poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 17

Kolejna nieprzespana noc. Jak nie koszmary z Gregorem, to kłótnie z Bartkiem. Dzwonił wczoraj wieczorem jeszcze, ale zamiast dojść do porozumienia to tylko jedno na drugiego bardziej wkurzone. Przecież nic złego mu tym nie zrobiłam. Okej, mądre to nie było z mojej strony, że poszłam sama do Gregora. To że cała sprawa ujdzie mu płazem też do rozważnych rzeczy nie należy, ale ja chciałam tylko chronić przyjaciela. On jest naprawdę jedną z najważniejszych osób w moim życiu, mimo że znamy się od kilku tygodni. Nie zniosłabym gdyby przeze mnie poszedł siedzieć. Nie darowałabym sobie tego nigdy.
- A czemu ty już nie spisz, tylko krzątasz mi się po kuchni? - Nawet nie zauważyłam kiedy to babcia z troskliwym uśmiechem pojawia się obok mnie.
- Jakbym to jeszcze spała – odpowiadam ponuro.
- Przez tą kłótnie w nocy z Bartkiem? - dopytuje, ale chyba odpowiedź jest jasna.- Słyszałaś?
- Trudno było nie słyszeć.
- Przepraszam. Nie chciałam was obudzić.
- Oj tam. Nie przejmuj się – pociesza staruszka - Nie raz się człowiek budził przez wrzaski. Zazwyczaj małych dzieci, no a teraz przez duże też się zdarza – dopowiada posyłając krzepiący uśmiech.
- Przepraszam. Nawet nie pomyślałam, że mogę kogoś obudzić. - Krzyków swoich w nocy opanować nie potrafiłam, ale jakoś nie wpadło mi do głowy, że mogę komuś przez to przerwać sen. -  I za to, że wczoraj rano nawrzeszczałam na ciebie też przepraszam. Poniosło mnie.
- Rano?! O czym ty dziecko mówisz?! - babcia pyta ze zdziwieniem co mam na myśli, wspominając poranną rozmowę z poprzedniego dnia.
- O tym jak na ciebie nakrzyczałam, że mnie z tym idiotą nic nie łączy, a wszyscy miłości się tylko doszukują.
- Aaaa o to. - Nie mam pojęcia czy ona naprawdę bagatelizuje  tą sytuację, czy tylko takie pozory stwarza jakby się niczym nie przejmowała. - Dziecko ja o tym już dawno zapomniałam.
- To dobrze. Bo głupio mi potem było, ale nie miałam jak z tobą pogadać i przeprosić.
W sumie to jak wyszła wczoraj rano z kuchni tak ją teraz dopiero widzę. Ulotniła się wtedy najpierw do ogrodu, potem do sąsiadki, tak że kiedy z Agą wychodziłyśmy jej w domu nie było, a gdy wróciłyśmy ja od razu uciekłam do łazienki i poszłam spać nawet się z nią nie widząc.
- Właśnie późno wróciłyście, ale Agnieszka mówiła, że już wszystko gotowe. - Kochana babcia szybko zmienia temat na dużo przyjemniejszy.
- Udało się i dzisiaj już nic nie trzeba kombinować tylko wystawić z lodówki. No i Gosia tort ma przywieźć.
- Tylko wcześniej policzcie dobrze świeczki na torcie. - ostrzega, a mi przypominają mi się urodziny koleżanki. Pojechaliśmy do niej z tortem niespodzianką, którym była pizza. Nawet świeczki mieliśmy, ale one nam się niestety roztopiły od gorącego sera. Ale niespodzianka była udana.
- Mam nadzieje, że nas za to nie zabije, że jej lata wyliczymy.
- Może nie rzuci się na was z nożem.
- Oj nie byłabym tego taka pewna.

