poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rozdział 14

- Boże! Dziewczyny! Jak wy wyglądacie. Jakie wory pod oczami!
No tak, nie ma to jak miłe słowa na dzień dobry od kochanej babuni. Ale cóż się dziwić, skoro ma rację. Obie z Agnieszką mamy przekrwione i popuchnięte oczy, ale taki efekt oglądania filmów do trzeciej w nocy.  Jeszcze, po mimo wszystko, ciężkim wczorajszym dniu, choć dość wesołym na koniec… Ale ochrzan od babci Zosi nam się jednak zebrał.
- Babciu, nie było przecież tak źle. – mówię spokojnie zalewając kubki z herbatą wodą.
- Nie było tak źle?! – Uuu. Aga się nam uruchomiła i zaraz będziemy słuchać jej mądrości, coś tak czuję w kościach. - Kobieto! Dwóch skoczków, i to nie nasze chłopaki, prawie się o ciebie pobiło. Potem kawale, na których myślałam, że ci serce wyskoczy z tego zachwytu, a na koniec radość z tego, że Bartek wygrał kwale i to jak go wycałowałaś, wyściskałaś …
- Wy też go ściskałyście, całowałyście!
- Ale nie aż tak, jak ty!
– A moja wina, że wy wszystkie macie swoich chłopaków i nie wypadało wam się obściskiwać za dużo z Bartkiem? A to, że wypchana zostałam na koniec kolejki i miałam prawo do nieco dłuższej chwili na złożenie gratulacji, to też moja wina? Same do tego doprowadziliście, a teraz mi to wypominasz. Poza tym innych chłopaków też całowałam, ściskałam…
- Nie mam siły, dzisiaj się z tobą kłócić. – Wyczuwam tu jakiś podstęp. Tak szybo odpuściła to swoje gadanie? Zdecydowanie za szybko. – Ale jeszcze do tego kiedyś wrócimy! – Boże! Ratuj!


***

Przychodzimy z Agnieszką i Agatą na skocznie i dość szybko odnajdujemy resztę dziewczyn, ale naszych latających orłów ani śladu.
- Nasi jak zwykle ostatni.
- Ostatni będą pierwszymi.
- Oby. Mogliby znowu wygrać.
- Albo Norwedzy. Cześć dziewczyny. – Przybiega do nas Dominika, która do tej pory stała ze sztabem Norwegów.
- Cześć. Twoi Norwedzy to co najwyżej mogą o drugie miejsce walczyć. Widziałaś jak nasi wczoraj skakali.
- No widziałam, widziałam. Co jeden to lepiej. Oby tak zawsze.
- Co oby tak zawsze siostrzyczko? – Wreszcie i nasi się zjawili na skoczni. I od razu muszą podsłuchiwać, nie mówiąc o tym by choć jeden jakieś „dzień dobry” powiedział. Kultury za grosz.
- Obyście zawsze tak skakali jak wczoraj.
- Spokojnie. Dziś jeszcze lepiej będzie.
- Hej wszystkim. Tu mi uciekłaś. – Przychodzi do nas uchachany od ucha do ucha Johann.
- Przyszłam wybadać jaką mają taktykę, żebyście ich spokojnie pokonali.
- Ale wcześniej wygadała nam waszą. Także przykro nam szwagier, ale po was. – Olek to chyba lubi czasem po dogryzać siostrze. W sumie to zawsze to robi.
- Dobrze trener mówił, żeby nie rozmawiać z dziewczyną o skokach. Wszystko zaraz wygada.
- Nie prawda! Nic im nie powiedziałam. – burzy nam się Dominika, a Johnann tylko się śmieje pod nosem.
- Na kartce nam napisała. – Nagle za uchem słyszę głos Bartka.  A ten skąd się tu wziął?! Dopiero go nie było. Duchem jest, czy co? Ale zaraz ten duch odchodzi razem z Johanem na stronę tak by nikt ich nie usłyszał. Tajemnice jakieś widzę się ma panie Kłusek. W sumie przecież on o Gregorze też jeszcze nic nie wie. A właśnie! Miałam znaleźć Michiego i mu podziękować.


