Po
kilkugodzinnej podróży wreszcie docieramy do jej celu.
Jak
dobrze, że młody był w domu i przyjechał po nas na dworzec. Przynajmniej nie
musieliśmy z Bartkiem gnieździć się w ciasnym busie z tymi naszymi tobołkami, a
w szczególności z tym jego garniturem. Stwierdził, że go do torby nie schowa bo
się wygniecie, a woli nie ryzykować, że go uduszę gdyby próbował prosić mnie o
jego wyprasowane. W sumie to ten Kłusek wcale taki pozbawiony inteligencji to
nie jest.
- Puk,
puk! Jest tu ktoś? - wołam od progu wchodząc do mojego rodzinnego domu.
- Jestem,
jestem. - Słyszymy mamę schodzącą z piętra.
- Cześć
mamuś. - Witam się z rodzicielką, a po
chwili przedstawiam mego towarzysza doli lub niedoli. Jak kto woli.
-
Siadajcie. Zaraz wam coś do picia zrobię. Obiad będzie za pół godziny dopiero,
to kanapki wam jakieś zrobię.
- Niech
się pani nie fatyguje, poczekamy do obiadu.
Popatrzyłam
z niedowierzaniem na Bartka. Nie wiem czy to kwestia skrępowania przez bycie w
obcym miejscu, czy może trenerzy wreszcie mu do rozumu przemówili żeby nie
podjadał między posiłkami, no bo mój Kłusek rezygnujący z jedzenia?! Kolejny
cud nad Wisłą. Choć tym razem to akurat nad Silnicą.
- A ty co
tak zaniemówiłaś? - podpytuje mama.
- Po
prostu mnie zamurowało. Bartek rezygnujący z jedzenia? Rzecz niespotykana.
- Chyba
mu nie będziesz jedzenia wypominać?!
- Ale ja
mu nie wypominam! - Bronię się przed oskarżeniami rodzicielki - Zastanawiam się
tylko jak on wytrzyma, skoro w samochodzie tak mu w brzuchu burczało...
- Ale to
nie ja! - oburza się Kłusek.
- A kto?
- To
chyba byłem ja. – Mikołaj niewinnie podnosi paluszek do góry wychylając się zza
lodówki.
- Aaaa,
ty to możesz poczekać nawet i do jutra. - Zadowolona wystawiam mu język nalewając do
czajnika wody..
- Wiesz
co?!! To ja wyjeżdżam po ciebie na dworzec, przywożę do domu a ty tak się
odwdzięczasz?!!
- Ledwo
weszli oboje do domu a już się kłócą - wzdycha mama siadając na przeciw Bartka
przy stole.
- To oni
tak zawsze?
- Nie! -
odpowiadam chórem z bratem.
- Nie,
wcale. Tylko jak przebywacie ze sobą w jednym pomieszczeniu.
- Jak
dobrze, że mnie ze sobą wzięłaś. Ile ja się o tobie dowiem przez ten weekend.
O nie
Kłusku. Nie myśl sobie zbyt dużo.
- Już
zaczynam żałować, że cię wzięłam.
- Ale ja
się za to coraz bardziej się cieszę.
Nie
szczerz tych swoich ząbków panie Bartłomieju, bo się z nimi pożegnasz. Raz na
zawsze.
***
Wchodząc
z podwórka do domu zaczepia nas mama z pytaniem czy nie wiemy gdzie jest mój
najukochańszy braciszek.
- Nie
wiem. Wziął rower i gdzieś pojechał, a czemu pytasz?
-
Poszedłby do cioci Ani odnieść jej książki z przepisami, ale jak go nie ma...
- To może
my z Bartkiem skoczymy? - oferuje stawiając Kłuska przed faktem dokonanym.
- Gdzie
będziesz biedaka ciągnąć jeszcze po wsi. Ledwo z zawodów wrócił, a ty go już za
sobą wleczesz tutaj i jeszcze na wieś go wyciągasz.
Mamuś! Co
ty mi go tak bronisz?! To tylko marny buloklepa, a nie jakiś król skoczni. On
nawet punktu w Pucharze Świata nie zdobył! Nie ma co się nad nim zbytnio
rozczulać.
- Jak nie chce to może przecież zostać.
- Ale ja
bardzo chętnie się przejdę z nią - stwierdza sam zainteresowany - Jak się zgubi
to we dwoje szybciej drogę odnajdziemy.
