Po
osiemnastej. Może by człowiek coś wreszcie zjadł? Ech. Trzeba się
przemaszerować do kuchni i zrobić jakieś kanapeczki.
- I jak
pierwszy dzień w pracy? Opowiadaj. – O. Pani Zosia, znaczy się babcia, bo tak
kazała na siebie mówić, siedzi też w kuchni i popija herbatkę. Tak to jest z
babciami. Widzą cię i już wszystko chcą wiedzieć. Robią herbatę, podają ciastka
i każą ci siadać i bajki powiadać. Ale to fajnie tak opowiedzieć komuś, swoje
przeżycia po pierwszym dniu pracy.
No cóż
babciu gdyby nie taki jeden „uroczy” mężczyzna, z którym jestem na ścieżce
wojennej od samego „dzień dobry” byłoby chyba idealnie. Ale niech palant spada
na drzewo liście pompować. A praca? Praca jak praca. Za biureczkiem, w
papierkach, o to chyba chodziło. Obsługa - oprócz zacnego kelnerzyny - wydaje
się miła. A budynek? Bajka. Wchodzisz i czujesz się jak w domu. Tak przytulnie,
tak ciepło. No cudownie po prostu. Fajnie będzie.
- Co ty się
tak tym telefonem bawisz? – Oj, nie uszło to uwadze seniorki. Wiem, kultury brak,
a na Bartka się drę. Ale cóż, nawet kolacyjki nie potrafię sobie zrobić, i co
chwila sprawdzam telefon, czy nie mam żadnego smsa od niego.
- Bartek
miał dzwonić jak mu poszło na uczelni, ale na razie cisza. Napisał tylko smsa,
że jest już w Katowicach, a rano był nieźle zdenerwowany.
- Widziałaś
się z nim dzisiaj?
- Tak.
Akurat pod skocznię przyszłam, a on się pakował i odjeżdżał.
- No to jak
cię zobaczył, to pewnie dobrze mu poszło.
- A co ja
mam wspólnego z jego egzaminami? – Babciu, co ty mi tu insynuujesz?
- Zajęłaś
mu głowę przez chwilę czymś innym.
- Właśnie
źle zrobiłam, bo zamiast go wesprzeć, czy coś, to ja się z nim droczyłam. On
wie, że ja żartowałam, ale teraz mi głupio za to co było przedpołudniem.
-
Pokłóciliście się?
- Nie.
Tylko ja się wygłupiałam, a on taki spięty. A sama dopiero co przez to samo
przechodziłam.
- On wie,
że się wygłupiałaś w dobrej wierze. Że nie chciałaś mu przykrości zrobić, lecz
przeciwnie. Na pewno czuje twoje wsparcie.
- Mam
nadzieje, że czuje i korzysta z niego. Niech zaliczy to i weźmie się za ta
magisterkę. I niech się wymądrza, że on ma już tego licencjata, a ja nie.
- W żartach
to może i coś wspomni, ale wiesz, że on naprawdę tak nie będzie myślał.
- Wiem,
wiem. Szalone stworzenie.
- Dobrze,
że cię ma. Ta jego była to podobno niezła kombinatorka była. Jak tu Ala, jego
babcia przychodziła, i się na nią żaliła. Jak nie tu, to tu. Jak nie z tym, to
z tamtym. Nie lubiłam jej. A ty taka spokojna, ułożona, inteligentna. Pasujecie
do siebie z Bartkiem. – Po ostatnim zdaniu aż mi nóż wypad z ręki. Ktoś głodny
przyjdzie, jakby to mój brat skomentował.
- Że co??!!
- No co??
Przecież widzę, jak na siebie patrzycie. - Stoję przy stole i nie mogę wyjść z
zaskoczenia słów, jakie słyszę od babci.
-
Normalnie. Po przyjacielsku.
- Wy się
oszukujcie, ale ja i tak swoje wiem.
- My się
nawet tygodnia nie znamy przecież. Nawet nie ma co mówić o przyjaźni po dwóch,
czy trzech spotkaniach.
