poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 7

Po osiemnastej. Może by człowiek coś wreszcie zjadł? Ech. Trzeba się przemaszerować do kuchni i zrobić jakieś kanapeczki.
- I jak pierwszy dzień w pracy? Opowiadaj. – O. Pani Zosia, znaczy się babcia, bo tak kazała na siebie mówić, siedzi też w kuchni i popija herbatkę. Tak to jest z babciami. Widzą cię i już wszystko chcą wiedzieć. Robią herbatę, podają ciastka i każą ci siadać i bajki powiadać. Ale to fajnie tak opowiedzieć komuś, swoje przeżycia po pierwszym dniu pracy.
No cóż babciu gdyby nie taki jeden „uroczy” mężczyzna, z którym jestem na ścieżce wojennej od samego „dzień dobry” byłoby chyba idealnie. Ale niech palant spada na drzewo liście pompować. A praca? Praca jak praca. Za biureczkiem, w papierkach, o to chyba chodziło. Obsługa - oprócz zacnego kelnerzyny - wydaje się miła. A budynek? Bajka. Wchodzisz i czujesz się jak w domu. Tak przytulnie, tak ciepło. No cudownie po prostu. Fajnie będzie.
- Co ty się tak tym telefonem bawisz? – Oj, nie uszło to uwadze seniorki. Wiem, kultury brak, a na Bartka się drę. Ale cóż, nawet kolacyjki nie potrafię sobie zrobić, i co chwila sprawdzam telefon, czy nie mam żadnego smsa od niego.
- Bartek miał dzwonić jak mu poszło na uczelni, ale na razie cisza. Napisał tylko smsa, że jest już w Katowicach, a rano był nieźle zdenerwowany.
- Widziałaś się z nim dzisiaj?
- Tak. Akurat pod skocznię przyszłam, a on się pakował i odjeżdżał.
- No to jak cię zobaczył, to pewnie dobrze mu poszło.
- A co ja mam wspólnego z jego egzaminami? – Babciu, co ty mi tu insynuujesz?
- Zajęłaś mu głowę przez chwilę czymś innym.
- Właśnie źle zrobiłam, bo zamiast go wesprzeć, czy coś, to ja się z nim droczyłam. On wie, że ja żartowałam, ale teraz mi głupio za to co było przedpołudniem.
- Pokłóciliście się?
- Nie. Tylko ja się wygłupiałam, a on taki spięty. A sama dopiero co przez to samo przechodziłam.
- On wie, że się wygłupiałaś w dobrej wierze. Że nie chciałaś mu przykrości zrobić, lecz przeciwnie. Na pewno czuje twoje wsparcie.
- Mam nadzieje, że czuje i korzysta z niego. Niech zaliczy to i weźmie się za ta magisterkę. I niech się wymądrza, że on ma już tego licencjata, a ja nie.
- W żartach to może i coś wspomni, ale wiesz, że on naprawdę tak nie będzie myślał.
- Wiem, wiem. Szalone stworzenie.
- Dobrze, że cię ma. Ta jego była to podobno niezła kombinatorka była. Jak tu Ala, jego babcia przychodziła, i się na nią żaliła. Jak nie tu, to tu. Jak nie z tym, to z tamtym. Nie lubiłam jej. A ty taka spokojna, ułożona, inteligentna. Pasujecie do siebie z Bartkiem. – Po ostatnim zdaniu aż mi nóż wypad z ręki. Ktoś głodny przyjdzie, jakby to mój brat skomentował.
- Że co??!!
- No co?? Przecież widzę, jak na siebie patrzycie. - Stoję przy stole i nie mogę wyjść z zaskoczenia słów, jakie słyszę od babci.
- Normalnie. Po przyjacielsku.
- Wy się oszukujcie, ale ja i tak swoje wiem.
- My się nawet tygodnia nie znamy przecież. Nawet nie ma co mówić o przyjaźni po dwóch, czy trzech spotkaniach.
- Przyjaźni może i nie, ale jak się spotykają dwie osoby dla siebie przeznaczone, to od razu widać. Ty słuchaj babki po siedemdziesiątce, która czworo własnych dzieci ożeniła i już wnuki w kolejce czekają. Wspomnisz moje słowa. Zobaczysz.
- Pogadamy pod koniec września, babciu. I wtedy zobaczymy co z twoich przepowiedni wyszło. – Oj, babciu, babciu. Ja tu do pracy przyjechałam, a nie na romanse. A poza tym ja i Kłusek? No raczej na pewno nie w tej rzeczywistości.