- Ej! -
oburzając się dźgam go łokciem w żebra - Po pierwsze to droga ciągle prosto, po
drugie to tylko trzysta metrów, a potrzecie to nie wiem dlaczego miałabym
zabłądzić nawet jakby ta droga była nie wiadomo jak kręta.
- Bo
dawno cię nie było i mogłaś zapomnieć.
Panie
Kłusek! Niech pan się opanuje. Ja dobrze panu radzę, bo zaraz psem poszczuje, a
warczy na ciebie jak tylko mu się na horyzoncie pojawisz. Poza tym ja bym taka
cwana na pana miejscu nie była. Nie na obcym, niewybadanym terenie. Ja mam tu
kolegów, braci i wujków od cho.. znaczy się od groma.
- Dawno?! Ile? Z 2 tygodnie? A poza tym tego
się nie zapomina jak jazdy na rowerze.
- Ja
kiedyś zapomniałem jak się jeździ.
Błagam.
Powiedzcie, że to tylko był wytwór mojej bujnej wyobraźni, a nie wypowiedziane
na głos jego słowa. Niech on zamilczy na wieki i mi wstydu nie przynosi, że
takiego bałwana ze sobą przywlekłam. Dlaczego ja wpadłam na taki debilny
pomysł. Dlaczego??!!
- Lepiej
się nie przyznawaj.
- To było
dawno! - bulwersuje się Bartek łażąc za mną krok w krok po domu.
- Ale
było.
- Ale
baaaardzo dawno temu. I potem znowu się nauczyłem.
No tak.
Owacje na stojąco za ten wyczyn. Jakąś nagrodę trzeba przyznać. Może jakiegoś
Nobla w dziedzinie głupoty?
- Chodź i
już się nie pogrążaj dalej -mówię do niego biorąc z szafki w kuchni
przyszykowane dla cioci książki - i mi
wstydu w domu nie rób, że takiego debila ze sobą wzięłam.
- Ej! Nie
mów tak brzydko na mnie.
- Łojtam,
łojtam.
***
Swoją
drogą to ten pomysł z wyjściem do cioci nie jest taki głupi. Raz, że zrobię
obchód po rodzinie, bo tu każdy obok siebie mieszka, a wartałoby się przywitać,
to i może Bartka z choć częścią rodziny zapoznam. Obiecał, że się nie będzie
odzywał oprócz kulturalnego "dzień dobry", więc wstydu mi nie
przyniesie, a jutro może będzie mu trochę raźniej jak będzie znał na przyjęciu
kilka osób więcej niż tylko moich rodziców i braciszka mego.
Łapiąc za
furtkę od podwórka cioci Ani słyszę głos, wyłaniającego się zza żywopłotu po
drugiej stronie ulicy, wujka Zygmunta.
- Cześć
Kalinka. - Wita się ze mną serdecznie jak zwykle zdrabniając na swój sposób
moje imię.
- Cześć
wujaszku. Jak tam Piotruś?
- A chyba
dobrze. Pojechał jeszcze na sale po coś. A to jest ten twój kawaler?
"Ten"
kawaler?? Ojojoj. Chyba muszę mateńkę wziąć na dywanik i przesłuchać, co komu naopowiadała.
-
Powiedzmy, że tak. To jest właśnie mój kolega Bartek - przedstawiam sobie panów
w duchu modląc się by Kłusek trzymał język za zębami - a to mój wujek Zygmunt i
ojciec pana młodego w jednej osobie.
- Opiekuj
się jutro naszą Kalinką - mówi po chwili, zwracając się do Kłuska.
- Nie mam
innego wyjścia. Obiecałem ją całą i zdrową zwrócić w poniedziałek do Zakopanego
.
- No bo
wiesz, ona tu jest naszym oczkiem w głowie. - I tak oto wuj zaczyna wyjaśniać
swą nadzwyczajną troskę o mnie. - Wszędzie tu same chłopaki po rodzinie, a ona
najmłodsza nasza kruszynka.
- Oj, już
nie przesadzaj...
- No a
nie tak było? Czy nawet nadal jest?
I tak oto,
niemal na środku ulicy, Bartek poznaje pół drzewa genealogicznego mojej rodziny.
Słuchając
wujka, dochodze do wniosku, że jednak ma on rację, że jednak byłam jak taka
kruszynka. Sami bracia cioteczni mi się rodzili, i tylko jedna siostra
cioteczna jest, ale ona mieszka prawie na drugim końcu Polski i w sumie
widziałam ją chyba ze trzy razy w życiu.
