niedziela, 17 września 2017

Rozdział 21



Olgi nie ma, Magda gdzieś wyszła, szefowa na urlopie, a ty człowieku siedź i myśl nad tym durnym grafikiem dla kelnerów. Chyba przypadła mi najgorsza robota jaka tylko istnieje w tym pokoju. Nawet te deklaracje ZUSowskie nie są tak okropne jak to. Ale cóż, taki urok stażów. Dają ci najgorsze rzeczy do zrobienia, którymi nikt nie chce się zająć.
Jeszcze w żaden sposób nie chce mi to fajnie wyjść. A ten padający za oknem deszcz wcale mi nie pomaga. I kto to swym pukaniem w drzwi chce mi przeszkodzić?!
- Proszę - odpowiadam nie odrywając wzroku od rozłożonych na biurku kartek.
- Cześć, nie ma Magdy
No super! Jeszcze mi tu Pawła było potrzeba. Ale zaraz zaraz. On powiedział do mnie „cześć”?! Nie, to chyba jakiś sen. Przecież on nigdy się nie wita jak cywilizowany człowiek, tylko od razu się wydziera na wszystkich czepiając się o byle co.
- Cześć. Nie ma.
- A miała być.
- Jak się z nią umówiłeś to pewnie zaraz będzie. Poczekaj na nią, albo przyjdź potem.
- A nie wiesz gdzie poszła? - pyta, ale tak jakoś dziwnie. Tak łagodnie, spokojnie. Bez żadnych pretensji w głosie. Czyżby go przez weekend ktoś podmienił?!
- Nie.
 - A nie domyślasz się?
- Paweł błagam! Nie mam pojęcia gdzie jest Magda. Masz do niej sprawę to wpadnij potem, albo usiądź i się zamknij i nie przeszkadzaj! Chyba że chcesz robić w przyszłym tygodniu po dwie zmiany dzień dnia. Bo jak tak, to nie ma sprawy, załatwię ci to od ręki.
- To ty układasz teraz grafiki? - dopytuje zdziwiony siadając na krzesełku przy oknie.
- Ja, masz jakieś zażalenia?
- Nie no nie, wręcz przeciwnie.
Aż mi długopis z ręki wypadł. Ale chyba się jednak przesłyszałam. Przecież to niemożliwe, żeby on się nie doczepił do tego co robię. Ja wierzę w cuda, no ale bez przesady.
- No nie wierze, słowa uznania w moją stronę? Aż sobie w kalendarzu zapisze zaraz - mówię sięgając po swój notes -12 sierpnia. Paweł nie ma żadnego "ale" przeciwko mojej pracy.
- Nie przeciwko twojej pracy, a grafikowi który ułożyłaś ostatnio.
- Dobra, dobra. Na jedno wychodzi - stwierdzam, no bo w sumie aktualny grafik jest efektem mojej pracy, więc to tak jakby szanownie nam panujący Paweł I nie przyczepił się do tego co robię. Chyba, że jednak nie mam racji, to niech mnie ktoś postawi do pionu.
- No chyba nie.
Miałam na myśli kogoś innego.
- Czy ty mi kiedyś przyznasz racje?
- Kiedyś być może i tak. Ale raczej się na to nie zanosi.
Ojojoj. Chyba powolutku wracamy na stare tory.
- Echhh Paweł, Paweł - wzdycham próbując wrócić do tego nieszczęsnego grafiku.
- Nie wzdychaj mi tu.
- Tak jest szefie.
- Podlizywać to się możesz Wieśce, a nie mnie!
- Pani Wiesi jak już, a najlepiej to pani Szafran - odpowiadam nieco mu dogryzając. Chyba znowu zrobiłam się wredna. Biedny Pawełek.
- Ho ho ho. Co za kultura.
- Jak ktoś jej nie ma to druga osoba za dwoje musi robić. Ale spokojnie, wezmę to na swe ramiona.
- Aleś dowciapna - mówi z taki szyderczym uśmieszkiem na twarzy, ale nadal jest zadziwiająco spokojny. Mam nadzieję że mu tak na dłużej zostanie, a nie tylko dzisiaj tak.
Po chwili otwierają się drzwi i wchodzi Magda obładowana segregatorami.
- O Paweł, dobrze, że już jesteś - mówi gdy go wreszcie dostrzega w kącie pokoju - Mam do ciebie sprawę.
- To ja nie będę wam przeszkadzać i pójdę na obiad.

