wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 10

Jak dobrze, że ten dzień już się skończył. Trzeba się spieszyć na busika, bo nie mam zamiaru czekać godziny. Ja chcę do domu!
- Karolina! Czekaj! – otwierając już drzwi słyszę, jak ktoś mnie woła.
- Ooo, Marcin. Przepraszam, nie zauważyłam cię.
- Nic się nie stało. Wychodzisz już?
- Albo dopiero. – Jak się udaje kilka dni wyjść wcześniej, tak dzisiaj niestety, karne pół godziny dostałam. - Jak z bratem? Nie mogłam się dodzwonić do ciebie, a cały dzień nie miałam jak zejść na dół i zapytać.
- Nie przejmuj się. A z Łukaszem coraz lepiej. Ciężko już było, ale na szczęście udało się go uratować.
- Będzie dobrze. – Odruchowo łapię go za rękę, żeby dodać mu trochę otuchy. Choć nie wiem, czy to coś da. – Zobaczysz.
- Dzięki. – Nie odpowiadam mu, tylko się uśmiecham.
- Przepraszam, ale muszę już lecieć, bo mi autobus ucieknie.
- No leć, leć. Pa, pa.
- Trzymaj się. Pa, pa. – Ruszam do drzwi wyjściowych.
- Karolina!
- Tak? – Odwracam się, a on pyta niepewnie.
- Umówimy się jeszcze kiedyś? – Żebyś mi znowu zadawał głupie pytania?
- Mam nadzieję, że tak. – Wreszcie i on się uśmiecha. – Lecę. Pa, pa.

***

Uwielbiam lato. Kocham słońce i ciepełko, no ale bez przesady. Trzydzieści stopni w cieniu po godzinie siedemnastej to chyba jakieś szaleństwo. Tu nie tropiki, tylko szara polska rzeczywistość. Tu ludzie nieprzyzwyczajeni, że się rozpływają na ulicach. Lekcje z geografii nieodrobione przez Matkę Naturę. Oj, nie ładnie, nie ładnie, droga mateńko, tak się bawić ze swoimi dzieciątkami kochanymi.
Topię się tu na tej ulicy, bo przecież nawet jednego maleńkiego drzewka nie może być przy tym chodniku, bo po co komu cień. No, po co? Boże drogi, zbaw i ześlij tu jakieś drzewo, albo jakiegoś przystojniaka, co mnie chociaż do centrum podwiezie. Błagam!
Nagle słyszę głos klaksonu i samochód, który zatrzymuje się obok. Nie wierzę w to, co widzę. Może nie przystojniak, ale Oluś mój kochany ma wolne miejsce w aucie. Niech mnie pod jakiś kościół podwiezie, trzeba podziękować komuś na górze za ten cud.
- Karola! – Zniszczoł wychyla głowę przez szybę i mi macha. - Wsiadaj. Podwożę tych nielotów na dworzec, to i ciebie podrzucę.
- Wielkie dzięki.
- Poznaj Grześka, Titusa – moi współpasażerowie z tylnych siedzeń szczerzą swe ząbki niczym Justyna Kowalczyk po zwycięskim biegu. Tylko ona ma co pokazywać, a panowie… przemilczmy. - A Biegunkę już znasz.
- To znaczy ja mam na imię Krzysiek – odzywa się starszy z braci siedzący bliżej mnie. -  Ale oni mnie nazwali Titus.
- Człowieku! Takich pierdół to ty jej nie tłumacz, bo ona wie więcej o skokach niż my wszyscy tu razem wzięci.
- Nie przesadzaj, Oluś. Aż taka dobra to nie jestem.
- A to ty jesteś ta koleżanka Kusego?
- Ta koleżanka? – Spojrzałam na nich z ciekawskim wzrokiem. Ciekawe tematy widzę poruszają na treningach. A potem się człowieku dziw, że słabo idzie.
-  No, opowiadał nam trochę o tobie. I Szybki też wspominał.
- Miło wiedzieć, że mnie obgadujecie. – Udaję urażoną, a mam coraz większe doświadczenie. Tym skutkuje zbyt długie przebywanie z tym buloklepem Kłuskiem
- Karolcia, nie obrażaj się. Nic złego o tobie nie mówili. Nie złość się na nas. Karolciu. – Jak on ma uroczy głosik, jak mówi takim błagalnym tonem. No serce ci topnieje jak go słyszysz, i nie ma bata. Musisz mu wybaczyć nawet i morderstwo bezbronnej żabki, którą przejechał samochodem.
- Grzesiu, błagam, tylko nie Karolcia. Ale w sumie ciekawe, co oni mogli wam o mnie mówić, skoro niby nic złego nie powiedzieli. Hmm, jak mam na imię i że mieszkam u Agi. Więcej chyba nie.
- Wspomnieli jeszcze, że przyjechałaś na staż, czy coś takiego.
- No, na staż.
- A oto, Dworzec Centralny w Zakopanem, proszę państwa. Należy się tysiąc pięćdziesiąt siedem złoty i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy od osoby.
- Ile?!! – Miny Miętusków bezcenne.
- Bardzo dziękuję panu, panie szoferze. Za mnie zapłacą ci mili panowie. Pa, pa, dzióbki. – Wysiadam z samochodu i ślę im całuska. Przymykam drzwi i wchodzę do autobusu, który już podjechał. Ten Zniszczoł to mi z nieba spadł.
- Bartek miał rację. Na serio fajna z niej dziewczyna.
- I do tego ładna. – Rozmarzonym głosem wzdycha Grzesiu.
- Oj, Miętusy, Miętusy. Ona nie dla was. Widzieliśmy z Olkiem, jak z Bartkiem gada. Oni są z jakiejś innej planety. Ciągnie ich do siebie. Zobaczycie, że oni będą razem.
- Ciekawe kiedy. Ona nie z takich co chybko się zakochują. – Titus wygląda przez okno i macha do mnie.
- Zakład? – Rzuca nagle Biegun.
- O co? – A reszcie długo nie trzeba powtarzać. Hazardziści.
- O flaszkę, że do wesela Olka będą parą.
- Oj, widzę, że szkoda ci kasy Biegunka. Spokojnie, napijemy się razem.
- A ty do kiedy obstawiasz, Titusku?
- Do końca wakacji.
- Grzechu przecinaj.
- A jak nie będą w ogóle? – Zainteresował się Olek.
- To stawiają nam flachę. Tobie za udostępnienie miejsca do zakładu, a mi za przecięcie.
- Chciałbyś braciszku.
Krzyśki podają sobie dłonie, a Grzesiek zdecydowanym ruchem przecina zakład.
- Dobra, idziemy panowie, bo nam autobusik odjedzie, a nie mam zamiaru czekać na następny. Dzięki za podwózkę. Na razie.
- Nie ma za co. Cześć.