- Przyjaźni
może i nie, ale jak się spotykają dwie osoby dla siebie przeznaczone, to od
razu widać. Ty słuchaj babki po siedemdziesiątce, która czworo własnych dzieci
ożeniła i już wnuki w kolejce czekają. Wspomnisz moje słowa. Zobaczysz.
- Pogadamy
pod koniec września, babciu. I wtedy zobaczymy co z twoich przepowiedni wyszło.
– Oj, babciu, babciu. Ja tu do pracy przyjechałam, a nie na romanse. A poza tym
ja i Kłusek? No raczej na pewno nie w tej rzeczywistości.
***
Miałam się
wziąć za siebie. Miałam się zdrowo odżywiać. Miałam nie jeść po osiemnastej, a
tu dwudziesta, a ja frytki smażę, bo się nam z Agą umyśliło. A potem będę
płakać, że kiecka na wesele kupiona, a się w nią nie mieszczę, bo brzuch urósł.
Nie mówiąc już o jakiś wypadach na zalew czy basem. Jak się pokazać w bikini z
takim bębnem? No, jak?!
- Karola!!!
Telefon!!! – w kuchni słyszę darcie Agnieszki z salonu.
- Aga,
odbierzesz?!! Dzięki!! - Też miał ktoś talent dzwonić akurat wtedy, jak
jedzonko na talerz kładę.
- Tak,
słucham.
- Agniecha?
Myślałem, że do Karoliny dzwonię.
- No, bo do
niej dzwonisz, ale nie mogła odebrać. Zaraz przyjdzie.
- Jak jej w
czymś przeszkodziłem to powiedz, że zadzwonię później.
- Nie. Za
chwilkę przyjdzie. A ty wiesz, jak ona ma cię w telefonie zapisanego?
- Jak?
Przystojniak? Ciacho?
- Ha, ha,
ha!!! Chciałoby się, buloklepie! – Czemu ona się tak drze, że ją w całym domu
słychać?
- O nie!!!
Ja jej pokażę. Dawaj mi ją! – Aga oddaje mi telefon, niczym na rozkaz króla.
- Smażyłam
ci te frytki, co rano sobie zamówiłeś.
- Tylko
zostaw mi chociaż jedną.
- No nie
wiem, czy zasłużyłeś.
-
Zasłużyłem – mówi z wielką dumą w głosie.
- Skąd
pewność?
- Wszystko
zaliczone na piąteczki, to chyba jakaś nagroda się należy.
- Ooo! No
to brawo. Gratulacje, kujonie.
- Nie
jestem kujonem, nie to, co niektórzy,
ale dzięki. Udało się.
- No, to
łap jedną, malutka fryteczkę w nagrodę.
- Tylko
jedną? I to małą?
- Ktoś jest
zawiedziony?
- Ty to
chyba na diecie jesteś, co nie?
- Yyy,
nieee. – Już sobie wyobrażam ten jego uciekający wzrok, gdy próbuje kłamać.
- Na pewno?
- Na sto
procent.
- To trochę
postu nie zaszkodzi. – Uwielbiam się z nim droczyć. No, kocham to po prostu.
- Kobieto,
co ty ćpasz?? – Górskie powietrze.
- Nic.
- Taa,
jasne. Tak se tłumacz.
- Nie
wierzysz mi?
- Ani
trochę. – Ojejeju, pan Kłusek dosyć buloklep to i niedowiarek.
- A to nie.
Nie musisz.
- Karolcia,
nie denerwuj się.
- To nie
mów do mnie Karolcia! - Błagam was ludzie moi kochani. Karolinka, Kalinka,
Kala, nawet Karo zniosę, ale nie Karolcia! Kojarzy mi się to z ta okropną
książką z podstawówki. Bo jak można wierzyć, że niebieski koralik może spełnić
wszystkie zachcianki. I jeszcze mała dziewczynka powie, żeby spełniły się
marzenia wszystkich ludzi?! Nie na tej planecie. Za dużo w rodzinie
rozwydrzonych bachorów w takim wieku, żebym nie wiedziała jak się zachowują
dziesięciolatkowie.
