środa, 26 grudnia 2018

Rozdział 29


Ledwo moja twarz została obdarzona pierwszymi promykami słońca, to już głowa tak boli jakby się zaraz miała rozpaść na drobne elementy. Sama nie wiem już od czego ta głowa mnie tak ostatnio dość często pobolewa, ale to już się zaczyna robić podejrzane. Choć dzisiaj, po tej randce w ciemno, prawie oka mnie zmrużyłam w nocy, więc może z niewyspania?
- Hej. Śpisz? – Zalewając kubek z herbatą odbieram telefon od Bartka.
- Jak odebrałam to chyba logiczne, że nie śpię.
- Uuu ktoś tu lewą nogą wstał.
Dobra, mam za swoje za te wczorajsze docinki w drodze do Zakopanego.
- Głowa mnie tylko boli.
- Czy ty mogłabyś wreszcie iść do lekarza i badania sobie porobić, czy do końca życia będziesz marudzić, że cię głowa boli?!
Widzieliście to go?! Jak sam kostkę skręcił to chciał to przemilczeć, a na mnie to się wyżywa. I to nie z żadnej miłości, tylko z tego że ma już dość słuchania mojego marudzenia. Ot co.
- Spokojnie. Wrócę do domu, od razu zapisze się do lekarza. Obiecuje.
- Tylko wiedz, że cię z tym dopilnuje.
- Ciekawe niby jak? Przyjedziesz i mnie za rączkę do przychodni zaprowadzisz.
- A żebyś się nie zdziwiła, że tak zrobię.
- To już chyba serio wolę sama tam iść. A tak a pro po to czym sobie zasłużyłam na tak wczesny telefon od pana buloklepy. Już się pan za mną stęsknił od wczoraj?
- Bo nie mam już co innego robić tylko za tobą tęsknić? I tak a pro po to od dzisiaj.
Jaki drobiazgowy się zrobił. Kilka minut po północy było jak mnie do domu odprowadzał  i już się będzie czepiał, że dziś, a nie jutro. Niech on taki drobiazgowy się zrobi w robieniu telemarku, a nie tylko oszukiwaniu, że go robi, bo inaczej ciężko widzę rozkwit jego kariery.
- Jedziesz do pracy? – pyta po chwili
- A mam inne wyjście?
- Chyba nie.
- To co się głupio pytasz?
- To cię zawiozę.
- Czym?! Przecież samochód zostawiłeś wczoraj w Zakopanem.
Czyżby to jego autko było na tyle inteligentne i samo by mu do domu przyjechało? Przecież zostawił je wczoraj na parkingu przed restauracją, po tym jak wypiliśmy kilka lampek wina do kolacji i nie było mowy o prowadzeniu auta. Chyba się nie zerwał o godzinie 6 rano żeby jechać do Zakopanego i zaraz wracać do Buczkowic.
- Od tatusia pożyczę, a moim potem Titus wróci. Jak już tak bardzo chce nam pomóc to niech pomaga także i po randce.
- Nie wiem czy to jest taki najlepszy pomysł, wpuszczać go za kierownicę.
- Ale na ten moment jedyny do zrealizowania. Poza tym z nim tez muszę pogadać, to będzie okazja.
Mam nadzieję, że tylko pogadać, panie Kłusek, i to tak na spokojnie, bo jak znam Krzyśka to zaraz zacznie się wymądrzać na wiadome tematy, a z tobą ostatnio lepiej nie wchodzić w takie rozmowy.
- Z nim też? To kto tam jest jeszcze na tej liście?
- Ty.
- Ale ja byłam grzeczna! – bronię się, choć sama nie wiem przed czym.
A czy ja mówię, że nie? Poza tym nie o ciebie chodzi. – odpowiada zamyślonym, ale i nieco poddenerwowanym głosem.
- To o  czym?
- Raczej o kim. Za ile po ciebie podjechać?
- Za pięć minut? Dopiję herbatkę i jestem gotowa.
- Nie spiesz się słońce.  Na spokojnie.
- Dobrze – odpowiadam i po chwili ciszy, zamiast się rozłączyć wołam jeszcze za Kłuskiem - Bartek!
- Cio?
- Lubię jak mówisz do mnie słońce – mówię, a w słuchawce słyszę ten jego serdeczny uśmieszek.
- Jedz lepiej bo choć cię zawiozę to i tak się spóźnimy.
- Okej buloklepie. Pa.
- Pa. Słoneczko.