***

Do południa padało, ale wyszło piękne słoneczko i po brzydkiej aurze pozostały tylko wspomnienia. Na szczęście szefowej nie ma, bo bym jeszcze siedziała w robocie, a tak jest więcej czasu na korzystanie uroków słoneczka spacerując sobie na dworzec przez niemal całe miasto. I jak zwykle krótki postój przy skoczni.
Achh ta moja najukochańsza Krokiewka. Znowu mnie zaraz na sentymenty weźmie. Tych głupków raczej nie ma, bo nie widać żeby się tu gdzieś kręcili, czyli cisza i spokój, której tu nie można zaznać każdego dnia.
- Bum!
Ktoś łapie mnie od tyłu w pasie i drze się do ucha. Chyba wywołałam myślami wilka z lasu. Nie ma co, ja to mam talent.
- Titus! Trzepnąć cię?! - zaczynam się wydzierać na Miętusa gdy odzyskuje grunt pod nogami - Chcesz żebym na zawał zeszła?!
- Karolcia nie denerwuj się.
- Krzysiek błagam! Tylko nie Karolcia
- To zarezerwowane tylko dla Bartka?
Chyba powinnam zacząć mierzyć czas i najlepiej jakiś konkurs ogłosić, na to kto dłużej wytrzyma bez wspominania o Kłusku. Wiemy kto by przegrał już na samy starcie.
 - Co u ciebie Andrzejku? - pytam odwracając się do Stękały, który wygląda na smutnego. Mam nadzieję, że to tylko kwestia, że dziś poniedziałek, i nic innego nie ma wpływu na taki stan nastroju skoczka. Ewentualnie tęsknota z Brunchildą.
- A leci jakoś. Skocznia, dom, skocznia, dom i tak w kółko.
- Maciek wam nie odpuszcza.
- No nie.
- I dobrze - poklepuję go po ramieniu dla otuchy - Zimą będą super efekty.
- Miejmy nadzieję - odpowiada jakby zrezygnowany.
O nie mój drogi. Komu jak komu, ale mi nie wolno tak odpowiadać.
- Nie miejmy nadzieję, tylko tak, oczywiście Karolinko. Zobaczysz, że duma będzie cię rozpierała, że znasz tych skoczków co się zwycięstwami między sobą wymieniają. Ja zimą chce po każdym konkursie pisać do któregoś z gratkami za zwycięstwo. I to w Pucharze Świata, a nie tylko w kontynentalu. I ciebie też mam na myśli!
- Okej. Zrobimy co w naszej mocy, żeby cię ta duma rozpierała.
No! I wreszcie widzę uśmiech na twarzyczce Andrzejka. I to mi się podoba.
- Ooo Karolka. Hej.
Nagle niewiadomo skąd zjawia się Biegun Hmm. wydawało mi się, że marzyłam o cichym i spokojnym odprężeniu się po ciężkim dniu w pracy, a nie spotkaniu niemal całej skocznej braci.
- Miło, że wpadłaś, ale ukochanego przecież nie ma.
Widzę Krzyśki walczą o ostatnią lokatę w konkursie. Ambitnie.
- Następny w kolejce do kata? Możecie wreszcie sobie odpuścić to swatanie?!
- Odpuścimy jak się wreszcie zejdziecie.
- Wyjadę to odpuścicie.
- Chciałabyś - parska Biegun - A tak w ogóle to wiesz, że twój facet ma w przyszłą sobotę ma imieniny?
- Mój facet?!
- Dobrze wiesz o kogo chodzi.
- On nie jest moim facetem!
- Dobra, dobra. Może i jeszcze nie jest, ale będzie.
I ty Andrzejku przeciwko mnie?!
- Yyyh!!! Ja już z wami nie mogę!
- I tak wiemy, że nas kochasz, ale wiadomo Kusego bardziej.
Czy ktoś wie ile mi grozi za pobicie skoczka?! Bo nie wiem czy warto życie marnować za zdzielenie Titusa torebką. Oj prosi się on prosi od samego początku. I ja wam to obiecuję, że się kiedyś doczeka. Jak pragnę zdrowia, dostanie mu się kiedyś za te teorie miłosne. Jestem nawet więcej niż pewna, że to on pierwszy wpadł na ten głupi pomysł miłości.
- Kiedy te imieniny? W sobotę? - dopytuje wracając do meritum sprawy.