***

Szukać Austriaka wśród Austriaków, ale tak żeby nie wpaść na takiego jednego Austriaka. Echh ciężko, ale chyba się udało. Nie widać nigdzie tego kretyna, nie widać.
- Cześć Michael.
- Cześć Karola. – Od razu mnie rozpoznaje i uśmiecha się serdecznie na mój widok.
- Moglibyśmy chwilkę porozmawiać?
- No jasne. Usiądziemy? – ręka wskazuje ławkę stojącą pod ich szatnią - A więc słucham.
-  Chciałabym podziękować ci za to wczoraj w hotelu. Że się za mną wstawiłeś. –nie wiem dlaczego, ale mówię trochę zestresowana. Przecież jestem z nim na „TY”. No tak ale to jednak wielka sportowa gwiazda. A na dodatek skoczek.
- Nie ma o czym gadać. – uśmiecha się uroczo.
- Jest. Na prawdę wielkie dzięki. Mam nadzieje, że nie miałeś przeze mnie żadnych problemów u trenera.
- Coś ty. – machnął ręką, jakby naprawdę nic się nie stało. Może co weekend ratuje jakąś dziewczynę z opresji swojego kumpla. - Gregor był u ciebie?
- U mnie? – pytam bardzo zdziwiona. Po co on miałby do mnie przychodzić. Niech mi się na oczy nawet nie pokazuje.
 - No u ciebie. Miał cię przeprosić.
- Już to widzę.
- Echh. Ja też. Ale uważaj na niego.
- Michi, co ja mu takiego zrobiłam? – pytam z nadzieją w głosie, że może dowiem się dlaczego to na mnie padło.
- Nie wiem. Spodobałaś mu się, ale bez wzajemności. On myśli, że może mieć każdą.
- No to się myli. Nie przepadałam za nim jako skoczkiem, bo zawsze mi się wydawał taki pyszny, wyniosły, ale teraz to już masakra.
- Ale uważaj. On rzadko się poddaje.
- Echh. Dobra leć się rozgrzewać, może potem jeszcze pogadamy. Dzięki za wszystko.
- Nie ma sprawy.
- Powodzenia.
- Dzięki.
Rozchodzimy się każdy w swoją stronę, a ja myślę o tych przeprosinach. Gregor ma mnie przeprosić?! Ha ha już to widzę. Lepiej niech się mi na oczy nie pokazuje, bo będzie miał tą pamiątkę, o która się prosi od samego wjazdu do Polski.
- A gdzie to się panienka tak spieszy?
- Nie twój interes. – zabierzcie go zanim się krew poleje!!!
- Nie pamiętam, żebyśmy przeszli na „TY”.
- Och przepraszam pana. – Próbuję przejść obok, ale ten łapie mnie za rękę.
- Czekaj, czekaj ślicznotko!
- Puszczaj!
- Kochanie! Tu jesteś. – Bartek obraca mnie do siebie i całuje w policzek. – O! Gregor. Cześć. – Podają sobie dłonie na przywitanie.
- Cześć. – Patrzy na nas oboje.
- Słonko wszędzie cię szukałem. – Mruga do mnie porozumiewawczo oczkiem.
- Przepraszam misiu. – Zarzucam ręce na szyję Bartka i wtulam się w niego, a Gregorowi na twarzy pojawia się karpik.
- To wy jesteście razem?
- Tak.
- Nie wiedziałem.
- Nie przejmuj się. Mało osób na razie wie.
- No to szczęścia i miłości – wbija swój wzrok we mnie – wam życzę.
- Dzięki - Schlierenzauer uśmiecha się i odchodzi. Mam jakieś złe przeczucie po tym uśmiechu.
- Czego chciał?
- Nie wiem, ale dobrze, że się pojawiłeś bo mogłoby być z nim ciężko.
 - Czyli jednak niepotrzebnie. Mógłby mu ktoś wreszcie poważnie przywalić. – Pnie Kłusek, pan mnie do złego namawia! Nie poznaje pana.
- Poważnie to by to raczej nie było.
- Ale wstyd, że od dziewczyny by był.
- Ale na szczęście mnie uratowałeś. Dzięki.
- Nie ma za co.
- Jest, jest. – daję mu całusa w policzek – I się tak nie czerwieniej.
-  Co? Ja? Zdaje ci się.
- Oj misiu, misiu. Chodź lepiej bo zaraz się próbna zacznie, a ja bym chciała podziwiać twoich koleżków nawet i na treningu.
- Proszę cię uważaj na Gregora. – patrzy mi prosto w oczy – Proszę. On ma różne urojenia. Uważaj. Proszę.
- Dobrze … - urywam bo nagle przybiega do nas Krzysiek Biegun.
- No jesteś! Kruczek cię szuka.
- Łukasz? A co chciał?
- Skaczesz! – Stanęliśmy oboje jak w ryci.
- Co?!
- To! Klimek skręcił nogę i nie może skakać i masz go zastąpić. – Widziałam na twarzy Bartka różne miny. Ale takiego zdziwka jak w tej chwili to nigdy.
- Ja?!
- O Bartek. Krzysiek ci już powiedział? – Obok zjawia się też trener, który widać nie jest szczęśliwy z powodu tej zmiany i urazu jednego ze swoich podopiecznych. W sumie kto by się teraz na jego miejscu cieszył.
- No tak, ale …
- Spokojnie. Kuba i Andrzej pojechali po twój sprzęt. Zaraz będą. Skaczesz w trzeciej grupie, więc spokojnie masz czas aby się jeszcze rozgrzać i przygotować do skoku.
- A co z Klimkiem?
- Potknął się o jakiś kamień i krzywo stanął. Noga spuchła i wysłaliśmy go do szpitala. Niech go prześwietla, zbadają. Nawet jakby to nie miało być nic groźnego. Lepiej dmuchać na zimne.
- Aha, okej. Yyy no to ja lecę rozgrzać się.
- No leć, leć tylko uważaj. Żebym kolejnego zawodnika nie musiał znowu podmieniać, bo Hofer mnie zje.
- Postaram się. – Łukasz odchodzi z Krzyśkiem, a my jeszcze chwilę zostajemy we dwójkę.
- Szkoda Klimka.
- Żeby to nic złego tylko nie było.
- Będzie dobrze. A teraz ty pokaż, że Kruczek dobrze zrobił że cię wziął.
- Postaram się. – Lekko się uśmiecha, nadal zszokowany tym co tutaj się dzieje.
- Rozgrzewaj się, a ja idę do buloklepów i dziewczyn.
- Hmm. Dzisiaj nie powiedziałaś do mnie ani razu buloklepa.
- Po wczorajszym skoku zmieniłam zdanie. Mam nadzieję, że nie będę musiała dziś znów go zmieniać.
- Też mam taką nadzieję.
- Wszystko zależy od ciebie.
- No wiem. Dobra, lecę się rozgrzewać, bo zaraz wypadnie z domku i się będzie darł.
- To ja już nie przeszkadzam. Przyjdź potem do mnie na chwilkę. – Puszczam mu oczko i odchodzę w stronę band gdzie stoi bezrobotna cześć naszego teamu.
- Po co? – pyta po chwili Bartek. Oj coś z jego mózgiem się niedobrego dzieje. Chyba mu się zwoje przegrzały.
- Po kopa na szczęście.
- Aaa! No to oczywiście, że się do ciebie zgłoszę.
- Będę czekać.