***

Zakładając buty słyszę, że Bartek już podjechał. Biorę więc torebkę z komody stojącej w przedpokoju, a wychodząc zamykam drzwi na kluczyk bo dziewczyny wyparowały z domu z samego rana. Jeszcze babcia to rozumiem, ale Agnieszka? Ten wieczny śpioch?!
- I jak głowa? Przeszło? – pyta od razu Bartek gry tylko zbliżam się na wystarczająca odległość by móc swobodnie rozmawiać, a nie wydzierać się na całą wieś.
- Noooo prawie – odpowiadam przeciągle - A ty co taki skwaszony?
- Z Johannem pół nocy przegadałem.
- A więc o to chodzi – mówię wchodząc do samochodu.
Nie chciałam z nim wczoraj już o tym gadać. Poza tym myślałam, że wieczorem to ta ich kłótnia to będzie już jedną z historii z cyku „dawno i nieprawda”. Jednak chyba się przeliczyłam i nie jest tak kolorowo jakbym chciała. Niedobrze. Oj niedobrze.
- Gadałaś z Dominiką? Pasy!
- Nie bój się. Nie narażę cię na mandat.
- Wiesz, że nie o to chodzi. Poza tym i tak sama byś zapłaciła ten mandat.
- No na pewno! Ale wracając do sprawy. Johann bardzo zły na Dominikę?
- Mało powiedziane – wzdycha - Ciekawe w jakim on tam dzisiaj stanie będzie, jak w nocy sam obalił flaszkę wódki. Dosyć flaszkę to jeszcze sam. Przy jego słabej norweskiej głowie to ja się boję o jego dzisiejszy stan.
- No to nieźle.
- Nieźle?! Kobieto to jakaś masakra!
- Ale rozmawiali wczoraj jeszcze coś, czy tylko to co do południa?
- Taaa gadali. Zostawił telefon w sklepie i odebrała sprzedawczyni, gdy Dominia dzwoniła, żeby powiedzieć, że telefon jest u niej do odebrania. To jak na domowy zadzwoniła to znowu zaczęli się kłócić. Jedno drugiemu jakieś stare brudy zaczęło wywlekać i tyle było z ich rozmowy.
Skąd ja to znam. Dosłowienie jakbym siebie widziała jeszcze w marcu, kwietniu. Czepianie się o byle co. Wywlekanie na wierz starych historii, o których powinniśmy oboje już dawno zapomnieć. A może to jest jakiś utarty schemat? Najpierw wszystko super, miłość aż kipi, potem zaczyna się rutyna, szara codzienność aż w końcu zaczynacie sobie przeszkadzać, kłótnie i obrażanie się jedno na drugie, by potem dowiedzieć się, że ta osoba się tobą znudziła i znalazła kogoś innego do kochania. Może jednak nie ma już na tym świecie tej prawdziwej miłości, o której tak poeci rozpisują się od zarania dziejów? Może jednak nie ma sensu jej szukać, bo prędzej czy później i tak wszystko niszczeje i zostajemy z wielkim bólem i rozczarowaniem.
- Coś się tak zamyśliła? – wyrywa mnie nagle, niczym z transu, głos Bartka.
- Myślisz, że się pogodzą? A jak się rozstaną?
Wypowiadam to na głos i chyba sama nie wierzę, że tak mogłoby się to skończyć. Albo jakaś ostania komórka w sercu nie chce w to wierzyć.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale sama widzisz co się z nimi dzieje.
- No widzę, widzę – odpowiadam mocno zrezygnowanym głosem
- Ale co jej odbiło z tą zdradą. Wszystkich bym podejrzewał, ale nie jego!
- Sprzeczali się cały dzień i jak powiedział jej o tej lasce co się na niego rzuciła pod skocznią to w nerwach parę słów za dużo mu nagadała.
- Przesadziła- stwierdza ostro Kłusek.
- Wiem, ale on mógł się powstrzymać z gadaniem o tej akcji po treningu.
- No mógł, ale z drugiej strony dobrze, że jej od razu powiedział, a nie ukrywał przed nią.
- I tak źle i tak nie dobrze.
- Gdyby oboje byli tu, albo oboje tam, a nie jedno w Wiśle, drugie w Trondheim. Pogadali by wtedy na spokojnie będąc obok siebie. Łatwiej byłoby to wszystko wyjaśnić.  A ona jest przecież uparta jak stado osłów i nie zdziwię się jak przebukuje bilet żeby wrócić do Norwegii jak najpóźniej.
- Tylko, żeby nie było za późno – odpowiadam smutno, w czasie gdy Bartek parkuje samochód na parkingu przed hotelem.
- Dlatego musimy coś wymyślić.
- Tylko co niby?
