niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 11

Sobota, godzina ósma rano, a ja przyjeżdżam do hotelu, bo zapomniałam wczoraj zabrać siatki z zakupami. A kupiłam taką śliczną spódnicę, idealna na te dzisiejsze imieniny chłopaków, to żal by było jej nie założyć. I musiałam zrywać się z samego rana z łóżka, pożyczyć od Agniechy autko i przyjechać.
- Karolina?! A co ty tu, do jasnej cholery, robisz? Przecież dzisiaj sobota. Kontrolujesz, czy co? – Jaki szczęśliwy, że mnie widzi. Aż miło słyszeć.
- Cześć, Pawełku. Też się cieszę, że cię widzę – odpowiadam mu z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Mam nadzieję, że tu dzisiaj nie pracujesz.
- Spokojna twoja rozczochrana. – Mamrocze jeszcze coś pod nosem, ale na szczęście znika w kuchni, a ja udaję się do gabinetu Magdy po swoją zgubę. Wracając otrzymuję jednak ten dar od losu, że jak już wpadam na kogoś, to tym razem nie jest szanowny pan kelner.
- Karolina? Co ty tu robisz?
- Też cię miło widzieć, Marcinku.
- Myślałem, że w weekendy nie pracujesz.
- Bo nie pracuję, ale zostawiłam coś wczoraj w biurze – pokazuję mu reklamówkę – i musiałam po to niestety przyjechać.
- Już się bałem, że za niewolnika cię tu wzięli. Masz chwilkę? Zapraszam na kawę, herbatę.
- A z chęcią. Pawełku? – Zwracam się do mojego najukochańszego współpracownika, który akurat sprząta, ze stolika obok. – Zrobisz mi w tej dużej filiżance malinową?
- Oczywiście, proszę pani.
- Dziękuję, skarbie. – Ślę mu całuska, i siadam z Marcinem przy jednym ze stolików.
- Co ty taka miła dla niego dzisiaj jesteś?
- Bo ja ogólnie miła dziewczynka jestem.
- No, tak. Jak mogłem o tym zapomnieć.
- No, jak mogłeś! Dziękuję bardzo, skarbeńku. – Paweł przynosi nam zamówienie i robi się czerwony ze złości na mnie. Ha, ha, ha, znowu punkt dla mnie.
- To co słychać w szerokim świecie Karolki?
- A dziękuję, wszystko dobrze. Pogoda się znów piękna zrobiła, aż chce się żyć.
- Ale wieczorem ma padać.
- Może jednak nie.
- Zobaczymy.
- A u ciebie co ciekawego? Jak z bratem?
- W przyszłym tygodniu może już wyjdzie ze szpitala.
- To świetnie.
- Świetnie, świetnie. – I nastaje długa cisza między nami. – Co robisz dziś wieczorem? – odzywa się wreszcie.
- Idę z takim znajomym na imieniny jego kolegów.
- Osoba towarzysząca?
- Jakoś tak wyszło. Kolega nie chciał iść sam na imieniny swoich kumpli, więc mnie zaprosił. A ze z nami idą jeszcze nasi wspólnie przyjaciele, to zapowiada się bardzo fajny wieczór.
- Echh, szkoda. Myślałem, że może razem byśmy się gdzieś wybrali wieczorem. Oczywiście, jak byś chciała.
- Z chęcią, ale innym razem. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. A za tydzień?
- No, w sumie po konkursach. Albo razem byśmy poszli na skocznię. Co? – mówię podekscytowana na myśl, o moich pierwszych zawodach na skoczni.
- Na skocznię?! – mina mu rzednie. Czyli już sobie poszedł ze mną.
- No tak. Już się nie mogę doczekać konkursów.
- Mnie to nie kręci.
- Czemu?
- Nudne to dla mnie.
- Obejrzałbyś ze mną raz konkurs, to byś zmienił zdanie.
- Ale czym tu się ekscytować? Tym, że jakiś idiota i tłum innych skacze sobie z górki na dwóch deskach? – Oj lepiej nie kończ swej wypowiedzi, jeśli ci życie miłe. – Że igrają z życiem? A potem, jak się któryś tylko przewróci, to wielka afera? Przecież to nienormalne.
- Nie mów tak. To jest piękne. Zaprzeczanie i walka z siłami grawitacji. Idealna, nieruchoma sylwetka w locie, gdzie ty stojąc na dwóch nogach, nie możesz długo takiej utrzymać. Loty na ponad dwieście metrów, nie mówiąc o tych na dwieście pięćdziesiąt. Radość z wygranej twojego ulubieńca. Te nerwy przed ostatecznym wynikiem, mówiącym, czy zdobędziesz złoto czy srebro. Ta nieprzewidywalność, gdy zwycięża ktoś, kto fartem dostał szanse na występ w konkursie. To wszystko jest niesamowite! To jest coś, czego nie da się opisać słowami. O tym można mówić i mówić, ale i tak nigdy wszystkiego nie powiesz.
- Dla mnie to nie ma sensu. Zamiast się wziąć do porządnej roboty, to oni się wygłupiają.
- Nie mów tak! Nie wiesz, ile oni poświecili. Ile wysiłku ich to kosztuje.
- Prawda jest taka, że wożą się po świecie za nasze pieniądze.
- Po pierwsze, to jest ich praca. Po drugie, to nie tylko twoje, ale wszystkich podatników. Ale jak ci szkoda tych kilku złotych, to sobie weź te pieniądze i się nimi udław! Dziękuje serdecznie za herbatę. Żegnam pana!
- Czekaj!
- I nie waż się, przy mnie powiedzieć ani słowa o czymś, co jest związane ze skokami! Bo żeby się wypowiadać na jakiś temat, to trzeba się na nim troszeczkę znać. Do widzenia!
Wybiegam szybko z hotelu, byleby tylko nie przebywać z tym palantem w jednym budynku. Ja rozumiem, że nie wszystkich muszą interesować skoki, ale to nie znaczy, że można obrażać ludzi, którzy ten sport uprawiają i podziwiają. Skończony idiota! No i dureń popsuł humor. Yyyyh!!!!!!