- A wiesz wujek, co mi Bartek powiedział? -
Skoro już taka ukochana przybrana córka jestem, to niech go opieprzy porządnie
- Że jak chcę żeby ze mną poszedł na wesele to nie mogę założyć szpilek.
- Żebyś
go jeszcze przerosła? Bardzo dobrze ci powiedział.
Ej no! To
nie tak miało iść.
- Nie no
wiesz co wujek? Myślałam że się za mną wstawisz, a ty taki.
- Karolka
to jest męska solidarność.
Kłusku
milcz, jeśli ci życie miłe!
- Taaa
jasne. Wy i ta wasza męską solidarność - parskam krzyżując ręce na piersi.
- Ale
przecież ty nie chodzisz w szpilkach - dopowiada Bartek. I to ma być jakiś
argument?
- To nie
zmienia faktu, że zabroniłeś mi ich założyć.
- I tak
byś ich nie założyła to nie wiem w czym masz problem.
No nie!
Ale mu się spodobało mnie dzisiaj przedrzeźniać na wszystkie możliwe strony.
- A może
bym założyła?
- Wątpię.
- A żebyś
się kiedyś nie zdziwił.
- Kalinka
jak zwykle wszytko na odwrót i po swojemu - komentuje wujek Zygmunt, który cały
czas przysłuchiwał się naszej sprzeczce.
- Nie jak
zwykle - burzę się, ale na żadnym z panów nie wywołuje to oczekiwanej przeze
mnie reakcji.
- Nieee,
wcale. Zawsze wszytko musiałaś po swojemu, zawsze się do czegoś przyczepić. Od
kołyski taka.
- Wiesz
co wujek? Zamiast mnie tu w samych superlatywach przedstawiać, to ty taki!
-
Spokojnie maleństwo. O tych twoich zaletach to porozmawiamy jutro na weselu...
Dobrze,
że wspomniano jutrzejsze wydarzenie, to sobie przypomniałam, że miałam się
dopytać o której godzinie jutro wielka rodzinna zbiórka i czas odjazdu
autokaru, bo z tego co mi wiadomo nikt
nie zamierza jechać samochodem. Nikomu nie po drodze robić za awaryjnego
szofera.
- Skoro
cię skleroza łapie to zapisz sobie na kartce może, bo do jutra zapomnisz.
A to małpa
zzieleniała. Ja się jeszcze z nim policzę. Jak pragnę zdrowia, ja się na nim zemszczę!
- Ej ja
nie zapomniałam, bo miałam dzwonić potem, bo nie myślałam, że się zobaczę z
kimś poinformowanym o tym.
- Tłumacz
się, tłumacz.
Wiecie
jaki jest minus kłótni ze sportowcem? Mają bardzo dobry refleks połączony z
szybkością i nie masz szans jak takiemu zasadzić kopa w kostkę czy piszczela,
nie wspominając o tyłku, gdzie trzeba zdecydowanie wyżej podnieść swoją
kończynę.
- Yyyyh
Kłusek!
- Słucham
cię maleństwo.
- Do
mówienia na mnie maleństwo upoważnione są tylko dwie osoby. Wujek i dziadek.
Sorry, ale ty się nie mieści w tym zaszczytnym gronie.
- Ona
zawsze taka była?
- Taka
kłótliwa? - dopytuje wujek – Tak, ale po tylu latach idzie przywyknąć.
- Dzięki
wujek. Wielkie dzięki. Na prawdę. Tak mnie wszyscy kochają, a jak przyjdzie co
do czego to tylko w najgorszych rzeczach o tobie mówią.
- No już
nie denerwuj się. O twoich zaletach też kiedyś pogadamy.
- To ona
ma jakieś zalety?
O! Ale
łokieć to jednak ja mam szybszy i idealnie pasuje do jego żeber.
- A to za
co?! - reaguje oburzony skoczek, sycząc z bólu.
- Za
całokształt.
- Oj
człowieku, ciekawe życie będziesz z nią miał - stwierdza ojciec pana młodego.
- Już
mam. I gdyby nie było tak bolesne to może bym się próbował jutro w rodzinę
wkupić, ale jeszcze chyba z tym poczekam.
- A co?
Zamierzasz mi się oświadczyć i ożenić?
- Może. Kiedyś
- Bartek odpowiada rozmarzonym głosem, patrząc na mnie takim hipnotyzującym
wzrokiem.