- Nie wiem. – W jego glosie słychać żal z bezradności – Ale coś musimy. Przecież oni naprawdę są dla siebie stworzeni. A kryzys jest po to by przez niego przejść i żyć dalej szczęśliwie.
Tylko nie każdy kryzys da się przejść i ty też coś o tym wiesz, co nie Bartuś?!
- Bartek ale jak?! Oni są praktycznie na dwóch krańcach Europy! Ty na zawody nie jedziesz, to nie pogadasz z Johannem w cztery oczy, a on tu nie przyjedzie, a ona tam.
- Wiem! Ale… Johann jest dla mnie jak brat. Ja wiem, że on by zrobił dla mnie wszystko i jak dla niego też.
- Ale nie zawsze możesz mu pomóc. Nic na siłę nie zdziałamy. To tak jak Titus. Ubzdurał sobie że nas zeswata, ale jeśli sami nie stwierdzimy, że się kochamy to nici z jego starań.
- Ciekawe co ci debile przez ten miesiąc jeszcze wymyślą – zastanawia się Kłusek, a na jego twarzy pojawia się uśmiech. Chyba jednak nie ma aż tak bardzo za złe kolegom upozorowanie tych spotkań ze sponsorami i wkręcenie nas w randkę w ciemno.
- Strach się bać. Ale spoko, do trzydziestego już niedługo. Dadzą na spokój.
- Nie da rady, żebyś została z nami? - Patrzy na mnie tymi swoimi niebieściutkimi oczkami, które błagają mnie, żebym powiedziała, że tak, że zostanę, dla niego.
Nie rób tak Kłusku. To nie ma sensu. I ty dobrze o tym wiesz.
- Raczej nie.
- Ale przyjedziesz czasem nas odwiedzić?
- Jasne, że tak. Na każde zawody u nas będę przyjeżdżać. Nawet jak się do lotosów ledwo będziesz mieścił, to też przyjadę. Obiecuję.
- Hahahaha. Jako moja niedoszła żona mogłabyś chociaż udawać, że we mnie wierzysz.
- Przecież wierzę. Jakbym nie wierzyła, to bym, powiedziała, że nawet na zawody dla amatorów nie będą chcieli cię brać, a tak to jeszcze uścisk boskiego Apolla możesz wygrać. Najcenniejsza nagroda jaką można sobie wyśnić.
- Za jakie grzechy ja miałbym być twoim mężem, to ja nie wiem.
- Może byłeś seryjnym morderca w poprzednim życiu?! – Podpytuje Kłuska, jednak ten zamiast się zastanowić nad moimi słowami to tylko śmieje się i kręci głową z dezaprobaty.
- Nie mam już do ciebie siły.
A ja niby do ciebie to mam?
- Ale i tak trzymam za słowo za obecność na każdych zawodach, bo jak nie to dostaniesz karę, jak tylko przyjedziesz wiosną na wesele. O ile go nie odwołają.
- Nie kracz! Będzie z nimi dobrze. Poza tym mam już dość rozstań na najbliższe sto lat. Zadzwonię później do niej i pogadam. Może coś wskóram.
- Daj znać jak ci z nią poszło.
- Okej, ale ty się już tak o nich nie martw. Będzie dobrze i w maju hulamy.
- Tylko pamiętaj, że idziemy razem i żadnego innego gacha ze sobą nie bierzesz.
Widzieliście to go?! Będzie się rozporządzał moim zaproszeniem na niemal rok przez uroczystościami. Niedoczekanie jego!
- No na pewno. Może do maja zmienię orientację i przyjdę ze swoją dziewczyną, co?
- O! To nie byłoby takie całkiem głupie. Z chęcią bym ci ją odbił.
- A ja to co?!
- Titusa ci oddamy.
O co to to nie! Nigdy w życiu. Z tym człowiekiem się tańczyć nie da! Na samo wspomnienie tego jak mnie odkręcał na weselu Zniszczołów robi mi się słabo.
- Dobrze wiesz, że jak to zrobisz to promieni słonecznych już nie ujrzysz, chyba że się jakiś przebije do twojej trumny.
- Obiecanki cacanki a głupiemu radość.
O nie panien Kłusek! Pan sobie grabi! I pan się kiedyś doigra, a wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębów.
- Ty to może już jedź lepiej na ten trening, bo naprawdę cofną cię do lotosów i tyle z tego będzie.
- Raczej tobie bym się radził pospieszyć, bo z tego co wiem to kwadrans studencki tylko na uczelni obowiązuje, a nie w pracy. Zwłaszcza u twojej szefowej.
- Ale się mądrala znalazł. Widziałby go kto.
- Nie marudź tylko zmykaj pracować i do Domki zadzwoń, żeby znowu jakiś głupot nie wymyślała.
- Dobrze panie profesorze.