***

Bartek i Kuba, siedzą już od jakiś piętnastu minut w salonie, i czekają na swe towarzyszki do tańca. Niby coś tam rozmawiają ze sobą, ale nerwowo co chwilę któryś z nich zerka na zegarek.
- Wiesz co, Bartek, ja to po nie pójdę, bo tak, to my się nigdy na nie nie doczekamy.
- No, w sumie, moglibyśmy już się zbierać. Żeby nie było, najbliżej mieli, a ostatni się zjawią.
- Kurde, ale mi tupią te obcasy – mówię, schodząc z piętra, na co Bartek odpowiada mi wzrokiem mordercy.
- Nie masz innych butów?
- A co? Nie podobają ci się?
- Nie!
- To idziesz sam. - Zatrzymuję się na przedostatnimi schodku.
- Wszystko mi się podoba. Chodź już. – Łapie mnie za rękę. Przestraszył się, że nie pójdę, czy nie chce się spóźnić? Raczej to pierwsze. Ale, panie Kłusek, pan taka boidusza?


***

Szczerze mówiąc to się trochę stresuję. Niby zwykła impreza, taka jak wiele innych, na których byłam, ale jednak w żołądku mnie ściska. Chyba ze strachu, żebym sobie przypału jakiegoś nie zrobiła. W końcu czołówka polskich orłów tam będzie, co nie? Kto by się nie cykał przed nimi. A może to przez Marcina? Może za ostro po nim pojechałam rano? Nie jego wina przecież, że on nie lubi skoków, a ja je ubóstwiam.
- Uuu! Ziemia do Karoliny! – Bartek zaczyna mi machać dłońmi przed oczyma.
- Co?
- O czym tak myślisz? – pyta nieco zaciekawiony.
- O niczym.
- To o kim?
- O nikim.
- Widzę przecież, że coś jest nie tak. Ty zawsze masz taką dziwną minę, jak o czymś myślisz.
- Wszystko widzisz, wszystko wiesz. Geniusz normalnie.
- No, wiadomo. – mówi dumnie. – To o kim myślałaś?
- O Marcinie. Pokłóciłam się z nim rano.
- Przykro mi.
- A mi chyba nie.
- Mogę wiedzieć o co wam poszło? Mam mu przywalić?
- Nie trzeba. Po prostu mieliśmy dość różne zdania, na taki jeden temat. Ale to nie ważne. Gołąbeczki nam uciekły? – Zmieniam temat, bo nie chcę gadać o tym, że pokłóciłam się o skoki. I na dodatek mówić o tym temu buloklepowi.
- No troszeczkę. A niech sobie idą zakochańce.
- Miałam się ciebie kiedyś pytać, ale zapomniałam. Dlaczego chłopaki robią tak wcześnie tę imprezę. Przecież Krzysztofa jest dopiero dwudziestego piątego, a dzisiaj trzynasty.
- No, bo za tydzień skoki w Zakopcu, to nie ma jak. Za dwa tygodnie kawalerski Olka, to nie będziemy łączyć dwóch imprez przecież. No, a za trzy wesele.
- Będziecie mieć kawalerski, jak na konkursy pojedziecie. Chyba niewskazane jest skakanie na kacu.
- Spokojnie. Konkurs w piątek, do soboty wieczór zdążymy wrócić.
- Wariaci. – Kręcę tylko z politowaniem głową, a ten znowu cieszy się jak małe dziecko.
- No może troszeczkę.
- Ta, troszeczkę. Chcielibyście.