-
Niedoczekanie twoje.
- I widzi
pan, jak ona mi marzenia psuje. Na samym początku.
- Może
uda ci się ją jeszcze przekonać, a teraz muszę was niestety opuścić, bo ciotka
już mnie woła przez okno.
I w ten
oto sposób rozstaliśmy się z moim "ukochanym" wujaszkiem i udaliśmy
się do celu naszej wyprawy.
U cioci
Ani zostaliśmy tylko z jakieś pięć minut, bo zaraz zadzwoniła jej szwagierka, a
więc nie było sensu siedzieć tym bardziej, że tamta lubi sobie pogadać. Swoją
drogą może na dobre mi to wyszło. Ona też by mogła zacząć jakieś głupoty o mnie
gadać, a przecież im mniej Kluskowaty o mnie wie, tym lepiej.
A skoro
tutaj już zakończyliśmy wizytę, to został mi jeszcze dziadek, by zakończyć
obchód. Jakbym do niego nie poszła to niezłą burę bym potem dostała. Wszędzie
przyszła, a do dziadka to już nie łaska zajrzeć i się pokazać? Nie no, nie
mogłam tego kochanemu staruszkowi zrobić.
***
Wychodząc
od dziadka, stanęliśmy z Bartkiem jeszcze z moimi kuzynami, którzy pakowali coś
do samochodów ustawionych przed domem. A że oni tak mnie uwielbiają no to
zaczęli mnie oczerniać jak tylko się dało. Najgorsze fakty z dzieciństwa
wyciągają jeszcze je ubarwiając. A ja sama na ich trzech plus Bartek, to jak
miałam się bronić? Stwierdziłam, że nawet nie będę tego wszystkiego komentować.
Na moje szczęście po chwili zadzwoniła matuleńka i mnie wyratowała z opresji.
- Bartuś,
zbieramy się - mówię chowając telefon do kieszeni - mama dzwoniła, że już z
kolacją czeka.
- Ooo jak
ciotka dba o zięcia.
Ciekawe
czy to wymysł tylko mojego kuzyna, czy wujek coś im już nagadał o moim
niedoszłym mężu, którego marzenia niszczę zanim jeszcze zdąży się rozmarzyć na
dobre.
Tylko w
sumie czemu ja się dziwię? Ciągnę za sobą tyle kilometrów takiego Bartka,
zamiast iść na to jutrzejszej wesele z którymś z kolegów stąd, więc i niektórzy
mogą mieć do tego wszystkiego różne, niekoniecznie adekwatne do rzeczywistości,
teorie.
Karolka,
wrzuć na luz. Nikt cię do ołtarza nie zaciągnie na siłę, a w sumie mogłaś
trafić gorzej.
- Nie
doczekanie jej i wasze.
Odpowiadam spoglądając ukradkiem na Bartka,
który uśmiechnął się do mnie, ale tak jakoś dziwnie smutno. Mam nadzieję, że to
tylko kwestia oczekiwania na jakieś jedzonko i zmęczenia. W sumie to powinnam
go od razu położyć do łóżka, żeby wreszcie trochę odpoczął po tych wojażach.
Ale z drugiej strony sam chciał iść.
- To wy
nie jesteście razem?
- Nieeee.
Kto ci powiedział, że jesteśmy?
- Nikt,
ale myślałem, że...
- To nie
myśl bo ci to źle wychodzi - przedrzeźniam jutrzejszego pana młodego.
- Szkoda.
Miałem nadzieję, że już się następne wesele będzie szykować.
- Ja w
najbliższym czasie nie zamierzam.
Posmutnieli
trochę ci moi kuzyni, ale jakoś nie zamierzam ich uszczęśliwiać. Wystarczy
jedno wesele na rok w rodzinie. Co za dużo to nie zdrowo, jak to powiadają.
Zapewne
porozmawialibyśmy jeszcze chwilkę, ale cóż. Nas mama już wzywała, a chłopaki
jeszcze mieli odbyć kurs na sale weselną. Tak więc rozstaliśmy się grzecznie i
każdy udał się do swoich obowiązków.
- Fajna
ta twoja rodzinka - mówi Bartek, gdy uszliśmy kilka kroków.
- Rodzina
wariatów. Ja jedyna normalna się uchowałam.
Popatrzył
na mnie spod byka i po chwili odpowiedział:
- Taaa
jasne. Chciałabyś.