***

- Karolina?
Siedzę sobie na tarasie z herbatką, na którym dzisiaj o dziwo cisza i spokój, gdy nagle słyszę Marcina za swoimi plecami.
- Tu się schowałaś.
- Szukałeś mnie?
- Nie. Tak tylko zastanawiałem się gdzie jesteś. Mogę?
Wskazuje na krzesło obok, a ja gestem ręki zachęcam go aby przysiadł się do mnie. W sumie dobrze, ze przyszedł, bo przydałaby mi się wreszcie przerwa i oderwanie wzroku od tych fakturek kochanych.
- Nie chciałbym być wścibski, ale coś się stało?
Yyy.. o co znowu chodzi? Czy ja o czymś nie wiem, czy co?
- Ale co masz na myśli?
- No nie wiem. Ogólnie. Taka jesteś ostatnio zamyślona. Czasami jakbyś traciła kontakt z otoczeniem. To co robiłaś przez pięć minut, teraz robisz godzinę. Jakoś mniej gadasz. Wcześniej buzia ci się nie zamykała, a teraz? Czasem trudno z ciebie jedno słówko wydusić.
- Wydaje ci się.
Próbuję zbagatelizować sprawę, jednak Marcin dalej drąży.
- Nie tylko mi.
- To znaczy?!
- Piotrek rano się mnie pytał co ci jest, bo się dziwnie zachowujesz. Milena to zauważyła, więc jednak jest coś na rzeczy.
- Może faktycznie czasem trochę zamyślona chodzę, ale to kwestia raczej zmęczenia. W sumie żadnych wakacji od zeszłego roku nie miałam. Ledwo sesje skończyłam, to posiedziałam trzy dni w domu, które spędziłam na pakowaniu się i od razu tu przyjechałam. Tutaj tez czasem w soboty wpadam, żeby sobie odrobić kilka dni, a poza tym wiesz jakie to jest odpoczywanie na weekendzie. Zanim się obejrzysz już poniedziałek i znowu trzeba do pracy iść.
- Może o Bartka chodzi?
Aż się herbatą zakrztusiłam na wspomnienie Kłuska. A on co ma tu do rzeczy niby?
No dobra, ma wiele. A może i wszystko, ale skąd u Marcina takie pytanie?! I to nie pierwszy raz.
- Czemu niby o niego?
- Widziałem was wczoraj na mieście razem – odpowiada chłopak, a w jego głosie można wyczuć jakby wyrzuty?
Czy on ma mi za złe, że się spotkałam z Bartkiem?! Ale co mu do tego? Przecież z nim tez nie jeden raz na mieście byłam.
Nie, nie, nie! Tylko nikt nie mówi, że nasza hotelowa wróżka i tym razem się nie pomyliła i dobrze wywróżyła z tą Marcinkową miłością. Boże, tylko nie to!
- Siedzieliśmy wieczorem w Zakopanem, ale to było czysto przyjacielskie spotkanie.
W sumie to randka w ciemno, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć, co nie?
- Serio?
- No serio, serio. A ty co myślałeś?
- Nie no nic.
- Nie to nie była randka. Jesteśmy przyjaciółmi i tyle.
Dlaczego ja mu się jeszcze tłumaczę.
- Czy ja mówię, że to była randka?
- Ale pomyślałeś.
- Ale nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś!
- Dobra, nie kłóćmy się – Marcin uspokaja nas oboje i od razu zmienia temat - Co z tą twoją koleżanką? Pogodzili się?
- Nie. I nie odbiera ode mnie telefonu. Nie wiem co ona kombinuje.
- Może jej telefon się rozładował, ale wyszła gdzieś i go zapomniała.
- Ona bez telefonu jak bez ręki.
Niestety, Dominika to idealny przykład uzależnienia od telefonu. Do ślubu pójdzie i jedną dłoń poda Johannowi by ten jej obrączkę założył, a w drugiej będzie trzymała swojego androida.
- Mam nadzieję, że niczego głupiego nie wykombinuje.
- Stare dobre małżeństwa tez się kłócą, często o byle co, więc może dla nich to dobra wróżba?
- Obyś miał rację.
 - Trzeba być dobrej myśli, że się wszystko ułoży.
- Jestem, ale sam wiesz jak to jest.
- Wiem, wiem.
- Pani Karolino – rozmowe przerywa nam pojawienie się mojego ukochanego Pawełka - Magda panią prosi do siebie. - Uuu znowu oficjalnie, ale nie mam siły mu dziś dogryzać.
- Już idę – odpowiadam i zbieram się do swojego gabinetu dopijać po drodze zimną już herbatę.
Serio coś ze mną nie tak. Nigdy mi herbata nie wystygała, a tu już kolejna w ciągu ostatnich kilku dni. Czyżbym rzeczywiście aż tak się zamyślała, że tracę kontakt z rzeczywistością?! Jakbym była przynajmniej zakochana,