***
- A co tu się wyrabia? – Podchodzę do naszej grupki, a tam popis wokalny Ziobry i Lei plus taneczny braci Kotów. Czego jak czego, ale tańczących Kotów to bym się w życiu nie spodziewała.
- O Karola! – Titus ciągnie mnie na środek -  Ja teraz poproszę yyy „Moja mała blondyneczko”. Zatańczy pani ze mną?
- Ależ z przyjemnością proszę pana. – Chłopaki zaczynają śpiewać, a my tańczymy, a raczej on mnie ciągle kręci. Zaraz zwymiotuje, ale na szczęście koniec śpiewu. Kolejny raz uchodzę z życiem. Mój Anioł Stróż ma pełne ręce roboty przez ten weekend. – Więcej z tobą nie tańczę! – Trzymam się jego ramienia, żeby się nie przewrócić, zanim dojdę do ławki.
- A szkoda. Fajnie się tańczyło. W porządku? – pyta kiedy mogę już spokojnie usiąść.
- Tak. Trochę mi się tylko w głowie kręci.
- Ktoś tu chyba będzie zazdrosny.  – W uchu słyszę szept Gregora.
- Krzysiek trzymaj mnie bo zaraz coś komuś zrobię! – Zdezorientowany Miętus to patrzy na mnie, to na Gregora i nie wie co ma robić. Czy jemu przylać, czy moje ręce trzymać. Schlierenzauer stoi nad nami, a po chwili odchodzi uśmiechając się dziwnie.
- Jeszcze się spotkamy! – krzycy już z oddali, a mnie zaraz krew jasna zaleje.
- Co jest?
- Nic Krzysiu. Po prostu jestem z Gregorem na ścieżce wojennej.
- Uważaj na niego. – Kolejny co mi mówi by na niego uważać?! On chyba niezłe sceny musi przedstawiać za konkursach. Aż się boję. Dreszcz mnie po całym ciele przeszedł, jak sobie uzmysłowiłam, że on może być naprawdę niebezpieczny.
- Tak wiem. I staram mu się z drogi schodzić, ale nie zawsze się udaje.
- Sama nigdzie nie chodzisz! Zrozumiano?
- Spokojnie Krzysiu.
- Nie spokojnie! On ma naprawdę coś z głową. – Titus serio się zdenerwował. Co ten Gregor już narozrabiał, że oni wszyscy każą mi się od niego trzymać jak najdalej. Jeszcze żebym z ochroniarzem chodziła po skoczni.
- Dzięki, że się tak o mnie martwicie.
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi. – Obejmuje mnie ramieniem, jak to przyjaciele. Jeden całusy w policzki daje, drugi ramieniem obejmuje.  Fajnie się tu ustawiłam, nie ma co.
- Kochani jesteście.
- A szczególnie taki jeden. – Głową wskazuje na Bartka.
- Przemilczę już ten temat.
- A rób co chcesz. My i tak wszystko widzimy.
- Yyyhhh!!!

