzmi.
- Taaa jasne. I co jeszcze do tego? Może tytuł najlepszego uklepywacza bul?
- Nie, podziękuje, taki zachłanny nie jestem.
- Ech Kłusek, Kłusek, co ja z tobą mam.
- Nie marudź, zawsze mogłaś trafić gorzej.
Oj nie byłabym taka pewna, ale nie będę go wyprowadzać z błędu. Niech ma ta satysfakcje, choć raz. 
- Powiedzmy, że tak. Dobrze, ja już nie przeszkadzam, śpij dobrze, nie tak jak dziś.
- Nie było tak źle. Nie pogniewałbym się gdyby się to częściej zdarzało.
To niby mi ma szumieć w głowie, a tu jednak on zaczyna bredzić i jakieś dwuznaczne propozycje rzuca.
- Ale masz marzenia buloklepo.
- Marzenia po to by je spełniać – stwierdza Bartek.
- Dlatego masz się spiąć i zimą zdobyć wreszcie te punkty, bo twojego morderstwa nie mam jeszcze na liście marzeń, wiec jeśli ci życie miłe, to jest to jedyna rzecz która może cię wyratować od wpisu na ta listę.
- To faktycznie, trzeba będzie się spiąć.
- Wiec idź już spać i wypocznij przed podrożą.
- Tak jest słoneczko.
Nie wiem czemu, ale w tym słoneczku, wypowiedzianym przez niego, jest coś tak uroczego, że pojawia mi się jakiś dziwny banan na twarzy.
- Skopcie tam tyłki tym Niemcom.
- Dla ciebie wszystko.
- Nie rób tego dla mnie tylko dla siebie. To ty masz czerpać przyjemność ze skoku i wygranej, a nie ja…
- Ale gdy widzisz kogoś, kto w ciebie bezgranicznie wierzy i rozpiera go duma, to ta przyjemność jest jeszcze większą.
W sumie to Bartek ma racje. Sama po sobie wiem, że sukcesy w szkole czy na uczelni stawały się jeszcze większe gdy rodzice i dziadkowie mogli komuś opowiedzieć o tym, bo byli tak dumni, że nie potrafili tego zatrzymać wyłącznie dla siebie i musieli się tym faktem dzielić ze światem. 
- Jednak nie zapominaj o tym, że to przede wszystkim ty masz się z tego cieszyć, nie ktoś inny tylko ty.
- Zapamiętam.
- Dobranoc – odpowiadam po chwili chcąc zakończyć rozmowę, jednak nie jest mi to dane.
- Karola! - Bartek odzywa się jeszcze w słuchawce.
- Tak?
- Ciesze się, że cię poznałem - odpowiada po chwili zastanowienia, a mi aż łezka po policzku spływa. Coś za bardzo emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzę. Starzeję się chyba.
- Ja też, Bartuś. Ja też.



______________________________________________________

Hej! Hop! Czołem!
Ups, ale się porobiło z tym naszym Bartusiem. Kto by pomyślał, że jedna noc doprowadzi go do takiego stanu. Biedactwo. Nie ma nic gorszego niż kochać się w przyjacielu. 
Tak, wiem. Bardzo to przemyślane pisać "opowiadanie" z perspektywy jednej osoby, a potem nagle wyjeżdżać z POVem Bartka. Miałam go usunąć, ale nie potrafiłam. Nie żeby ta scena była jakaś genialna (choć na moje talenty to w sumie nie jest taka zła), ale chyba tak będzie lepiej.
Więc teraz czekam na Wasze reakcje co do Kluski. Mam nadzieję, że nie liczycie, że w następnym rozdziale wyjawi jej miłość, wolałabym Was nie rozczarować ;)
Trzymajcie się cieplutko
Karolka :*

PS. Nie mam pojęcia co się porobiło z ta czcionką ;( 


2 komentarze:

  1. Jak obiecałam, przybywam pod wieczór!
    25 - faktycznie jubileuszowo :D. I oczywiście dziękuję za osobiste zaproszenie!
    Ona się koło niego budzi, zasypia, wręcz nie może się od niego uwolnić, a Ty nadal próbujesz nam wmówić, że to nic nie znaczy? Hm. Inna opcja jest taka że jest stlakerem/seryjnym mordercą, a ona mi się zdecydowanie mniej podoba.
    TU JEST CHEEEEEEMIAAAAAAAA! (tak, jestem Titus 2.0)
    Oj, Karolka, Karolka. Ty to zginiesz z tej miłości, oj zginiesz.
    25 rozdział i 25 urodziny Marcina. Przypadek?
    ...i czy to jest randka? Halo, kod czerwony, powtarzam, KOD CZERWONY. Panie Kłusku, kaj pan żeś jest? Babę ci rwą jak się patrzy, a ty nic!

    O, a cóż to za machniom? Patrzymy na świat bartusiowymi paczadełkami?
    Od razu widać, że zazdrosny! I prosze, męskie zwierzenia, o!
    TAAAAK OLAF NAJLEPSZY! <3
    Popełniłas błąd pokazując Kłuskową dusze, bo teraz już się niczego nie wyprzesz, NICZEGO!!!
    Oj Kłusku Kłusku... masz babo placek, no. Przecież ona cię udusi jak zaczeniesz jakieś bzdety o miłości gadać.
    Kamil jest świetnym przykładem uskrzydlającej miłości, oj tak.

    Jedzie na zawody, bedzie spokoju trochę XD
    Cóż to za dwuznaczne propozycje, hoho, rozhulał się nam chłopak!
    Ale punkty to mógłby jakieś uciułać, o.
    No, nagly POV to nie to co tygryski lubią njabardziej, ale faktycznie miło było przekonać się co tam Bartusiowi w duszy gra. No i się już z nich nie wyłgasz, przykro mi. Lecę po kiecę. Na wesele ichniejsze oczywiscie!
    Buziaki, E_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałam poprzednim razem osobiste zaproszenie? Obiecałam, więc słowa dotrzymałam :D

      Kurde, przejrzałaś mnie z tym seryjnym mordercą. Muszę chyba zmienić zakończenie na bardziej zaskakujące.
      Chemia? Ale ona jest wszędzie! Tlenki, siarczany i inne H2O ;)
      Kto jak kto, ale Karolka akurat wyjdzie z tego żywa, a na dodatek cała. Nie to co niektórzy ;)
      Z tymi liczbami tutaj to naprawdę czysty przypadek. Akurat tak trafiło, a świętowanie ćwierćwiecza bardziej mi się podobało niż żeby napisać 24 czy 26 urodziny :)
      I wcale to nie była randka (źle to sformułowałam, ponieważ od początku miało być wspólne wyjście kilku osób, ale źle to sformułowałam ;/ ). I póki co jeszcze nikt mu jej nie rwie. Choć może trochę ;)
      Taki zazdrosny, ale odpuszcza walkę walkowerem. A niby sportowiec, niby igrzyska mu się marzą a odpuszcza na starcie walkę o największe życiowe trofeum. I się potem dziwić, że klepie bule.
      Może bu i udusiła, ale czy to nie byłaby piękna śmierć? W imię miłości? A może by jednak przekonał Karolkę do swej racji?
      Te leki przeciwbólowe chyba tak na niego działają i bredzi od rzeczy.

      Wiem, że to ze względów artystycznych nie było zbyt pięknym posunięciem, ale nie byłam w stanie usunąć tej sceny. Poza tym teraz będzie ciekawiej gdy się będę nad nim pastwiła ciągle wrzucając mu Karolkę w objęcia, a biedny nie będzie mógł nic z tym zrobić :D

      Dziękuję za śliczny komentarz, choć myślała że wyżyjesz się na Bartku że jest taką ciapą i niezdarą życiową. Ale w sumie, na to też jeszcze przyjdzie czas.

      Ściskam mocno, Karolka :*

      PS. Co do sukni, to nie wiem czy jest sens wydać kasę w coś co będzie tylko wisieć w szafie. Chyba, że masz w najbliższym czasie inne wesele i chciałaś obskoczyć oba w jednej kiecce ;)

      Usuń