***

Od rana siedzę w stercie papierów i się pozbierać nie mogę, gdy nagle rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu. Najgorsze, że on jest gdzieś między tymi segregatorami. Jednak nawet dość szybko go odnajduję i w słuchawce słyszę jakżeż miłe powitanie od Dominiki.
- Wreszcie ktoś raczył odebrać telefon.
- Coś się stało? - pytam nieco przestraszona.
- Nie no w sumie to nic. Tylko do nikogo się nie można dodzwonić. Jak nie brak zasięgu, to w ogóle nie odbierają.
- Telefony pewnie gdzieś rzucili, wyciszyli i nie słyszę, że dzwonisz. - Niektórzy zapewne robią wszystko byle z nią dziś nie rozmawiać. Przyjemniej na razie.
- I po co im te komórki? Żadnego pożytku z tego nie ma. Ech co za ludzie - mówi zrezygnowana.
- A czegoś potrzebujesz, że tak wydzwaniasz?
- Szukam chętnej osoby, żeby poszła ze mną kupić buty na wesele. Nie chce mi się samej łazić po sklepach, ale ze mną też chyba nikt nie chce iść. Ech co za los.
Nawet zapomniałam o tym weselu Olka i Agaty na które z Kluskiem miałam iść, ale jak tak dalej pójdzie to raczej nici z tego.
- A ty w Zakopanem jesteś? - Może niezbyt mądre to pytanie, ale zawsze lepsza to reakcja, niż rozmyślanie czy się pójdzie na wesele.
- No już do wesela tego mojego głupiego braciszka zostałam.
- Bez przesady wcale nie taki głupi. On z nich wszystkich chyba ma najwyższe IQ. - przynajmniej z tych co się lepiej znamy. Pewnie tam Kamil lub Maciek mogą mieć wyższe, ale z nimi kilka słów tylko zamieniłam więc nie ma co ich brać pod uwagę.
- Nie powiedziałabym.
- Uwierz. Z nim nie jest najgorzej.
- Oni wszyscy są dobrzy. - Oj Domiś żebyś wiedziała. Jeden lepszy od drugiego. - To co Karola, pójdziesz ze mną dziś po pracy na zakupy? - pyta by wrócić do meritum sprawy z którą dzwoni.
- Dziś??
- Co, nie pasuje ci?
- Yyy no nie za bardzo. No bo... - I weź tu sobie znajdź nagle jakąś w miarę sensowną wymówkę  -  No bo ja muszę odrobić to, co mnie wczoraj nie było i mam zostać po godzinach.
- Ech szkoda - odpowiada ze smutkiem ukochana Forfanga.
- Ale jak chcesz to może jutro? - oferuje. Sama też chciałam sobie jakieś buty kupić, więc czemu by nie jutro?
- Jutro to mam do babci na cały dzień jechać. Marudzi, że jej nie odwiedzam. Jak ja jej nie odwiedzam?! Jak mam tylko chwilę to do niej jadę - Dominika szybko protestuje na zarzuty swojej babuleńki
- Tęskni za kochaną wnuczką.
- Szuka taniej siły roboczej - I już wiemy po co one nas tak karmią. Byśmy miały potem siły do roboty. - Mama coś wspominała, że chciała na strychu posprzątać. Pewnie dlatego tak marudzi, żebym przyjechała.
- Kto wie. - podśmiewuje się lekko do telefonu, ale mam nadzieję że niezbyt głośno i może kuzynka Zniszczoła nie usłyszy.
- Stanie sobie na środku i będzie tylko dyrygować, a ty człowieku biedny poddawaj się jej rozkazom.
- Może nie będzie tak źle - próbuję ją jakoś pocieszyć, przypominając sobie jak to było gdy sama jeździłam do babci na wakacje. Co roku był jeden taki dzień kiedy wszystko było pucowane w całym mieszkaniu. Perfekcyjna pani domu byłaby wówczas z nas na pewno dumna.
- Może. Dobra, nie przeszkadzam ci już. Wracaj do pracy. Papa.
- Powodzenia na zakupach i w sprzątaniu.
- Nie dziękuję. Do zobaczenia.
Rozłączamy się a ja z przerażeniem spoglądam na zegarek. Kilka minut po dwunastej a ja nawet w połowie zaplanowanej na dziś pracy nie jestem. Chyba nic mi nie wyjdzie z ucieczki przed regulaminowym zakończeniem pracy.

