piątek, 17 marca 2017

Rozdział 18

Nigdy więcej zrywania się w środku nocy, by przyjechać z domu do pracy. Dosyć niewygodnie w tym pociągu, to jeszcze pilnuj się byś przesiadki w Krakowie nie przespała. Nigdy więcej takich wojaży! Mogłam wrócić normalnie do Zakopanego wieczorem. Wyspałabym się porządnie w łóżku, a nie teraz usypiała przy biurku. Polak mądry po szkodzie. Ale cóż córunia stęskniła się za mamusią i tatusiem. Poza tym poznałam przyszłą szwagierkę, więc nie mogłam tak szybko uciec z rodzinnego domu, musiałam zostać. Dobrze, że był ten pretekst by jechać po sukienkę, którą już wcześniej kupiłam na wesele kuzyna. Przecież na wesele Zniszczołów też mogę w niej iść. Już się w sumie pogodziłam z tym, że przez napięte stosunki polityczne z panem B, ominie mnie taka impreza, a tu jednak dostałam własne, prywatne zaproszenie od państwa młodych. Zaczepili mnie oboje jeszcze na urodzinach Dominiki i serdecznie zaprosili. Choć nie. Stanowczo zakomunikowali, że mam przybyć na ich wesele, bo jak nie to od ołtarza odejdą i mnie osobiście przyprowadzą. I tak człowiek chce, czy nie szykuje się na bal. Męska część skocznej rodziny obiecała, że się mną na pewno zajmą, więc nie musze się martwić o to, że całą noc spędzę tylko przy stole, bo zostanę przez nich zamordowana. Lepiej niech już mnie jedną uśmiercą, dając przy tym odetchnąć swym towarzyszką życia, niż gdyby każdy z osobna miałby wysłać swoją ukochaną w zaświaty. Mord zbiorowy byłby nie na miejscu.
Siedzę tak w tych papierkach kiedy nagle rozlega się dźwięk mojego telefonu. Odnajduje go wreszcie w swej wielkiej torebce, w której to dziś chyba jest już naprawdę wszystko. Spoglądam na wyświetlacz i widząc nazwę dzwoniącego natychmiast odbieram.
Po niespełna minutowej rozmowie z Marcinem zamykam szybko laptopa i pędzę na przerwę by móc wreszcie na spokojnie porozmawiać z kolegą.