***

Miałam się wziąć za siebie. Miałam się zdrowo odżywiać. Miałam nie jeść po osiemnastej, a tu dwudziesta, a ja frytki smażę, bo się nam z Agą umyśliło. A potem będę płakać, że kiecka na wesele kupiona, a się w nią nie mieszczę, bo brzuch urósł. Nie mówiąc już o jakiś wypadach na zalew czy basem. Jak się pokazać w bikini z takim bębnem? No, jak?!
- Karola!!! Telefon!!! – w kuchni słyszę darcie Agnieszki z salonu.
- Aga, odbierzesz?!! Dzięki!! - Też miał ktoś talent dzwonić akurat wtedy, jak jedzonko na talerz kładę.
- Tak, słucham.
- Agniecha? Myślałem, że do Karoliny dzwonię.
- No, bo do niej dzwonisz, ale nie mogła odebrać. Zaraz przyjdzie.
- Jak jej w czymś przeszkodziłem to powiedz, że zadzwonię później.
- Nie. Za chwilkę przyjdzie. A ty wiesz, jak ona ma cię w telefonie zapisanego?
- Jak? Przystojniak? Ciacho?
- Ha, ha, ha!!! Chciałoby się, buloklepie! – Czemu ona się tak drze, że ją w całym domu słychać?
- O nie!!! Ja jej pokażę. Dawaj mi ją! – Aga oddaje mi telefon, niczym na rozkaz króla.
- Smażyłam ci te frytki, co rano sobie zamówiłeś.
- Tylko zostaw mi chociaż jedną.
- No nie wiem, czy zasłużyłeś.
- Zasłużyłem – mówi z wielką dumą w głosie.
- Skąd pewność?
- Wszystko zaliczone na piąteczki, to chyba jakaś nagroda się należy.
- Ooo! No to brawo. Gratulacje, kujonie.
- Nie jestem kujonem, nie to, co niektórzy,  ale dzięki. Udało się.
- No, to łap jedną, malutka fryteczkę w nagrodę.
- Tylko jedną? I to małą?
- Ktoś jest zawiedziony?
- Ty to chyba na diecie jesteś, co nie?
- Yyy, nieee. – Już sobie wyobrażam ten jego uciekający wzrok, gdy próbuje kłamać.
- Na pewno?
- Na sto procent.
- To trochę postu nie zaszkodzi. – Uwielbiam się z nim droczyć. No, kocham to po prostu.
- Kobieto, co ty ćpasz?? – Górskie powietrze.
- Nic.
- Taa, jasne. Tak se tłumacz.
- Nie wierzysz mi?
- Ani trochę. – Ojejeju, pan Kłusek dosyć buloklep to i niedowiarek.
- A to nie. Nie musisz.
- Karolcia, nie denerwuj się.
- To nie mów do mnie Karolcia! - Błagam was ludzie moi kochani. Karolinka, Kalinka, Kala, nawet Karo zniosę, ale nie Karolcia! Kojarzy mi się to z ta okropną książką z podstawówki. Bo jak można wierzyć, że niebieski koralik może spełnić wszystkie zachcianki. I jeszcze mała dziewczynka powie, żeby spełniły się marzenia wszystkich ludzi?! Nie na tej planecie. Za dużo w rodzinie rozwydrzonych bachorów w takim wieku, żebym nie wiedziała jak się zachowują dziesięciolatkowie.
- Przeprasza … Karolciu. - Zabić to mało! A Aga patrzy na mnie i się śmieje z tego buraka na mojej twarzy.
- Yyyh!!!
- A tak w ogóle, to Aga cię wydała.
- Te zet en??
- Powiedziała, jak masz mnie w telefonie zapisanego. - Tylko mi tu proszę nie fochać panie Kłusek! Nie rób z siebie księżniczki kujonie.
- A to małpa zielona!
- Czy ty nie wierzysz w moje umiejętności?
- Oczywiście, że wierzę. Tak samo w twoje jak i we wszystkich innych.
- To czemu masz mnie tak niewdzięcznie zapisanego?
- Bo mi się myliłeś z innymi Bartkami, a na Ka mam za dużo osób. Ale buloklep tak fajnie brzmi.
- Czy ja wiem, czy fajnie. – Czy pan grymasi, panie Kłusek?
- Fajnie, fajnie. Uwierz mi. I jeszcze uśmieszek na końcu.
- No to jak uśmieszek jest to może być.
- Uff. Kamień z serca. Myślałam, że będę musiała coś innego wykombinować. – I tak bym nie zmieniła, ale to szczegół.
- No wiesz może być ciacho, słodziak, przystojniak i wiele innych.
- Hahaha!!! Ciacho!!! Boziu. Ty siebie słyszałeś? Ciacho, przystojniak, może najprzystojniejszy pod słońcem?
- Ooo, to byłoby najlepsze.
- Chyba ci się móżdżek dzisiaj przegrzał.
- Chyba tobie, od tego naszego, górskiego słońca.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.
- Bardzo, baaaardzo śmieszne. O której jutro kończysz?
- O siedemnastej. A co?
- A moglibyśmy się jutro spotkać? – Randewu, jak to mówiła moja przyjaciółka z technikum?
- Okej. Gdzie i o której?
- O osiemnastej na samym dole Krupówek? Pasuje?
- Oczywiście, że pasuje.
- No to do zobaczenia jutro. Śpij dobrze, wariatko.
- A ty, buloklepie, wracaj ostrożnie. Do jutra. Pa, pa. – Odkładam telefon na stolik i wracam do kuchni, udając, że nie widzę spojrzenia pani Zosi mówiącego więcej niż tysiąc słów. Niech ona nie próbuje mnie z nim zeswatać. Oj nie, nie, nie. Nie zamierzam wkręcać się w żadne letnie, wakacyjne romansiki. To nie dla mnie, a tym bardziej, po ostatnich przejściach z szanownym panem P. Kurde, no! Prześladuje mnie to imię!