***

- Czy można się do pani dosiąść? – Nie myślałam, że będą ze mną jechać. Ciekawe o czym jeszcze tyle gadali w samochodzie. A może oni mnie prześladować zaczęli? Kłusek im czegoś naopowiadał, a ja muszę cierpieć.
- Ależ oczywiście, panie Titusie. – Lepiej nie ryzykować odmową. Nie wiadomo, co takiemu do głowy może strzelić. - A zapłacił pan za mój rachunek w taksówce?
- Ależ oczywiście, madame.
- Oj, chłopaki, chłopaki. – Wzdycham kręcąc tylko głową. - Wy na serio jesteście stuknięci.
- Kto normalny skacze na dwóch deskach? – Z siedzenia przed nami odwracają się  Biegun i Grzesiu.
- A kto normalny to ogląda?
- Dzięki, Grzesiu. Wielkie dzięki.
- Do usług. – I znowu się szczerzy niczym głupi do sera.
- Ty jesteś z Kielc? Tak? – To i takie szczegóły już znają? Pytanie, czy to Kłusek czy obczajanie na fejsie było.
- Z okolic.
- Pamiętasz, braciszku, jak byliśmy ze dwa lata temu, na weselu pod Kielcami, u Norberta?
- Niestety tak. – Mina Krzysiowi rzednie. Chyba miłych wspomnień nie ma z tego wesela.
- To to wesele, co wtedy Titus wrócił z podbitym okiem?
- To to.
- O kogo się pobiłeś? – A co? Tylko ja mam być tu obiektem zainteresowania i wszystko mówić. Też się chcę czegoś więcej o nich dowiedzieć, niż jest w Wikipedii.
- O starszą, a w sumie to jej siostrę.
- Raczej to jego pobili, bo on nie był w stanie. Taki pijany, ze ledwo na nogach stał.
- Ale jak, że o starszą, ale nie o nią?
- No, bo ta starsza, miała siostrę bliźniaczkę. I na tym weselu miały bardzo podobne sukienki, uczesane były podobnie. I ta siostra wpadła w oko Krzyśkowi. Tylko, że po północy, to on nie mógł ich od siebie odróżnić. Ja mu się nie dziwię, też mi się zlewały. A ten był już tak napity i zamiast do tej siostry, to podszedł do starszej. I zaczął się do niej przystawiać. A ona miała chłopaka.
- Narzeczonego. – Warczy starszy z Miętusów, masując sobie czubek głowy. Czyżby na wspomnienie tej cudownej nocy, zabolał go jakiś guz?
- Nawet narzeczonego. I jak tamten to zobaczył, to jak nie przylał Krzyśkowi w łeb, tak potem miesiąc mu śliwa z oka nie schodziła.
- Ała. Musiało boleć.
- Jak cholera.
- Wyrażaj się przy kobietach.
- Nie no, spoko. – Grzesiu, jak byś ty wiedział, ile jak takich pięknych słów się czasem usłucham na uczelni, to o jednego takiego kwiatuszka naszej polszczyzny nawet byś sobie głowy nie zawracał.
- Żebym ja, młodszy, uczył ciebie kultury. Co to się na tym świecie dzieje.
- Panowie, zbierać się. Wysiadamy! – Biegun niby najmłodszy, a jak za komendanta u nich robi. To dopiero się porobiło na tym świecie. Ale w sumie z największymi sukcesami. W końcu wygrana w Pucharze Świata jest. Nikt nie może tego podważyć. Sam pan Hofer to potwierdził przecież.
- Miło było poznać, madame. Do zobaczenia w sobotę. – Titus wstaje i na do widzenia nawet mi rękę całuje. No, no, no. Tego to się nie spodziewałam po nim.
- Ale…
- O dwudziestej w remizie. – Dorzuca swoje trzy grosze Grzesiu.
- Ale...
- W domu kultury i rekreacji. – Poprawia go najmłodszy kolega.
- A, no tak. Zapomniałem, że nazwę zmienili.
- Starość nie radość.
- Biegunka!
- Chłopaki, ale…
- Do zobaczenia. Hej!
- Al … Ale ja nie idę w sobotę na wasze imieniny. – Szkoda tylko że mówię to sama do siebie, bo oni już tego nie słyszą. Tak możesz sobie pogadać z naszymi orzełkami.

***

Oglądamy sobie z Agą jakąś komedię. No, bo co mamy robić wieczorem, same w domu? Nie ma nic, a tu się jeszcze na burzę zanosi, choć jak Aga twierdzi, chmury tylko postraszą i nic z tego nie będzie. I nagle dzwoni mój telefon. Spoglądam na wyświetlacz, i aż mnie zaskakuje widok dzwoniącego. Chyba drugi raz, odkąd się znamy, będziemy gadać przez telefon.
- Śpisz? – Po co język sobie strzępić na jakieś dobry wieczór, jak minął ci dzień.
- Oszalałeś?! Nawet dwudziestej jeszcze nie ma.
- To świetnie. A robisz coś ważnego?
- Yyy, nie.
- To błagam cię, ratuj mnie! – Przerażający głos, po drugiej stronie telefonu, raczej nie wróży nigdy nic dobrego.
- Coś się stało?
- Proszę, przyjdź do mnie jak najszybciej.
- Ale co się stało? Bartek! – Łudź się, łudź, ze dostaniesz jakąś konkretną informację.
- Ratuj mnie. Błagam!
- Ale… - W słuchawce słyszę tylko „pi, pi, pi”.
- Rozłączył się. – Rzucam, nieco zdezorientowana rozmową z buloklepem, telefon na kanapę.
- Co chciał?
- Nie wiem. Najpierw normalnie gada, a potem błaga mnie, żebym go ratowała.
- Nie powiedział o co chodzi?
- Właśnie nie. Pójdę do niego. Zobaczę, co ten buloklep zrobił, że teraz potrzebuje mojej pomocy.
- Zadzwoń jak zobaczysz co się stało.  I jakby posiłki były potrzebne.
- Mam nadzieję, że nie.