***

Pijemy sobie spokojnie herbatę na tarasie, rozmawiając o różnych błahych sprawach, jednak moje myśli są całkiem gdzieś indziej.
- A co ty taka smutna? - pyta w końcu Marcin, który od dłuższej chwili przygląda mi się z uwagą.
- Co? Ja? - odpowiadam nieco wyrwana z transu myślowego.
- No ty.
- Zdaje ci się - rzucam.
- Nie sądzę - mówi z troską w głosie Marcin dodając -  Coś się stało?
- Nie. Nic. Zamyśliłam się tylko. - Staram się być jak najbardziej naturalna, ale chyba grymas twarzy, gdy okazuje się że herbata w mojej szklance już wystygła mnie ***
- O czym tak myślałaś, że cię to aż tak wciągnęło?
- O niczym takim. W sumie to nieważne. - Próbuje zbyć Marcina jak najszybciej, by nie drążył tego tematu, bo mimo że lubię go bardzo i świetnie mi się z nim gada, to jednak nie chciałabym by wiedział co tak naprawdę mnie trapi. Skoro już tak długo udało się ukryć sprawę z Gregorem, to nie ma sensu teraz o tym mówić.
- Jak nieważne, to po co temu czemuś poświęcać czas?
- Czasem trzeba - odpowiadam lakonicznie.
- Jeśli trzeba czyli to nie jest takie nic nie ważne. A jednak coś ważne. To coś ma jakaś wartość dla ciebie. Być może małą, ale jednak ma. Na przykład taka prosta sytuacja. Kupujesz w sklepie taką Princesse. Ona ma kilka smaków i bez względu na to jaki wybierzesz, i tak znajdzie się w twoim układzie pokarmowym, a jednak stoisz, i się zastanawiasz czy wziąć orzechową, czy kokosową, a może jednak o smaku czekolady deserowej. I choć zjadłabyś każdą, wybierasz jedną spośród kilku. Taka niby nic nie warta decyzja, a jednak ma swoją wartość. - O matuleńko moja najukochańsza. Aż mnie zamurowało. Takich wywodów filozoficznych to ja nie słyszałam od czasów gdy w pierwszym semestrze na uczelni miałam wykłady z filozofii - najpotrzebniejszego przedmiotu w całej mej karierze studenckiej, czy też ogólnie uczniowskiej.
- No nie patrz tak na mnie - recepcjonista oburza się po chwili.
- Jak?
- Dziwnie.
- Słucham tylko twego, jakby to nazwać... mini wykładu filozoficznego. Nie myślałeś o studiowaniu filozofii? - Wymyślam na szybko ten szatański pomysł, byle tylko jakoś podtrzymać dialog.
- Nie nabijaj się ze mnie.
- Nie nabijam się –  obruszam się dla niepoznaki – Naprawdę myślę, że powinieneś nad tym pomyśleć.
- Serio?-  pyta pełen nadziei.
- Serio, serio - utwierdzam go w swych słowach.
- A wiesz, że nawet ostatnio czytałem bardzo ciekawą książkę o Sokratesie… - Boże ! Co ja zrobiłam! Teraz mi będzie filozofował za uszami. Całe życie pod górkę.
- Marcin, chętnie bym z tobą dalej podyskutowała, ale musze wracać do pracy.
- Spokojnie. Do siedemnastej przecież zdążysz wszystko zrobić - przekonuje z uśmiechem na twarzy.
- Tak, ale chciałam dzisiaj wcześniej wyjść. Rano przyjechałam z domu prosto do hotelu i już mi się przysypia.
- No to uciekaj do biura, by jak najszybciej się stąd ulotnić. Ale poczekaj, mam do ciebie pytanko. Co robisz w sobotę wieczorem?
- W tą sobotę? - zaskoczona zachowaniem Marcina odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Tak.
- Idę na wesele. A czemu pytasz?
- Dostałem dwa bilety na koncert w Krakowie. Myślałem że może byś chciała ze mną jechać.
- Z wielką chęcią, ale już obiecałam że będę na ślubie a potem do samego rana na parkiecie. Gdybyś wcześniej powiedział może bym coś wykombinowała. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Wesele ważna rzecz. Z Bartkiem idziesz? - I mój już w miarę dobry nastrój szlag jasny trafił. Czy i on musi mi o tym buloklepie przypominać?
- Nie. To znaczy on też tam będzie, ale idziemy osobno. - Swoją drogą to mogłam Marcina jednak zaprosić jako osobę towarzyszącą. Na pewno by się zgodził, tylko chyba musiałby jak najdalej od tego durnia siedzieć. Nie wiem o co tamtemu chodzi, ale ewidentnie za Marcinem nie przepada, a raczej nie chciałabym prowokować bójki.
- No to udanej zabawy życzę. Połamania obcasów, jak to mówią - mówi z takim radosnym błyskiem w oku.
- Miejmy nadzieję, że nie połamię, bo jeszcze jedno wesele mnie czeka, więc niech dożyją do niego.
- Oj tam. Kupisz nowe. - Marcinku. Ależ ty masz dziś humorek. Od kiedy ty taki żartowniś się zrobiłeś?
- Nie stać mnie. Pójdę w starych, albo na boso. A teraz już serio uciekam do siebie, bo zamiast wyjść wcześniej to zostanę w kozie i nici będą z odsypiania nocy.
- Lec, leć, już cię nie zatrzymuję. - Żegnam się z kolegą i zabierając swój kubek ze stoliku szybkim krokiem udaję się do swego gabinetu, gdzie czeka na mnie stos dokumentacji.