- W przyszłą. Dwudziestego czwartego.
- No i pytanko, zrzucasz się z nami na coś? - proponuje Biegun - Jeszcze nie wiemy co mu sprezentujemy, ale jeśli chcesz, to możesz się dołożyć do wspólnego prezentu.
- Chyba sama mu coś wymyśle. Pomyśle wieczorem w domu, a jak nic nie wykombinuje to się wam dorzucę.
- Kup mu skarpetki, bo mu się ostatnio rozerwały - podsuwa mi pomysł Stękała.
- Szkoda że nie widziałaś. Obie na dużym palcu - dopowiada Titus, który na wspomnienie tego, jak się domyślam, uroczego obrazka nie może powstrzymać się od śmiechu.
- I teraz zgredek na niego mówimy.
- O wy świnie! Tak kablować na kolegę! - zganiam ich za to niezbyt kulturalne zachowanie. Żeby tak własnego kolegę oczerniać?! Oj nieładnie panowie. Nieładnie.
- Oj tam oj tam. Nic złego nie zrobił.
- Tylko mu się skarpetki podarły.
- I tak uroczo w nich paradował po szatni, myśląc że nikt tego nie zauważy.
Czy ktoś wreszcie może zacząć brać do serca moje słowa? Tsaaa. Marzenia ściętej głowy.
- Myślicie, że chciałby żeby ktoś się o tym dowiedział?
- Przecież mu nie powiesz, że ci wygadaliśmy.
Żebyście się nie przeliczyli.
- Który na to wpadł? – dopytuje, bo w mojej głowie widzę niejednego podejrzanego.
- Kamil.
- Stoch?! - pytam "nieco" zaskoczona.
- No, a który niby? - Andrzej odpowiada pytaniem na pytanie.
- Myślałam, że on raczej najgrzeczniejszy z was wszystkich ... - nie kończę swojej myśli bo najpierw zagłusza mnie wybuch histerycznego śmiechu całej trójki, a potem do głosu dochodzi Biegun.
- Że co?! Kamyk najgrzeczniejszy?!
- Mówię, że myślałam! Dużo rzeczy myślałam o was zanim tu przyjechałam i w 90% mi się to nie sprawdziło.
- Co na przykład? - z zaciekawieniem ciągną mnie za język.
- A no na przykład to, że sądziłam, że wy na treningach to harujecie jak woły albo i jeszcze gorzej, a wy się opierdzielacie tylko.
- No wiesz co Karola?!
- Co Titusku?
- My tu robimy jak w ulu, a ty taka?!
 Ojojoj. Komuś chyba na ambicję wjechałam, bo Miętusek aż się czerwony zrobił.
- Oczywiście, że robicie jak w ulu. Tu się zgadzam. One bzyczą, a wy jak te przekupy na bazarze. Tylko gadacie i gadacie.
- Bo się obrazimy!
- Yhym, już to widzę. Już się raz miałeś na mnie obrazić to chyba nawet kwadransu nie wytrzymałeś.
- Ale teraz będzie na poważnie.
Popatrzyliśmy na siebie chwilę a potem wszyscy wybuchliśmy śmiechem. I gdyby nie przybycie asystenta Maciusiaka, z pewnością dalej byśmy stali przed skocznią i pokładali ze śmiechu.
- Nie obrazisz się jak ci tych gagadtków zabiorę?
- Nie, nie wręcz przeciwnie.
- Nie podoba ci się nasze towarzystwo?! - docieka dalej Krzysiek.
- Nie! - przeczę kręcąc głową.
- Ale z ciebie koleżanka- praska Biegun.
- Oj biedactwa. Przytulić?
- Nieee- odpowiada zrezygnowany - nie mam zamiaru dostać od zgredka w łeb.
- Boisz się nieszkodliwego zgredka?
- On tylko na takiego wygląda. Lepiej mu w drogę nie wchodzić.
- Ech chłopaki, chłopaki, lepiej bierzcie się do roboty.
- No trzeba, trzeba. – odpowiadają zrezygnowani.
- Nie mazgaić mi się tu, tylko raz dwa do Maciusiaka – rozkazuje niczym jakiś generał w wojsku, a oni o dziwo bez żadnego „ale” wykonują moje rozkazy.
- Tak jest szefowo.
Pomachaliśmy sobie jeszcze na pożegnanie, i rozeszliśmy się w swoich kierunkach. Oni na skocznie, ja do miasta.