***

Hmm. Dom wydaje się cały. Przynajmniej z zewnątrz. Wokół też niczego podejrzanego nie widzę. O! Jest pierwsza pułapka. Zamknięte jak nigdy. Trzeba pukać.
- Cieś. – Drzwi otwiera mi jakiś mały chłopiec. Zaraz, zaraz. Skąd u Kłuska małe dzieci. Przecież ono ma góra ze trzy latka.
- Cześć. Jest Bartek?
- Chodź. – Ciągnie mnie za rękę do środka i krzyczy na cały dom – Wiujek!
- W kuchni jestem! – Zdejmuję buty i wchodzę do kuchni.
- Cześć, ślicznotko – mówię do dziewczynki, która siedzi na kolanach Bartka. Co ten pajac jej zrobił, że tak płacze. Nauczka na przyszłość. Kłusek plus dzieci równa się wielka afera. – Czemu płaczesz?
- Bo… wujek… nie chcie źlobić naleśników.
- Powiedz, że umiesz robić naleśniki. Błagam. – Widział ktoś kiedyś oczy błagającego o wodę na pustyni? Albo skazańca, któremu zakładają sznur na szubienicy? No, to podejrzewam, że ich błagalny wzrok, o to by ich uratować przed śmiercią, wiele się nie różnił od tego Kluskowego teraz.
- A ty nie umiesz?
- Coś mi nie wychodzi. – Krzywi się, wskazując na rozstawione po całej kuchni miski. Ciekawe, kto to będzie sprzątał. Na pewno nie ja. - Błagam, ratuj mnie.
- Oj, Bartek, Bartek. Znaj moje dobre serce.
- Serduszko ze szczerego złota. – Kręcę  tylko głową z politowaniem nad jego nieudolnością. – Lenka, idź z Tokiem namalować cioci obrazek, a ja pomogę jej tu z tymi waszymi naleśnikami.
- Tylko się nie ciałujcie.
- Lenka, jak można się całować z chłopakiem, który nie umie robić naleśników?
- Ciocia Kasia, to jak przichodziła, to cialy ciaś chciała cialować wujka. I się przitulać. A ja teź chciałam, bo ja wujka Baltka lubie, a ona mi nie poźwalała. – Żali się to zapłakane maleństwo tak, że aż mi się płakać chce.
- Nie dobra była ta wasza ciocia Kasia.
- Baldzio niedoblia. Kiedyś popsiuła mi tlaktola i krzyciała na mnie.
- Ale juź nie jeśt nasią ciocią. I dobzie. – Oj, widzę, że najbardziej zadowolone z tego rozpadu małżeństwa były dzieciaki. Swoją drogą, wyglądają na parę niezłych agentów.
- Mnie się nie musicie bać. Ja ani nie będę wujka całować, ani przytulać. Zabawek też postaram wam się popsuć.
- No dobra, zmykać już stąd, bo nie będzie naleśników.
- Juź idziemy. Chodź, Tomek. – Lenka ciągnie chłopczyka za rękę do salonu, a my z Bartkiem zostajemy sami w kuchni, która przypomina pobojowisko po huraganie.
- Ej, co to za dzieci? Nie chwaliłeś się, że jesteś ojcem. – Oczywiście, musi to najpierw skomentować, swoimi dziwnymi minami, a potem dopiero wyjaśnia, o co chodzi.
- Bo to nie moje. Szymka – brata mojego – bliźniaki. Tomek i Milena, ale mówimy na nią Lenka.
- Bliźniaki? Nigdy bym nie powiedziała.
- Dwujajowe, czy jakoś to się tam nazywa.