***

-Mmm ogórkowa. – Otwieram tylko drzwi wejściowe domu, a tu już od progu wita mnie taki oto cudowny zapach najlepszej zupy świata.
- No! Wreszcie jesteś. - Słysząc dźwięk opadającej na posadzkę torby Agnieszka wyszczucia nos z kuchni i wita mnie w jakże miły sposób.
- Aguś? Czyżbyś się za mną stęskniła? - pytam przekomarzając się ze współwłaścicielka mieszkania.
- Ależ oczywiście że tak - odpowiada z uśmiechem - Zostaw torby i choć jeść. A w ogóle skąd wiesz, że ogórkowa? - dopytuje z ciekawości. A czy ona nie wie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Może bym ją uświadomiła, ale mój żołądek dopomina się o strawę.
- Mój nos wyczuwa ogórkową z kilometra - odpowiadam nalewając sobie zupy na talerz.
- Drugi Kuba - wzdycha wstawiając wodę na herbatę.
- No właśnie, gdzie masz naszego króla skoczni - mówię między jedną a drugą łyżką.
- Kaca leczy. Ale jedz, bo jak wpadnie to ci wszystko zje.
- No to nieźle balowali wczoraj - odpowiadam podśmiewując się pod nosem na myśl jak skoczni bracia mogli pobalować na wieczorze kawalerskim jednego z nich.
- O piątej nad ranem wrócił bo dzwonił żebym się nie martwiła.
- Ooo jaki kochany.
- Taaa. Szczególnie jak cię budzi w środku nocy.
- Żebyś się nie martwiła – przypominam jej słowa ukochanego kiedy to słyszymy, że ktoś wchodzi do domu - O! O wilku mowa. Cześć Kuba! - Witam skoczka, który rewelacyjnie nie wygląda. W ten sposób to on Misterem Polski nie zostanie, nie mówiąc już o walce o tytuł "Mister International"
-Cześć. O mój Boże - wzdycha łapiąc się za głowę, gdy tylko siada naprzeciw mnie przy stole - Dziewczyny ratujcie! Błagam. Zrobię wszystko, tylko mi pomóżcie. Tak mi głowa pęka. Aaaa! Kurde, nie wytrzymam.
- Było tak szaleć?! Teraz cierp! - Agnieszka zachowuje się jakby się w ogóle, nawet w najmniejszym stopniu, nie przejęła losem swego chłopaka.
- Aguś. Kochanie ty moje, błagam nie krzycz. Proszę - odpowiada cichym szeptem Wolny znów trzymając się za głowę. Ach ten kac morderca.
- Dobra, dobra. Masz talerz i jedz. - Stawia przed nim posiłek, a on błagalnym głosem pyta:
- Kochanie? Pokarmisz?
- A co? Bozia raczek nie dała? - odpowiada nieco już chyba wkurzona zachowaniem Kuby.
- No dała, ale …
- Nie ma żadnego ale! Tylko jedz póki gorące bo nie mam zamiaru ci potem odgrzewać - mówi stanowczo zalewając herbaty.
- Twoja zupę to i zimną mógłbym zjeść.
- Ooo Aga - wtrącam się do rozmowy zdumiona słowami Wolnego - Co za komplement.
- Szkoda, że tego nie nagrałam. Właśnie! Nie widzieliście mojego telefonu? - pyta Agnieszka rozglądając się po pomieszczeniu.
- Pewnie jak zwykle z torebki nie wyjęłaś – kwituje skoczek, a dziewczyna wychodzi po telefon do korytarza i wraca po chwili.
- Bartek do mnie dzwonił - stwierdza gdy sprawdza powiadomienia -  I to trzy razy.
- Dawno? - pyta Wolny, a ja udaję ze mnie to w ogóle nie obchodzi, jednak gdzieś z tyłu głowy ciekawość mnie zżera dlaczego wydzwaniał.
- Ostatnie połączenie dziesięć minut temu.
- To dzwoń do niego i zapytaj co chciał.
- Pewnie dowiedzieć się czy żyjesz - mówi nieco zgryźliwie Agnieszka wybierając numer do Bartka.
- To by do mnie dzwonił, a nie do ciebie - stwierdza Kuba.
- No w sumie - odpowiada Aga, ale już po chwili w słuchawce słyszy głos Kłuska. - Hej Bartuś. Dzwoniłeś... Jest… Dać ci ją? … Poczekaj chwilę. - odrywa słuchawkę od twarzy i zwraca się do mnie - Karola, bo Bartek chce z tobą gadać.
- Ze mną?
- Tak. Mówi, że do ciebie też się nie może dodzwonić.
- Pewnie telefon mi padł - stwierdzam trochę od niechcenia. - Powiedz mu, że za piętnaście minut do niego zadzwonię.
- Ej jesteś tam … Słyszałeś? … No to oddzwoni za piętnaście minut … Papa.
- Czego chciał? - pytam gdy odkłada komórkę na szafkę.
- Pogadać z tobą. Tyle tylko mi powiedział.
- No to uciekam do siebie. Podładuje trochę telefon i oddzwonię do niego - postanawiam odkładając talerz do zlewu obiecując że go potem zmyje.
Stojąc już na schodach do góry przypominam sobie o jednej ważnej rzeczy, którą powinnam już kilka minut temu zrobić.
- Kubuś! Zapomniałam! – krzyczę ze schodów.
- Ciii. Nie krzycz – Kuba mówi ledwo słyszalnym szeptem znów łapiąc się za głowę. Ach ten kac morderca.
- Przepraszam. Gratulacje za sobotę. Fajny ten drugi skok był.
- Dzięki - odpowiada uradowany pochwałami.
Wracam się jeszcze po torbę, którą zostawiłam w korytarzu i uciekam do siebie, bo zaraz ktoś się będzie wkurzał ze nie dzwonię. A zresztą, niech się wkurza.

