piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 9

Siedzę z Agnieszką w jej pokoju, a ta bawi się moimi włosami. Znaczy się próbuje jakoś uczesać te niesforne kudły. Dobrze, że fryzjerka w domu, to człowiek będzie jakoś wyglądał wieczorem.  W końcu się na randkę umówiłam, co nie? Raz na jakiś czas i ja muszę wyglądać jak laska do wzięcia. 
- Hej, dziewczyny. – Wpada do nas Kuba. Oczywiście bez pukania ,czy coś. Faceci. - A co ty, Karoli już próbną fryzurę przed sobotą robisz?
- Jakbyś nie zauważył, to dzisiaj jest sobota. – mówię do niego z ironią.
- No, wiem przecież. Ale ja mówię o przyszłej sobocie.
- A co ma być w przyszłą sobotę?
- No jak to co. Imieniny chłopaków.
- I co z tego?
- No, w sumie to nic. Tylko wy, dziewczyny, to przed każdym głupim wyjściem z domu pół dnia siedzicie przed lusterkiem, a przed jakąś imprezą to już od tygodnia się szykujecie. – Wielki znawca kobiecej natury się znalazł. 
- Spokojnie. Aga zaczyna od jutra.
- A ty? – pyta zaskoczony moją obojętnością. 
- Co ja?
- A ty nie?
- A z jakiego to niby powodu?
- Nie ruszaj się! – krzyczy Aga, przy okazji wbijając mi wsuwkę w skórę głowy. 
- No, bo przecież też jesteś dziewczyną z tego, co wiem. – Kubuś, Ameryki to ty nie odkryłeś.
- No, jestem, ale co to ma do przyszłej soboty i imienin chłopaków?
- Przecież idziesz z Bartkiem. 
- Ooo, świetnie! Nie będzie mu smutno jak z kimś przyjdzie. – I jeszcze ona?!
- Ale ja z nim nie idę!
- Że co?! – Pasują do siebie. To trzeba im przyznać. Świetny chórek dwuosobowy.
- Że to!
- Czemu niby nie pójdziesz? – Dwoje na jednego? To nie fair.
- Bo to jest zbyt prywatna impreza, żebym ja tam szła. Nie znam przecież chłopaków…
- To ich poznasz. Jeszcze jakiś problem? – Jaka mądra się znalazła. 
- A to, że tam się wszyscy ze wszystkimi znają? A ja znam ich trzech i jeszcze Agatę, Olka?
- No to jest nas już szóstka.
- Ale ja tam będę jak piąte koło u wozu. Będę siedziała i głupio się uśmiechała, jak wy będziecie rozmawiać o swoich sprawach.
- Nie przesadzaj.
- Aga, postaw się w mojej sytuacji.
- Okej. Jestem wielką fanką skoków i tych buloklepów. Jeden z nich zaprasza mnie, żebym poszła z nim na imieniny trzech innych buloklepów. Na tej imprezie ma być połowa polskich nielotów. I ja mam się zastanawiać, czy iść? Oczywiście, że idę. Choćby po to, żeby ich z bliska zobaczyć.
- Przyznawać się! Bartek was nasłał?
- Nieee!
- Yhy. Bo uwierzę. 
- No, ale na serio. Ty mi nic nie powiedziałaś, że cię zapraszał. Teraz się dowiedziałam, że z nim idziesz.
- Nie idę!!!
- Idziesz, idziesz.
- Zwiążemy cię z Agą i siłą zaciągniemy. – Zabiję tę Kluskę za to, że ich nasłała na mnie. Przyrzekam, że zabiję. Uduszę i zakopię e w lesie. 
- Bardzo śmieszne. Bardzo śmieszne.
- To wcale nie miało być śmieszne. Zobaczysz, że jak nie z własnej woli tam pójdziesz, to my cię siłą zaciągniemy.
- Yhy. I co jeszcze?
- I będziesz się z nami świetnie bawić.
- Na razie to ja mam zamiar dzisiaj świetnie się bawić. Więc …
- A to dlatego tyle ceregieli z tymi włosami. Jak ja was nie rozumiem. Nie możecie normalnie ich spiąć, albo rozpuścić, tylko cuda z nich wyprawiacie.
- Nie! – Damska solidarność.
- A co nie podoba ci się ten cud stworzony moimi prywatnymi rączkami?
- Nie no, fajny, ale wygląd to nie wszystko. – I to niby mówi facet?! Nie no nie wierzę w to, co słyszę. Niech mnie ktoś uszczypnie. Facet mówiący, że wygląd to nie wszystko? Czyli jednak jeszcze tacy istnieją na tym świecie?
- Ale oczy są na zewnątrz, a serce wewnątrz, i wy …
- Ja lecę, bo zaraz Bartek przyjedzie, a wy się nie pokłóćcie.
- A gdzie ty się wybierasz, jeśli można wiedzieć? – Kubuś, mamusia nie nauczyła, że nie ładnie być ciekawskim?
- Na randkę.
- Z Bartkiem? – A co to już innych facetów w Zakopanem nie ma, tylko Bartek?
- Nie. A w sumie to tak. Ma mnie podwieźć do Zakopca, bo po coś jedzie i mnie weźmie przy okazji.
- A już myślałem.
- Coś za dużo ostatnio myślisz kochanie. 

