czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 13

Jeszcze raz. Telefon… jest. Portfel i dokumenty… też. Bluzka i spodenki na skocznię też. No i najważniejsza – akredytacja. No gdzież ona jest, przecież ją wkładałam… yhhhh… Jest!
Wiedziałam, że to będą niezapomniane wakacje, ale to przewyższa moje najśmielsze oczekiwania. Mam coś, czego może mi pozazdrościć dziewięćdziesiąt dziewięć procent Polek. Aaa! Jestem wybrańcem! Ogarnij się, kobieto! Masz ponad dwadzieścia lat, a zachowujesz się jak dziecko w przedszkolu.
- No, idziesz już czy nie? – słyszę z dołu krzyki Agnieszki
- Idę, idę. – Odbębnić hotel, a potem spełniać marzenia.
- Co ty masz wypchaną tak tę torbę?
- Gdzieś musiałam upchać ciuchy. – Aga patrzy na mnie zdziwiona, o czym ja mówię. -  Przecież nie będę w sukience po skoczni łazić.
- Może by cię tam któryś poderwał w tej sukience i szpilkach.
- Myślisz, że w spodenkach wyglądam mniej atrakcyjnie?
- Nie no, skąd. Ale nie będziesz się tak w oczy rzucała. Wtopisz się w tłum.
- Spadaj! – rzucam w nią ścierką i nawet trafiam.
- Ej, to bolało!
- Bo miało.

***

Godzina dwunasta wybiła, może by sobie jakąś przerwę zrobić?
Schodzę do części restauracyjnej, a tam za barem stoi Piotruś, oj, on już wie, czego mi teraz potrzeba.
- Malinowa, w dużej filiżance? – Z uśmiechem odpowiadam mu, kiwając twierdząco głową. - Już się robi.
Siadam przy jednym ze stolików, a po chwili podchodzi do mnie wysoki blondyn.
- Przepraszam, czy mógłbym się do pani dosiąść? Tylko na chwilkę.
I w taki oto sposób poznałam wschodzącą gwiazdę austriackiej reprezentacji, samego Michaela Hayboecka. Tego to ja się nie spodziewałam. Jakoś nigdy nie przepadałam za tą nacją, zawsze za jakichś gburów pozbawionych empatii ich uważałam, a tu taka niespodzianka. Sam Hayboeck, znaczy się Michi, bo od razu przyjacielskie stosunki nawiązujemy, na poprawę wizerunku naszych byłych zaborców, przychodzi do mnie, dosiada się do stolika i pyta, czy wszystko ze mną w porządku po wczorajszej akcji z Gregorem. Widzę kolega się pochwalił wszystkim swym zacnym wyczynem. No tak, jest czym się szczycić. Wśród licznych trofeów z areny sportowej może w CV wpisać sobie „nabicie guza na czole wielkości pomarańczy kobiecie”. Te wszystkie kule i orły za TCS-y to przy tym nic.
- Karola, weźmiesz?
- Yhy. Przepraszam. – Uśmiecham się do mojego towarzysza i wstaję od stolika, by przynieść nasze zamówienie z baru.
- Pomogę – zaoferował się blondyn, ale jednak to ja tu pracuję, i wypadałoby, żebym mimo wszystko to ja przyniosła nam nasze zamówienie, bez jego pomocy. Ale jednak miło zobaczyć chęć niesienia pomocy ze strony mężczyzny. Nawet gdy jest Austriakiem.
- Nie trzeba, Michi.
Schylam się za ladę po cukier. Biorę filiżanki w ręce i niczego się nie spodziewając odwracam się. A tu…
- Cześć! – Ta gwiazdeczka od siedmiu boleści nagle stoi przede mną, a ja, widząc jego śliczną facjatę, krzyczę wniebogłosy i wylewam na niego gorące herbaty. Oczywiście nie specjalnie, choć powinnam, ale przez to, że mnie wystraszył. Jedno jest pewne, znowu się będzie nade mną pastwił i do końca tygodnia spokoju mieć nie będę. Cudowny weekend się zapowiada.
- Gregor, popierdoliło cię?
Nawet nie wiem, kiedy Michi staje między nami i łapie za bety Schlierenzauera. Ej, ej, ej! Panowie! Spokojnie!
- Mnie?! – Gregor robi minę niewiniątka, a moje serce wali jak na maturze z polaka, gdzie myślałam, że na zawał zejdę przed tą komisją szanowną. Błagam was, tylko niech się tu krew nie leje, bo ja z tego przerażenia nawet palcem nie mogę drgnąć, żeby was uspokajać.  – Patrz co ta laleczka zrobiła. Poparzyłaś mnie, wariatko! Pożałujesz tego!
- Ja?! – O nie! Zaraz sama mu przyleję, i nie będzie mnie obchodziło, że za to mnie mogą wywalić stąd tak szybko, jak leci piłeczka odbita przez Radwańską na korcie. - Było się nie czaić za moimi plecami i nie straszyć.
- Pożałujesz tego! Zobaczysz, że cię z roboty za coś takiego wyleją.
- Chyba ciebie z drużyny na zbity pysk.
- Zamknij się, Michi.
- Nie! To ty się zamknij! Co ty myślisz, że bogiem jesteś?
- To nie twoja sprawa, gówniarzu!
- Stary dziad się odezwał! Kim ty jesteś, żeby tak się do tej dziewczyny zwracać?! Co ona ci zrobiła? Nie leci na twój uśmieszek? Więc się od niej odpierdol! Zrozumiano?
- A co ty jej tak bronisz? Zakochałeś się?
- Ogarnij się, debilu! Jednego dna chcesz jej głowę rozwalić, a drugiego straszysz! A jak wylewa na ciebie z twojej winy na ciebie gorące herbaty, to masz wielkie pretensje. Zastanów się co ty robisz, debilu!
- Co tu się dzieje?! – nagle wpada do nas Kuttin, który te ich krzyki to chyba u góry w pokoju aż usłyszał. – W tej chwil oboje do mnie na dywanik. Ale to w podskokach!