***

Wchodząc na Krupówki stwierdzam, że jednak czasem dobrze jest zobaczyć tych wariatów pod skocznią. Znając życie Aga by zapomniała mi powiedzieć, a Bartek przecież by się nie przyznał. Albo by w ostatniej chwili powiedział, żebym wpadła na jakieś imieninowe winko. Chociaż raz może byłby dobry pretekst , a nie "brak okazji też okazja". Tylko kurczę co ja mu wykombinuje. Wiem! Zadzwonię rano do braciszka, niech pomoże siostrzyczce. A co? Od czegoś go w końcu mam.
- A panienka to zakochana - nagle zaczepia mnie ktoś na środku ulicy ciągnąc za rękaw - że ludzi nie poznaje?!
- Marcin! Przepraszam. Zamyśliłam się i ...
- I mnie nie zauważyłaś? - pyta smutno spuszczając głowę w dół tak jakby naprawdę było mu przykro.
- Ale to nie było celowe!
- No dobrze. Powiedzmy, że dostajesz rozgrzeszenie, ale za pokutę idziesz ze mną na kawę - mówi stanowczo.
- Taką pokutę to z wielką chęcią odprawię - odpowiadam z uśmiechem łapiąc go pod rękę, którą wyciągnął w moją stronę.


- I wreszcie nam się udało gdzieś razem wyjść - stwierdza radośnie Marcin po tym jak kelnerka zebrała nasze zamówienie i idzie je przygotować.
- I to tak dość niespodziewanie.
- Oby więcej takich niespodzianek.
Wiecie co? Jeszcze nigdy nie widziałam Marcina z takim fajnym uśmiechem na twarzy. Nie to żeby był z niego jakiś gbur, czy coś w tym stylu, ale teraz - ledwo mu się ten banan mieści na twarzy. A jakie mu się przy tym słodkie dołeczki robią. Jakim cudem on nie ma żadnej dziewczyny? Chyba zbyt rzadko pokazuje te swoje uroki, dla których można stracić głowę.
- Mam nadzieję, że na jeszcze choć jedną uda nam się wyskoczyć poza hotel. Choćby na pożegnalną.
- Dlaczego pożegnalną?!
I tym oto sposobem z pięknego uśmiechu zrobił się wytrzeszcz oczu jakiego świat nie widział. No nie. Jak zwykle musiałam coś spie... znaczy się zepsuć.
- Myślałam, że jak będę stąd wyjeżdżać to jeszcze powiemy sobie do widzenia w jakimś miłym miejscu poza pracą.
- Oczywiście, że pójdziemy, ale do końca twojego stażu zostało jeszcze półtora miesiąca. Nie ma co sobie na razie takimi głupotami głowy zaprzątać.
- Właśnie powinnam - odpowiadam koledze i kontynuuje gdy upijam łyk gorącej czekolady, którą przed sekundą przyniosła do naszego stolika kelnerka. - Nie mogę zapominać, że muszę wrócić do domu. Powrócić do swego starego, trochę innego życia.
- Chyba, aż tak nie różni się ono od tego tutaj.
- Oprócz tego, że wracam pod dach mamusi i tatusia, a w pokoju obok nie będzie Agi tylko mój nieznośny brat. Z okien w domu nie mam tak pięknych widoczków jak tu. I w sumie nie doliczając tego, że nie będę tam na każdym kroku spotykać tylu szurniętych ludzi, co tu, no to tak naprawdę nic się nie różni. Wszędzie taka sama - szara - codzienność.
- A nie chciałabyś tu zostać?
- Chcieć a móc to dwie różne sprawy.
- Jakbyś trochę pokombinowała...
Panie Recepcjonisto! Niech się pan nie zagalopowuje z tymi swoimi planami. Wystarczająco dużo osób już mi życie układa.