***

Prawie północ, a ja przypału jeszcze nie zrobiłam. Nie to co ten buloklep, co potknął się o próg, jak wchodził na salę. I to jak jeszcze był całkowicie trzeźwy. Ciapa to on jest, ale za to tańczyć tańczy świetnie. Taniec z gwiazdami, czy jakieś You can dance by się przydało. Ale do tego pierwszego raczej jako trener, a nie gwiazda. Niestety, do tego jeszcze mu troszkę brakuje. Tylko błagam, niech on już więcej nie śpiewa! Nie wiem, czy on tak zawsze, czy tylko dziś pod wpływem tych procentów, ale miałam już chęć go zakneblować. Ale jak to mówią, śpiewać każdy może. Matko! Telefon o tej porze? Któż to za mądry człowiek wydzwania? Przecież jakbym spała i by mnie obudził, to bym go tak zjebała, że zapomniałby po co dzwonił.

***

- Ej, chłopaki! Nie widzieliście Karoli? – Bartek podchodzi do chłopaków siedzących przy stole.
- A nie, tańczy tam z kimś? – Pytaniem na pytanie odpowiada mu Biegun.
- Właśnie jej nie widzę.
- Może wyszła na dwór. Przewietrzyć się.
- No, może. – Bartek wychodzi z sali.
- I co, Titusie? Nadal twierdzisz, że przegram? – mówi Biegun z szerokim, pewnym siebie, uśmiechem na twarzy.
- No jasne!
- A o co się zakładaliście? – Do rozmowy z zaciekawieniem włącza się Klimek.
- Jak szybko Karolina i Kusy się zejdą.
- Porąbało was do reszty?! W swatów się bawicie?
- Nie musimy. Przecież to po nich widać.
- Co niby?
- Że maja się ku sobie.
- Oj, Biegun, Biegun. Za dużo już chyba wypiłeś?
- A, bo ty Murańka, się nie znasz, i nic poza swoją żoneczką i synusiem nie widzisz.
- To, co trzeba, to widzę.
- Chyba nie. – Zaraz do rękoczynów dojdzie między solenizantem, a jego kolegą z kadry.
- A nawet jeśli, coś między nimi iskrzy, to i tak myślę, że oni się w ogóle nie zejdą. Przyjechała, skończy ten swój staż i pojedzie. I tyle ją widzieli.
- Coś ty! Zostanie dla niego. Do końca sierpnia i będzie z nich śliczna para gołąbeczków. – Do rozmowy dołącza się, przysłuchujący się do tej pory z boku, Dawid.
- Dawid, ale ty wiesz, że stawka to flaszka?
- Ale sobie popiję. – Kubacki z zachwytu aż zaciera ręce.
- Jak ci damy! – Burzą się Krzyśki.
- Zobaczycie, że wygram.
- Pożyjemy, zobaczymy.
- A potem się napijemy.
- O, tak. A jak się sami nie zechcą zejść, to my im pomożemy.
- I przegrasz, Titusku. – Kubacki zwraca mu uwagę na nieprzepisowe zagranie.
- Szczęście przyjaciela najważniejsze. A poza tym, ja obstawiałem koniec wakacji, czyli do października. Mam czas.
- Nie ma swatania!
- Spokojnie, spokojnie, Klimuś. Tak czy siak, i tak przegrasz.