***

Idę na to spotkanie z Kłuskiem, ale nie wiem czy jest to dobry pomysł. W sumie chciałabym się z nim wreszcie pogodzić, ale boję się, że zamiast tego znów będziemy na siebie wrzeszczeć. Ostatnie nasze rozmowy mimo zapewnień, że obędzie się bez krzyków i tak prędzej czy później któreś z nas podnosiło głos na tą drugą osobę. Najgorzej, że zawsze ktoś trzeci musiał słuchać naszych wrzasków. Może dlatego Bartek chciał się spotkać na tej polanie, gdzie to się poznaliśmy, by nikt nas nie słyszał. Albo to ma być taki symbol - gdzie się wszystko zaczęło, tam się wszystko skończy.
- Cześć - mówię spokojnie gdy wreszcie docieram na umówione miejsce.
- Hej - wita się żywo, jak za dawnych dobrych czasów, jednak po chwili jego głos znów jest przygnębiony - Bałem się, że jednak nie przyjdziesz.
- Chyba się nie spóźniłam - odpowiadam chyba nieco chamsko.
- Nie, nie. Skądże - zapewnia spokojnym głosem, dodając - Tylko bałem się, że jednak zrezygnujesz.
- Jak coś komuś obiecam to słowa dotrzymuję - stwierdzam chłodno.
- Ale czy ja mówię, że nie?! - próbuje wybronić się z tego co wcześniej powiedział, ale widząc że za chwilę mój cichy głos może zamienić się w tygrysi ryk stara się mnie za wszelką cenę uspokoić - Ciii! Nic nie mów. Mieliśmy się nie kłócić.
- Właśnie. Chciałeś pogadać więc słucham. - Krzyżuje ręce na klatce piersiowej a swój wzrok wbijam w Bartka, który stoi na wprost mnie
 - Chciałbym cię przeprosić - biorąc głęboki oddech odpowiada po kilku chwilach
- Przeprosić? - pytam bardzo inteligentnie.
- Tak. Przemyślałem w Hinzenbach dużo rzeczy – mówi spokojnie, wzrokiem ucieka wszędzie gdzie się da, byle tylko nie spojrzeć na mnie, a zza pleców wyciąga naręcze piękne herbacianych różyczek. Nawet nie zauważyłam, ze coś chowa za sobą. – I chcę cię przeprosić. Za nasze kłótnie – wręcza mi jedna różę – Za to, że krzyczałem na ciebie – daje mi drugą – Za to, że płakałaś przeze mnie – trzecią – Za to, że na Marcina gadałem – czwartą – Za tą bójkę z Gregorem – piątą – Za to, że cię nie ochroniłem przed nim – szóstą – Za …
Przerywam mu i ze łzami w oczach rzucam mu się na szyję. Zaskakuje go to trochę, ale nie odrzuca mnie, wręcz przeciwnie. Przytula mnie jeszcze mocniej do siebie chowając twarz w moich rozpuszczonych włosach.
- Ja też cię przepraszam - szepczę mu do ucha - Za wszystko.
- Wybaczasz? - pyta pełen nadziei spoglądając mi  prosto w oczy.
- Oczywiście, ze tak - odpowiadam znów wtulając się w niego - Jak mogłabym nie wybaczyć facetowi, który stanął w mojej obronie.
- No, ale potem o to pretensje miałam - stwierdza zasmucony.
- Bo głupia byłam. Ale skończmy już to - proszę - Niech już wszystko wróci do normy.
- Dobrze, tylko wiesz co, mam do ciebie taka maleńka prośbę. - Jak on już chce coś ode mnie, to znaczy że wracamy na właściwe tory - Mogłabyś mnie puścić? Bo mnie zaraz udusisz - kończy udając że naprawdę cierpi na brak tlenu.
- A należałby ci się! - Puszczam go, ale od razu dostaje solidnego kuksańca w lewe ramie -  Za to co robiłeś w Hinzenbach. Możesz mi łaskawie wytłumaczyć  co ty tam robiłeś? - ostatnie zdanie wypowiadam powoli i spokojnie.
- Skakałem - stwierdza szczerząc swe uzębienie.
- Ale jak?!! Co to miało być?!! - co prawda miało nie być wrzasków, ale tego nie da się na spokojnie przetrawić - W piątek dyskwalifikacja, a w sobotę trzydzieste pierwsze miejsce?!! I tego to ci nie wybaczę! - obiecuję grożąc temu buloklepie palcem.
- Oglądałaś? - pyta nieco zdziwiony.
- To, że byłam na ciebie wkurzona, nie oznaczało, że miałam konkursów przez ciebie nie oglądać. - Niech sobie nie myśli, że jest nie wiadomo kim. Oprócz niego w samym konkursie było jeszcze czterdziestu dziewięciu innych chłopów do podziwu. O samego Kłuska nie będę sobie takiego widowiska odmawiać. -  A teraz za nie jeszcze oberwiesz.