***

Ja to nie wiem jak to możliwe żeby w całym domu nie było ani grama czekolady. Zachciało ci się czegoś słodkiego?  To leć do sklepu. O głupią czekoladę maszeruj na drugi koniec wsi, bo nie można było upić wcześniej, jak było po drodze. Echhh za głupotę trzeba płacić. Tylko dlaczego ta cena jest aż tak wysoka?!
Łapę za klamkę drzwi sklepu, ale osoba z drugiej strony robi to jeszcze szybciej i mocniej, przez co prawie zostaję uderzona w głowę. No tak, dawno siniaka nie miałam na czole.
- Karolka?! Nic ci nie jest?
- Bartek! Uważaj!
Ledwo jedno limo mi zeszło to już drugie chcą mi nabić. Chyba, że to jakieś nieudolne próby morderstwa moje skromnej osoby?
- Sorki. Nie myślałem, że ktoś sto za drzwiami.
- Widzę, że nie myślałeś.
- Przepraszam – odpowiada pełen skruchy Bartek.
- Myślisz, że tak łatwo wybaczę ci ten zamach na moje życie?
- Tylko błagam nie każ mi znowu klękać. Wystarczy, że wtedy z siebie pośmiewisko zrobiłem.
- Ojej. Jakie biedactwo.
- Żebyś wiedziała, że biedactwo.
- Poczekaj chwilę na mnie. Ja tylko jedna rzecz kupię.
- Taa. Chwilkę. Już to widzę. W godzinę się wyrobisz?
- Nie mówiłam, ze to zrobię w mgnieniu oka, ale, że chwilę. Dwie godzinki i jestem twoja.
- Ale tylko moja? – co za diabelski uśmiech. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele panie Kłusek, bo tu się kolejka zaczyna ustawiać do mojego posagu.
- Tylko i wyłącznie twoja skarbie. – Puszczam mu oczko i wchodzę do sklepu.
Biorę z półki pierwszą lepszą czekoladę ale zaraz wracam się po drugą. Przecież ten buloklepa zaraz mi weźmie jedną, a coś musze mieć w domu na czarną godzinę.
- Co kupiłaś?
- Nic – mówię cicho próbując ukryć za plecami moją słodką zdobycz. Przecież musze dbać o dietę naszego członowego skoczka. Pomijając oczywiście całą kadrę A, pozostałych członków kadry B i jeszcze kilku juniorów rzecz jasna.
- Jak to nic?! Co tam przede mną ukrywasz za plecami?
Chyba śni, że mu tak po prostu pokaże. A ja śnie, ze on odpuści o tak po prostu, więc ganiamy się wokół sklepu jak przedszkolaki. Dobrze, że ludzi nie ma, to nas nie widzą i wstydu nie ma. Znowu.
- I tak cię dorwę!                                                                                    
- W snach.
I dalej bawimy się w berka, jednak moja zerowa kondycja w końcu daje o sobie znać, a on – pożal się Boże sportowiec – chcąc nie chcąc ma ją lepszą i widząc moja bezradność wykorzystuje to i zabiera mi obie czekolady ciesząc się przy tym jak małe dziecko.
- I z czego się ta cieszysz? Że okradłeś biedną studentką z dwóch czekolad?
- Masz. – Otwiera jedną z nich i daje mi kostkę. – I nie płacz, że nic nie dostałaś.
- Och dziękuję za pańską szczodrość.
- Nie ma za co wariatko. – Puszcza całusa w powietrze na co ja tylko robię jeszcze bardziej wkurzoną minę - Rozmawiałaś z Dominiką – pyta Bartek zmieniając temat.
- Nie. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na smsy. Agata mówiła, ze pojechała do Krakowa po coś i jak tylko wróci to da mi znać. A u Johanna jak?
- Pfilip dzwonił to stwierdził, że nigdy go w takim stanie nie widział.
- Coraz bardziej się o nic boję.
- Ja też. Ale na siłę ich nie pogodzimy. Choć gdyby istniał jakiś sposób
- Bartek, jaki niby sposób? Oni musza sami dojść do porozumienia.
- Ej no Karolka. Tylko mi tu nie płacz – prosi wycierając z mojego policzka mokra plamę.
- Ale przecież ja nie płaczę – odpowiadam żywo spoglądając w niebo czując kolejną kroplę na rękawie/
- Szybko! Do mnie.
Nie wiadomo kiedy i skąd, ale nagle lunęło tak, jakby wodę wiadrami wylewano. I cóż z tego, że dom Bartka jest za rogiem, i biegłam ile sił w nogach, jak i tak, gdy wpadliśmy do jego domu, byłam tak przemoczona, że nie było na mnie ani jednej suchej nitki.
- I z czego się tak śmiejesz? – pytam gdy udaje mi się zebrać wszystkie włosy z twarzy.
- Zmokłaś, czy mi się wydaje?
- Spójrz lepiej na siebie!
- Ciocia!
- Wujek! – Nagle do zalanego przez nas korytarza wpada Lenka z Tomkiem.
- Nie wchodzić bo tu powódź. Ciotka nam dom zalewa.
- Ej! – walę go pięścią w ramię – A ty to niby nie?!!
- Nie. Lenka leć do babci po jakieś ściery i ręczniki.
- Wszystko przez ciebie! – oskarżam Kłuska bo to przecież wszytsko jego wina, że tak zmokliśmy - Jakbyś mi nie chciał zabrać tych czekolad, to by nas ta ulewa nie złapała!
- A wiec to moja wina?!
- A co? Niby moja?!
- O matko kochana! – Pani Basia aż się załamała na nasz widok. Wcale jej się nie dziwie. Człowiek nawet spod prysznica tak mokry nie wychodzi, jak my spod tej ulewy  – Ale was zmoczyło.
- Troszeczkę – stwierdza wielce uradowany Bartek. Skoro to dla niego troszeczkę, to ja nie chcę wiedzieć co to znaczy dużo.
- Taaaa, troszeczkę. – Już chyba nawet jego własna prywatna matka nie ma do niego siły.
- Bartek, te ubrania w pralce tyle wody nie widziały co teraz.
- Przynajmniej będą miały fajne wspomnienia z wakacji.
- Echh Bartek, Bartek.
- Cio?
- Trzeba się modlić o zdrowie dla ciebie, bo o rozum to już za późno – stwierdzam z pełną powagi miną.
- Nie stójcie w tej wodzie tylko idźcie na górę się przebrać. Chyba masz jeszcze jakieś czyste ciuchy, żeby dać Karolinie bo w moje to się raczej nie zmieści.
- Wiesz co mamo?! Ty to zawsze wiesz jak mnie wychwalić przed dziewczyną.
- A co źle mówię?!
- Echh. – Bartek tylko pokręcił głową i poszedł do siebie, a ja zajęłam się jeszcze wycieraniem głowy, żeby nie zalać całego domu państwa Kłusków, wystarczy że w korytarzu mogą statki pływać.