***

- Dobra dzieciaki koniec wygłupów.
- Dziadek Stefan się odezwał.
- Ech co się z ta dzisiejsza młodzieżą porobił. Zero kultury dla starszych.
- Bo ty strasznie stary jesteś Hula. Straaaasznie!
Podobno tańce i śpiewy skoczków, to są w Planicy w marcu. Nic bardziej mylnego. Przynajmniej w wykonaniu naszych orłów. I ciężko ich będzie teraz choć trochę uspokoić, bo zaraz zaczyna się konkurs, a im ani się śni kończyć ten popis wokalny.
- A jak im poszło w próbnej, bo przez ten nasz koncert nie zwracałem uwagi na to jak skaczą.
- Wygraliśmy z Norwegią i Samurajami.
- A reszta przed nami? No to się popisali.
- Idioto to byłoby podium!
- Aaa! Chyba, że tak.
- A co tu taka cisza? Sił na śpiewanie już nie ma? – Przychodzą do nas Kamil i Bartek. No tak, skaczą dopiero w końcówkę konkursu to mogą sobie do nas teraz jeszcze zawitać.
- Oszczędzamy gardła na później.
- Agatka, a może na wesele zatrudnicie duet muzyczny Ziobro&Leja? – Młodszy z Kotów podrzuca pomysł przyszłej pannie młodej.
- Obawiam się, że nas na to nie stać.
- Nie no, może nie będzie tak źle. U kumpla na weselu zagrają to …
- To trzy razy drożej niż u obcego zawołają.
- Ale za to jaki śpiew. – Maciek chyba liczy na jakąś prowizje, od tego koncertu, że tak namawia Agatę i Olka.
- Ale ta cena. Zbyt drogo.
- A może to i lepiej. – wtrąca Stękała - Nikt przynajmniej nie ogłuchnie. – Chłopaki udają obrażonych, a pozostali wybuchają śmiechem.
- Dobra spokój już bo zaczynają.
I się zaczął mój pierwszy konkurs skoków narciarskich. Nie powiem inaczej to sobie wyobrażałam, no ale tak jest jeszcze lepiej. Czuje się jakbym tych ludzi znała od urodzenia, a nie niespełna trzech tygodni. Kiedyś marzyłam żeby ich zobaczyć, tylko zobaczyć, a dziś wygłupiam się razem z nimi pod skocznią. Marzenia naprawdę się spełniają.
Taktykę czas zacząć wprowadzać w życie. Na belce Piotrek. Garbik, fajeczka no i … sto trzydzieści trzy i tylko sędziowie idioci nie widzą, że to był skok na dwadzieścia, a nie na dziewiętnaście punktów. Ale Piotruś idzie do nas uchachany.
- I co? Będzie?
- Jasne, że będzie.
- No to ja idę. – odezwał się Bartek, który pojawił się tak nagle, jak i nagle wcześniej znikł. On to dzisiaj serio w ducha się bawi.
- Czekaj!
- Aaa. Zapomniałem.
- Skleroza cię już łapie? – Znów się z nim droczę. Może choć przez to trochę mu się humor poprawi, bo coś za bardzo spięty jest.
- Starość nie radość. Aaa! Mogłabyś lżej mnie kopać?
- Nie, bo nie będzie działało.
- Ale za to nie będzie tak bolało.
- Nie marudź tylko idź i skacz.
- Nie marudzę, nie marudzę. Trzymaj kciuki. – podstawiam mu swoje dłonie przed jego usta, by chuchnął jeszcze na szczęście i niech zmyka na górę.
- Brawo Piotruś. Prowadzimy! – Żyła zaczyna zbierać pierwsze gratulacje, za super skok i wyprowadzenie nas od razu na pozycję lidera.
- No a jak! Hehe! Teraz jeszcze niech im dowalą i wygrana nasza. Hehe!
Chłopaki z zachwytu tańczą Gangnam Style, który właśnie leci z głośników.  Hmm, nawet nieźle im to wychodzi. Niech się zgłaszają do jakiegoś „You can dance” czy coś. Szkoda zmarnować taki talent.
Na belkę siada Olek, a na skoczni słychać „Boheme” Wilków.
„…Lecę, bo życie jest złe
Czy są pieniądze czy nie
Lecę, bo wolność to zew … „
- Ech. Zaraz mu się ta wolność skończy. – wzdycha Janek, a Angelika z Agatą odwracają się do niego ze wzrokiem mordercy
- Mówiłeś coś kochanie?
- Nie nic.
- To dobrze. A was co tak śmieszy? – Angelika odwraca się do chłopaków, którzy pękają ze śmiechu.
- Nas?! Nic. Takie z nas wesołe chłopaki po prostu. – Biedna kręci tylko głową i już wszyscy patrzymy na skok Olka. Skok czy lot. Sto trzydzieści sześć! Do rekordu niewiele zabrakło. I znów dokładamy kilka punkcików. I znów ci wariaci trenują przed występem na scenie kolejny układ. Minęli się chyba z powołaniem i zamiast do szkoły aktorskiej poszli na AWFy. Jaka szkoda.
W telewizji jak się ogląda to czas tak szybko nie płynie, a tu Olek dopiero skoczył i już Bartek na belce. Dajesz Kłusek! Niech chłopaki znowu tańczą.
W kciukach już nie mam krwi, zaraz mi je chyba amputują. Z jednej strony chcę zamknąć oczy bo się boje, z drugiej nie mogę bo muszę to zobaczyć. I było na co.
- Z przykrością stwierdzamy, że jesteś najsłabszym ogniwem.
- Tylko sto trzydzieści metrów?! Co to ma być?! – Dobrzy koledzy wiedza jak docenić kolegę z drużyny. Co by woda sodowa nie uderzyła do głowy po jednym lepszym skoku.
- Odpadasz!
- Przepraszam. Błagam! Wybaczcie. Dajcie mi jeszcze jedną szansę.
- Ale żeby to było ostatni raz.
- Oczywiście. Już więcej to się nie powtórzy.
Może jeszcze trochę by mu po dogryzali, ale w tle słychać wielki przebój, a poza tym to jest coś w stylu hymnu naszej drużyny. Więc nie dość trzeba tańczyć, bo przerwa miedzy skokami następnej grupy, to „Ai Se Eu Te Pego” trzeba śpiewać.