-
Przeprasza … Karolciu. - Zabić to mało! A Aga patrzy na mnie i się śmieje z
tego buraka na mojej twarzy.
- Yyyh!!!
- A tak w
ogóle, to Aga cię wydała.
- Te zet
en??
-
Powiedziała, jak masz mnie w telefonie zapisanego. - Tylko mi
tu proszę nie fochać panie Kłusek! Nie rób z siebie księżniczki kujonie.
- A to
małpa zielona!
- Czy ty
nie wierzysz w moje umiejętności?
-
Oczywiście, że wierzę. Tak samo w twoje jak i we wszystkich innych.
- To czemu
masz mnie tak niewdzięcznie zapisanego?
- Bo mi się
myliłeś z innymi Bartkami, a na Ka mam za dużo osób. Ale buloklep tak fajnie
brzmi.
- Czy ja
wiem, czy fajnie. – Czy pan grymasi, panie Kłusek?
- Fajnie,
fajnie. Uwierz mi. I jeszcze uśmieszek na końcu.
- No to jak
uśmieszek jest to może być.
- Uff.
Kamień z serca. Myślałam, że będę musiała coś innego wykombinować. – I tak bym
nie zmieniła, ale to szczegół.
- No wiesz
może być ciacho, słodziak, przystojniak i wiele innych.
- Hahaha!!!
Ciacho!!! Boziu. Ty siebie słyszałeś? Ciacho, przystojniak, może
najprzystojniejszy pod słońcem?
- Ooo, to
byłoby najlepsze.
- Chyba ci
się móżdżek dzisiaj przegrzał.
- Chyba
tobie, od tego naszego, górskiego słońca.
- Ha, ha,
ha. Bardzo śmieszne.
- Bardzo,
baaaardzo śmieszne. O której jutro kończysz?
- O
siedemnastej. A co?
- A
moglibyśmy się jutro spotkać? – Randewu, jak to mówiła moja przyjaciółka z
technikum?
- Okej.
Gdzie i o której?
- O
osiemnastej na samym dole Krupówek? Pasuje?
-
Oczywiście, że pasuje.
- No to do
zobaczenia jutro. Śpij dobrze, wariatko.
- A ty,
buloklepie, wracaj ostrożnie. Do jutra. Pa, pa. – Odkładam telefon na stolik i
wracam do kuchni, udając, że nie widzę spojrzenia pani Zosi mówiącego więcej
niż tysiąc słów. Niech ona nie próbuje mnie z nim zeswatać. Oj nie, nie, nie.
Nie zamierzam wkręcać się w żadne letnie, wakacyjne romansiki. To nie dla mnie,
a tym bardziej, po ostatnich przejściach z szanownym panem P. Kurde, no!
Prześladuje mnie to imię!
***
No i
jestem. Punkt osiemnasta. Sam koniuszek Krupówek, a tego nielota nie widzę. No
ładnie, dosyć skoczek marny, to jeszcze się spóźnia.
- Cześć,
kwiatuszku. – Wita się ze mną Bartek, który zachodzi mnie od tyłu.
- Czeeeść.
– Mówię niepewnie i dotykam dłonią jego czoła. – Eee. Gorączki nie masz.
- Zdrowy
jak ryba jestem.
- Chyba
tylko fizycznie, bo nie na umyśle.
- Na umyśle
też w pełni zdrowia.
- Buhahaha.
I co jeszcze? - Chyba mój powątpiewający wzrok nie robi na nim żadnego
wrażenia.
- Taa jasne
chciałoby się… buloklepie. – Wystawiam mu język.
- Oj,
kwiatuszku, kwiatuszku - kręci przecząco głową. O co ci chodzi, Kłusku?
- No co? –
mówię to tak niewinnie, niczym trzyletnie dziecko.
