czwartek, 19 października 2017

Rozdział 22



Po kilkugodzinnej podróży wreszcie docieramy do jej celu.
Jak dobrze, że młody był w domu i przyjechał po nas na dworzec. Przynajmniej nie musieliśmy z Bartkiem gnieździć się w ciasnym busie z tymi naszymi tobołkami, a w szczególności z tym jego garniturem. Stwierdził, że go do torby nie schowa bo się wygniecie, a woli nie ryzykować, że go uduszę gdyby próbował prosić mnie o jego wyprasowane. W sumie to ten Kłusek wcale taki pozbawiony inteligencji to nie jest.
- Puk, puk! Jest tu ktoś? - wołam od progu wchodząc do mojego rodzinnego domu.
- Jestem, jestem. - Słyszymy mamę schodzącą z piętra.
- Cześć mamuś. -  Witam się z rodzicielką, a po chwili przedstawiam mego towarzysza doli lub niedoli. Jak kto woli.
- Siadajcie. Zaraz wam coś do picia zrobię. Obiad będzie za pół godziny dopiero, to kanapki wam jakieś zrobię.
- Niech się pani nie fatyguje, poczekamy do obiadu.
Popatrzyłam z niedowierzaniem na Bartka. Nie wiem czy to kwestia skrępowania przez bycie w obcym miejscu, czy może trenerzy wreszcie mu do rozumu przemówili żeby nie podjadał między posiłkami, no bo mój Kłusek rezygnujący z jedzenia?! Kolejny cud nad Wisłą. Choć tym razem to akurat nad Silnicą.
- A ty co tak zaniemówiłaś? - podpytuje mama.
- Po prostu mnie zamurowało. Bartek rezygnujący z jedzenia? Rzecz niespotykana.
- Chyba mu nie będziesz jedzenia wypominać?!
- Ale ja mu nie wypominam! - Bronię się przed oskarżeniami rodzicielki - Zastanawiam się tylko jak on wytrzyma, skoro w samochodzie tak mu w brzuchu burczało...
- Ale to nie ja! - oburza się Kłusek.
- A kto?
- To chyba byłem ja. – Mikołaj niewinnie podnosi paluszek do góry wychylając się zza lodówki.
- Aaaa, ty to możesz poczekać nawet i do jutra.  - Zadowolona wystawiam mu język nalewając do czajnika wody..
- Wiesz co?!! To ja wyjeżdżam po ciebie na dworzec, przywożę do domu a ty tak się odwdzięczasz?!!
- Ledwo weszli oboje do domu a już się kłócą - wzdycha mama siadając na przeciw Bartka przy stole.
- To oni tak zawsze?
- Nie! - odpowiadam chórem z bratem.
- Nie, wcale. Tylko jak przebywacie ze sobą w jednym pomieszczeniu.
- Jak dobrze, że mnie ze sobą wzięłaś. Ile ja się o tobie dowiem przez ten weekend.
O nie Kłusku. Nie myśl sobie zbyt dużo.
- Już zaczynam żałować, że cię wzięłam.
- Ale ja się za to coraz bardziej się cieszę.
Nie szczerz tych swoich ząbków panie Bartłomieju, bo się z nimi pożegnasz. Raz na zawsze.