***
Jak dobrze, że przystanek jest pod tą remizą. Nie trzeba daleko latać, a nogi zaczynają mi już odmawiać posłuszeństwa. Chyba dość szybko postaram się stąd wyjść i może wreszcie jakoś wypocząć.
Z pracy udało się wcześniej uciec. Jeszcze się nawet zdążyłam przebrać i prawie wpaść pod koła Pawłowi. Jutro będzie marudził, ale mam go w nosie. Niech se ględzi. Jak to mówi moja mama "Pogada se, pogada i przestanie, a ty się nie przejmuj i rób swoje".
Odruchowo naciskam na klamkę mimo, że jestem przekonana iż nikogo jeszcze nie ma. A tu jednak niespodzianka i drzwi się otwierają. Pewnie dziewczyny już przyjechały, albo Johann z Philipem.
- Hej! – krzyczę na powitanie kiedy wchodzę do środka, ale nikogo nie widzę – Halo! Jest tu ktoś?!
- Ja jestem.
Z kuchni wychodzi Bartek. Jednak chyba nie jest do końca zadowolony, że to ja się tu pojawiłam. W sumie ja z zaistniałej sytuacji też szczęśliwa nie jestem, że jesteśmy tu tylko we dwoje i nie wiadomo kiedy reszta się zjawi. Mam nadzieję tylko, że Bartek nie zacznie na nowo rozmowy o Gregorze i tych odwołanych zeznaniach.
- Sam? Chłopaków jeszcze nie ma?
- Za jakieś dziesięć minut będą. - odpowiada na co ja jedynie przytakuje głową, że dotarła do mnie informacja. Miejmy nadzieję, że na tym skończy się nasza dzisiejsza wymiana zdań.
- Możemy dokończyć rozmowę? Póki jeszcze jesteśmy sami. - Bartek odzywa się po kilku minutach denerwującej chyba zarówno mnie jak i jego ciszy. Tylko z bagna tego okropnego milczenia zaraz wpadniemy w jeszcze większe bagno rozmowy, która zapewne zaraz przerodzi się w kolejną kłótnie.
- Jaką rozmowę?
- Tą wieczorną, którą przerwałaś rzucając telefonem...
- Jeśli ty to nazywasz rozmową…
- No to tą kłótnie. Ale teraz na spokojnie. - Bartek stara się mówić opanowanym głosem, ale długo taki nie przetrwa. A ja nie zamierzam na nowo wdawać się w dyskusje z nim jaka ja to głupia byłam i nie tylko.
- Nie! Mówiłam ci że ja temat zamknęłam.
- Naprawdę nie możemy chwilę pogadać? - Patrzy na mnie takim wzrokiem jakbym mu co najmniej matkę  zabiła. Taki zły, rozczarowany.
- Po co?
- Żeby wyjaśnić.
- Co ty chcesz jeszcze wyjaśniać. - Coraz trudniej opanować mi nerwy i nie zacząć się na niego znów wydzierać - Przecież ci wszystko powiedziałam i nie mam zamiaru się powtarzać. Po co to znowu chcesz zaczynać?!
- Bo nie mogę pojąć jak mogłaś wpaść na tak durny pomysł?!
- A wy wciąż się kłócicie? – Nawet nie zauważyłam kiedy w środku pojawiła się Gosia z Krzyśkiem.
- Nie. Już nie. - odpowiadam cicho.
- Mam nadzieję. - Gosia posyła mi krzepiący uśmiech.