- Grabisz
sobie, oj, grabisz. – Boże! Jaki on ma zarąbisty uśmiech.
Że nigdy
tego w telewizji nie widziałam. Ale jak miałam niby to widzieć, skoro on nigdy
nie miał powodów do uśmiechu przed kamerami. Nie moja wina, że z Kontynentala
rzadko jest jakiś stream, a w pucharze jak już się pojawi, to szkoda gadać.
- I co mi
zrobisz?
- Uduszę! A
potem wyssam twoją krew. – Łooo! Jaka powaga. Już się boję i uciekam, gdzie
chili czy co tam rośnie.
- Ha, ha,
ha. Boję się. I to bardzo.
- Bój się,
bój.
- Dobra,
uspokój się. – Próbuję go ogarnąć, żeby mi wstydu nie narobił przed obcymi
ludźmi w centrum miasta. Ja tędy do pracy chodzę! Nie chcę, żeby mnie potem
wytykali palcami.
- Ja jestem
spokojny.
- Tak, tak.
Ależ oczywiście. Mam sprawę. Potrzebny mi jest fotograf.
- Po co ci
fotograf? – No po co? Hmmm właśnie, po co chodzi się do fotografa, panie
Kłusku. Ciekawe pytanie. Zapewne studenci na filozofii, zastanawiają się nad
nim, tak samo jak Szekspirowskim „być, albo nie być”.
- Potrzebne
mi są zdjęcia do dokumentów.
- Ahaaa. –
A czego się spodziewałeś? - Jak ładnie poprosisz, to cię zaprowadzę do
niezłego.
- Proooszę.
- No, nie
wiem, nie wiem. - Nie kręć tak tą głową, tylko znajdź jakiegoś w miarę dobrego
i mnie tam zaprowadź.
- Proszę,
proszę, proooszę. – I do tego słodka minka. Na uczelni, każdy chłopak mięknie.
- No dobra,
chodź. – No i na Bartoliniego mam już sposób.
***
Wychodzę
przed budynek, trzymając w ręku kopertę. Rozglądam się wokół, poszukując mego
towarzysza…
- Pokaż. –
O, jest. Nie uciekł.
-
Pokazywałam jak byłam mała. Teraz to się wstydzę. – Chowam je szybko do
torebki, żeby temu pajacowi, nie przyszło do głowy mi ich zabierać.
- Ej, no.
Przyprowadziłem cię do najlepszego fotografa w Zakopcu, więc…
- Więc
bardzo ci za to dziękuję. Niech ci to Bóg w dzieciach wynagrodzi, a teraz choć
na jaką herbatę czy coś.
- Kawę.
- Kawa jest
nie dobra.
- Nie znasz
się. - Nie zamierzam się z tobą teraz kłócić. Za dużo ludzi. Oszczędźmy sobie
ten jeden przypał, co?
-A tak w
ogóle - mówię, gdy już weszliśmy do jednej z kawiarenek na deptaku Zakopanego
- to bardzo fajny z facet, z tego
fotografa. Szkoda tylko, że żonaty.
- I
dzieciaty. – Musiałeś? Bartusiu, niektórych rzeczy nie mówi się tak od razu
kobiecie.
- A to
rezygnuję. Nie zabiorę dzieciom ojca.
- Cóż za
dobroć z pani strony. Normalnie serce ze szczerego złota.
-
Oczywiście, że tak. Śmiesz w to wątpić?
- Ależ
skąd, madame. Gdzieżbym mógł.
- No. I to
mi się podoba.
- Wariatka.
- Buloklep.
- Wariatka!
– Zaczynamy się przekrzykiwać kiedy to podchodzi do nas kelnerka z naszym
zamówieniem. Jaki wstyd. Więcej nie ma co się pokazywać w tym lokalu.
- Buloklep!
-
Wariatka!!
-
Buloklep!!
-
Wariatka!!!