- Ale nie ma sensu kombinować. I proszę, skończmy ten temat. Już ostatnio prawie znowu się pokłóciłam z Bartkiem.
- Jak to? - podpytuje z zaciekawieniem Marcin.
- Myślał, ze mnie przekona do zostania w Zakopanem, chociaż na jakiś czas i nawet sobie listę zalet przygotował i plan jak tego wszystkiego dokonać.
- Rozumiem, że mu się nie udało.
- Stwierdził, że jestem uparta jak osioł.
- I ma święta racje. Jak sobie coś ubzdurasz, to nie ma mocnych by cię przekonać do zmiany zdania.
- Po prostu jestem wytrwała w tym co robię i myślę. Dlatego nie lubię zmieniać zdania. A szczególnie gdy ktoś próbuje mnie przekonać do swojej racji.
Nie skomentował tego. Lekko uśmiechnął się pod nosem dopijając ostatni łyk swojej kawy.


Po mile spędzonym popołudniu przy kawie i lodach - choć szczerze mówiąc te nie były powalające w smaku - Marcin odwozi mnie do Buczkowic.
- No to co? Do zobaczenia jutro w pracy? - pytam gdy auto zatrzymuje się pod domem.
- Na to wychodzi - odpowiada zamyślony - Dziękuję.
- To ja dziękuję. Następnym razem ja płacę! I nie próbuj dyskutować! - upominam go widząc jak gestykulując dłońmi chce protestować. Nie ma tak dobrze. Przecież jestem uparta jak osioł!
- Zobaczymy. Może zrobisz wyjątek i jednak zmienisz zdanie.
- Nie sądzę.
Marcin uśmiecha się wesoło kręcąc przecząco głową.
Nastaje chwila błogiej ciszy, w której słychać jedynie cicho grające radio i szczekania psa sąsiadów.
- To ja już nie będę cię zatrzymywać. Wracaj ostrożnie do domu.
- Poczekaj - prosi patrząc na mnie z taka dziwnie zmieszaną miną - Mogę ci zadać trochę wścibskie pytanie?
- Najwyżej ci na nie nie odpowiem.
- Ale się nie obrazisz?
- Marcin!
- Czy ty i ...
- Iii.. - próbuję ciągnąc Marcina za język, bo urwał to pytanie nawet nie w połowie, a na samym początku.
- Czy ty i Bartek jesteście razem?!
Wypala a ja prawie krztuszę się własną śliną. Dziwne. Przecież nie powinno mnie już dziwić takie pytanie. Ciągle tylko o tym słyszę.
- Coś nie tak? - dopytuje recepcjonista oczekując na moją odpowiedź.
- Nieee. Wszystko okej. Po prostu już chyba każdy myśli, że ja i Bartek... My tylko się przyjaźnimy. Wiem, że to często dwuznacznie wygląda, ale my naprawdę jesteśmy tylko dobrymi kumplami.
- Dobrze - odpowiada z taką jakby ulgą  w głosie. Tak jakby mu kamień spadł z serca - nie musisz mi się tłumaczyć.
- Już mi brakuje sił do tego ciągłego słuchania o tym, że jesteśmy dla siebie z Bartkiem stworzeni. I wybacz, ale ...
Nie kończę swej wypowiedzi, bo czuję w kieszeni spodni wibrująca komórkę. Mamusia. Choć raz wiedziała kiedy zadzwonić.
- Przepraszam, ale muszę odebrać. Jeszcze raz dziękuje za miłe spotkanie. Do jutra.
Wysiadam szybko z samochodu nie czekając nawet na reakcje Marcina.
Odbieram telefon, ale zbytnio nie wsłuchuję się w słowa rodzicielki. Wciąż zastanawiam się nad pytaniem od Marcina. Musze chyba przedyskutować kilka spraw z buloklepą odnośnie "naszego związku", bo zaczyna się robić coraz mniej ciekawie.