- No a
nie jest tak?
- Nieeee.
- Nie
znasz się - odpowiadam niewzruszona.
- Znam, i
ciebie też zdążyłem już zbyt dobrze poznać, żeby nie nabierać się na te gadki o
tym jaka to ty jesteś grzeczna i milutka jak aniołek.
Nawet nie
usłyszałam połowy tego co do mnie powiedział, gdy zobaczyłam, kto idzie ku
nam z naprzeciwka.
- Ej!
Karola! - Zatrzymuje mnie wreszcie, bo widzi że nie ma zemną żadnego kontaktu.
- Co jest?!
- Paweł -
szepcze zatrzymując się na środku ulicy.
- Co
Paweł?!
- Przed
nami.
- Ej,
słonko! - Bartek staje przede mną uśmiechając się pogodnie. - Nie martw się nic
ci przecież nie zrobi. Chodź ze mną. - Podaje mi rękę, ale ja nawet nie
drgnęłam. - Nie możesz przed nim uciekać. Chodź ze mną i się nie bój. Jestem tu
z tobą i w każdej chwili mogę mu przywalić, jeśli tylko będziesz chciała.
- Już się
raz o mnie pobiłeś i wystarczy.
- Ależ ja
z miłą chęcią i jemu buzię poklepie.
- Nie
trzeba. Dam ... damy sobie radę tak.
Odpowiadam
ściskając mocno dłoń Bartka i powoli ruszam przed siebie.
- Cześć
Karolina.
- Cześć -
odpowiadam oschle próbując iść dalej, ale za wszelką cenę próbuje mnie
zatrzymać
-
Poczekaj. Pogadajmy. Co tam u ciebie? Jak ten staż? No i poznałabyś mnie z
kolegą może co?
- Nie
mamy czasu.
- No
wiesz co! Nie znajdziesz dla mnie pięciu minut?
- Nie!
- Choć
kochanie – prosi skoczek, który widząc co się dzieje, łapie mnie w pasie i
próbujemy odejść od Pawła, ale ten ciągnie mnie za rękę.
- Nie
dotykaj jej!
Bartek
odpycha Pawła, tak że ten ledwo zachowuje równowagę i prawie się wywraca na
drogę.
- Bo co
mi zrobisz? Będę robił co mi się podoba, a tobie nic do tego.
- Nie
masz prawa dotykać mojej dziewczyny!
- Oooo!
Widzę szybko sobie pocieszenie znalazłaś.
- Nie
twój interes - cedzę mu przez zęby ciągnąc Bartka do siebie, by mu jednak nie
przyszło do głowy bić się z tym idiotą.
- A może
i mój! Pogadajmy w cztery oczy.
- Nie! Ja
nie mam przed nim żadnych tajemnic - mówię wtulając się w Kłuskowe ramię.
- Ooo
jaka to kochana i uczciwa. Kto by pomyślał.
-
Skończyłeś?
- Nie!
- Ale my
tak! Chodź idziemy, nie będę z nim gadać.
- Jeszcze
tego pożałujesz! – krzyczy za nami, a ja
ostatkiem sił powstrzymuje się przed eksplodowaniem i erupcją niczym jakiś
Wezuwiusz, czy inny wulkan.
- Czego
niby? Tych miesięcy straconych przez ciebie? Że wybaczałam ci tyle kłamstw?
Tych nocy nieprzespanych bo beczałam w poduszkę, a ty sobie to tej zdziry
chodziłeś?
- Tego że
mnie zostawiłaś.
Nie
wytrzymałam. Wyrwałam się z objęć Bartka i przywaliłam Pawłowi prosto w twarz,
tak, że mu chyba nos złamałam.
Krew kapie
na ulicę, moja pięść też czerwona, ale jakoś mnie to nie zasmuciło, wręcz
przeciwnie. Nawet nie wiedziałam, że mam taką moc. Bartek aż wytrzeszczu oczu
dostał, na widok podnoszącego się z ziemi Pawełka. Piękny widok.
-
Wariatko nos mi złamałaś.
- Ja
tobie nos, ty mi serce. Wreszcie jesteśmy kwita.
Nic już nie odpowiada, a ja z bananem na twarzy, łapię
Bartka w pasie i niemal w podskokach ruszam do domu.
- No no
no, wiedziałem, że potrafisz być groźna, ale teraz to chyba naprawdę zacznę się
ciebie bać.
- Wiesz
jak mi ulżyło, jak mu przywaliłam?