-
Buloklepie, ogarnij się już. Nie rób wstydu sobie i mi przy okazji. Tu normalni
ludzie też są. - Bartek rozgląda się po wnętrzu pomieszczenia, i chyba dopiero
teraz zauważa, że oprócz nas są tu jacyś ludzie.
- No,
dobrze… wariatko!
- O Boziu.
Błagam zabierz go jak najdalej ode mnie.
- Nie no,
już się ogarniam. – Bo uwierzę.
- No, mam
nadzieję.
- W ogóle
to mam do ciebie interes.
- Ooo.
Jaki? – Mam nadzieję, że zysk będzie duży dla mnie. Wiesz, ekonomistką jestem,
a to takie jakby zboczenie zawodowe.
- W
przyszłą sobotę Krzyski robią taką imprezkę imieninową.
- Krzyśki??
- No Leja, Biegun
i Miętus. – A no tak. Nasze kadry silnie wspierane przez Krzysztofów przecież.
- Normalnie
połowa kadry.
- No tak
wyszło.
- A co ja
mam z tym wspólnego?
- No, bo
pomyślałem…
- Czekaj.
Jeśli chodzi o prezent, to ja ci nie pomogę, bo ja się na takich rzeczach
kompletnie nie znam. - Tak, przyznaję. Mój gust w dobieraniu prezentów jest
niemal równy zeru.
- Nie. Nie
o to chodzi. - Można niby odsapnąć, ale?
Co on kombinuje?
- To o co?
- Bo
pomyślałam, że mogłabyś tam ze mną pójść.
- Ja??!! –
Aż się krztuszę tą herbatą.
- No, ty.
Bo kurczę, wszyscy będą z dziewczynami. A niby pełno kumpli, ale jak oni
przyjdą ze swoimi kobitkami, a ty jesteś sam, to nie za fajnie jest. I
pomyślałem o tobie. No zgódź się.
- Rozumiem
cię, ale ja nie mogę z tobą iść.
- Dlaczego?
- Przecież
ja tam nikogo nie znam. A w szczególności solenizantów.
- Biegunkę
wczoraj poznałaś.
- No, to
jednego. A reszta? A goście? Przecież tam pewnie będzie połowa polskich
skoczków. - Jak nie cała znając życie, tym bardziej, że każdy w innej kadrze w
tym sezonie.
- A ty
przecież o nich tyle wiesz, że sami pewnie nie wiedzą o jakichś szczegółach ze
swojego życia, które ty znasz. - Nie no, aż tak zdesperowana, to ja nie jestem
i nie siedzę na Wikipedii i nie studiuję waszej biografii.
- Bartek,
przepraszam, ale nie mogę.
- Ale
dlaczego? Chłopaków możesz poznać na skoczni, jak wpadniesz kiedyś. A poza tym
Olka znasz, Kubę też. Dziewczyny z nimi przyjdą. A pozostałych możesz poznać
tam.
- Tylko ja
tam się do was nie nadaję. – Pierwsza Brygada Lotnictwa Polskiego i ja na
jednej imprezie? Ta, jasne, żebym sobie jakiegoś przypału – jak to zwykle ja –
narobiła przed nimi? Przecież ja tam będę jak piąte koło u wozu.
- Bo co?
- Bo ja się
nie nadaję do waszego towarzystwa. Pogadać z jednym, czy dwoma to okej, ale
impreza z czołówką polskich skoczków, przez których moje serce jest już bardzo
słabe, to całkiem co innego. Ja się tam psychicznie nie nadaję! A imieniny to
raczej taka bardziej prywatna impreza, gdzie przychodzą przyjaciele, a nie
jacyś obcy.
- Nie mów
„nie”. - Nie próbuj nawet mnie przekonywać. Podobno jestem uparta jak stado
osłów. - Proszę, przemyśl to jeszcze raz na spokojnie w domu. – Tylko mnie nie
błagaj na kolanach.
- Dobrze.
Ale zdania raczej nie zmienię.
- Ale
obiecaj, że przemyślisz to jeszcze.
- Obiecuję.
– Dasz mi już z tym święty spokój?