***

Wchodząc z podwórka do domu zaczepia nas mama z pytaniem czy nie wiemy gdzie jest mój najukochańszy braciszek.
- Nie wiem. Wziął rower i gdzieś pojechał, a czemu pytasz?
- Poszedłby do cioci Ani odnieść jej książki z przepisami, ale jak go nie ma...
- To może my z Bartkiem skoczymy? - oferuje stawiając Kłuska przed faktem dokonanym.
- Gdzie będziesz biedaka ciągnąć jeszcze po wsi. Ledwo z zawodów wrócił, a ty go już za sobą wleczesz tutaj i jeszcze na wieś go wyciągasz.
Mamuś! Co ty mi go tak bronisz?! To tylko marny buloklepa, a nie jakiś król skoczni. On nawet punktu w Pucharze Świata nie zdobył! Nie ma co się nad nim zbytnio rozczulać.
 - Jak nie chce to może przecież zostać.
- Ale ja bardzo chętnie się przejdę z nią - stwierdza sam zainteresowany - Jak się zgubi to we dwoje szybciej drogę odnajdziemy.
- Ej! - oburzając się dźgam go łokciem w żebra - Po pierwsze to droga ciągle prosto, po drugie to tylko trzysta metrów, a potrzecie to nie wiem dlaczego miałabym zabłądzić nawet jakby ta droga była nie wiadomo jak kręta.
- Bo dawno cię nie było i mogłaś zapomnieć.
Panie Kłusek! Niech pan się opanuje. Ja dobrze panu radzę, bo zaraz psem poszczuje, a warczy na ciebie jak tylko mu się na horyzoncie pojawisz. Poza tym ja bym taka cwana na pana miejscu nie była. Nie na obcym, niewybadanym terenie. Ja mam tu kolegów, braci i wujków od cho.. znaczy się od groma.
 - Dawno?! Ile? Z 2 tygodnie? A poza tym tego się nie zapomina jak jazdy na rowerze.
- Ja kiedyś zapomniałem jak się jeździ.
Błagam. Powiedzcie, że to tylko był wytwór mojej bujnej wyobraźni, a nie wypowiedziane na głos jego słowa. Niech on zamilczy na wieki i mi wstydu nie przynosi, że takiego bałwana ze sobą przywlekłam. Dlaczego ja wpadłam na taki debilny pomysł. Dlaczego??!!
- Lepiej się nie przyznawaj.
- To było dawno! - bulwersuje się Bartek łażąc za mną krok w krok po domu.
- Ale było.
- Ale baaaardzo dawno temu. I potem znowu się nauczyłem.
No tak. Owacje na stojąco za ten wyczyn. Jakąś nagrodę trzeba przyznać. Może jakiegoś Nobla w dziedzinie głupoty?
- Chodź i już się nie pogrążaj dalej -mówię do niego biorąc z szafki w kuchni przyszykowane dla cioci książki -  i mi wstydu w domu nie rób, że takiego debila ze sobą wzięłam.
- Ej! Nie mów tak brzydko na mnie.
- Łojtam, łojtam.