***

- Tu się schowałaś! – Bartek wychodzi z Sali i odnajduje mnie na parkingu przed budynkiem.
- Musiałam na chwilę wyjść.
- Co jest? Co się stało? – Mimo wielu promili w organizmie, widzi na mej twarzy ślady płaczu.
- Dzwonił.
- Kto? –P okazuję mu telefon, z wyświetlonymi nieodebranymi połączeniami. – Czego on jeszcze od ciebie chce?
- Nie wiem. Nie odebrałam. – Wycieram mokrą twarz chusteczką.
- Ale żeby aż dziesięć razy?! Ten Paweł to na serio popierdolony. Wcześniej też taki był?
- Nie.  Jak go poznałam był normalnym, zwykłym chłopakiem. – Łzy płyną mi po policzku.
- Ej, mała, nie płacz. – Przytula mnie mocno do siebie.
- Nie płaczę.
- Nie udawaj, wszystko widzę.
- To, że się wytarłam w twój rękaw też?
- Wszystko.
- A ten kołnierzyk – poprawiam mu go – to też tak miał być?
- Oczywiście, że tak. Specjalnie, żebyś go poprawiła. Choć do środka. bo zmarzłaś. I nie myśl o nim. Teraz masz się bawić, a o nim pogadamy rano.

- Dzięki. Kochany jesteś. – Daję mu całusa, a on tylko się uśmiecha.

***

Zastanawiam się, kiedy przyjedzie do nas policja i zamknie za zakłócanie ciszy nocnej. Bo jakby ktoś myślał, że skoczkowie to takie poukładane, spokojne istoty. Nie na tej planecie, a przynajmniej nie nasze polskie orły. Dobrze, że ta ich remiza, dom kultury, czy jak oni to tam nazywają, trochę na odludziu jest, to przynajmniej nikomu nie zaburzamy snu, bo nikt by dzisiejszej nocy tu raczej nie spał. 
Ale tu chyba bardziej przydałby się szpital psychiatryczny przydał, niż policja. Niech mi ktoś mądry powie, kto o godzinie dwunastej w nocy wymyśla zabawę w chowanego? To tylko te oszołomy są w stanie coś takiego wymyślić. I jeszcze się czepiają, że mamy z dziewczynami coś przeciwko, że nie chcemy się z nimi bawić. Wydawałoby się dorosłe chłopy, a z nimi gorzej jak z dziećmi. Już nie można było usiąść, pogadać, nawet pośpiewać (Kluskę zawsze można zakneblować przecież). Ale z nimi tak się nie da. Zawsze muszą coś odwalić. No to odwalili tak, że zgubili biednego Stękusia. I kto zbiera największą karę za to? Oczywiście dziewczyny, bo trzeba kolegę znaleźć, a dziewczyny trzeźwiejsze i bardziej ogarnięte, to szybciej go znajdą. Ech chłopy, chłopy. Co my z wami mamy. A Stękusia i tak, raz dwa znaleźliśmy. Biedaczyna nam zgłodniała, to sobie weszła tylnym wejściem na sale i kulturalnie napełniła swój brzuszek. Przy okazji zebrał opierdziel od koleżków, bo jak to oni się wystraszyli, że już po policje chcieli dzwonić, na Rutkowskiego się składać nawet niby zaczęli. A Andrzejek taki niewinnym głosikiem, z miną niemal płaczącego osła ze Shreka odpowiada tylko:
- Ale ja tylko chciałem zjeść.