- Dziękuję.
A teraz pokaż te zdjęcia.
- Coś Ty
się znowu tak tych zdjęć uczepił?
- Nie.
- No, daj
je.
- Nie.
- Proooszę.
- Dla świętego spokoju wzdycham tylko sobie pod nosem i podaję mu te zdjęcia.
Jeszcze, jakby to były jakieś szczególne, a nie zwykłe jak do dowodu. Co tu
niby podziwiać?
- Ooo.
Nieźle wyszły. Mówiłem, że to najlepszy fotograf w mieście. – Tak, przechwalaj
się tym dalej.
- Myślałam,
że powiesz, że fajnie wyszły, bo świetna modelka.
- Powiedzmy.
-
Buloklepie!
- Słucham,
wariatko.
- Nie drocz
się.
- Bo co?
- Bo będzie
z tobą źle.
- Nie boję
się. – Taki pewny siebie jesteś? - Mam czarny pas karate, to mi nic nie
zrobisz. – Taa jasne, od razu czarny. Chyba w snach.
- Będziesz
bił kobietę?
- W obronie
koniecznej.
- Czyli to
będzie moja wina?
- Tak. -
Jak zwykle. Wszytko co złe to zgonić na Karolinę. A co? Nie można? Ależ
oczywiście, że można.
- Wyjdź!
- Okej. Ale
wezmę sobie jedno twoje zdjęcie. - Wyjmuje jedno z koperty i chowa do portfela,
- Po co?
- Na
pamiątkę po tobie.
- Zbierasz
zdjęcia swoich ofiar?
- Właśnie
zaczynam to robić. Jesteś pierwsza. - Ooo. Co za zaszczyt mnie spotkał.
Pierwsza ofiara Bartłomieja K. Seryjnego mordercy.
- Miałeś
się ogarnąć! – Pokazać się z nim publicznie to jakaś teksańska masakra piłą
mechaniczną!
- A nie
jestem ogarnięty? – Pytanie, czy ty kiedykolwiek byłeś ogarnięty. Jeśli
byłoby inaczej, zapewne byłoby o tym słychać w skocznym świecie, ale takie
informacje mnie nie doszły, a po kilkudniowej znajomości widzę, że to
niemożliwe.
- Nie.
- A teraz?
– Przeczesuje włosy palcami. Tak, na pewno ci to pomoże.
- Dosyć
buloklepa to jeszcze idiota.
- Teraz to
uraziłaś moja dumę. Wychodzę. Do widzenia. – Bartek wstaje od stolika, z głową
dumnie uniesioną do góry.
- Zostań i
dopij tę kawę.
- W sumie
to jest dobra i szkoda ją zostawić.
- No
widzisz.
- Ale co?
- Boże
widzisz i nie grzmisz. – Nie! Ja już nie mam do niego sił. Ja chcę do domu!!!
________________________________________________________________________________
Witam moje Panie w ten mroźny wieczorek. U mnie -17 rano. Kuusamo się włączyło, czy co? :D Dobrze, że czapusia kupiona :P
Nieskromnie powiem, że to jeden z rozdziałów, który mi się najbardziej podoba. Dużo buloklepy (Ja i tak wierzę, że on w końcu przeskoczy pewien próg, i tak jak latem w Wiśle, będzie sprawiał nam mile niespodzianki. Zobaczycie, co pokaże za 3 tygodnie w Zako. I skończy się buloklepa). Mam nadzieję, że i Wam się spodoba.
Dzięki wielkie za wszystkie komentarze. Dużo fajniej wstawia się kolejne rozdziały wiedząc, że ktoś to czyta. I chyba Wam się nudziło przez te święta, bo ostatni rozdział ma tyle wyświetleń, co niemal wszystkie wcześniejsze razem. Az mnie zszokowała ta liczba :D
Trzymajcie się cieplutko. Całuski :***
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńDziś natrafiłam na Twojego bloga i z chęcią go przeczytałam.