- Daj mąkę. A czemu ty z nimi sam siedzisz? Gdzie rodzice?
- Zmarła babcia Anki – żony Szymka – no, i pojechali z nimi na pogrzeb. Niby jutro jest, ale to za Wrocławiem, to by w środku nocy musieli wyjeżdżać, a tak to się u jakiejś ciotki mają przenocować. A ja zostałem niańką.
- Biedne dzieci.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nie.
- Mam nadzieję.
- Idziesz z kimś na te imieniny? – Chyba takiego pytania się ode mnie nie spodziewał, bo zanim odpowiedział minęło kilka sekund.
- Nie.
- To mam do ciebie interes.
- Ooo! Jaki?
- Nie do odrzucenia.
- Mów jaki. – A co się tak pan niecierpliwi, panie Klusek. Gdzie panu tak śpieszono, co?
- Pójdę z tobą w sobotę…
- Wiedziałem, że się w końcu zgodzisz. – Takie cieszynki to ja chcę widzieć zimą na skoczni. I to w Pucharze Świata, a nie nędznym Kontynentalu.
- Po warunkiem!
- Jakim? – Posmutniał troszkę. Oj, wystraszyłeś się?
- Ty pojedziesz ze mną na wesele mojego kuzyna. Sprawdziłam, nie ma wtedy ani PK, ani Grand Prix, a do FIS Cupu, to cię raczej nie wezmą, bo to za wysoki poziom dla ciebie.
- Ha, ha, ha. Śmieszne. Ale dobra, pojadę, pod jednym warunkiem.
- Cooo??!! – Ej! Buloklepie! To ja tu stawiam warunki.
- Też mam warunek. Pójdziesz ze mną na wesele Olka.
- Pod warunkiem, że założysz zwykły, czarny garnitur, a nie jakieś nie wiadomo co.
- A ty nie założysz szpilek.
- No doooobra. – Udaję, że mi to trochę burzy moje wizje, ale w sumie i tak bym ich nie założyła. Nienawidzę szpilek. Bo wtedy wszystkie chłopaki to takie krasnoludki przy mnie.
- No to mam dwie rzeczy załatwione. Super. A czemu nie idziesz z Marcinem? Jeśli można wiedzieć.
 - Ten brat miał wypadek. Nie chcę go ciągać jeszcze tyle drogi. Cały czas i tak przesiaduje w szpitalu. A po drugie, sama nie wiem, czy bym chciała z nim iść.
-  A ze mną chcesz?
- O dziwo tak. Nie wiem, dlaczego z takim psychopatą chcę, a z normalnym człowiekiem nie. Może dlatego, że ciebie lepiej znam i nasze relacje są inne niż z Marcinem. Nie mam pojęcia. Ale pojedziesz?
- No jasne. Jak nie ma konkursów i nie jest to pod koniec września, bo wtedy ma być jakiś obóz zagranicą.
- Siedemnasty sierpnia.
- No to spoko. Będzie zabawa. – O nie! Co ja zrobiłam. Chyba skazałam się na piekło na ziemi.
- Ej! – Leję go ścierą po łapach, gdy zabiera kolejnego już naleśnika z talerza. – To mało być dla dzieci.
- Muszę najpierw ja spróbować, czy nie dodawałaś tam jakiejś trutki, czy coś.
- Osz, ty! Tak mi się odwdzięczasz?
- Oj, przepraszam. Nie złość się! – Oj, nie, kochaniutki. Nie będzie tak łatwo. – No masz całusa na przeprosiny. – Ty mi całusa, a ja tobie ciasto na nos. – Ej! – Nie burzyć mi się tu.
- Nie marudź, tylko wołaj dzieciaki.