***

No i jestem. Punkt osiemnasta. Sam koniuszek Krupówek, a tego nielota nie widzę. No ładnie, dosyć skoczek marny, to jeszcze się spóźnia.
- Cześć, kwiatuszku. – Wita się ze mną Bartek, który zachodzi mnie od tyłu.
- Czeeeść. – Mówię niepewnie i dotykam dłonią jego czoła. – Eee. Gorączki nie masz.
- Zdrowy jak ryba jestem.
- Chyba tylko fizycznie, bo nie na umyśle.
- Na umyśle też w pełni zdrowia.
- Buhahaha. I co jeszcze? - Chyba mój powątpiewający wzrok nie robi na nim żadnego wrażenia.
- Taa jasne chciałoby się… buloklepie. – Wystawiam mu język.
- Oj, kwiatuszku, kwiatuszku - kręci przecząco głową. O co ci chodzi, Kłusku?
- No co? – mówię to tak niewinnie, niczym trzyletnie dziecko.
- Grabisz sobie, oj, grabisz. – Boże! Jaki on ma zarąbisty uśmiech.
Że nigdy tego w telewizji nie widziałam. Ale jak miałam niby to widzieć, skoro on nigdy nie miał powodów do uśmiechu przed kamerami. Nie moja wina, że z Kontynentala rzadko jest jakiś stream, a w pucharze jak już się pojawi, to szkoda gadać.
- I co mi zrobisz?
- Uduszę! A potem wyssam twoją krew. – Łooo! Jaka powaga. Już się boję i uciekam, gdzie chili czy co tam rośnie.
- Ha, ha, ha. Boję się. I to bardzo.
- Bój się, bój.
- Dobra, uspokój się. – Próbuję go ogarnąć, żeby mi wstydu nie narobił przed obcymi ludźmi w centrum miasta. Ja tędy do pracy chodzę! Nie chcę, żeby mnie potem wytykali palcami.
- Ja jestem spokojny.
- Tak, tak. Ależ oczywiście. Mam sprawę. Potrzebny mi jest fotograf.
- Po co ci fotograf? – No po co? Hmmm właśnie, po co chodzi się do fotografa, panie Kłusku. Ciekawe pytanie. Zapewne studenci na filozofii, zastanawiają się nad nim, tak samo jak Szekspirowskim „być, albo nie być”.
- Potrzebne mi są zdjęcia do dokumentów.
- Ahaaa. – A czego się spodziewałeś? - Jak ładnie poprosisz, to cię zaprowadzę do niezłego.
- Proooszę.
- No, nie wiem, nie wiem. - Nie kręć tak tą głową, tylko znajdź jakiegoś w miarę dobrego i mnie tam zaprowadź.
- Proszę, proszę, proooszę. – I do tego słodka minka. Na uczelni, każdy chłopak mięknie.
- No dobra, chodź. – No i na Bartoliniego mam już sposób.