Mam wrażenie, że z nich wszystkich to tylko ona choć po części mnie rozumie. Rozmawiałyśmy wczoraj długo o tym wszystkim i stwierdziła, że na moim miejscu pewnie też zrobiłaby wszystko by go ratować. Oczywiście wtrąciła kilka uwag, że jesteśmy dla siebie z Bartkiem stworzeni i ta cała akcja tylko to potwierdza. Bo gdyby jemu tak na mnie nie zależało to by nie pobił Schlierenzauera, a gdyby mi był on obojętny to bym nie ryzykowała zdrowia by spotkać się z Gregorem i przekonać go do tego szatańskiego pomysłu. Tylko teraz ta nasza miłość to polega tylko na kolejnych kłótniach gdy tylko nadarzy się okazja.
- Spokojnie. Nie zepsujemy nikomu wieczoru - mówię pełna nadziei, że będzie tak jak zamierzam - Prawda Bartek?
- Tak, tak. Jasne. - odpowiada takim głosem, jakby ktoś wyrwał go z zamyśleń i zbytnio nie wie o co go zapytano.
Nastaje chwila ciszy, w czasie której każdy przygląda się pozostałej trójce, jakby żadne z nas nie wiedziało co teraz powiedzieć, czy też zrobić. No fajnie. Dosyć my z Bartkiem nie potrafimy się dogadać to jeszcze potrzeba tu tego by i zresztą nie można było swobodnie porozmawiać. Na szczęście Krzysiek ratuje nas wszystkich z opresji postanawiając oddać Małgosi tort, który to miała upiec na dziś i stwierdza, że pojedzie już po resztę ekipy której obiecał, że będzie robił dziś za taksówkę. Wraz z ukochaną znika za drzwiami kuchni a na sali zostajemy tylko ja i Bartek.
- Nie drąż już dzisiaj tego tematu. - mówię gdy tylko otwiera buzię by coś powiedzieć - Ani słowem nie wspominaj o tym. Nie mam zamiaru nikomu psuć humoru, a szczególnie Dominice i Johannowi. Wręcz przeciwnie. Więc buzia na kłódkę. Jasne?
- Jak słońce - odpowiada niemrawo, ale zbytnio się nad tym nie zastanawiam, bo do środka wchodzą już Agnieszka z Kubą
- Myślałem, że tu wszystko będzie już gotowe, a tu nawet palcem nie ruszone - z lekkim oburzeniem w głosie Kuba ogłasza swe rozczarowanie kiedy widzi, że stoły jeszcze nie są nakryte.
- Szybki na ciebie czekaliśmy - odpowiada mu nieco weselej już Bartek ruchem głowy wołając go by wraz z nim szybko poszedł do kuchni zanim zjawimy się tam z dziewczynami.
- Oj dziękuję, ale nie trzeba było - mówi jeszcze Kuba spoglądając też na mnie i szybkim krokiem wraz z Kłuskiem udaje się do drugiego pomieszczenia. Chcę iść za nimi, by przypilnować ich szperania po półkach, ale Aga łapie mnie za ramię i zatrzymuje.
- Pogodziliście się? - pyta, ale chyba nie wierzy w to by taki cud mógł nastąpić.
- Że ja z Bartkiem?
- A z kim jeszcze jesteś na ścieżce wojennej?!
- Jeden i drugi Paweł. Taka koleżanka na uczelni. Sylwia. Szukać dalej? – Wbrew pozorom nie jestem aż tak urocza osobą żeby wszystkich wkoło kochać. Zresztą chyba każdy ma swojego mniejszego lub większego wroga.
- Dobra! Nie musisz dalej wymieniać, bo doskonale wiesz, że Bartka mam na myśli.
- Raczej prawie znowu się pokłóciliśmy – wzdycham.
- Znowu?! O co?!
- O to samo.
- Jak dzieci. Normalnie jak dzieci. - Agnieszka kręci przecząco głową z i otwiera przede mną drzwi do kuchni, gdzie reszta brygady zabrała się już do ostatnich prac by przygotować przyjęcie niespodziankę.