Bardzo lubię opowiadania z Bartkiem ale niestety nie ma ich za wiele.
Jestem szczerze zaintrygowana losami Karoliny i Bartka.
Myślę ze do siebie pasują.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i zapraszam do siebie.
Buziaki :*
Witam, witam :D
UsuńNiestety, jeśli Bartek juz pojawia sie w opowiadaniach jest to raczej postać nawet nie drugoplanowa. Osobiscie znam chyba 3 opowiadania, gdzie Bartek jest jednym z głównych bohaterów, ale niestety jedno zostało przerwane, jedno ukonczone, ale trzecie się rozwija ;)
Nie wyobrażajcie sobie zbyt duzo o Karoli i Bartku. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Całuski :*
Buloklep <3 Świetne :D Tak samo, jak rozdział :)
OdpowiedzUsuńKarolcia taka sceptycznie nastawiona, z góry zakłada, że nie pójdzie. A właśnie, że pójdzie! Już pani Zosia plany szykuje :P A jak ona nie pomoże, to Buloklep siłą wyciągnie ją z tego domu. Jestem tego pewna! :) Niech kreacje szykuje i zacznie treningi z Chodakowską, zapowiada się niezapomniana impreza! (tylko żeby nie zemdlała na widok, jak to ładnie ujęłaś, Pierwszej Brygady Lotnictwa Polskiego :D)
Te mrozy to jakaś masakra. Rozumiem, zima, śnieg (w mikroskopijnych ilościach) ale taka nagła zmiana temperatur z dnia na dzień nie wróży nic dobrego (może jakaś asteroida czy inne ustrojsrwo leci w kierunku Ziemi? :x).
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Karolka jest uparta, jeszcze się o tym przekonacie i nawet pani Zosia nie pomoże.
UsuńZemdleć na widok naszych orłów - hmm no tak, Karolka zdolna do takich rzeczy :D Oj zobaczymy jak się nam to potoczy.
Więcej śniegu, mniej mroziku, choć u mnie już i on w znikomych wartościach ;/
Trzymaj się cieplutko :*
Karola i Bartek hhyhyhyhy <3
OdpowiedzUsuńwierze w nich z całego serca ;*
a tym
- Buloklep!
- Wariatka!!
- Buloklep!!
- Wariatka!!!
wygrałaś mnie ;*
pisz szybciutko ;*
weny<3
Wierzysz w nich?!! Hehehe :D no to powodzenia :D
UsuńOj, ale Wam się spodobał ten buloklepa :D
Ja ciągle czekam tylko na ten konkurs wreszcie! A póki co,pan Kłusek trochę się zagalopowuje. "Kwiatuszku"? I czego jeszcze? Może "pączuszku"? :D A Karola co się tak stresuje jego egzaminami? ;> Przecież to ponoć tylko zwykły buloklep jest...
OdpowiedzUsuńMoją opinię zawsze znasz, bo jestem pierwszą czytelniczką. :D Więc co ja się będę rozwodzić!
Czekam na next. :)
Pozdrawiam!
Charlie
Do konkursów jeszcze trochę, spokojnie ;) Niestety, uwielbiam rozwlekac wszysyko w czasie :/ One też są rozwleczone.
UsuńHehe, pączusiu :D Następnym razem ;)
Karolka to taka dobra istotka o złotym sercu i martwi się o wszystkich, a szczególnie o takich jak ten buloklep. A że stresująca się z niej kobitka, trudno, taki jej urok ;)
Czekaj, czekaj. Mam nadzieje ze dziś go juz ogarnę i podeśle ;)
Całuski :*
Nawet nie pamiętam o czym to było, tyle tych rozdziałów, nie chce mi się czytać bo muszę edytować moją scenę o DZIECIACH dlaczego ja to zrobiłam :c
OdpowiedzUsuńA któż to się zjawił? No nie wierze w to co widzę. Miałaś tu nie przychodzić przecież.
Usuńwróciłam żeby Cie hejtować
OdpowiedzUsuń