- Mogą być kadrowe dresy? – pyta Bartek gdy widzi, że wchodzę do jego do pokoju.
- No jasne. Dawaj. I bluzkę. Ale nie tą. Tą niebieską.
- Wymagania – wzdycha pod nosem skoczek, jednak i tak wyciąga bluzkę, o którą go proszę.
- Ta pomarańczowa to jest brzydka – tłumaczę,  jednak on wcale nie bierze my słów do serca.
- Ale ładnemu we wszystkim ładnie.
- No wiem, że we wszystkim wyglądam świetnie…
- Kto tu mówił o tobie?!
- Oszty świnio! – Leję go bluzką po głowie.
- Ej! To bolało!
- Bo miało – Wystawiam mu język i uciekam do łazienki się przebrać.

Przebrana i w miarę sucha schodzę do salonu, gdzie na kanapie siedzi połowa rodu Kłusków. W sumie tylko Szymka i Anki brakuje.
- O ciocia. Siadaj tu. – Lenka zabiera swoje lalki i robi mi miejsce na brzegu kanapy.
- Nie. Tu! Obok mnie – przekrzykuje ją Tomek.
- Nie!
- Tak!
- Nie! Ja pielsia ziobaclam ciocie.
- A ja dlugi!
- Spokojne. Wujek zrób cioteczce kochanej herbatkę – zganiam z siedzącego pomiędzy dzieciakami Bartka i zajmując jego spróbuję pogodzić dzieciaki.
- O! Jesteś.
- No jestem, Zrobisz mi herbatę?
- Zaraz ci przyniosę.
Ttaki zagapiony w ten film, że nie jest świadomy tego co się dzieje wokół. A nawet i lepiej. Nie będzie próbował się wymigać od roboty.
- Ej no! Co to ma być?
- Ale o co ci chodzi? – pytam z mina niewiniątka wsypując do kubka z gorącym napojem łyżeczkę cukru.
- Już ty dobrze wiesz o co.
- Wujek cicho! My oglądamy bajkę.
Z oglądaniem bajek tak nam fajnie zeszło, że godzina dwudziesta pierwsza, a ja wciąż u Bartka.
- Ja się będę wreszcie zbierać – mówię do Bartka próbując delikatnie wyswobodzić się z objęć dzieciaków, które powoli już chyba przysypiają.
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba.
- Ja też chcię!
- I ja!
To się chyba przeliczyłam z tym spaniem u bliżniaków.
- Nie masz wyjścia. Idziesz z ochroną.
- A wy to chyba powinniście już spać.
- Oj tam ciocia. Jutlo nie idziemy do pszedśkolia.
- Możemy dluuuuuugo śpać.
Oj dzieci, dzieci. Nawet nie wiecie jak wam zazdroszczę.
- Ale bluzy weźcie sobie jakieś, bo chłodno już jest, i mnie mama z babcia prześwięcą jak się rozchorujecie.
- Dobrzie. – Milenka z Tomkiem uciekają do drugiego pokoju po sweterki, a ja zostaję sama z Bartkiem w salonie.
- Co się tak patrzysz?
- Do twarzy ci w tych kadrowych ciuchach. Nie chcesz może zostać skoczkinią? Albo biegaczką? Co?
- Na nartach nie umie jeździć, a na biegaczkę ma iść?
- To może do sztabu cię wciśniemy
- Do was?! Do tej bandy oszołomów?! Za żadne skarby.
- Nie wiesz co tracisz.
- Za to wiem co zyskuję.
- Idziemy? – Przylatują dzieciaki i biorą mnie za ręce.
- Idziemy, idziemy.
I wyszliśmy od Bartka, a dzieciaki tak się rozgadały, że nie byliśmy wstanie im nawet słówka wtrącić. A to o jednej bajce, a to o drugiej. O przedszkolu. O domu. Kompletnie o wszystkim.
- Ciocia?  - pyta najmłodszy z Kłusków gdy podeszliśmy już pod mój dom.
- Co tam Tomuś?
- A pójdziesz z nam jutlo na lowely?
- Bo wujek nam obieciał, że jak mama z tatą pojadą na wesele, a my pszyjedziemy do niego, to pójdziemy na lowely.
- Ja wam coś takiego obiecałem?!
- Tak!!!
Oj panie Kłusek, pan dobry wujek, ale jeszcze słabo wykształcony w wychowywanie dzieci. Zapamiętaj sobie jedną rzecz. Nigdy im niczego nie obiecuj, jeśli nie masz zamiaru tego spełnić, bo cię będą chciały zamordować, jak im tego nie zrobisz. Wiem to z autopsji.
- No choć ciocia z nami.
- Będzie fajnie. Ziobaciś.
- Ale ciotka nie umie jeździć na rowerze.
O nie! To już był cios poniżej pasa. Niech tylko nadaży się okazja, a się odwdzięczę tym samym. Albo jeszcze gorzej.
- A żebyś się nie zdziwił Kłusu.
- Wujek. Ciocia taka diuzia to i na duzim lowelku umie jeździć.
- Pojeździś z nami? Ciocia plosimy. – patrzą na mnie swymi błagalnymi oczkami i składają rączki jak do modlitwy.
- Masz dwa rowery? – pytam w końcu Bartka, bo z tego co wiem, to Agi jest niesprawny i od niej nie pożyczę.
- Mam, mam. Kurs pierwszej pomocy tez ukończyłem, więc jak się wywrócisz na prostej drodze to udzielimy pomocy.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
- To co ciocia?
- Pójde jutro z wami na te rowery. Nie zostawię was samych z wujkiem.
- Huraaaa!!!
- Widzisz jak się cieszą, że nie zostaną z tobą samym.
- Taaa jasne. Lecimy szkraby. Pożegnać się ładnie z ciocią.
I tak oto schylam się po całusa na dobranoc od…
- Papa ciocia. - …jednego szkraba małego…
- Doblanioć. – … i od drugiego.
- Papa żabki. Śpijcie dobrze.
- Wyśpij się na jutro. Pa.
- Ej wujek! A całus na doblianioć dla cioci – oburza się Lenka, za co nawet jestem jej wdzięczna.
- No właśnie wujek. Gdzie całus dla mnie?!
- Proszę. – Odrzuca moją grzywkę z czoła i całuje mnie w sam środek. - Papa. Słonko. – I znów ten jego czarujący uśmiech. Trzeba się na patrzyć póki można.
                