***

Swoją drogą to ten pomysł z wyjściem do cioci nie jest taki głupi. Raz, że zrobię obchód po rodzinie, bo tu każdy obok siebie mieszka, a wartałoby się przywitać, to i może Bartka z choć częścią rodziny zapoznam. Obiecał, że się nie będzie odzywał oprócz kulturalnego "dzień dobry", więc wstydu mi nie przyniesie, a jutro może będzie mu trochę raźniej jak będzie znał na przyjęciu kilka osób więcej niż tylko moich rodziców i braciszka mego.
Łapiąc za furtkę od podwórka cioci Ani słyszę głos, wyłaniającego się zza żywopłotu po drugiej stronie ulicy, wujka Zygmunta.
- Cześć Kalinka. - Wita się ze mną serdecznie jak zwykle zdrabniając na swój sposób moje imię.
- Cześć wujaszku. Jak tam Piotruś?
- A chyba dobrze. Pojechał jeszcze na sale po coś. A to jest ten twój kawaler?
"Ten" kawaler?? Ojojoj. Chyba muszę mateńkę wziąć na dywanik i przesłuchać, co komu naopowiadała.
- Powiedzmy, że tak. To jest właśnie mój kolega Bartek - przedstawiam sobie panów w duchu modląc się by Kłusek trzymał język za zębami - a to mój wujek Zygmunt i ojciec pana młodego w jednej osobie.
- Opiekuj się jutro naszą Kalinką - mówi po chwili, zwracając się do Kłuska.
- Nie mam innego wyjścia. Obiecałem ją całą i zdrową zwrócić w poniedziałek do Zakopanego .
- No bo wiesz, ona tu jest naszym oczkiem w głowie. - I tak oto wuj zaczyna wyjaśniać swą nadzwyczajną troskę o mnie. - Wszędzie tu same chłopaki po rodzinie, a ona najmłodsza nasza kruszynka.
- Oj, już nie przesadzaj...
- No a nie tak było? Czy nawet nadal jest?
I tak oto, niemal na środku ulicy, Bartek poznaje pół drzewa genealogicznego mojej rodziny.
Słuchając wujka, dochodze do wniosku, że jednak ma on rację, że jednak byłam jak taka kruszynka. Sami bracia cioteczni mi się rodzili, i tylko jedna siostra cioteczna jest, ale ona mieszka prawie na drugim końcu Polski i w sumie widziałam ją chyba ze trzy razy w życiu.
-  A wiesz wujek, co mi Bartek powiedział? - Skoro już taka ukochana przybrana córka jestem, to niech go opieprzy porządnie - Że jak chcę żeby ze mną poszedł na wesele to nie mogę założyć szpilek.
- Żebyś go jeszcze przerosła? Bardzo dobrze ci powiedział.
Ej no! To nie tak miało iść.
- Nie no wiesz co wujek? Myślałam że się za mną wstawisz, a ty taki.
- Karolka to jest męska solidarność.
Kłusku milcz, jeśli ci życie miłe!
- Taaa jasne. Wy i ta wasza męską solidarność - parskam krzyżując ręce na piersi.
- Ale przecież ty nie chodzisz w szpilkach - dopowiada Bartek. I to ma być jakiś argument?
- To nie zmienia faktu, że zabroniłeś mi ich założyć.
- I tak byś ich nie założyła to nie wiem w czym masz problem.
No nie! Ale mu się spodobało mnie dzisiaj przedrzeźniać na wszystkie możliwe strony.
- A może bym założyła?
- Wątpię.
- A żebyś się kiedyś nie zdziwił.
- Kalinka jak zwykle wszytko na odwrót i po swojemu - komentuje wujek Zygmunt, który cały czas przysłuchiwał się naszej sprzeczce. 
- Nie jak zwykle - burzę się, ale na żadnym z panów nie wywołuje to oczekiwanej przeze mnie reakcji.
- Nieee, wcale. Zawsze wszytko musiałaś po swojemu, zawsze się do czegoś przyczepić. Od kołyski taka.
- Wiesz co wujek? Zamiast mnie tu w samych superlatywach przedstawiać, to ty taki!
- Spokojnie maleństwo. O tych twoich zaletach to porozmawiamy jutro na weselu...
Dobrze, że wspomniano jutrzejsze wydarzenie, to sobie przypomniałam, że miałam się dopytać o której godzinie jutro wielka rodzinna zbiórka i czas odjazdu autokaru, bo  z tego co mi wiadomo nikt nie zamierza jechać samochodem. Nikomu nie po drodze robić za awaryjnego szofera.
- Skoro cię skleroza łapie to zapisz sobie na kartce może, bo do jutra zapomnisz.
A to małpa zzieleniała. Ja się jeszcze z nim policzę. Jak pragnę zdrowia, ja się na nim zemszczę!
- Ej ja nie zapomniałam, bo miałam dzwonić potem, bo nie myślałam, że się zobaczę z kimś poinformowanym o tym.
- Tłumacz się, tłumacz.
Wiecie jaki jest minus kłótni ze sportowcem? Mają bardzo dobry refleks połączony z szybkością i nie masz szans jak takiemu zasadzić kopa w kostkę czy piszczela, nie wspominając o tyłku, gdzie trzeba zdecydowanie wyżej podnieść swoją kończynę.
- Yyyyh Kłusek!
- Słucham cię maleństwo.
- Do mówienia na mnie maleństwo upoważnione są tylko dwie osoby. Wujek i dziadek. Sorry, ale ty się nie mieści w tym zaszczytnym gronie.
- Ona zawsze taka była?
- Taka kłótliwa? - dopytuje wujek – Tak, ale po tylu latach idzie przywyknąć.
- Dzięki wujek. Wielkie dzięki. Na prawdę. Tak mnie wszyscy kochają, a jak przyjdzie co do czego to tylko w najgorszych rzeczach o tobie mówią.
- No już nie denerwuj się. O twoich zaletach też kiedyś pogadamy.
- To ona ma jakieś zalety?
O! Ale łokieć to jednak ja mam szybszy i idealnie pasuje do jego żeber.
- A to za co?! - reaguje oburzony skoczek, sycząc z bólu.
- Za całokształt.
- Oj człowieku, ciekawe życie będziesz z nią miał - stwierdza ojciec pana młodego.
- Już mam. I gdyby nie było tak bolesne to może bym się próbował jutro w rodzinę wkupić, ale jeszcze chyba z tym poczekam.
- A co? Zamierzasz mi się oświadczyć i ożenić?
- Może. Kiedyś - Bartek odpowiada rozmarzonym głosem, patrząc na mnie takim hipnotyzującym wzrokiem.
- Niedoczekanie twoje.
- I widzi pan, jak ona mi marzenia psuje. Na samym początku.
- Może uda ci się ją jeszcze przekonać, a teraz muszę was niestety opuścić, bo ciotka już mnie woła przez okno.
I w ten oto sposób rozstaliśmy się z moim "ukochanym" wujaszkiem i udaliśmy się do celu naszej wyprawy.
U cioci Ani zostaliśmy tylko z jakieś pięć minut, bo zaraz zadzwoniła jej szwagierka, a więc nie było sensu siedzieć tym bardziej, że tamta lubi sobie pogadać. Swoją drogą może na dobre mi to wyszło. Ona też by mogła zacząć jakieś głupoty o mnie gadać, a przecież im mniej Kluskowaty o mnie wie, tym lepiej.
A skoro tutaj już zakończyliśmy wizytę, to został mi jeszcze dziadek, by zakończyć obchód. Jakbym do niego nie poszła to niezłą burę bym potem dostała. Wszędzie przyszła, a do dziadka to już nie łaska zajrzeć i się pokazać? Nie no, nie mogłam tego kochanemu staruszkowi zrobić.