- Będzie bolało? - dopytuje odchodząc kilka kroków na bok.
- Będzie! Wiesz jakiej ja tam nerwicy przez ciebie dostawałam?!! W piątek to myślałam, że telewizor przez okno wyrzucę. I to przez ciebie! - wytykam mu palcem - Mama już mi kropli na uspokojenie szukała. W sobotę ta wygrana Kuby mnie trochę uspokoiła, bo myślałam, że wyjdę z siebie! Żeby o pół punktu drugą serie przegrać?!! To już naprawdę trzeba być tobą.
- Już. Cii. Nie krzycz - uspokaja mnie - Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Masz jeszcze jedną różę za to, ale nie krzycz. - Oddaje kolejnego kwiatka, ale jeszcze kilka trzyma w ręce.
- A reszta dla kogo? - z zaciekawieniem ciągnę go za język.
- Powiedzmy, że dla ciebie - odpowiada z tym swoim diabelskim uśmiechem na twarzy.
- To nie mogłeś mi ich dać wszystkich na raz? 
- Nie - stwierdza ta kluchowata postać.
- Czemu? - Aż się boję myśleć co on wykombinował.
- Bo część było na przeprosiny, a część w podziękowaniu za konkursy. 
- Za konkursy?! - podpytuje nieco już ***
- Po drużynówce w Zakopcu ci przecież obiecałem - mówi to taki głosem jakby to była oczywista oczywistość. Bez przesady. Nie oczekuje od nikogo nic w zamian że mu czasem życzę powodzenia, czy wesprę na duchu. - Mieliśmy pogadać na spokojnie, ale wyszło jak wyszło.
- Niom. Wyszło jak wyszło - wzdycham nieco zamyślona wpatrując się w te wszystkie wiaty od Bartka. 
Siadamy obok siebie na łące wpatrując się w malownicze krajobrazy Tatr. Wsłuchując się w śpiew ptaków my nic do siebie nie mówimy. Wyjaśniliśmy sobie już wszystko. chyba naprawdę wracamy do normy. Kłótnie zamienione w żarty, łzy w szczery uśmiech. Zamiast nerwów wreszcie radość, że możemy się spotkać, pogadać i powygłupiać razem.
- Wiesz co Bartuś? - po kilku minutach przerywam milczenie.
- Cio? - odpowiada niczym Tomek lub Lenka. Kurczę, chyba mi tęskno za tymi naleśnikowymi łasuchami. 
- Ładne te różyczki. Dziękuję – mówię to dając mu całusa w policzek – Uwielbiam jak się czerwienisz.
- Że niby ja?- obrusza się-Zwidy masz wariatko.  
- Nieprawda buloklepo.
- Prawda.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
-Tak!- przekrzykujemy się w najlepsze, ale to przecież ja mam rację.
- Przecież widzę! I obiecałeś, że się nie będziesz kłócił, a co robisz? 
- No dobra, już nie będę-kapituluje niezadowolony w wyniku tej walki-A wiesz co ci powiem wariatko? - pyta obejmując mnie w talii i przeciągając do siebie. W odpowiedzi na jego pytanie kręcę tylko przecząco głową. 
- Stęskniłem się za tobą wariatko - mówi z uśmiechem na twarzy.
- A wiesz, że ja za tobą chyba też?
- Chyba? - dopytuje
- No dobra stęskniłam się. Nie miałam komu dokuczać - wyjaśniam swoje stanowisko co by nie myślał, że go tak bardzo lubię, czy coś w tym stylu.
- Oszty małpo! Bo cię zrzucę zaraz z tej przepaści.
- To dlatego tu chciałeś się spotkać? - zrywam się na równe nogi rozrzucając wkoło róże które trzymałam na kolanach.
- Tak i zaraz dokonam swego dzieła.– Bierze mnie na ramie po strażacku i zanosi nad przepaść wymachując mną przy tym na wszystkie strony świata.
- Aaa! Bartek! Puszczaj mnie! – Klepię go po plecach, wiercę nogami jak opętana, a n tylko się śmieje.
- Wariatko pobawiłbym się jeszcze z tobą, – stawia mnie wreszcie na trawie a ja mam ochotę ucałować ziemię z tej radości – Ale uciekamy stąd. I to szybko. 
- Czemu? - pytam zaskoczona jego decyzją.
- Nie widzisz tej chmury? - Kłusek ruchem głowy wskazuje na niemalże czarne niebo za nami. 
- O cholera. 