_______________________________________________________________
Taki spóźniony prezent świąteczny, dla tych, którzy jeszcze to czytają :)
Mam nadzieję, że żaden polonista tutaj nie zajrzy, bo by na zawał zszedł, zanim do drugiej sceny by doszedł.
Te kłótnie Forfangów, to tak trochę zapchaj dziura wyszła, ale już niedługo nie będziemy tego potrzebować ;)
Do zobaczenia w przyszłym roku. Może jeszcze przed Zakopanem.
Całuski,
Karolka ;* 

5 komentarzy:

  1. Cały dzień w pracy siedziałam jak na szpilkach żeby w końcu wyjść i przeczytać 😁
    Czyżby wszystko szło w dobrym kierunku?
    Może nareszcie Karola się pryzna co czuje hmm?
    Ahh te dzieci,lepsze swaty niż Titus😀
    Coś czuję że wypadek to nie a Karolke tyłku Bartusia spotka na tych rowerach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Wszystko idzie w dobrym kierunku by Karola skończyła staż i wróciła do mamusi i tatusia. A tam będzie miała spokój od wszystkich swatów.
      Oj tak, dzieciaczki są kochane, kolejny rozdział niemal cały dla nich.
      A co się na rowerach wydarzy to już tajemnica ;)

      Dziękuję ślicznie za komentarz i do następnego :*

      Usuń
  2. Z wielkim trudem ale powstała 9.
    Nie wiem czy nawet warto informować bo jest słaba. 😏

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobra. Przeczytam, niech Ci bedzie.Ale ostrzegam, ze moja cieprliwość jest na wyczerpaniu!!!
    Ból głowy to niepokjoacy obajw powinna iść do learza. O, to to! Bartek sie ze mną zgadza!
    Bartek za nią pojedzie i pryztaszczy z powrotem, to jest plan
    Włąsicwie to nierozsanie im to zroagnizowali, ze Kuzy autm musiał ejchać, ale na szczsie on madrzejszy od nich,e ch.
    ojejej słońce *.*

    jakaś konspiracja z tym opuszcaniem domu. o to moze teraz oni sie w swatów poabwią? a potem ich ze swataja i ammy happy enda!
    biedny Forfi :(
    Ech Dominika, dominika...
    oni zaraz coś zmajstrują. lepiej by sie soba zajeli, a nie godizli pokłocone pary!
    no co ma mieć za złe? miłe spoktano to było. TYLKO SKOŃĆZYŁO SIE INACZEJ NIZ WSYZTSCY DOSŁOWNIE WSZYSYC OCZEKIWALI.
    bedzie wesele, bedzie slub. i tyle!
    NA titusa prosze nie nazeakc! Randkę wam opłacił!
    Ojejej *.*

    Nie nie MArciknu, ta pani ejst zajęta. łąpki precz!
    ale to miłe ze sie martwi
    Mozw w koncu sie dowiemy co zasżło meidzyMArcinem a Bartkiem?
    o nie! rip dla wszytskich zimnych herbatek [*]