- Widzę
właśnie. Normalnie jakbyś w totka wygrała, albo jeszcze lepiej. Ale ręką cię
chyba trochę boli, co? - pyta przyglądając się mojej dłoni, która nabiera
różnych dziwnych kolorów.
- Trochę.
Ale w sumie dopiero teraz czuję.
- Zrobię
ci w domu okład taki jak nam robią chłopaki na skoczni, to ci na jutro nie
spuchnie.
- A
paznokcia też mi dokleisz?
- Dla
mojej bokserki wszystko – odpowiada całując mnie w czoło.
Oj panie
Kłusek. Musimy chyba trochę przystopować z tą przyjacielską miłością, bo to się
źle skończy dla nas obojga. A złamać sobie serce dwa razy w roku, to nie brzmi
dobrze.
________________________________________________________
Cześć wszystkim!
Widzę, że drogę do Karoluski odnaleźliście. Bardzo mi (i im) miło z tego powodu. Oby nam wszystkim ta droga więcej nie zarosła ;)
Szkoda tylko, że miało być coraz lepiej, wychodzi coraz gorzej ;( Na szczęście do końca bliżej niż dalej. Może jakoś wytrzymacie ;)
I tak oto kończymy kwestie wesel w tej powieści. Może jakieś dziecko się narodzi? Albo pogrzeb zorganizujemy? Zobaczymy ;)
A jak Wam się podoba Karolka bokserka? Bo Bartek tym razem nie zdążył zareagować, za to rączką zaopiekował się perfekcyjnie ;)
A teraz żegnam na jakiś miesiąc (zapewne szybciej się nie wyrobię), wpadnę przed sezonem, który tuż za rogiem ;)
Trzymajcie się cieplutko ciesząc się ostatnimi promykami słoneczka tej pięknej złotej jesieni :*
Aaaa! W końcu weselicho? :DDD
OdpowiedzUsuńKŁUSEK NIE CHCE KANAPEK?! (ale trochę oleju w łepetynce ma)
Bartuś uzupełniaj bazę danych, przyda Ci się!
A Mikołaja już lubię :P
"On nawet punktu w Pucharze Świata nie zdobył!" - NADAL DO BÓLU AKTUALNE XDDDD
No, Bartuś rodzinkę poznaje, to... TO KIEDY ŚLUB?
Uwielbiam jak się kłócą XD
"Wystarczy jedno wesele na rok w rodzinie. Co za dużo to nie zdrowo, jak to powiadają." - wszystkie wątroby w rodzinie są Karolce bardzo wdzięczne za opór!
HALO HALO, CO TU SIĘ DZIEJE?! PAWŁOWY ALERT, POWTARZAM PAWŁÓWY ALERT, KOD CZERWONY!
...bardzo czerwon jak widać, zrobiło się dramatycznie!
"Oj panie Kłusek. Musimy chyba trochę przystopować z tą przyjacielską miłością, bo to się źle skończy dla nas obojga. A złamać sobie serce dwa razy w roku, to nie brzmi dobrze. " - CZY DO KAROLKI WRESZCIE DOCIERA CO JEST NA RZECZY?! Jestem w szoku.
Nadrobiłam com miała nadrobić i halo, sezon już dawno sie zaczął!
Weselicho do białego rana :D
UsuńOleju może i troszkę ma, ale że złoża tego surowca ubogie to i rzadko go używa. Trzeba zostawić na specjalne okazje. I aktualizacja bazy danych jest mu zbędna. Tylko mu mózg będzie spowalniało ;P
Niestety zbyt bardzo aktualne </3 ( Kłusek! Zbieraj tyłek i marsz na skocznie!!! Bo jak nie, to cię znajdzie Karolka i wesoło nie będzie!)
Ślub? Jutro popołudniu ;)
Widzisz jaka ta Karolka znowu dobra dla ludzkości, jak dba o zdrowie wujków, ciotek, kuzynów i kogo tam jeszcze licho przywiałoby na to wesele.
Teraz jej mówisz o kodzie czerwonym? Jak już nie ma odwrotu? :P
A tam dociera, chyba tylko to, że faktycznie czasem zbyt dwuznacznie się zachowują i trzeba to przystopować bo przyjacielska miłość tez potrafi złamać serce gdy nadejdzie rozłąka na wiele tygodni.
Czekałam aż nadrobisz, cobyś nie była zbyt bardzo w tyle ;)