- No właśnie. Uciekamy i to migiem, bo to nie będzie zwykły deszczyk.



__________________________________________________________________


Witam, witam :)
Po wielu perypetiach z tym rozdziałem wreszcie oddaje go w Wasze ręce. Oby się czytał dużo lepiej niż się tworzył :)
Jak ktoś myślał, że to będzie wielkie love story przy pogodzeniu się Karoli i Bartka - no cóż, nie będę przepraszać, że zawiodłam :P 
A jak Wam się podoba Marcin filozof i jego wywód o zakupie wafelka :D 
Jutro dopingujemy nadal naszych. Skoro już Kraft tak się zadomowił na pierwszym miejscu, to chociaż nie pozwólmy mu wejść na takowe w Pucharze Narodów. W końcu to Mistrzowie Świata powinni wygrać tą klasyfikację :) Niemniej jednak jestem mega dumna z naszych orzełków. Jak się nie skończy ten sezon i tak był on wielkim osiągnięciem dla chłopaków. A nie wolno być najlepszym, trzeba innym trochu powygrywać też dać :D
Trzymajcie jutro kciuki i tak do końca sezonu, bo konkursy d wyliczenia na palcach jednej ręki :(
I oczywiście zachęcam do pozostawienia jakiegoś, nawet niewielkiego komentarza. To nie boli a bardzo motywuje do dalszej pracy. Dziewczyny mogą potwierdzić. Dziękuję Wam za te kilka zdań pod rozdziałami :*
Trzymajcie się cieplutko. Oby Was wiatr nie porwał gdzieś daleko.
Karolka :*

PS. Audycja zawierała lokowanie produktu ;) 

2 komentarze:

  1. Aaaa te kwiatki!!! To bylo takie kjuuuut!
    Rozkminy filozoficzne Marcina do nie nie przemówiły. Nie uwzględnił alergii na kokos i róznych cen wafelków ;p
    No fajnie ze sie pogodzili, ale tego... No wiesz o co mi chodzi ^^.
    Kubuśz kacem, biedaczek :( +duży plusik za wygraną <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza Karolka niestety ma słabość do ludzi którzy dają jej kwiatki. Nawet gdyby to była pokrzywa czy inny chwast i tak by się pewnie cieszyła i Klusce wybaczyła ;D
      Bo to początkujący filozof. Daj mu szans się rozwinąć :p
      Niedoczekanie Twoje. Wbrew pozorom to ma być love story ale nie z Kluską ;p
      Kubuś niestety z tej radości po wygranej troszku przecholował na tym kawalerskim i takie oto efekty. Kluska nie miała z czego się cieszyć, to i się trzymała przy Karoli jakby w najlepszym zdrowiu był ;D

      Usuń