***
Wychodzę z pokoju i słyszę, że Bartek jest już na dole. Miał sms’a wysłać jak będzie z domu wyjeżdżał. Niech mi tylko teraz nie marudzi, że musiał na mnie czekać. 
Schodzę na dół i witam się z Bartkiem, a nasze gołąbeczki oczywiście nie mogły powstrzymać się od głupich uśmieszków. Niech się lepiej sobą zajmą, a nie wpychają nos tam, gdzie nie trzeba.
- Tak w ogóle to świetnie wyglądasz. – mówi gdy wsiadamy gdy już siedzimy w samochodzie.
- Dziękuję.  – Uśmiecham się na mile słowa. 
- A co z przyszłą sobotą? My…
- Nie udało wam się.
- Jakim nam? Co się nie udało? – Udaje mocno zdziwionego.
- Nie namówili mnie, choć mocno się starali.
- Ale kto? – Udawanie, ze nie wie o co chodzi nieźle mu idzie, ale mnie nie nabierze.
- No kto? Kuba z Agnieszką.
- A co oni mieli do tego?
- Dobrze wiem, że ich na mnie nasłałeś. A przynajmniej Kubę.
- Nie prawda.
- Nie, wcale.
- Nie wierzysz? – pyta dławiąc w sobie śmiech.
- Nie.
- To uwierz.
- To przestań się śmiać.
- Czyli wpadłem?
- I to po uszy.
- Ale na pewno nie pójdziesz? Proszę. – I robi oczy à la kot ze Shreka. I trzeba mu przyznać, że wychodzi mu to słodziuśko, ale moje serce jest z kamienia.
- Patrz na drogę!
- Ale proszę, proszę, prooooszę.
- Bartuś. Przepraszam, ale nie.
- No to wysiadaj.
- Czemu?
- Wysiadaj. – Patrzę na niego, a on się śmieje nie wiadomo z czego. – Jesteśmy na miejscu.
- Już?
- No, już.
- O matko! Szybko. Dzięki, Bartuś, Jesteś kochany. – Odpinam pasy i całuję go w policzek, a on się troszkę rumieni.
- Oj, nie ma za co. Od czego ma się przyjaciół. Baw się dobrze.
- Dzięki. Pa, pa.
Wysiadam z samochodu i patrzę jak odjeżdża. Trochę mi się głupio robi, że z nim nie idę na te imieniny, no, ale nie mogę. Po prostu nie mogę.
- Hej, piękna. – Słyszę w uchu glos Marcina, który zaszedł mnie od tylu.
- O, matko kochana! Przestraszyłeś mnie.
- Sorry, nie chciałem. Przepraszam.
- Spoko. Wybaczam. – Tak przy bliższym spotkaniu, to Marcin całkiem niczego sobie facet. Karolina, spokojnie. Tylko nie rób głupstw.
- To co, wchodzimy? – pyta po chwili.
- Jasne.
- Zapraszam. Panie przodem.
- Dziękuję.  – I do tego dżentelmen. 

***

- Marcin! – Muszę krzyczeć, bo nic nie słychać przez tę muzykę.
- Co?!
- Możemy wyjść na zewnątrz?
- Jasne!
Przedzieramy się przez tłum ludzi tańczących na parkiecie, i wychodzimy z klubu. Stoję przed wejściem i głęboko oddycham. 
- Powietrze. Tego mi było trzeba. – mówię po kilku głębszych oddechach.
- Ej wszystko w porządku? Strasznie blada jesteś.
- Tak, tak. Wszystko okej. Musiałam wyjść na zewnątrz, bo w środku było strasznie duszno.
- Może wody ci przynieść? – pyta zatroskany i trochę chyba przerażony moim widokiem.
- Nie, dzięki. Nie trzeba. – Powoli dochodzę do siebie. Bo szczerze to prawie bym tam zemdlała, ale się przecież nie przyznam – Moglibyśmy się przejść?
- Jasne. Pokażę ci takie fajne miejsce, z którego widać całe Tatry.
- Świetnie. 

Szliśmy przez puste uliczki Zakopanego rozmawiając o wszystkim i o niczym. Taka luźna, niezobowiązująca rozmowa. A Zakopane nocą jest jeszcze cudniejsze niż w dzień. Takie urokliwe, romantyczne. Nic dziwnego, że to jedno z pięciu najlepszych miejsc w Polsce na miesiąc miodowy. A nawet i na całą miłość jak dla mnie.