- Im tak zawsze odwala? – pytam dziewczyn nie mogących wytrzymać by się nie roześmiać w głos widząc swoich tancerzy.
- To jest ich normalny stan. Jak zachowują się jak cywilizowani ludzie to wtedy trzeba z nimi iść do lekarza.
- Eno! Co to ma być?! Tylko jedna zwrotka i refren?!
- Nie smuć się Titusku. Może potem jeszcze zagrają         .
- No oby. Bo jak nie to będzie mi bardzo smutno.
- Oj biedactwo. Chodź przytulę. – mówię do niego wyciągając w jego stronę ręce.
- Bartek. Mogę się do niej przytulić?
- Spróbuj tylko, a ci kark ukręcę. – Idzie do Krzyśka z wyciągniętymi rękami i wytrzeszczonymi oczyma, a my widząc to wybuchamy śmiechem.
- Ej spokój już. Koudelka na belce to za chwilę Kamil.
- No no, sto trzydzieści cztery, ładnie.
I po skoku Czecha obniżają belkę. Jak zwykle przed skokiem Polaka. Chłopakom zbytnio się to nie podoba. Wiatru nie ma, prawie nic, i trzeba być naprawdę w niezłej formie by skoczyć tak daleko. A jak widać tylko nasi zaliczają się do tego zaszczytnego grona, ale tu też znana wszystkim reguła, że u siebie lepiej się skacze. Szczególnie tyczy się to naszych chłopców. Boją się, że Kamil skoczy im za linie gdzie się ocenia skok i dlatego aż o dwie belki obniżają?
- Cicho! Jedzie! – Justyna zgania debatujących chłopaków i już wszyscy w ciszy patrzymy w monitor by zobaczyć skok naszego mistrza.
Chyba powinnam zwrócić honor Hoferowi i spółce. Bo z tej wyższej belki, to serio mógłby Kamil jednak lądować parę metrów dalej. Bo to sto trzydzieści cztery, to jednak nie byle co. A na dodatek od dwóch sędziów nota marzeń, jak to Sebuś Szczęsny zawsze mówi. Docenili nam mistrza.
- No to pozamiatane. Wygrywamy to z ręką w kieszeni. – Miętus aż skacze z radości.
- Nie mów hop dopóki drugi raz nie wyląduje.
- O Dominika do nas leci.
- Ciekawe co się stało.
- Słyszeliście?
- O czym? Że Johann tylko sto trzydzieści metrów skoczył? Czy że mu noty zawyżyli?
- Trzepnąć cię Andrzej?!
- Nie, dziękuję. Wolałbym całusa.
- Niedoczekanie twoje. Czyli wy nic nie wiecie?!
- Ale o czym nie wiemy?
- O tym, ze Autów zdyskwalifikowali!
- Cooo?! -  Chyba śnie. Co jak co, ale Hofer zezwolił na ich dyskwalifikacje? Jakby był tu z nim Pointner, to by na pewno nic takiego nie miało miejsca. A Kuttin, jednak nie ma tak silnego autorytetu, żeby rządził wszystkim i wszystkimi na skoczni.
- Żartujesz.
- Nie! Schlierenzauer miał coś z kombinezonem no i dostał dsq. – Aż sobie musiałam usiąść z wrażenia. Cuda jakieś tu się dzieją.
- Ale jak to? Tą gwiazdeczkę Gregora??
- Nooo! Ja tez się zdziwiłam i od razu do was przyleciałam powiedzieć.
- Ale to już oficjalnie?
- Nie, jeszcze nie!
- Prosimy państwa o chwilkę uwagi. – Słyszymy głos spikera – Oto wyniki po pierwszej serii konkursu. Miejsce ósme – Finlandia, siódme – Rosja, szóste – Czechy, piąte – Niemcy, czwarte – Japonia, trzecie – Słowenia, drugie – Norwegia,  miejsce pierwsze Polska. Z przykrością informujemy austriackich kibiców, że z powodu nieprzepisowego kombinezonu jednego z zawodników został on zdyskwalifikowany i związku z tym drużyna Austrii nie weźmie udziału w drugiej serii.
- Gwiazdeczka się nie przyzna . 
- No gdzieżby. Wzór do naśladowania i taka hańba.
- Zostawcie już tego idiotę. Lepiej popatrzcie kto jest na prowadzeniu – Chłopakom  tak humor dopisywał, że mogliby chyba góry przenosić. Miło patrzeć na takich rozradowanych ludzi. A co to będzie za niecałą godzinę?
- A zobaczcie kto na drugim. – Wtrąca Dominika, która ma podwójny powód do radości.
- Jak ten twój znowu tak słabo skoczy to będziecie za Japończykami –Znów Andrzej kłóci się z Dominiką. Drugi Olek z niego się zrobił.
- Jeszcze wygrają!
- Kto? Japończyki?!
- Nie! My!
- No my, Polacy.
- Norwedzy.
- Hahaha! Nawet jak będą po sto czterdzieści skakać to nie dadzą rady.
- Czemu niby?!
- Bo skaczecie przed nami. Po was belkę obniżą i sto dwadzieścia nam będzie wystarczało żeby was pokonać. – spokojnym głosem Andrzej opowiada kuzynce Zniszczoła swoją teorię, jak to Norwedzy nie mają już szans na końcowy triumf w dzisiejszych zawodach.
- Taaa, jasne. I co jeszcze?
- Frytki z ketchupem.
- Yhhh!! Idę od was. -
- Papa. Będę tęsknił.
- A ja nie! – Dominika odchodzi do Norwegów, a my znowu podziwiamy naszych orzełków, prezentujących nam tym razem macarene.
- Zapraszamy państwa na drugą serię kon… -
- Co już?! – Tacy zajęci swoimi popisami, że nawet nie zauważyliby, że konkurs się zaczął gdyby nie komentator.
- No już! Ej spokój tam tancerze.
- Przecież jesteśmy spokojni.
- Jak z dziećmi. Normalnie jak z dziećmi. – wzdycha sobie żona Murańki, trzymając na rękach Klemensa Juniora.
- Dorosła się odezwała.
- Ażebyś wiedział, że dorosła. I to już kilka ładnych lat.