____________________________________________________________

Witam, witam. 
Spóźniona jak zwykle, ale jestem i jak na razie nigdzie nie uciekam.
 Ta nasza Karolka, to jednak ma szczęście. Jak nie ma przy sobie Bartusia, to Marcinek się nią opiekuje popołudniami. Taka to pożyje :P
No to co? Do następnego? (Mam nadzieję, że troszkę wczesniej się pojawi niż za miesiac ;) 
Spokojnego wieczoru. Całuski :*  

3 komentarze:

  1. Dobry wieczór!
    Jak zwykle świetny rozdział. Nic dodać, nic ująć.Czekam do następnego i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedną Karolkę znowu wkopali w najgorszą robotę :< I na dodatek przeszkadzają.
    Co temu Pawłowi? CZemu taki miły?
    NA SZCZĘŚCIE PRZYSZŁA MAGDA.
    Taaa... cisza i spokój... jaaaasne.
    NO JA SIĘ NIE DZIWIĘ, ŻE STĘKI SMUTNY, SKORO WYNIKI MA, JAKIE MA!
    Swatać ich, swatać! Dobrze! Oby tak dalej!!!
    (A konkurs na to, kto szybciej wspomni o Klusce, wgrałabym ja!)
    ZGREDEK *.*
    Kamil?! No, no, cicha woda brzegi rwie!
    No, zgraja poszła na trening i Karolcia ma trochę spokoju :P
    Panie Marcinie, proszę nie zaczepiać koleżanki, ona już zajęta! Ale kawa to zawsze dobry pomysł!
    I proszę mi tu natychmiast przetentegować KArolkę na pozostanie w Zakopcu, o!
    NAWET MARCIN WIE, ŻE COŚ JEST NA RZECZY, HALO!
    ...choć to chyba nie było do końca bezinteresowne pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie odpisuje :D
      Paweł miał w kalendarzu zapisane, że dziś dzień dobroci dla ludzkości i takie oto efekty.
      Oj Steki, Stęki nasz kochany, gdzieś ty człowieku zagubił swą formę, tęsknimy <3
      No nie wiem, czy byś wygrała, Tistus jest mocny w tej konkurencji.
      Zgredek - to trzeba zapamiętać, przyda się :)
      Ależ pan Marcin ma wszelkie prawo, a wręcz powinien zaczepiać koleżankę na szczególnie, gdy jest nią WOLNA kobieta.
      Z zostaniem Karolki w Zakopanem? Echh, zobaczymy co da się zrobić, ale podanie chyba trzeba będzie do samego prezydenta pisać.
      Marcinek po prostu martwi się o naszą Karolkę, bo ją lubi i nie chce by jej coś złego, lub ktoś zły się trafił, więc to nie było bezinteresowne pytanie ;)

      Usuń