Fantastyczne te dzieciaki. Gadułki małe kochane. I tak jeszcze sepleniące słodko. Mogłam pracować w przedszkolu, ale mamusia mi ten pomysł wybiła z głowy. Gdzie ty znajdziesz robotę po pedagogice, jak dzieci coraz mniej i szkoły zamykają.
- Ja juź nie mogie. – Tomek odsuwa talerz od siebie głaszczę się po pełnym brzuszku.
- I ja teź.
- No to co, dzieciaki. Wujek sprząta, a my idziemy oglądać bajkę?
- Sam? Nikt mi nie pomoże?
- Nie. Chodź ciocia. – Oba małe szkraby ciągną mnie za rękę do salonu.
- Sprzątaj, sprzątaj.

Rozłożyliśmy w salonie sofę i położyliśmy się we trójkę. Smerfy. Ach, jak ja dawno tego nie oglądałam. A jak byłam mała, to była moja jedna z ulubionych bajek. Razem z Gumisiami i Niedźwiedziem w dużym niebieskim domu. Tylko jak się to nazywało? Starość nie radość. Skleroza już mnie bierze.
Już po dziewiątej. Niech usną i zmywam się do domu. Chyba ten buloklep już sobie z nimi poradzi. Choć po nim bym się wszystkiego spodziewała.