***
- Spokojnie Johann.  - Gabi za wszelką cenę próbuje uspokoić norweskiego przyjaciela, który ze stresu trzęsie się jak galareta.
- A jak jej się nie spodoba? Albo powie nie? - Forfang jakby na złość sobie wymyśla kolejne problemy.
- Jak się jej nie spodoba to ja się nie nazywam Gabriel Karlen i nie jestem skoczkiem narciarskim - oświadcza wszystkim wkoło Szwajcar, co jest dobrym sposobem by choć na chwilę poprawić nastrój kolegi ze Skandynawii.
- Oj Gabi. Ty zawsze wesz jak człowieka pocieszyć.
- Do usług panie Forfang - odpowiada uszczęśliwiony Karlen.
Niestety poprawa nastroju Johanna nie trwa długo, bo po kilku sekundach Norweg znów zaczyna się stresować tym co go czeka dzisiejszego wieczoru i znów szuka kolejnych pułapek.
- A drzwi zamknęliście?
- Tak - odpowiada Stękała, nieco już zirytowany zachowaniem przyjaciela.
- Na pewno?
- Tak, ale skoro ma cię to uspokoić to sprawdzę.
Wiecie co? Ja tych skoczków nie ogarniam. Na mamutach skaczą, gdzie ja bym chyba nawet na belkę bała się usiąść, a jak przychodzi im się oświadczyć ukochanej to mają takiego pietra, jak dzieci przed pierwszym dniem w szkole. Rzecz jasna strach tych dzieci, które nie chcą iść do szkoły, bo ja byłam taką małą agentką, że się tego pierwszego dnia doczekać nie mogłam. Echhh człowiek był młody i głupi. Baaaardzo głupi.
- Olek pisze, że wyjechali z domu, więc lada moment tu będą - oświadcza Biegun, który jest odpowiedzialny za kontakt ze Zniszczołem.
- Fifi stoi z Karolą na czatach to pewnie zaraz będą ogłaszać alarm - stwierdza Klimek.
- O ile ich zauważą - odpowiada ponuro Bartek - Tak się chichrają, że albo oni przegapią ich, albo tamci zauważą tą dwójkę śmieszków. Mogliby się trochę uciszyć.
- Najważniejsze, żeby Hermenegilda ich nie zauważyła - Agnieszka próbuje załagodzić nieco wypowiedź Kłuska, który wydaje się być zły na wszystko i wszystkich którzy go otaczają.
- Dziewczyny - wreszcie odzywa się i Kuba, który od dłuższej chwili przygląda się bacznie Johannowi  - dajcie temu biedakowi coś na uspokojenie, bo z tych nerwów to nam tu zejdzie z tego świata.
- Lepiej może coś mocniejszego - odpowiada rezolutnie Titus, który już nie może doczekać się toastu.
Dziewczyny z wielką chęcią chciałyby go za to zganić, ale nie mają szans, bo z Philipem widzimy jak przyszli państwo Zniszczołowie wraz z Dominiką podjeżdżają już pod remizę. Jak najszybciej staramy się zająć wcześniej ustalone miejsca, by nasza niespodzianka wyszła od samego początku jak najlepiej.
- A śpiewamy w końcu to „Sto lat” czy nie śpiewamy? - nagle wyrywa się ze swym pytaniem Titus na co odpowiadam mu z wielką radością, iż nie ma innej opcji i musowo śpiewamy na powitanie.
Po chwili szmerów i szeptów wszyscy już milkniemy. Spoglądam jeszcze na Bartka, który z minuty na minutę jest chyba coraz bardziej na mnie wściekły. Nawet nie chyba, a na pewno.  Na dodatek mam wrażenie, że ciągle mnie obserwuje. Nie! Chyba nie jest zazdrosny, że zamiast rozmawiać i wybuchać głupkowatym śmiechem przy nim robię to ze Sjoeenem czy Titusem. Chyba aż tak głupi to on nie jest by się o to na mnie obrażać.
Olek szarpie się z drzwiami od zewnątrz, próbując je od tamtej strony otworzyć dodając nam kilka sekund więcej na opanowanie atmosfery i ludzi wewnątrz budynku. Po dłuższej chwili gdy wreszcie się udaje i otwiera drzwi, wpuszcza Dominikę pierwszą do środka.
- Sto lat! Sto lat! Niech … - zaczęliśmy śpiewać na widok jubilatki a ją zamurowało.
Stanęła w drzwiach z otwartą buzią i nie zrobiła ani jednego najmniejszego kroczku dopóki nie skończyliśmy śpiewać. A Gabiemu i Fifiemu tak się spodobało to śpiewanie, że nie mieli najmniejszych chęci kończyć, ale jednak w końcu przestali.
- Pamiętaliście - zaczęła mówić gdy pierwszy szok już minął - Boziu jak ja was wszystkich kocham. Sama zapomniałam, a wy mi taką niespodziankę zrobiliście. I Gabiego tu ściągnęliście - spogląda w stronę Szwajcara a ten uśmiecha się w taki sposób, że aż serce się rozpływa na ten widok. - A wam Stöckl pozwolił zostać? - zwraca się do Norwegów, którzy wyczuwając chyba opieprz od Dominiki schowali się za plecami polskich kolegów - Czy narozrabialiście i was za karę zostawił? O Boziu, aż się popłakałam przez was.
- Nie płacz nam tu siostrzyczko, bo nie ma nad czym, a my tu wszyscy chcemy ci życzenia złożyć… - i tak oto Olek zapoczątkował kolejkę z życzeniami.