***

- Wstawać ,dzieciaczki kochane! – Co za idiota się tak drze?
Łeb mi pęka, a oni się jeszcze drą wniebogłosy. Chcę się podnieść, ale nie mogę. Na piersiach mam głowę Krzyśka Lei, którego czuprynką bawiłam się przez sen. Z prawej strony leży Bartek, oplatając mnie tymi swoimi wielkimi łapskami. I jak mam się podnieść, kiedy jestem przygnieciona przez dwóch buloklepów? Echh, życie. Przynajmniej nogi mam wolne, ale muszę uważać, bo leżą na jakichś innych. Chyba Gośki i Bieguna…
- Śpiochy! Pobudka! Już prawie południe!
- Titusku kochany. Błagam cię, nie krzycz – mówię do niego jeszcze zaspanym głosem.
- To wstawaj.
- To pomóż mi się wyswobodzić od tych twoich koleżków. – Patrzy na nich chwilkę z góry i tylko kręci przecząco głową.
- Nie. Nie mogę im tego zrobić. Przykro mi.
- To ja idę spać. Dobranoc. – Zamykam oczy, choć i tak nie usnę już nawet gdyby była idealna cisza, o którą tu dość trudno.
- Dawid, pojebało cię do reszty?! Trąbką się bawisz jak małe dziecko! – Z korytarza słychać jak Kuba wydziera się na Roszpunkę.
- Yyy… Co jest? – A któż to się obudził? Mój kochany śpiewak.
- Chłopakom odbija i budzą wszystkich po kolei.
- A ten co robi? – Kiwa głową na Krzyśka.
- Śpi.
- Ale czemu on leży na twoich, yyy… piersiach? – Patrzy na nas i próbuje sobie przypomnieć cały wczorajszy wieczór, i czy aby na pewno wszystko pamięta.
- Nie wiem. Śpi sobie słodko i już – odpowiadam, dalej bawiąc się włosami Krzysia.
- A ty co mu robisz?
- Nic. Bawię się tylko jego włosami. Zazdrosny jesteś?
- Co mówicie? – O! I drugi mój kochanek się obudził.
- Że bawi się twoimi włosami.
- Ładnie to tak kolegę obgadywać, jak śpi? – Robi minę oburzonej pięciolatki, ale to ta słodko i śmiesznie zarazem wygląda, że słyszę za sobą śmiechy Kluski.
- Nie kolegę, tylko jego włosy. – Wystawiam mu język, który na nim nie wywiera żadnego wrażenia.
- A co? Fajne? – Przeczesuje je palcami. – Schauma tak to robi.
- Boże! Czy jest tu ktoś normalny, oprócz mnie?
- Ty i normalna. Phhh Chciałabyś. – Zabić takiego to mało. Żywcem spalić! Będzie chciał coś jeszcze ode mnie. Niedoczekanie jego.
- Coś ci się nie podoba, Bartuś?
- Wszystko.
- To świe…
- Bum!!! – Od tyłu podchodzi do mnie Grzesiek i drze mi się w moje biedne ucho.
- Porąbało cię?! Głowa mnie boli, że nie mogę wytrzymać, a ty mi się do ucha drzesz! I co cię tak śmieszy?! Że jakbym miała czym, to bym ci przylała, w ten pusty łeb?!
- Haha, ale na szczęście nie masz czym. Hehe.
- To dostaniesz później. Jak mnie głowa przestanie boleć.
- Ooo, kogoś tu chyba kac morderca dopadł. Trzymaj. Trochę pomoże. – Wstaję i biorę od Maćka puszkę piwa.
- I jeszcze zimne. Dzięki, Maciuś. – Upijam łyk. – Życie mi ratujesz.
- Karolka, daj łyczka. – Ojeju, jeju, kto to teraz o litość blaga. Niedoczekanie panie Klusek.
- I co jeszcze?
- Nic. Daj łyczka. Proszę.
- Nie ma!
- No proszę cię. – Bartek klęka przede mną. – Takiego jednego, malutkiego łyczka. - Paluszkami pokazuje naprawdę malutką ilość, ale pewnie by mi wszystko wypił, a ja niestety, ale kacora, to mam jak stąd do Sapporo i z powrotem.
- Nieee.
- Karolinko. – Składa ręce jak do modlitwy. – Kochanie ty moje. Słoneczko, gwiazdko najjaśniejsza na niebie. Księżniczko najpiękniejsza na Ziemi. Proszę. Ratuj biednego w potrzebie. – Oplata ramionami moje nogi. – Koteczku ty mój najsłodszy. Proooszę.
- Co on się jej oświadcza? – Słyszę za sobą Dawida szepczącego do Kuby, którzy dopiero teraz do nas przyszli. – Bartek, a gdzie kwiaty i pierścionek?
- Nie no, nie mogę z wami. Masz to piwo i nie marudź.
- Dziękuję, skarbeńku. – Bierze puszkę i całuje mnie w policzek. Ale niech nie myśli, że ja zawsze będę taka dobra.