- Małpki moje kochane padły – wzdycha Bartek wyłączając telewizor.
- Wujek.
- Co tam?
- Fajna ta twoja nowa dziewcinia.
- Tomuś, ale to nie jest moja dziewczyna. To tylko koleżanka.
- To sie z nią nie nie ozieniś?
- Śpij, Tomuś. Śpij.
Przykrywa nas kocem i całuje dzieciaki w czoło.
- A ja? – mówię przez sen.
- Ty też. – Odgarnia włosy z mojego czoła i całuje. – Śpij dobrze, ciociu.
- Ti też.  Wujaśku.


__________________________________________________________

Hej, cześć, czołem :D 
Witam Was, niejako z jubileuszowym rozdziałem. W końcu stuknęła nam okrągła liczba :D A poza tym, dzisiaj mija rok od kiedy zaczęłam to "tworzyć". Nie myślałam wtedy, ze się to aż tak bardzo rozwlecze :D Ale spokojnie. Tylko 45 rozdziałów wyjdzie z epilogiem. Może dacie radę wytrzymać :D
Jak zwykle nic sensacyjnego się nie wydarzyło. No może poza tym, że mamy nowych bohaterów. Oj niektórzy nam odegrają ważną rolę w całym tym "arcydziele" . Namieszają nieźle w życiu naszej biednej Karolki. Ale cóż, tacy są już ludzie. Wpadną w nasze życie i wywrócą je do góry nogami. Ale koniec o przyszłości, bo zaraz wszystko zdradzę, a jednak wolałabym choć troszkę ciekawości co do przyszłych rozdziałów w Was zostawić.
Ostatnio marudziłam, że było strasznie nudne, no to mnie teraz zaskoczyłyście i pobiłyście rekord wyświetleń. Nawet nie wiecie ile frajdy to sprawia widząc taką liczbę wejść. To może jak marudzenie na wyświetlenia pomogło, to może jak pomarudzę na komentarze i będzie ich więcej? ;) Piszczcie nawet to, że dotrwałyście do końca rozdziału. Co dodać, kogo rozbudować, a o kim chciałybyście zapomnieć, ze istnieje w świecie Karolki. Co tam Wam przyjdzie do głowy. Dobrze wiecie, że to motywuje nieźle do dalszej pracy ;)
I na koniec, takie male refleksje po konkursie. Kamil jesteś mistrzem. Ja po dwóch konkursach bym pewnie rzuciła wszystko w c*****e, a Ty masz jeszcze siłę użerać się z dziennikarzami, którzy nie obrażając nikogo, ale ostatnio lecą po równi pochylej w dół. I wierze, ze jeszcze nie raz zobaczymy Kamila nie tylko w top10, ale znów z głową uniesioną do góry z "Mazurkiem" na ustach. Ja Wam to mówię! Jeszcze będziemy mieć wszyscy z niego pociechę, a wtedy ten kryzys to będzie tylko historią, o której wszyscy zapomnimy. I tylko takie widoczki jak ten poniżej będziemy pamiętać.
A za dziś gratki dla Stefcia i Dawida. Oby tak dalej panowie, to może miła niespodzianka w Wiśle? 
A! I dla tego naszego buloklepy oczywiście tez oklaski. Fajnie się ogląda swojego na podium. Nawet w COCu. Szkoda trochę niedzieli, ale jednak 8 miejsce tez fajne. Powodzenia Bartek w Niemczech. A Wisła, to wiadomo co będzie ;) 
Już kończę, te moje monologi ;)
Dobranoc :*




6 komentarzy:

  1. Znalazłam tego bloga dzisiaj, a właściwie to wczoraj, bo jest kilka minut po północy.
    Strasznie się cieszę, że Karolina zgodziła się iść na imprezę do Krzyśków, których uwielbiam.
    Kocham te dzieciaki, są strasznie urocze, tak jak Miętusy i Biegunka, którzy wspólnie wygrali ten rozdział.
    Jak Bartek zadzwonił do Karoli to ja myślałam, że coś bardzo poważnego się stało,a to okazało się, że buloklep nie potrafi robić naleśników. Przez Ciebie jestem głodna.
    Również jak ty jestem pod ogromnym wrażeniem jego wytrałości i mam ogromną nadzieję, ba, ja jestem pewna, że Kamil wygra nie jeden konkurs.