    JAK TO NIE MA CZEKOALDY?!
    No tak, na kogo ona moła wpaść XD
    UMOWA SŁOWA JEST UMOWĄ WIAŻAĆĄ, SŁOWO SIE RZEKŁO KAROLCI JESTEŚ JEGO.
    ament.
    zabrał jejc zekoladę! o nie! jednak nie mogą byc razem, bo zbordnia to nesłychana!!!
    ojejej zmokli, bedzie roamntycznie?
    ech, nici z ormansu, bo dizeicaki obecne. meh.
    oczyiśice ze jego wina, pf.
    Bartek XDDD
    niebieskią? jaka grymaśna!
    my to sie z bartusiem zgadzamy w akzdej kwestii XD
    sie zasiedziała... moze zostanie? ^^
    ech Bartus to ma pomsyły z tym bieganiem!
    zostawić smaych z wujkiem moze byc niebepzienicze, anwet jak ma kurs pierwszej pmocy.
    Yay! dzieicaki załątwiły jej całusa. A na te twoje wielokropki przy całusie sie nie nabrałam, niemysl se.

    nie jestem uknotentowana, ale niech ci bedzie. czekam na rozwój sytuacji i mam andzieje ze do tegoc zasu sie nie zesttarzeja.
    Dobranoc, jutro dotrę tam gzie mnie ejszcze nie było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uppps. To ja może zaproszę dla bezpieczeństwa na ostatni już rozdział, bo serio znajdziesz mnie jeszcze i wtedy już nic z tej Karoluski nie będzie :P
      Niech sobie łyknie jakiegoś APAPa czy innego Ibuproma i będzie po sprawie. Nie ma czasu na czekanie w kolejach do lekarzy.
      taaa, od razu ją przytaszczy z powrotem. Żeby mieć taką marudę na utrzymaniu? I jeszcze trzeba jej będzie leki przeciwbólowe kupować, a to nie są tanie rzeczy.
      A no widzisz, tak to jest, jak Klub Swata coś organizuje. Zawsze wyjdzie z tego jakaś klapa na koniec.
      Czysty zbieg okoliczności z tymi ucieczkami z domu. A swatania jest już aż za dużo.
      Przecież sobą też się zajmują. Patrz jak ładnie ze sobą rozmawiają.
      Marcinek po prostu się martwi o nasza Karolkę. A skoro z Bartkiem ja widuje coraz częściej to się zaczyna domyślać pewnych spraw, i się martwi.
      Ale aktorzy skończyli tak jak uznali za słuszne! A reżyserom i scenarzystom dziękujemy za możliwość zagrania tej pięknej sztuki. Prosimy o więcej takich angaży.
      A przeszłość Bartka i Marcina wyjdzie na jaw w swoim czasie.
      Tez się zastanawiam jak ona mogła doprowadzić do tego, żeby wyzbyć się zapasu wszelkich słodkości z domu.
      Oczywiście, że umowa wiążąca. Jest jego przyjaciółką, i to się nie zmieni.
      No widzisz. Sama już kolejny dowód znalazłaś na to, że ich związek nie ma sensu.
      Romantycznie to będzie, ale na pewno nie tu, bo tu jak znów zauważyłaś nie ma warunków. I to wcale nie jest ich wina, tylko otoczenia.
      Taaak, Bartek jak czasami coś powie, albo co gorsza wpadnie na jakiś genialny pomysł, to klękajcie narody :D
      Niebieski ładnie podkreśla kolor jej oczu! A ta pomarańczowa jest brzydka i już!
      Nie zostanie, bo zaraz dzieciaki by chciały z nią spać a ona preferuje spanie w pojedynkę!
      Na szczęście nasza Karolak czuwa nad światem i nie zostawi biednych dzieciaków na pastwę wujka. Nawet jeśli umie nakleić plaster na paluszek.
      Patrz. dzieciaki lepiej organizują spotkania, nawet w czwórkę, niż Titus randkę w ciemno. Musi iść do nie na nauki.

      Czemu mnie to nie dziwi, że nie jesteś ukontentowana? ;D Rozwój sytuacji będzie taki, ze jeszcze trochę to będziesz się na Bartku wyżywać, za jego głupoty! I nie tylko ty.




      Dziękuję ślicznie za wszystkie cudne komentarze <3 <3 <3
      Uwierz mi, ze miałam wczoraj tak kiepski humor, a gdy zobaczyłam pierwszy komentarz to od razu mi przeszło. A czytając kolejne elaboraty to aż nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego odpisuję dzisiaj. Jesteś lepsza niż dr. House i cała Leśna Góra :D

      Mam nadzieję, że koniec końców Cię nie zawiodę. A jeśli nawet, to będziesz wyrozumiała dla głowy księgowej, która z tym opowiadaniem porwała się niczym z motyką na słońce.

      Dziękuję raz jeszcze <3

      Całuski,
      Karolka :*

      PS. Pamiętaj, że każdy dzień zbliża nas do końca, więc i oni, chcąc czy nie, się starzeją każdego dnia ;)

      Usuń