***
Mmm. Co za piękna pogoda. Słoneczko świeci, ale już nie praży jak kilka dni temu. Żadnej chmurki na niebie, a jedynie delikatny lipcowy wietrzyk. Takie lato to ja ubóstwiam. Spacerek w taką pogodę to jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
- Babciu, wychodzę. – Zakładam sandały i wychodzę z domu. – Ooo! Bartek. – Widzę jak otwiera furtkę. No to chyba nici ze spaceru.
- Ooo! Karola. – I znowu się szczerzy, jak głupi do sera. On ma to jakoś genetycznie, czy choroba jakaś? Mam nadzieję, ze niezaraźliwa.
- A ja właśnie do ciebie szłam.
- Ha, ha. Byłem szybszy. – Jak nie szczerzy zębiory, to wystawia język. Echh, co ja z nim mam.
- Masz, bo zapomniałam ci go oddać. – Podaję mu portfel, który odnalazłam w torebce, gdy wróciłam do domu.
- Skąd on się u ciebie wziął?
- Sam mi go do torebki wrzucałeś.
- Tak? – pyta zdziwiony. – A może... Nie pamiętam.
- Uuu, komuś się chyba film urwał.
- Niee, tego tylko nie pamiętam.
- A pamiętasz, jak bawiliście się zapałkami na kuchni, i podpaliliście Krzyśkowi bluzę?
- Coo?! – Ha, ha! Jaki wytrzeszcz!
- Żartuję sobie.
- Ej, bo się na serio wystraszyłem, że mi się film urwał. A to mogło być bardzo prawdopodobne, bo mam takiego kaca, że nie wiem, czy do jutra przejdzie.
- Mi głowę to do tej pory chce rozsadzić. Chodź, siądziemy sobie za domem, a nie będziemy tak tu stać. Chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki. A tak w ogóle, to gdzie masz telefon? Nie można się do ciebie dodzwonić.
- W pokoju leży wyciszony. Żeby mnie nie kusiło, żeby odebrać.
- Wciąż dzwoni?
- Niestety. Ze dwa, trzy razy w ciągu godziny.
- Czego on może od ciebie chcieć, że tak wydzwania?
- Nie mam pojęcia. I chyba nawet nie chcę wiedzieć. Niech sobie dzwoni, mam to gdzieś.
- I bardzo dobrze. Zmądrzałaś przez noc.
- Czy ja wiem? Może trochę. Albo to przez tego debila mam teraz kaca-mordercę. Przecież gdyby nie Paweł, to bym tyle wczoraj nie piła.
- Boję się pomyśleć, co było, jak z nim zerwałaś.
- Nic takiego. Tylko książki, książki i jeszcze raz książki.
- Serio?
- No. Usypiałam przy nich, ale za to o nim tak dużo nie myślałam.
- Szkoda, że ja taki mądry nie byłem. Zamiast się uczyć, to się przez pół nocy po wsi albo po Zakopcu błąkałem. A potem oblałem połowę egzaminów i trzeba było kuć na drugie terminy.
- Nie na każdego ten sam sposób jest dobry. Ale na szczęście było i minęło. Nie ma co rozpamiętywać teraz tego.
- No w sumie, po co się zamartwiać. Kurde. Zapomniałbym o najważniejszym. – Podnosi się nagle z fotela i szpera po kieszeniach spodni. Co on kombinuje? Mogę już zacząć uciekać?
- O czym?
- Mam coś dla ciebie. – Nie uśmiechaj się tak diabelsko. Błagam!
- Dla mnie?!
- Taki mały prezencik.
- O matko. A czym ja sobie zasłużyłam na prezent?
- Na przykład tym, że mnie kiedyś uratowałaś przed dzieciakami, że się wczoraj z tobą świetnie bawiłem.
- Nie ma sprawy. A wczoraj też się świetnie bawiłam. Nawet słuchając twojego śpiewu.
- Proszę. – Podaje mi plastikową plakietkę.
- Tylko mi nie mów, że to jest…
- Akredytacja. Na cały weekend.
- Aaa! – Rzucam mu się na szyję i drę  wniebogłosy. – Kochany jesteś! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – Puszczam go i całuję po kilka razy w każdy z policzków.
- Oj tam. Nie ma za co. – Uśmiecha się tak słodko i jeszcze bardziej słodko się rumieni na policzkach. Nie no, panie Klusek, pan taki wstydliwy?
- Jest, jest. I ty dobrze o tym wiesz.
- No dobra, wiem. Ale czego nie robi się dla przyjaciół.
- Wielkie dzięki Bartuś. Aż się popłakałam.
- No, widzę właśnie, że się rozpływasz. – Podaje mi chusteczkę. Zaraz z buloklepa stanie się panem od chusteczek. - Zastanawiam się tylko, czy to z gorąca czy ze wzruszenia.
- Raczej ze szczęścia, że się marzenia spełniają. Jak ja ci się odwdzięczę?
- Przyjdź i trzymaj mocno kciuki.
- I dmuchaj pod narty?
- O! I dmuchaj pod narty.
- Okej. Masz to jak w banku.
- Z twoim dopingiem może wreszcie uda mi się jakieś punkty zdobyć.
- No, ja innego scenariusza nie przewiduję. Bo jak nie, to uduszę. – Żeby jeszcze bardziej wiarygodnie wyglądała moja groźba, udaję pozę zombie, która go najdzie w nocy.
- No to trzeba się mocno spiąć. Jednak chciałbym jeszcze trochę pożyć.
- A co tu tak wesoło? – Do ogrodu wchodzi Aga z Kubą.
- Pewnie ustalają coś w sprawie ślubu. – A ja myślałam, że ten Kuba to jednak ma troszkę oleju w głowie. Myliłam się . Jak zwykle co do facetów.
- Kubuś, robimy listę osób, których nie zaprosimy na sto procent.
- I kogo tam macie? – O jaki ciekawski. Nie wie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Ciebie na pierwszym miejscu. – Bartek wystawia mu język. Chociaż w tym się zgadzamy.
- To przyjdę z Agą jako osoba towarzysząca.
- A może Aga cię nie weźmie? Albo dostanie zaproszenie tylko dla niej?
- A kogo niby ma wziąć, jak nie mnie?
- Sama przyjdzie i poderwie jakiegoś przystojniaka.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne, Kusy. Bardzo śmieszne.
- No, a nie?
- Nie!
A teraz konkurs, który ma dłuższy język. Jak z dziećmi. Normalnie jak z dziećmi, ale i tak ich wszystkich kocham. Żartuję.