    Pozdrawiam oraz życzę dużo weny.
    GosiaczeK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karola wyczuła w tym interes, więc się zgodziła :D Pisanie scen z dzieciakami to jedna z lepszych rzeczy w tym opowiadaniu, więc cieszę się bardzo, że Ci sie spodobały ;)
      Miętusy i Biegunka urocze? Haha, ciekawe czy zmienisz zdanie w przyszłości ;p
      Ale czy brak umiejętności w przyżadzaniu naleśników mając na głowie małe dzieci nie jest istną tragedią? Dla naszego buloklepy niestety tak. Hehe, przepraszam za to burczenie w brzuchu ;p
      Kamyk, nasz Kamyk. Echh wróci. Wierze w to mocno. Przecież trzeba sto razy przegrać, żeby raz wygrać ;)

      Całuski i mam nadzieję do zobaczenia wkrótce ;)

      Usuń
  2. Hej!!!
    Nadrobiłam zaległości!
    To opowiadanie jest cudowne, a jego tytuł powinien brzmieć - "Życiowe przypadki buloklepa i bandy."
    Ale wracając do opowiadania "Bez tytułu" to postać Karoli jest normalnie boska. Super dziewczyna i bardzo pasuje do Kłuska, którego swoją drogą nawet lubię.
    Mam podobne przeczucia co Biegunka i Miętusy względem Karoli i Bartka.
    Pasują do siebie jak puzzle, jedno dopełnia drugie.
    A co do rozdziału? Dzieciaki najlepsze!!! No i oczywiście brak umiejętności wujka Bartka co do przyrządzenia naleśników, oczywiście miejsce drugie. Najniższy stopień podium dla Miętusów.
    Kochana z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    I tak jak ty wierzę mocno w powrót Kamila do szczytowej formy, jednak trzeba zauważyć, że wielu z kadry Maciusiaka osiąga rezultaty jakich nigdy wcześniej nie osiągało. Takie delikatne światełko w tunelu. Ale w Wiśle będzie super! W końcu będą skakać u siebie!
    Pozdrawiam Cię kochana i życzę dużo weny.
    Zapraszam Cię do mnie w wolnej chwili.
    Całuski ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeeeej! :D
      Tytuł, hmmm całkiem fajny, może pomyślimy o zmianie ;)
      No dobrali się we dwoje fajnie. A podobno przyjaźń damsko-męska nie istnieje ;)
      Dzieciaczki są kochane. One jeszcze nie raz się nam pokażą ;) A do wujka, nie ma co się przyznawać w piaskownicy :P
      Miętusek jest kochany, o nim będzie coraz więcej, i więcej :D

      Co do Twojego bloga. Czytałam dwa pierwsze rozdziały - genialne, do trzeciego mam nadzieje, ze zdążę zanim wstawisz czwóreczkę ;)

      Całuski :*

      Usuń
  3. Okej, dotarłam.
    To chyba mój pierwszy komenatrz tu, huh? Bo miałam skomentować juz dawno i zapomniałam :(
    Jeśli pierwszy to podsumuję całość - pomysł masz bardzo ciekawy, choć niektóre sytuacje traktujesz nieco po macoszemu, a inne sceny są jakby ciut sztuczne. Ale z notki na notkę robi sie coraz lepiej.
    A Karolina to fajna dziewczyna :D. Pasują do siebie z Bartusiem, oj pasują. Coś czuję, że i tak pójdzie na tę imprezę i jeszcze sie będzie dobrze bawić.
    A dzieciaczki mnie kupiły totalnie.
    No, to czekam na kolejne Twoje pomysły :D
    Weny, powodzenia, na naszym wiatru pod narty!
    E_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka :D
      Nie czytaj 11! Bo przeczytasz i już nie wrócisz do mnie ;/
      Początki były strasznie trudne. Niby to teraz poprawiam, ale zbyt wiele nie da się uratować niektórych rozdziałów.
      Pójść pójdzie, ale czy to będzie taka super zabawa? No nie wiem, nie wiem ;/ A Bartuś to dobry przyjaciel, i tyle.

      Całuski i zapraszam na kolejne rozdziały :)

      Usuń