***
Wychodząc od dziadka, stanęliśmy z Bartkiem jeszcze z moimi kuzynami, którzy pakowali coś do samochodów ustawionych przed domem. A że oni tak mnie uwielbiają no to zaczęli mnie oczerniać jak tylko się dało. Najgorsze fakty z dzieciństwa wyciągają jeszcze je ubarwiając. A ja sama na ich trzech plus Bartek, to jak miałam się bronić? Stwierdziłam, że nawet nie będę tego wszystkiego komentować. Na moje szczęście po chwili zadzwoniła matuleńka i mnie wyratowała z opresji.
- Bartuś, zbieramy się - mówię chowając telefon do kieszeni - mama dzwoniła, że już z kolacją czeka.
- Ooo jak ciotka dba o zięcia.
Ciekawe czy to wymysł tylko mojego kuzyna, czy wujek coś im już nagadał o moim niedoszłym mężu, którego marzenia niszczę zanim jeszcze zdąży się rozmarzyć na dobre.
Tylko w sumie czemu ja się dziwię? Ciągnę za sobą tyle kilometrów takiego Bartka, zamiast iść na to jutrzejszej wesele z którymś z kolegów stąd, więc i niektórzy mogą mieć do tego wszystkiego różne, niekoniecznie adekwatne do rzeczywistości, teorie.
Karolka, wrzuć na luz. Nikt cię do ołtarza nie zaciągnie na siłę, a w sumie mogłaś trafić gorzej.
- Nie doczekanie jej i wasze.
 Odpowiadam spoglądając ukradkiem na Bartka, który uśmiechnął się do mnie, ale tak jakoś dziwnie smutno. Mam nadzieję, że to tylko kwestia oczekiwania na jakieś jedzonko i zmęczenia. W sumie to powinnam go od razu położyć do łóżka, żeby wreszcie trochę odpoczął po tych wojażach. Ale z drugiej strony sam chciał iść.
- To wy nie jesteście razem?
- Nieeee. Kto ci powiedział, że jesteśmy?
- Nikt, ale myślałem, że...
- To nie myśl bo ci to źle wychodzi - przedrzeźniam jutrzejszego pana młodego.
- Szkoda. Miałem nadzieję, że już się następne wesele będzie szykować.
- Ja w najbliższym czasie nie zamierzam.
Posmutnieli trochę ci moi kuzyni, ale jakoś nie zamierzam ich uszczęśliwiać. Wystarczy jedno wesele na rok w rodzinie. Co za dużo to nie zdrowo, jak to powiadają.
Zapewne porozmawialibyśmy jeszcze chwilkę, ale cóż. Nas mama już wzywała, a chłopaki jeszcze mieli odbyć kurs na sale weselną. Tak więc rozstaliśmy się grzecznie i każdy udał się do swoich obowiązków.
- Fajna ta twoja rodzinka - mówi Bartek, gdy uszliśmy kilka kroków.
- Rodzina wariatów. Ja jedyna normalna się uchowałam.
Popatrzył na mnie spod byka i po chwili odpowiedział:
- Taaa jasne. Chciałabyś.
- No a nie jest tak?
- Nieeee.
- Nie znasz się - odpowiadam niewzruszona.
- Znam, i ciebie też zdążyłem już zbyt dobrze poznać, żeby nie nabierać się na te gadki o tym jaka to ty jesteś grzeczna i milutka jak aniołek.
Nawet nie usłyszałam połowy tego co do mnie powiedział, gdy zobaczyłam, kto idzie ku nam  z naprzeciwka.
- Ej! Karola! - Zatrzymuje mnie wreszcie, bo widzi że nie ma zemną żadnego kontaktu. - Co jest?!
- Paweł - szepcze zatrzymując się na środku ulicy.
- Co Paweł?!
- Przed nami.
- Ej, słonko! - Bartek staje przede mną uśmiechając się pogodnie. - Nie martw się nic ci przecież nie zrobi. Chodź ze mną. - Podaje mi rękę, ale ja nawet nie drgnęłam. - Nie możesz przed nim uciekać. Chodź ze mną i się nie bój. Jestem tu z tobą i w każdej chwili mogę mu przywalić, jeśli tylko będziesz chciała.