- A teraz już cicho bo Piotrek skacze. – I wreszcie chwila ciszy. Ciszy w naszej grupce, bo skocznia szaleje. I to dosłownie szaleje. Ciekawa jestem ile osób dziś tu ogłuchnie.
- Aaaa!!! – Piszczymy z dziewczynami z radości, a chłopaków zamurowało.
- Ustał to!
- Rekord!
- No to teraz wygramy. – Titus z tej radości chyba znów chciał mnie wziąć w obroty ale w ostatniej chwili jednak zmienił zdanie. Na szczęście.
- Chodźcie tam do niego. – woła Justyna, którą widać, że duma rozpiera po skoku męża. - Żeby nie palnął znowu żadnej głupoty do dziennikarza. Ech co ja mam z tym człowiekiem.
Idziemy całą banda do Piotrka. Niestety jest tam dość ciasno, więc zostali tylko najbliżsi sercu, czyli dziewczyny, żony i dzieci, a reszta niestety musiała odejść na bok. Też chciałam odejść, ale mi nie pozwolili bo niby najbliższa Kluskowi, że ktoś tu musi na niego czekać i inne takie ględzenie było. Nie chciało mi się z nimi już kłócić. Zresztą oni i tak nie chcą mnie słuchać. Zresztą jak to przez cale życie, nikt nie sucha Karolinki, a potem okazuje się, ze miała racje.
Na belce znów Olek. Belkę mu tak obniżyli, że niżej się chyba nie da. Niektórzy się chyba za tańcem z belkami stęsknili od początku wiosny, że dziś tak wariują.
- Piotrek! Musiałeś tak daleko skoczyć? Przez ciebie obniżyli belkę prawie do zera. Zaraz z rogu będą skakać.
- Oj nie marudź młody. Dobrze ci poszło. Agatka daj mu całusa na pocieszenie, hehe. Ej, ale nie w policzek! Dzieciaki, ech dzieciaki.
- Dziadziuś, dziadziuś.
- Ażebyś wiedział, że dziadziuś. Tak mnie w krzyżu łupie, że się nie mogę wyprostować. – Próbuje nam to pokazać, ale przeszkadza mu redaktor, który postanowił właśnie teraz przeprowadzić z nim i Okiem wywiad. Tez sobie porę znalazł.
I wreszcie pora na Bartka. Czeka. Czeka. Wreszcie wchodzi. Czeka. Schodzi. Znowu wchodzi. Czeka, czeka iiiii schodzi.
- Puszczajcie go bo zaraz ja tu nerwowo nie wytrzymam. – Kręcę się w kółko obok tego boksu lidera i spoglądam na zmianę, to na monitor gdzie mamy odczyty wiatrów, to na skocznie a zwłaszcza na belkę.
- Przecież nie jest źle z wiatrem . Co ten Tepeš kombinuje.
- Znowu siada.
- Do trzech razy sztuka.
- No i ruszył. – Zaciskam mocno kciuki i patrzę w nasz, a raczej chłopaków telewizorek.
- Aaa! Jest!
- Sto dwadzieścia siedem!
- A jakie noty ładne. – Mnie od tego ile i w jakim stylu wylądował bardziej interesuje, że on cały do nas przyszedł. Takich palpitacji serca chciałam dostać, jak on był w powietrzu, jak nigdy w  życiu.
- Kusy! No brawo stary! – Bartek przychodzi do nas szczęśliwy, uśmiechnięty. Zgoła inny niż ten Bartek, któremu dawałam kopa w tyłek na szczęście. Wspaniale wygląda z tym bananem na twarzy.
- Brawo, brawo panie Klusek.
- Dzięki. Udało się. – Już ja mu dam udało. Przecież od dawna wiemy, że skakać to on potrafi, tylko nie zawsze mu się chce. - Ale co ci debile robią z belkami?! Nudzi im się ?!
- Stęsknili się za tańcem z belkami. Ale nie przejmuj się tym, świetnie ci poszło.
- Chyba za świetnie. Stary zgred już ostrzy zęby na ciebie.
- Znowu ja?! – I po uśmiechu. Gratzer chyba sieje gorszy postrach na skoczni, niż Hofer, ale druga kontrola w ciągu dwóch dni?! Trochę chyba za dużo. Ale ja się nie znam. Tak jak i na tym, ile taka kontro może trwać. Bo chyba zdecydowanie za długo. Kamil przecież zaraz, a Bartka jak nie było, tak nie ma. Byle niczego mu nie wykryli. Wreszcie wychodzi, ale zły jak osa.
- Popierdoliło go!
- Co zrobił?
- Z pięć razy mnie ważył. Mierzył chyba z dziesięć. No popierdoliło go do reszty.
- Już spokojne. – Próbujemy z dziewczynami nieco stłumić w nim te złe emocje. Niech się cieszy, że mamy wygraną na wyciągnięcie ręki, a nie rozmyśla o Gratzerze  Wszystko w porządku. Zaraz Kamil. Jeszcze tylko Velta.
- Stöckl jest głupi. Zamiast Johanna, najlepszego dać na koniec to ten daje go w środku.
-  No Forfang może być jutro mocny. A Velta chyba zapomniał jak się skacze.
- No chyba. Co to jest sto dwanaście.
Po skomentowaniu skoku Mistrza Świata z Falun przychodzi czas na skok Kamila. Niech leci jak najdalej, choć jak nam tu komputery pokazują wystarczy nam stóweczka i   „we are the champions - my friend”. Rekord Piotrka nie pobity, ale zwycięstwo mamy. Nawet nie muszą liczyć tych punktów.
- Aaaa! Bartek! – Łapie mnie w talii i odkręca kilka razy wokół siebie – Wariacie puszczaj mnie!
- Nie krzycz. I nie płacz.
- Nie płaczę.
- A to co? – Wyciera mi z policzka łzę i się śmieje.
- Nie wiem. To nie moje.
- A czyje? – pyta z taki zacieszem na twarzy, ale sam ma łzy w oczach. No cóż, nie codziennie się wygrywa konkurs. Trzeba się cieszyć. I pewnie byśmy się we dwoje jeszcze wspólnie pocieszyli tym sukcesem, ale przecież redaktorek nasz kochany musi już przeprowadzić wywiad.