***

Gdzie on jest. Łażę po tej skoczni w te i nazad od dobrych trzydziestu minut,  a tego buloklepa nigdzie nie ma. Przecież się nie rozpłynął w powietrzu.  Na górę niby jeszcze nie pojechał, bo Skrobot twierdzi, że jego narty są na dole, ale wcale bym się nie zdziwiła, jakby wziął czyjeś lub w ogóle ich zapomniał ze sobą wciągnąć do góry.  Chciałam go jeszcze przed kwalami spotkać, dać kopa w tyłek na szczęście, a tu go nigdzie nie ma. Może mu nie będzie potrzebny? O, idzie! Ale oczywiście nie widzi mnie.
- Bartek! Bartek!! – Ech, nie słyszy. Dosyć ślepe, to i głuche. – Ej! Buloklepa! – No, to teraz usłyszał.
- O! Jesteś! – Uśmiecha się szeroko od ucha do ucha jak małe dziecko. Ciekawe, co go tak cieszy.
- Od pół godziny szukam cię po całej skoczni i nigdzie cię nie ma!
- Ale jednak udało ci się mnie znaleźć.
- Chyba w ostatniej chwili. Odwróć się.
- Po co? – pyta z taki wytrzeszczem oczu, jakby śmierć zobaczył przynajmniej. A może ja mu ją przypominam?
- No odwróć się.
- Ale…
- Nie bój się. Krzywdy ci nie zrobię. – Niepewnie staje do mnie tyłem, a mi się aż się chce śmiać z tego jego strachu. – Grzeczny chłopczyk. – Daję mu solidnego kopa z kolanka na szczęście oczywiście. Podobno pomaga.
- Ej! Bolało.
- Nie marudź. To na szczęście. Pamiętasz, co mi obiecałeś?
- Pamiętam, pamiętam. Dzięki, że jesteś. Bałem się, że nie przyjdziesz. – On od tego słońca to chyba rozum stracił. Jak mogłam niby nie przyjść?! No jak!
- No wiesz co? Jak mogłeś tak pomyśleć. Ja wysiedzieć w robocie nie mogłam, na skocznie to prawie biegłam i omal ochroniarza nie pobiłam, jak szczegółowo sprawdzał moje dokumenty. Posądzasz mnie o to, że mogłabym nie przyjść?! No wiesz co! Yhhh! – Odwracam się i idę z założonymi rękami przed siebie, byle jak najdalej od niego.
- Nie fochaj. Ej, no, Karola! – Łapie mnie za ramie i obraca do siebie. – Przepraszam. – Patrzę na niego ze skwaszoną miną, a po chwili się uśmiecham. Jakoś nie potrafię być na niego wkurzona.
- Wybaczam.
- Uff. – Teatralnie łapie się za serce. Ech, co ja mam z tym człowiekiem.
- Leć już wariacie, bo się spóźnisz na swój skok.
- Może nie.
- Lepiej nie ryzykuj i idź już.
- Idę już, idę.
- Trzymam kciuki! – Pokazuję mu dłonie, a on tylko się uśmiecha, bierze bierze narty i wsiada na wyciąg, by wjechać na górę skoczni.