- Już się raz o mnie pobiłeś i wystarczy.
- Ależ ja z miłą chęcią i jemu buzię poklepie.
- Nie trzeba. Dam ... damy sobie radę tak.
Odpowiadam ściskając mocno dłoń Bartka i powoli ruszam przed siebie.
- Cześć Karolina.
- Cześć - odpowiadam oschle próbując iść dalej, ale za wszelką cenę próbuje mnie zatrzymać
- Poczekaj. Pogadajmy. Co tam u ciebie? Jak ten staż? No i poznałabyś mnie z kolegą może co?
- Nie mamy czasu.
- No wiesz co! Nie znajdziesz dla mnie pięciu minut?
- Nie!
- Choć kochanie – prosi skoczek, który widząc co się dzieje, łapie mnie w pasie i próbujemy odejść od Pawła, ale ten ciągnie mnie za rękę.
- Nie dotykaj jej!
Bartek odpycha Pawła, tak że ten ledwo zachowuje równowagę i prawie się wywraca na drogę.
- Bo co mi zrobisz? Będę robił co mi się podoba, a tobie nic do tego.
- Nie masz prawa dotykać mojej dziewczyny!
- Oooo! Widzę szybko sobie pocieszenie znalazłaś.
- Nie twój interes - cedzę mu przez zęby ciągnąc Bartka do siebie, by mu jednak nie przyszło do głowy bić się z tym idiotą.
- A może i mój! Pogadajmy w cztery oczy.
- Nie! Ja nie mam przed nim żadnych tajemnic - mówię wtulając się w Kłuskowe ramię.
- Ooo jaka to kochana i uczciwa. Kto by pomyślał.
- Skończyłeś?
- Nie!
- Ale my tak! Chodź idziemy, nie będę z nim gadać.
- Jeszcze tego pożałujesz! –  krzyczy za nami, a ja ostatkiem sił powstrzymuje się przed eksplodowaniem i erupcją niczym jakiś Wezuwiusz, czy inny wulkan.
- Czego niby? Tych miesięcy straconych przez ciebie? Że wybaczałam ci tyle kłamstw? Tych nocy nieprzespanych bo beczałam w poduszkę, a ty sobie to tej zdziry chodziłeś?
- Tego że mnie zostawiłaś.
Nie wytrzymałam. Wyrwałam się z objęć Bartka i przywaliłam Pawłowi prosto w twarz, tak, że mu chyba nos złamałam.
Krew kapie na ulicę, moja pięść też czerwona, ale jakoś mnie to nie zasmuciło, wręcz przeciwnie. Nawet nie wiedziałam, że mam taką moc. Bartek aż wytrzeszczu oczu dostał, na widok podnoszącego się z ziemi Pawełka. Piękny widok.
- Wariatko nos mi złamałaś.
- Ja tobie nos, ty mi serce. Wreszcie jesteśmy kwita.
Nic  już nie odpowiada, a ja z bananem na twarzy, łapię Bartka w pasie i niemal w podskokach ruszam do domu.
- No no no, wiedziałem, że potrafisz być groźna, ale teraz to chyba naprawdę zacznę się ciebie bać.
- Wiesz jak mi ulżyło, jak mu przywaliłam?
- Widzę właśnie. Normalnie jakbyś w totka wygrała, albo jeszcze lepiej. Ale ręką cię chyba trochę boli, co? - pyta przyglądając się mojej dłoni, która nabiera różnych dziwnych kolorów.
- Trochę. Ale w sumie dopiero teraz czuję.
- Zrobię ci w domu okład taki jak nam robią chłopaki na skoczni, to ci na jutro nie spuchnie.
- A paznokcia też mi dokleisz?
- Dla mojej bokserki wszystko – odpowiada całując mnie w czoło.
Oj panie Kłusek. Musimy chyba trochę przystopować z tą przyjacielską miłością, bo to się źle skończy dla nas obojga. A złamać sobie serce dwa razy w roku, to nie brzmi dobrze. 