***

Wychodzę przed budynek, trzymając w ręku kopertę. Rozglądam się wokół, poszukując mego towarzysza…
- Pokaż. – O, jest. Nie uciekł.
- Pokazywałam jak byłam mała. Teraz to się wstydzę. – Chowam je szybko do torebki, żeby temu pajacowi, nie przyszło do głowy mi ich zabierać.
- Ej, no. Przyprowadziłem cię do najlepszego fotografa w Zakopcu, więc…
- Więc bardzo ci za to dziękuję. Niech ci to Bóg w dzieciach wynagrodzi, a teraz choć na jaką herbatę czy coś.
- Kawę.
- Kawa jest nie dobra.
- Nie znasz się. - Nie zamierzam się z tobą teraz kłócić. Za dużo ludzi. Oszczędźmy sobie ten jeden przypał, co?
-A tak w ogóle - mówię, gdy już weszliśmy do jednej z kawiarenek na deptaku Zakopanego -  to bardzo fajny z facet, z tego fotografa. Szkoda tylko, że żonaty.
- I dzieciaty. – Musiałeś? Bartusiu, niektórych rzeczy nie mówi się tak od razu kobiecie.
- A to rezygnuję. Nie zabiorę dzieciom ojca.
- Cóż za dobroć z pani strony. Normalnie serce ze szczerego złota.
- Oczywiście, że tak. Śmiesz w to wątpić?
- Ależ skąd, madame. Gdzieżbym mógł.
- No. I to mi się podoba.
- Wariatka.
- Buloklep.
- Wariatka! – Zaczynamy się przekrzykiwać kiedy to podchodzi do nas kelnerka z naszym zamówieniem. Jaki wstyd. Więcej nie ma co się pokazywać w tym lokalu.
- Buloklep!
- Wariatka!!
- Buloklep!!
- Wariatka!!!
- Buloklepie, ogarnij się już. Nie rób wstydu sobie i mi przy okazji. Tu normalni ludzie też są. - Bartek rozgląda się po wnętrzu pomieszczenia, i chyba dopiero teraz zauważa, że oprócz nas są tu jacyś ludzie.
- No, dobrze… wariatko!
- O Boziu. Błagam zabierz  go jak najdalej ode mnie.
- Nie no, już się ogarniam. – Bo uwierzę.
- No, mam nadzieję.
- W ogóle to mam do ciebie interes.
- Ooo. Jaki? – Mam nadzieję, że zysk będzie duży dla mnie. Wiesz, ekonomistką jestem, a to takie jakby zboczenie zawodowe.
- W przyszłą sobotę Krzyski robią taką imprezkę imieninową.
- Krzyśki??
- No Leja, Biegun i Miętus. – A no tak. Nasze kadry silnie wspierane przez Krzysztofów przecież.
- Normalnie połowa kadry.
- No tak wyszło.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- No, bo pomyślałem…
- Czekaj. Jeśli chodzi o prezent, to ja ci nie pomogę, bo ja się na takich rzeczach kompletnie nie znam. - Tak, przyznaję. Mój gust w dobieraniu prezentów jest niemal równy zeru.
- Nie. Nie o to chodzi. - Można niby odsapnąć, ale?  Co on kombinuje?
- To o co?
- Bo pomyślałam, że mogłabyś tam ze mną pójść.
- Ja??!! – Aż się krztuszę tą herbatą.
- No, ty. Bo kurczę, wszyscy będą z dziewczynami. A niby pełno kumpli, ale jak oni przyjdą ze swoimi kobitkami, a ty jesteś sam, to nie za fajnie jest. I pomyślałem o tobie. No zgódź się.
- Rozumiem cię, ale ja nie mogę z tobą iść.
- Dlaczego?
- Przecież ja tam nikogo nie znam. A w szczególności solenizantów.
- Biegunkę wczoraj poznałaś.
- No, to jednego. A reszta? A goście? Przecież tam pewnie będzie połowa polskich skoczków. - Jak nie cała znając życie, tym bardziej, że każdy w innej kadrze w tym sezonie.
- A ty przecież o nich tyle wiesz, że sami pewnie nie wiedzą o jakichś szczegółach ze swojego życia, które ty znasz. - Nie no, aż tak zdesperowana, to ja nie jestem i nie siedzę na Wikipedii i nie studiuję waszej biografii.