***

Wokół ciemność. Gwiazdy lśnią na niebie. Wkoło nic nie widać. Nic oprócz jej – Wielkiej Krokwi. Lśni w blasku reflektorów w całej swej okazałości. Od szczytu po bandy. Wzdłuż i wszerz. Na trybunach biało-czerwone tłumy. Na środku zeskoku podium, a na jego najwyższym podium za chwilkę staną oni. Moje kochane orzełki. Łzy płyną mi po policzkach. Nie tylko mi. Dziewczyny też płaczą.
Zaraz hymn. To co zawsze chciała zrobić. Zaśpiewać Mazurka Dąbrowskiego na skoczni z rzeszą kibiców dumnych i szczęśliwych po zwycięstwie swoich idoli. Ile razy płakałam w domu z tego powodu, ile razy miałam ciary na całym ciele słuchając tego tłumu spod skoczni. Nikt nie zliczy.
- Trzymaj. – Titus podaje mi chusteczki. Ten to wie jak mnie ratować.
- Dzięki. Czekaj. Wezmę jeszcze jedną.
- Bierz cała paczkę.
- Nie trzeba. Już po wszystkim. Koniec na dziś.
- Na zawsze.
- Coś ty Titusku. Jutro znowu się rozkleję.
- Mam przynieść zapas chusteczek?
- Nie, wezmę swoje. Nawet mam, ale w torebce w szatni waszej zostały.
Chwila dla fotoreporterów i nasze asy przestworzy już krocza w naszym kierunku.
- Karola, yyy to dla ciebie. – Bartek daje mi kwiaty, które dostał – Wiem, że powinienem sam ci kupić, ale to innym razem. A dziś proszę, te.
- Dziękuję. – Całuję go w policzek – Piękne są. Jeszcze raz gratuluję.
- To dzięki tobie się udało – szepcze do ucha by nikt nie usłyszał.
- Ja tu nic nie zrobiłam. To ty skakałeś.
- Wiesz o czym mówię.
- Bartek, chodź na konferencję. – Olek woła Kłuska, by razem z resztą drużyny szedł na rozmowy z dziennikarzami.
- Już idę! – odpowiada a potem znów zwraca się do mnie - Dzięki. Nawet nie wiesz ile dla mnie zrobiłaś. – Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie potrafię oderwać od tych niebieściutkich oczek wzroku.
- Ty więcej dla mnie.
- Nie prawda. Dałem ci tylko wejściówkę. Co to jest. A wsparcie twoje jest niedopisanie. Bezcenne.
- A to, że spełniłeś moje marzenia? Ja mam wrażenie, że to tylko piękny sen. I nie chcę się z niego obudzić.
- Bartek! Chcesz sam potem użerać się z tymi dziennikarzynami?
- Leć, bo te hieny prasowe cię zjedzą jak będziesz sam, a na pewno rozmowy z tobą nie odpuszczą. A my pogadamy na spokojnie po weekendzie.
- Powiedz lepiej że masz mnie już dość i mam sobie iść.
- Mam cię dość. Idź sobie.
- A myślałem, że mnie lubisz, choć trochę. Trudno.
- Takie już życie Do jutra panie Kłusek.
- Papa. – Odchodzimy od siebie -  Uważaj na siebie. – krzyczy jeszcze za mną.
- A ty na siebie. 