________________________________________________________

Cześć wszystkim!
Widzę, że drogę do Karoluski odnaleźliście. Bardzo mi (i im) miło z tego powodu. Oby nam wszystkim ta droga więcej nie zarosła ;) 
Szkoda tylko, że miało być coraz lepiej, wychodzi coraz gorzej ;( Na szczęście do końca bliżej niż dalej. Może jakoś wytrzymacie ;) 
 I tak oto kończymy  kwestie wesel w tej powieści. Może jakieś dziecko się narodzi? Albo pogrzeb zorganizujemy? Zobaczymy ;)
A jak Wam się podoba Karolka bokserka? Bo Bartek tym razem nie zdążył zareagować, za to rączką zaopiekował się perfekcyjnie ;)
A teraz żegnam na jakiś miesiąc (zapewne szybciej się nie wyrobię), wpadnę przed sezonem, który tuż za rogiem ;) 
Trzymajcie się cieplutko ciesząc się ostatnimi promykami słoneczka tej pięknej złotej jesieni :* 

2 komentarze:

  1. Aaaa! W końcu weselicho? :DDD
    KŁUSEK NIE CHCE KANAPEK?! (ale trochę oleju w łepetynce ma)
    Bartuś uzupełniaj bazę danych, przyda Ci się!
    A Mikołaja już lubię :P
    "On nawet punktu w Pucharze Świata nie zdobył!" - NADAL DO BÓLU AKTUALNE XDDDD
    No, Bartuś rodzinkę poznaje, to... TO KIEDY ŚLUB?
    Uwielbiam jak się kłócą XD
    "Wystarczy jedno wesele na rok w rodzinie. Co za dużo to nie zdrowo, jak to powiadają." - wszystkie wątroby w rodzinie są Karolce bardzo wdzięczne za opór!
    HALO HALO, CO TU SIĘ DZIEJE?! PAWŁOWY ALERT, POWTARZAM PAWŁÓWY ALERT, KOD CZERWONY!
    ...bardzo czerwon jak widać, zrobiło się dramatycznie!
    "Oj panie Kłusek. Musimy chyba trochę przystopować z tą przyjacielską miłością, bo to się źle skończy dla nas obojga. A złamać sobie serce dwa razy w roku, to nie brzmi dobrze. " - CZY DO KAROLKI WRESZCIE DOCIERA CO JEST NA RZECZY?! Jestem w szoku.
    Nadrobiłam com miała nadrobić i halo, sezon już dawno sie zaczął!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weselicho do białego rana :D
      Oleju może i troszkę ma, ale że złoża tego surowca ubogie to i rzadko go używa. Trzeba zostawić na specjalne okazje. I aktualizacja bazy danych jest mu zbędna. Tylko mu mózg będzie spowalniało ;P
      Niestety zbyt bardzo aktualne </3 ( Kłusek! Zbieraj tyłek i marsz na skocznie!!! Bo jak nie, to cię znajdzie Karolka i wesoło nie będzie!)
      Ślub? Jutro popołudniu ;)
      Widzisz jaka ta Karolka znowu dobra dla ludzkości, jak dba o zdrowie wujków, ciotek, kuzynów i kogo tam jeszcze licho przywiałoby na to wesele.
      Teraz jej mówisz o kodzie czerwonym? Jak już nie ma odwrotu? :P
      A tam dociera, chyba tylko to, że faktycznie czasem zbyt dwuznacznie się zachowują i trzeba to przystopować bo przyjacielska miłość tez potrafi złamać serce gdy nadejdzie rozłąka na wiele tygodni.
      Czekałam aż nadrobisz, cobyś nie była zbyt bardzo w tyle ;)

      Usuń