- Jesteśmy. – mówi gdy po kilkunastominutowym spacerze docieramy na jakąś ścieżkę prowadząca obok lasu.
- Cudownie. – Tylko tyle mogę z siebie wydukać.
- Prawda, ze świetnie? Najlepszy punkt widokowy na Tatry. Przy takim blasku księżyca jak dziś wyglądają …
- Jak z bajki.
- Można patrzeć i patrzeć, a widok się nie znudzi. - Przechodzimy kilka metrów dalej i stajemy na mostku.
- Zimą, przy padającym śniegu, musi być tu jeszcze piękniej.
- O ile to nie jest zamieć śnieżna, tylko delikatnie prószy.
- No, wiadomo. – Zaczęliśmy się oboje śmiać.
Odwracam się plecami do gór i widzę ją. Jeszcze piękniejszą, mimo, że jest ona dość daleko ode mnie. O ile wcześniej mogłam coś powiedzieć, to teraz nic nie jest w stanie przejść mi przez gardło. Tatry były, są piękne, ale Wielka Krokiew to siódmy cud świata. Znowu myślę sobie, że moje marzenia się spełniają.
- Co tam ciekawego zobaczyłaś, że cię tak zamurowało? – Marcin staje obok, a swoją dłoń położył tuż przy przysuwa do mojej.
- Siódmy cud świata. – szepczę,wyszeptałam mając łzy w oczach. 
- Czyli? – Jak on się może tak głupio pytać?
- Skocznię. Brak mi słów, żeby opisać co czuję.
- Spokojnie. – Uśmiecha się i kładzie swoja dłoń na mojej. Ja odwzajemniam uśmiech. Zamykam oczy próbując sobie wyobrazić to wszystko zimą. Otwieram na chwilę i znów zamykam.
- Dziękuję. – Wreszcie się odzywam patrząc mu prosto w oczy.
- Nie ma za co. – Patrzy na mnie, a ja na niego. – Cała przyjemność po mojej stronie.
Uśmiecham się, a nasze twarze zbliżają się do siebie. Są tak blisko, a jednak tak daleko. Gładzi mój policzek kciukiem. Oplatam jego kark swoimi ramionami. Zamykam oczy. Czuje jego wspaniały zapach. Nasze twarze zbliżają się do siebie. Nosy się stykają, a nasze usta dzieli milimetr. Już tylko sekunda … i … i nagle słyszymy dźwięk jego telefonu.
- Przepraszam. To mama. Na pewno coś ważnego. – Tak, rodzicielki to zawsze wiedzą kiedy zadzwonić.
- Odbierz. 
Smutnieje i odchodzi, żeby odebrać telefon. Po chwili wraca, ale jakiś przerażony, zdruzgotany. Bez tej iskierki w oku.
- Coś się stało?
- Mama dzwoniła, że brat miał wypadek jest w szpitalu. Będzie miał operację. Przepraszam, ale…
- Nie przepraszaj. Nie twoja wina przecież. Jedź do szpitala.

________________________________________________________________


Cześć i czołem w ten piękny piątek :D 

Jak to na romansidło przystało musi być randewu. Trochę nie do końca udane, ale przynajmniej będzie okazja do kolejnych. Nie samym chlebem żyje człowiek, trzeba się odstresować po pracy.

Ostatni rozdział widzę był chyba tak nudny jak flaki z olejem i nikomu nie chciało się tego czytać, nie mówiąc o komentowaniu. Nie dziwię się :D Ale jeszcze następny jest taki sobie, a potem już się zacznie coś wreszcie dziać :D Także trzymam kciuki za Was, żebyście wytrwały tu jeszcze troszkę. 

Koniec tego biadolenia. Lecimy oglądać kwale i dmuchać pod narty  Kluskowi ;) W niedzielę wyczuwam piękny dzień dla niego. Musi się to udać, i żaden FIS nie zrobi już żadnego zamieszania i nie pozbawi go prawa startu w konkursie. Choć przy najbliższej okazji dostaną za swoje. Przykro mi, jestem pamiętliwa i krzywd łatwo nie wybaczam.

A wiec miłego, skocznego weekendu. Niech wygra najlepszy (Peter kula już jest Twoja, daj szanse innym ;) )

3 komentarze:

  1. O matko matko matko matko co to sie wydarzyło w końcówce ;OO
    wypadek? jaki wypadek??
    nadal wierze w Bartka pomimo Marcina ;p i te teksty jak jechali samochodem;p
    -wysiadasz - hahahah zawsze chcialabym to usłyszeć ;p
    hah
    czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, końcówka najlepsza :D jak zwykle musiało się coś naszej Karolce spieprzyć, choć to chyba dopiero początek :P
      Marcin tez jest spoko :P Będzie wojna na sztylety i maczety :P
      A ten tekst, szkoda, że jej powiedział na końcu, a nie w środku drogi, w jakimś lesie :p
      Całuski, i do zobaczenia niebawem :*

      Usuń
  2. Hah znakomity rozdział :D
    Życzę ci dużo weny i czekam na kolejny super rozdział :)
    Ja chciałabym Cię zaprosić na mój blog o Kamilu Stochu :) Zapraszam i pozdrawiam! :***
    http://jestesmoja.blogspot.com/2016/02/prolog.html

    OdpowiedzUsuń