Reszta chłopaków okazała się być większymi dżentelmenami i przepuścili nas. Niestety jestem ostatnią z dziewczyn, a za mną już stanął Bartek. Serio mam wrażenie jakby był zazdrosny, że ktoś może się do mnie zbliżyć na zbyt małą odległość. Cały czas czuje na sobie jego wzrok. Tak jakby nie mógł nawet na sekundę spuścić ze mnie oka.
- A ktoś tu miał dzisiaj zostać dłużej w pracy - śmieje się Dominika gdy wreszcie nastaje moje kolej na krótką rozmowę z dzisiejszą jubilatką.
- Tylko życzenia ci złoże i uciekam - odpowiadam również z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Myślisz, że cię wypuszczę?
- No a nie?! - pytam zdziwiona jakoby Dominika miała mi przeszkodzić w powrocie do pracy.
- Nie!
- No to trudno, ale życzenia i tak ci złoże. A więc przede wszystkim zdrowia, bo jak to mówią jak zdrowia nie ma, to nic nie ma. Dużo miłości, abyście z Johannem byli najszczęśliwszą parą pod słońcem. Samych radosnych chwil w życiu, uśmiechu na twarzy każdego dnia, a łez tylko tych ze szczęścia, ewentualnie ze śmiechu. Spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń. I ogólnie wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - odpowiada szybko zamykając mnie w mocnym przyjacielskim uścisku.
Pościskałyśmy się jeszcze przez chwilkę, wycałowałyśmy, ale nie za długo, bo za mną jeszcze spora kolejka stoi i to z tym najważniejszym na samym końcu. I gdy wreszcie i on dostaje się do swej księżniczki to mi łzy same zaczynają płynąć po twarzy na ich widok. Wpadają sobie w ramiona i mocno przytulają. Nic nie mówią, bo słowa są zbędne. Tworzą taką nierozerwalną całość. Pasują do siebie niczym części puzzli z tej samej układanki. Tacy idealni w swoich ramionach. Ach, ta miłość. Ta cudowna odwzajemniona miłość.
- Dobra, dobra zakochańce! - Andrzej przerywa im w końcu te czułości - Starczy wam tych przytulasków. Dominika proszę to dla ciebie – wręcza jej nóż wskazując na ciasto ze świeczkami które trzymają Kuba z Klimkiem – a oto wegański, specjalnie dla ciebie, tort z dwudziestoma dwiema świeczkami.
- Andrzej, a wiesz, że damom wieku się nie wypomina? - nie mogło się obyć bez tego typu odpowiedzi w stronę Stękały. Oni lubią sobie dogryzać jak nikt inny.
- No właśnie damom to po pierwsze, a po drugie to powiedziałem ile jest świeczek, a nie ile masz lat.
- Stękała! Bo zaraz w łeb dostaniesz.
- Też cię kocham Brunchildko – odpowiada posyłając jej buziaka.
- Uważaj, bo mam nóż przy sobie i nie zawaham się go użyć. Ojojoj! Bo tu zaraz krew się poleje. Lepiej jednak niech ona uważa z tym nożem przy przyjacielskich, choć może tego nie widać, sprzeczkach z Andzejkiem. Szkoda żeby któremuś z nich "nie, żeby specjalnie, ale zwyczajnie przez nieuwagę” coś się nie stało.
- Grozisz mi?
- Tylko ostrzegam.
- Dominika dmuchaj te świeczki zanim same zgasną. - kłótnie przerywa im w końcu Philip.
- Tylko życzenie pomyśl - upomina Gabriel.
I tak oto nasza jubilatka zdmuchnęła wszystkie świeczki na raz, więc życzenie powinno się spełnić. A gdy rozpoczęła dzielenie tortu Gabi z Fifim znów zaczęli śpiewać "Sto lat". Fajnie to brzmiało z takim obcym akcentem, ale po chwil nasze orzełki się dołączyły i straciło to swój cudowny urok.
- Zamiast tego powinniśmy śpiewać gorzko – Miętus, który właśnie otrzymał swój kawałek tortu szepcze mi do ucha.
- Titusku tobie na serio jedno w głowie - odpowiadam patrząc na niego z dezaprobatą. Przecież taki skoczek narciarski to powinien świecić przykładem zdrowego trybu życia, a nie namawiać do spożywania alkoholu.
- Oj tam, oj tam. - Wydaje się, że w ogóle nie przejął się moim niezadowoleniem z jego toku myślenia -  Ale to by było z większym pożytkiem. Oni by się wycałowali, my byśmy się napili.
- Trzeba było myśleć wcześniej i chłopaków tego uczyć - mówię szukając kolejnych argumentów przeciw pomysłowi Krzyśka.
- Raz dwa ich tu wyszkolimy - odpowiada dumnie wypinając pierś do przodu. W sumie polska pieśń urodzinowa nieźle chłopakom wyszła, a to jednak Titus ich szkolił.
- Oj Titusku, Titusku.
- No co?
- No nic. Postrzelony z ciebie człowiek.
- Ale na plus? - pyta szczerząc swe uzębienie.
- Oczywiście, że na plus. I to duży.
- Wiedziałem, że z ciebie porządna kobieta i znasz się na ludziach.
 Chyba Titusku właśnie się nie znam na ludziach. Szczególnie na osobnikach płci męskiej. Co jeden to większa zagadka lub rozczarowanie.
Starszy Miętus chyba zauważył moje zamyślenie się przez chwilę, bo przytula mnie do siebie szepcząc do ucha bym się nie martwiła, bo wszystko się ułoży. Nie. Tu już nic się nie ułoży tak jak bym chciała.