- Bartek, przepraszam, ale nie mogę.
- Ale dlaczego? Chłopaków możesz poznać na skoczni, jak wpadniesz kiedyś. A poza tym Olka znasz, Kubę też. Dziewczyny z nimi przyjdą. A pozostałych możesz poznać tam.
- Tylko ja tam się do was nie nadaję. – Pierwsza Brygada Lotnictwa Polskiego i ja na jednej imprezie? Ta, jasne, żebym sobie jakiegoś przypału – jak to zwykle ja – narobiła przed nimi? Przecież ja tam będę jak piąte koło u wozu.
- Bo co?
- Bo ja się nie nadaję do waszego towarzystwa. Pogadać z jednym, czy dwoma to okej, ale impreza z czołówką polskich skoczków, przez których moje serce jest już bardzo słabe, to całkiem co innego. Ja się tam psychicznie nie nadaję! A imieniny to raczej taka bardziej prywatna impreza, gdzie przychodzą przyjaciele, a nie jacyś obcy.
- Nie mów „nie”. - Nie próbuj nawet mnie przekonywać. Podobno jestem uparta jak stado osłów. - Proszę, przemyśl to jeszcze raz na spokojnie w domu. – Tylko mnie nie błagaj na kolanach.
- Dobrze. Ale zdania raczej nie zmienię.
- Ale obiecaj, że przemyślisz to jeszcze.
- Obiecuję. – Dasz mi już z tym święty spokój?
- Dziękuję. A teraz pokaż te zdjęcia.
- Coś Ty się znowu tak tych zdjęć uczepił?
- Nie.
- No, daj je.
- Nie.
- Proooszę. - Dla świętego spokoju wzdycham tylko sobie pod nosem i podaję mu te zdjęcia. Jeszcze, jakby to były jakieś szczególne, a nie zwykłe jak do dowodu. Co tu niby podziwiać?
- Ooo. Nieźle wyszły. Mówiłem, że to najlepszy fotograf w mieście. – Tak, przechwalaj się tym dalej.
- Myślałam, że powiesz, że fajnie wyszły, bo świetna modelka.
- Powiedzmy.
- Buloklepie!
- Słucham, wariatko.
- Nie drocz się.
- Bo co?
- Bo będzie z tobą źle.
- Nie boję się. – Taki pewny siebie jesteś? - Mam czarny pas karate, to mi nic nie zrobisz. – Taa jasne, od razu czarny. Chyba w snach.
- Będziesz bił kobietę?
- W obronie koniecznej.
- Czyli to będzie moja wina?
- Tak. - Jak zwykle. Wszytko co złe to zgonić na Karolinę. A co? Nie można? Ależ oczywiście, że można.
- Wyjdź!
- Okej. Ale wezmę sobie jedno twoje zdjęcie. - Wyjmuje jedno z koperty i chowa do portfela,
- Po co?
- Na pamiątkę po tobie.
- Zbierasz zdjęcia swoich ofiar?
- Właśnie zaczynam to robić. Jesteś pierwsza. - Ooo. Co za zaszczyt mnie spotkał. Pierwsza ofiara Bartłomieja K. Seryjnego mordercy.
- Miałeś się ogarnąć! – Pokazać się z nim publicznie to jakaś teksańska masakra piłą mechaniczną!
- A nie jestem ogarnięty? – Pytanie, czy ty kiedykolwiek byłeś ogarnięty. Jeśli byłoby inaczej, zapewne byłoby o tym słychać w skocznym świecie, ale takie informacje mnie nie doszły, a po kilkudniowej znajomości widzę, że to niemożliwe.
- Nie.
- A teraz? – Przeczesuje włosy palcami. Tak, na pewno ci to pomoże.
- Dosyć buloklepa to jeszcze idiota.
- Teraz to uraziłaś moja dumę. Wychodzę. Do widzenia. – Bartek wstaje od stolika, z głową dumnie uniesioną do góry.
- Zostań i dopij tę kawę.
- W sumie to jest dobra i szkoda ją zostawić.
- No widzisz.
- Ale co?
- Boże widzisz i nie grzmisz. – Nie! Ja już nie mam do niego sił. Ja chcę do domu!!!