***

- No, no, no! Chłopaki! Co się z wami dzieje? Nie poznaję was. – Stoimy całą skoczną rodzinką przed szatniami naszych lotników, kiedy to… przychodzi do nas Dominika, zaskoczona tak dobrą postawą naszych asów przestworzy. Niby nasza skocznia, własne ściany podobno dodają kilka metrów, a na dodatek lato, czyli szczyt formy naszych nadszedł, jak to złośliwi mówią,  jednak jak na razie wszyscy wskoczyli do niedzielnego konkursu. Nic, tylko chwalić nasze orzełki.
- Cześć, jestem Krzysiek Miętus. - Titus podaje dłoń Dominice. - A oto moi koledzy, również skoczkowie: Andrzej Stękała, Dawid Jarząbek, Krzysiu Leja i Kuba Wolny – przedstawia po kolei każdego.
- Wariaci. – Wzdycham, widząc całe to przedstawienie.
- Karola, jeszcze się nie przyzwyczaiłaś, że to jest zgraja półgłówków? Myślisz, że dlaczego wyjechałam? Żeby być jak najdalej od nich.
- My też cię kocham. – odpowiada uradowany Andrzej.
- A ja was nie.
- A właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak!
- Możecie się przestać kłócić?! – Agnieszka się nam wkurzyła na przekrzykujących się Dominikę z Andrzejem. - Zaraz Krzysiek i Bartek skaczą.
- No, dobrze już jesteśmy cicho. Ale i tak wiem, że nas kochasz – szepcze jeszcze Stękała do ucha Dominiki.
I w ten sposób na doczekaliśmy się na belce widoku Krzyśka. Skupienie na twarzy wszystkich, kciuki mocno zaciśnięte, a trybuny po wylądowaniu na sto trzydziesty czwarty metr oszalały. I to dosłownie. Takiego huku trąbek, wrzasków i krzyków kibiców to nigdy jeszcze nie słyszałam. A to tylko kwalifikacje przecież.
- Zepchnie Laniska z prowadzenia. Nie będzie nam tu Słoweniec próbował wygrać kwali. – Panie Leja, nie poznaję pana. Pan taki szowinista? 
I tak nam czas na radości ze skoku Bieguna zleciał, że skoków Hvali i Hildego nawet nie zauważyliśmy, a na belce siedział już Bartek. Leć, mój buloklepie, daaaaleko za bulę.
- Spokojnie, Karola, może się nie zabije. – Pożeram Kubę wzrokiem, czym ten się zbytnio nie przejmuje, ale mi za to serce chce wyskoczyć przez gardło.
- Kurwa, gdzie on leci?!
- Daaaaaleeeekoooo.
- Sto trzydzieści dziewięć???????!!!!!!
- I z telemarkiem??!!
Chłopakom po tym locie Kluski to oczy mało z orbit nie wypadają, a Biegun, który stoi jeszcze na miejscu dla prowadzącego robi smutną minę i biedactwo głęboko tylko wzdycha.
- Chyba muszę się zbierać. A tak fajnie się tu stoi.
- Może w niedzielę postoisz dłużej.
- Przykro mi, stary – przychodzi do niego uchachany Bartek. Większego banana na twarzy to jeszcze u nikogo nie widziałam, i coś się obawiam, że to nie koniec możliwości pana Kłuska. – Nie wiedziałem, że to ty prowadzisz. Jakbym wiedział, dołożyłbym jeszcze trochę.
- Dzięki za tą szczerość.
- Kusy, chyba ktoś cię woła.
Odwracamy się wszyscy w drugą stronę, i faktycznie, naszego nowego rekordzistę skoczni wzywa trzeci, po Hoferze i Tepešu, bóg tego całego cyrku.
- Czego ten stary dziad ode mnie chce?
- No jak to czego? Złego wdzianka.
- Nie kracz. – Gdyby mógł, pewne tym wzrokiem zabiłby teraz Titusa, ale na szczęście, albo i nie, Bartek nie ma jeszcze takich nadprzyrodzonych mocy, a czasem by się jednak przydały.
- I co? – pytamy chórem, gdy znów staje obok nas.
- Perfecto!
- No, teraz możemy cię wyściskać. – Dominika rzuca się na niego, a za nią ustawia się kolejka, na końcu której stoję ja.
- No to jeszcze ja. – Przytulamy się do siebie mocno.
- Dziękuję – szepcze mi do ucha.