***

- Nasza kochana jubilatko, smakowało?
Po spożyciu tortu i kilku innych przysmaków odzywa się Biegun.
- Tak, i to bardzo. Jesteście cudowni, że tu wszystko jest wege. I widzisz kochanie …- urywa rozglądając się po sali w poszukiwaniu ukochanego, ale nigdzie go nie widzi – A on gdzie się ulotnił? Nawet nie zauważyłam kiedy.
- Do łazienki tylko poszedł – odpowiada szybko Agata.
- Nie bój się, jeszcze cię nie zostawił – wtrąca Stękała, a Dominika pożera go wzrokiem, ale ten chyba już się do tego przyzwyczaił i nie robi to na nim żadnego wrażenia
- A więc jeśli się posiliłaś, i ci smakowało to mamy dla ciebie arcytrudne zadanie  - Krzysiek kontynuuje swą wypowiedź.
- Tylko błagam, nie karzcie mi samej tego sprzątać – odpowiada leniwie rozciągając się na krześle.
- Nie no, nie dziś. Jutro to zrobisz – po raz kolejny Andrzej musi wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy.
- A ty mi Stękała pomożesz.
- Ja to mam jutro treningi i nie mogę.
- Cicho Andrzej! – Ojojoj. Krzysio chyba się lekko wykurzył na kolegę -Otóż za chwilę dostaniesz dwie torebeczki i bardzo byśmy chcieli abyś je otworzyła i powiedziała czy ci się podobają prezenty.
- Co?! Oszaleliście?! Jeszcze jakieś prezenty?! – odpowiada zaskoczona słowami Bieguna Dominika - To przyjęcie to już jest za dużo. Wystarczyłyby same życzenia, a nie to wszystko.
- Nie marudź tylko proszę - Filip gani jubilatkę za ten grymas i podaje jej niebieską torebkę  - To od Gabryśka i ode mnie.
- Mamy nadzieję, że jej nie masz – dopowiada Szwajcar.
- Płyta?! Lamesone Crow! To jest pierwsza płyta Scorpions!  – Dominika z zachwytu rzuca się na chłopaków tak, że prawie ich dusi – Ale jakim cudem to zrobiliście?! Przecież tej płyty nie da się tak po prostu kupić.
- No wiesz, ma się ten urok osobisty – mówi Karlen przeczesując włosy niczym jakiś model.
- Oj Gabi. Mówiłam ci, że cię kocham?
- Tak, ale i tak wolisz Johanna – reaguje ze smutkiem w głosie.
- Gabi nie smuć się.
- Nie smucę się. Cieszę się że jesteście szczęśliwi, i że my jesteśmy przyjaciółmi.
- Wspaniałymi przyjaciółmi Gabi – dopowiada przytulając do siebie jeszcze raz Szwajcara.
- No to teraz prezencik od naszej polskiej skocznej rodzinki. – Andrzej podaje jej drugą, sporo mniejszą torebeczkę.
- A tu co? Druga płyta Klausa z zespołem? Chociaż nie. Za lekkie jak na płytę.
Dominika zamyśla się kiedy przygląda się pakunkowi, na co Klemens reaguje z nieco tajemniczym głosem. 
- Zobacz a się przekonasz.
- Bilety na koncert Uliego w Oslo! I to dwa! Nawet o Johannie pamiętaliście – krzyczy gdy tylko odkrywa co jest w środku.
- Ale czytaj dokładnie co tam pisze – prosi Olek.
- Bilet na koncert tego i tego, tu i tu, organizator, patroni …
- Dalej! – nakazuje ukochany kuzyn.
- Po koncercie zapraszamy za kulisy na spotkanie z artystą! Aaaa!!! Boże jak ja was kocham. Kochanie słyszysz?!! Jedziemy zobaczyć się z Ulim. – krzyczy rozradowana dziewczyna o wielu imionach poszukując wzrokiem Johanna, który gdzieś jej uciekł jakiś czas temu.
- Słyszę, słyszę.
 Dominika odwraca się na głos ukochanego, a Johann, który stał za nią uklęknął. W jednej ręce trzyma ogromny bukiet kolorowych kwiatów, w drugiej zaś pierścionek zaręczynowy. Wpatrując się w tą parę szczęśliwie zakochanych ludzi wstajemy od stołu i otaczamy ich kręgiem, a oni patrzą sobie w oczy. W załzawione, szczęśliwe oczy. Oboje jakby zastygli. Ani słowa, ani ruchu, nawet mrugnięcia oka. Nic. Niczym posągi w muzeum . Wreszcie jeden z nich przemawia:
- Zapytasz się wreszcie?
- Miałem wszystko wcześniej przygotowane, co powiedzieć…
- Pst. Johann. Czy zostaniesz moją żoną? – kochany braciszek próbuje podpowiadać przyszłemu szwagrowi.
- Wiem o co mam się zapytać. Tego jeszcze nie zapomniałem. A więc. Dominiko. Najwspanialsza ze wszystkich kobiet na Ziemi, czy zechciałabyś spędzić ze mną resztę życia, jako moja żona?
- Tak! Tak! Tak! – po tych słowach Johann wręcza ukochanej kwiaty, i zakłada pierścionek na jej mokrą od wycierania z twarzy łez dłoń, po czym wstaje i bierze wybrankę swego serca na ręce okręcając się z nią kilkakrotnie. Gdy wreszcie stawia ją na podłodze bierze jej twarz w swoje dłonie, kciukami wyciera jej kolejne łzy, których przyszła panna młoda nie jest w stanie opanować. Ona zakłada swoje ręce na jego szyję i wreszcie toną w pocałunku.