____________________________________________________________________

Hejka :) 
Zwlekałam z tym postem, żeby napisać, że cieszymy się z punktów buloklepy. Ani Wisła, ani Titisee nie wyszła po naszej myśli. Ale mamy jeszcze Planice, i może tam? Trzymamy kciuki do końca, bo dopóki walczysz jesteś zwycięzcą :)
Co do tego czegoś, tam u góry. Masakra totalna. Nic mi z tego nie wyszło. Przepraszam. 
Trzymajcie się ciepło. Mam nadzieję, ze przed świętami jeszcze tu zajrzę ;) Tak więc dalekich lotów w Planicy, dużo chusteczek pod ręka na ocieranie łez, że to koniec i dobrych wiatrów, by wszystko odbyło się zgodnie z planem.
Całuski :*

4 komentarze:

  1. Przepraszam, że tak późno ... nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
    Rozdział przeczytałam już w tamtą niedzielę, a o komentarzu tak po prostu zapomniałam.
    Nie wiem co na pisać, aby zabrzmiało dobrze i mądrze. Ten rozdział jest świetny kochana.
    Bartek i Karolina, to cuuuuudowna para i kibicuje im!
    Mam nadzieję, że będą razem (?)
    Nie mogę doczekać się dalszego rozwoju zdarzeń.
    Pozdrawiam gorąco i nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się. Fajnie, że wgl napisałaś, znaczy się ktoś dotrwał do końca ;p
      Tu sie nie da nic modrego napisać ;p
      Karola i Bartek cudowna para?! Hahaha, nie tym razem :/
      Next leży schowany głęboko w folderowych zakamarkach, moze uda sie go jutro odgrzebać i poprawić zlekka zedytować do świąt ;)
      Całuski :*

      Usuń
  2. Trafiłam na to opowiadanie dzisiaj i łał, zakochałam się. Bartek i Karolina świetnie do siebie pasują, mam nadzieję, że ich relacja będzie się rozwijać.
    Impreza? Popłakałam się ze śmiechu. Świetnie to napisałaś, dosłownie miałam wszystko przed oczami, zwłaszcza fragment ze Stynkim. Super, że się pojawił, liczę na więcej.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka ;)
      Nie liczcie na zbyt wiele w relacjach Bartek - Karola. Tu dłuuuuugo nic sie nie wydarzy znaczącego. Więc, jak ktoś wytrwa do końca to stawiam piwo ;)
      Stękyś uratował chyba ten rozdział. W ostatniej chwili wrzucony, ale pojawi sie jeszcze nie raz, mam nadzieję, że przypadnie do gustu ;)
      Całuski :*

      Usuń