__________________________________________________________

Hop, hop! Jest tu ktoś jeszcze? Pewnie nikogo nie ma. Jakby ktoś jednak był, śpieszę donieść, że maraton maturalny za mną, grypa która mnie dopadła na ostatni egzaminie też już prawie za mną, tak więc i wracam tutaj z moją pożal się Boże Drogi pisaniną i powoli nadganiam Wasze opowiadania. Mam nadzieję, że jakoś szybko wyjdę z tych zaległości na prosto ;)
Miłego czytania życzę. ( O ile ktoś tu zajrzy. A jak zajrzy, niech zostawi jakiś choćby drobny ślad po sobie. Proszę ;) )
Pozdrawiam cieplutko ;) Karolka ;*

3 komentarze:

  1. Ja tu byłam i jestem ;D
    Dawno byłam u ciebie. Więc wybacz, ale się rozpisze. ;"D
    Zacznijmy od początku. Karola a'ka typowa kobieta i torebka wypchana po brzegi^^. Ehhh czyli tylko mi wystarczy telefon i parę monet do przeżycia ;P.
    Spotkanie z Michaelem. Kochana, no dziękuję ci za niego <333333333, i jego postawa wobec niej to awwwwwww ;**********. Coś nam Gregor poci i psuje tą idealną scenerię ,jaka tworzy się pomiędzy bohaterami. Ale przepraszam : ,,- Zamknij się, Michi. ''', mimo iż pisane z wykrzyknikiem, mimo iż można odczuć te negatywne emocje to samo ,,michi'' burzy to uczucie grozy. ;D hahahahahaah brzmi tak słodko i niewinnie. Nie, że chcę wychwalać tylko blondyna;P
    Bartek, rekord, może coś się tam urodzi wewnątrz ich po tym skoku. Wyobraziłam sobie ten moment, kiedy pobija rekord i robi najpięknieszą cieszynkę świata. ;o <3333333333
    Błagam nie kończ tej sielanki, i pisz dalej ;)))
    Po maturach ci się należy, ;D
    Weny i buziole ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju! Dziękuję za taki piękny komentarz <3 aż chce się edytować kolejny rozdział :D
      Oj Michi, Michi. Nasz kochany blondynek jeszcze nam się pojawi w najbliższym czasie (tym w opowiadaniu, bo nie wiem jak z wena na edytowanie będzie ;/ )
      A Bartek, co przyznam się, że dopiero odkryłam to niedawno, był rekordzistą skoczni w Wiśle, i choć tu mamy Zakopane, to ten rekord wcale nie taki bezpodstawny, jakby się komuś mogło wydawać ;) A tą wspaniałą cieszynkę nie raz będziemy podziwiać na skoczniach świata w jego wykonaniu.
      Zapraszam niedługo, mam nadzieję :)
      Całuski, Karola :*

      Usuń
  2. aaaa...! miałam skomentować i oczywiście zapomniałam, no! za wiele na głowie, a ze mnie koncertowa gapa jest.
    W każdym razie akcja się zagęszcza, zagęszcza i super że chłopcy skaczą jak natchnieni! Ta Karolka to ma na nich wpływ, no nie? No i Michi, do którego ostatnio mam słabość (to tak w temacie "To nie jest miłość" które powoli, powolutku dorabia się bonusa ;>).
    Ech. ciekawam co tam jeszcze wykombinujesz, więc pisz dalej, kobieto, pisz!
    Buźki od E_A
    PS: nie wiem czy zapraszałam, ale jak nie to zapraszam: swiat-slow-i-mysli.blogspot.com. Jednoparty o skokach i nie tylko ;)

    OdpowiedzUsuń