______________________________________________________________

Witam, witam :)

A więc mamy rozstrzygnięcie zagadki co te orzełki kombinowały. Wiem, bardzo ambitne to wyszło. Gwoli wyjaśnienia tego rozdziału (a raczej tylko tej imprezki). Dominiką w mojej głowie jest moja przyjaciółka. Niegdyś wielka fanka Forfanga i zespołu Scorpions (podobno ta płytę jest łatwo zdobyć, ale nie miałam pomysłu na inną, a pierwsza to tak fajnie brzmi). Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie bardzo mnie dopingowała i ten rozdział był takim jakby prezentem urodzinowym (tak wiem, gorszego zrobić nie mogłam). Dlatego też pojawił się Gabriel, któremu obie mocno kibicujemy co jest jej zasługą. I jest weganką, dlatego też tort musiał być wegański ;)

Co do reszty. Rozpamiętywania Gregora nie będzie. Może powinnam to zrobić, ale zbyt smutne by to wyszło a to w założeniu miała być radosna historyjka. Raczej sama wojna z Bartkiem tylko zostanie. A że Karola jest uparta kobitka, to potrwa to jeszcze trochę. Ale spokojnie. Przed wyjazdem z Zakopanego jeszcze się pogodzą by Karola miała inny powód do płaczu gdy będzie wyjeżdżać. Taki malutki spojler ;)

A teraz trzymajmy mocno kciuki za Justynkę i resztę biegaczek i biegaczy. Niech Was nartki niosą po jak najlepsze miejsca. Skoczkom dmuchajmy pod narty i cieszmy się, że mamy 4, 5 i 8 zawodnika świata. Rok temu mało kto by postawił ich na takich pozycjach. 

Niech moc papryki będzie z Wami ;) 






4 komentarze:

  1. Doturlałam się!
    Ooo, jakaś imprezka się szykuje! A Karolka się nieco ogarnęła i uświadomiła sobie, że trochę emocje nią targnęły.
    (i co to za długie pogaduchy w pracy? Hę?)
    Oj, na Bartusia wpadła. Będzie latać pierze?
    Eee, nie zdążyli, bo im przerwali. może i dobrze, bo jeszcze by Karolka Kluskę pobiła i tyle by z tego było.
    Bo Karolka to bojowa dziewczyna i z wieloma ludźmi ma na pieńku. Bez kija nie podchodź!
    Aaa! Oświadczyny! Miłość! Jak pięknie!
    I urodziny w pakiecie!
    "No właśnie damom to po pierwsze, a po drugie to powiedziałem ile jest świeczek, a nie ile masz lat."- XDDD
    Titusek<3
    Borze zielony, co za nieogary! Żeby w takiej chwili potrzebować suflera...!
    Eeech! Słodko!
    No, mam nadzieję, że Karolka nie zabije Bartka zbyt szybko i będą żyć razem długo i szczęśliwie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się tu doturlałaś :)
      Karolka potrafi być czasem wybuchowa, ale po jakimś czasie, gdy ochłonie, zaczyna jednak racjonalnie myśleć, bez zbędnych emocji. To nie jest zła kobitka, tylko czasem myśli z opóźnieniem, dlatego kilku wrogów ma i wojne na wielu frontach prowadzi :p
      Jakie długie pogaduchy? Ta rozmowa nie trwała dłużej niż 5 minut. Przy 8 godzinach pracy, to przecież nic :p
      Z Bartkiem wojny na pierze nie było, bo poduszek pod ręka nie było. Ale w sumie to by mu sie przydało od niej dostać. Tak chociaż raz a porządnie. Może by i on się ogarnął.
      Chciałyscie miłości, no to i ją macie. Mam nadzieję, że wersja Forfangów się spodoba, bo oni tu niejeden raz się pojawią, a Johann to bardzo ważna postać. Choć może trochę nieogarnięty, że w takiej chwili zapomnieć języka w buzi ;)
      Widzę, słowa Stękusia nie tylko mi się spodobały (ach ta samokrytyka) a Titus to jest kochany Titusek.
      Szybko nie zabije, ale kiedyś zapewne w końcu to nastąpi, bo z tym "będą żyć razem długo i szczesliwie" to bym sobie zbytnio nadziei nie robiła ;)

      Usuń
  2. Hej.Hej,
    Dałabym wszystko a nawet więcej byleby być na takiej imprezce i otrzymywac takie wspaniałe prezenty. mam nadzieje, że z Bartkiem bedzie juz tylko lepiej i tam pojawi sie również sielanka <3
    Oświadczyny były boskie, nie mozna wyobrazic sobie lepszego momentu *.*
    Rozdział jest piękny az chce sie wiecej <3
    weny i całuski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, hej! ;)
      No tak. Prezenty dla jubilatki były idealne, a cała imprezka niespodzianka przygotowana przez przyjaciół - każdemu życzę takiej.
      Z Bartkiem lepiej? No moze kiedys, może na kilka dni...
      Piękny? Jejku a edytując go myslałam jak mogłam takie badziewie wymyślić. Szczególnie kwestia już samych oświadczyn była katastrofą w moich oczach.
      Dziękuję za tyle miłych słów <3 Wena powoli nadchodzi gdy się czyta takie komentarze :*
      Do następnego, mam nadzieję jeszcze przed Planicą :)

      Usuń