________________________________________________________________________________

Witam moje Panie w ten mroźny wieczorek. U mnie -17 rano. Kuusamo się włączyło, czy co? :D  Dobrze, że czapusia kupiona :P 

Nieskromnie powiem, że to jeden z rozdziałów, który mi się najbardziej podoba. Dużo buloklepy (Ja i tak wierzę, że on w końcu przeskoczy pewien próg, i tak jak latem w Wiśle, będzie sprawiał nam mile niespodzianki. Zobaczycie, co pokaże za 3 tygodnie w Zako. I skończy się buloklepa). Mam nadzieję, że i Wam się spodoba.

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze. Dużo fajniej wstawia się kolejne rozdziały wiedząc, że ktoś to czyta. I chyba Wam się nudziło przez te święta, bo ostatni rozdział ma tyle wyświetleń, co niemal wszystkie wcześniejsze razem. Az mnie zszokowała ta liczba :D

Trzymajcie się cieplutko. Całuski :***

11 komentarzy:

  1. Witaj Kochana.
    Dziś natrafiłam na Twojego bloga i z chęcią go przeczytałam.
    Bardzo lubię opowiadania z Bartkiem ale niestety nie ma ich za wiele.
    Jestem szczerze zaintrygowana losami Karoliny i Bartka.
    Myślę ze do siebie pasują.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i zapraszam do siebie.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam :D
      Niestety, jeśli Bartek juz pojawia sie w opowiadaniach jest to raczej postać nawet nie drugoplanowa. Osobiscie znam chyba 3 opowiadania, gdzie Bartek jest jednym z głównych bohaterów, ale niestety jedno zostało przerwane, jedno ukonczone, ale trzecie się rozwija ;)
      Nie wyobrażajcie sobie zbyt duzo o Karoli i Bartku. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
      Całuski :*

      Usuń
  2. Buloklep <3 Świetne :D Tak samo, jak rozdział :)
    Karolcia taka sceptycznie nastawiona, z góry zakłada, że nie pójdzie. A właśnie, że pójdzie! Już pani Zosia plany szykuje :P A jak ona nie pomoże, to Buloklep siłą wyciągnie ją z tego domu. Jestem tego pewna! :) Niech kreacje szykuje i zacznie treningi z Chodakowską, zapowiada się niezapomniana impreza! (tylko żeby nie zemdlała na widok, jak to ładnie ujęłaś, Pierwszej Brygady Lotnictwa Polskiego :D)
    Te mrozy to jakaś masakra. Rozumiem, zima, śnieg (w mikroskopijnych ilościach) ale taka nagła zmiana temperatur z dnia na dzień nie wróży nic dobrego (może jakaś asteroida czy inne ustrojsrwo leci w kierunku Ziemi? :x).
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolka jest uparta, jeszcze się o tym przekonacie i nawet pani Zosia nie pomoże.
      Zemdleć na widok naszych orłów - hmm no tak, Karolka zdolna do takich rzeczy :D Oj zobaczymy jak się nam to potoczy.
      Więcej śniegu, mniej mroziku, choć u mnie już i on w znikomych wartościach ;/
      Trzymaj się cieplutko :*

      Usuń
  3. Karola i Bartek hhyhyhyhy <3
    wierze w nich z całego serca ;*
    a tym
    - Buloklep!
    - Wariatka!!
    - Buloklep!!
    - Wariatka!!!
    wygrałaś mnie ;*
    pisz szybciutko ;*
    weny<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzysz w nich?!! Hehehe :D no to powodzenia :D
      Oj, ale Wam się spodobał ten buloklepa :D

      Usuń
  4. Ja ciągle czekam tylko na ten konkurs wreszcie! A póki co,pan Kłusek trochę się zagalopowuje. "Kwiatuszku"? I czego jeszcze? Może "pączuszku"? :D A Karola co się tak stresuje jego egzaminami? ;> Przecież to ponoć tylko zwykły buloklep jest...
    Moją opinię zawsze znasz, bo jestem pierwszą czytelniczką. :D Więc co ja się będę rozwodzić!
    Czekam na next. :)
    Pozdrawiam!
    Charlie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do konkursów jeszcze trochę, spokojnie ;) Niestety, uwielbiam rozwlekac wszysyko w czasie :/ One też są rozwleczone.
      Hehe, pączusiu :D Następnym razem ;)
      Karolka to taka dobra istotka o złotym sercu i martwi się o wszystkich, a szczególnie o takich jak ten buloklep. A że stresująca się z niej kobitka, trudno, taki jej urok ;)
      Czekaj, czekaj. Mam nadzieje ze dziś go juz ogarnę i podeśle ;)
      Całuski :*

      Usuń
  5. Nawet nie pamiętam o czym to było, tyle tych rozdziałów, nie chce mi się czytać bo muszę edytować moją scenę o DZIECIACH dlaczego ja to zrobiłam :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A któż to się zjawił? No nie wierze w to co widzę. Miałaś tu nie przychodzić przecież.

      Usuń
  6. wróciłam żeby Cie hejtować

    OdpowiedzUsuń