__________________________________________________________

Witam po przerwie, której miało nie być.

Jeśli ktoś liczył na kolejny rozdział tu pół roku temu (wiemy dobrze, ze nikt nie czekał), to serdecznie przepraszam. Na swoje usprawiedliwienie mam chyba tylko tyle, że przez wakacje pracowałam, a gdy siadałam czy do tego czegoś, czy do czytania Waszych opowiadań zawsze chodziła mi się klientela. Także przepraszam z całego serducha. Miałam nawet tu niewracań (blog był usunięty przez jakiś miesiąc), ale ostatnio coś mnie podkusiło i znów jestem.

Miłego czytania życzę, jeśli ktoś tu zajrzy. Błędów zapewne sporo jeszcze znajdziecie, bo post nie jest poprawiany przez Charlie (jeśli tu zajrzysz, błagam nie załamuj się, że Twoje lekcje poszły w las).


Pozdrawiam cieplutko ;) Karolka ;*






7 komentarzy:

  1. O MÓJ BORZE ZIELONY! Dlaczego ja nic nie wiedziałam o tym Kluskowym opku?! To jest karygodne! Jako współ prezes #kluseczekBartka powinnam być informowana o takich rzeczach!
    Przeczytałam mega szybko, uśmiałam się po pachy i jeszcze bardziej pokochałam tego beznadziejnego buloklepa <3
    Pozdrawiam i życzę weny
    Miśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie rozumiem Twojego zaniedbania w tej kwestii. Musisz szybko naprawić swój błąd :p
      Ależ Bartek nie jest beznajdziejny. Patrz jak nam skacze daaaaleko i zwycięsko ;) Nawet Karolka nie mówi na niego już buloklepa ;)

      Usuń
  2. O mateńko jak ja sie steskniłam za tym opowiadaniem. Kochana to czysta poezja❤. To co dzieje sie pomiedzy Kluseczka a Karola to iskra,ogień ,aż chce sie wiecej awwwwww 💚💕.Kochany kwiaty jej podarował 😍😍.
    Weny i caluski 😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam po przerwie ;) Miło czytać, że jakaś duszyczka tęskniła :D
      Do poezji to tu dużo brakuje, a co dopiero do czystej ;D
      Między Kluseczką a Karolą nic się nie dzieje. Toż to tylko wakacyjna znajomość. Wyjedzie i będzie po wszystkim.
      Bartuś nie miał co zrobić z kwiatkami to Karolce oddał. Niech jej w pokoju więdną a nie jemu ;p
      Zapraszam już niedługo na kolejny rozdzialik :D Tam się będzie dopiero ... nic nie działo ;p

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Doturlałam się! Albo dotulululałam, jak kto woli ;)
    Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie co, kto, gdzie, z kim i dlaczego, bo dawno mnie tu nie było, ale chyba dałam radę.
    Trochę dużo dialogów, trochę mało do nich opisów i ciężko mi czasem stwierdzić co kto do kogo mówi.
    Karolka sie fajnie bawi, Grześ ją napastuje, ale Bartuś bohater ją przed nim ratuje - aż mi się zrymowało.
    Ogółem bardzo sympatyczny konkurs opisałaś, niech nasi dalej skaczą nam tak pięknie!
    Dyskwalifikacja Grzesia, tak trochę przypomina Kamila sprzed roku (?) w Klingenthal bodajże. Albo to Willingen było? W każdym razie, wiadomo o co chodzi.
    I tylko jedna uwaga - PROSZĘ MI TU KLIMKA NIE USZKADZAĆ, BO WŚCIEKŁYM CHOMIKIEM POSZCZUJĘ!
    Tyle. Zaraz nadrobię najnowszy rozdział, tak jak obiecałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja tez się wreszcie dotulululałam z odpowiedzią :D
      Nad opisami pracujemy. Może jeszcze do ideału daleka droga, ale pracujemy mocno ;) I tak chyba jest o niebo lepiej niż w pierwszych rozdziałach (samokrytyka :P )
      No tak Karolka nam się tu bawi, nie do końca świadoma co ją czeka, a Bartuś niczym rycerz ochrania swą królową. Niedługo ta sielanka się skończy. Wreszcie będzie choć na chwile ciekawie :D
      Dziękuje, za komplementy odnośnie opisu konkursu ;) A co do dyskwalifikacji, to właśnie sytuacja Kamila w Willingen, mnie zainspirowała. Nawet nieszczęścia dodają czasem weny :D
      Dobrze, Klimusia już nie będę uszkadzać ;) a wściekłego chomika to ja mam w domu ;P choć to bardziej Struś Pędziwiatr jest :D

      Usuń